......... Stóg Izerski 1107 m n.p.m. i Sępia Góra 828 m n.p.m. - dzień siódmy (30.04 – 8.05) | sargath.bikestats.pl

Sargath

avatar Ten dziennik rowerowy prowadzi sargath z miasta Szczecin. Mam nakręcone 27671.67 kilometrów w tym 3202.19 w terenie. Śmigam z prędkością średnią 22.46 km/h i tyle wystarczy. Jeżdżę od dziecka, mój pierwszy rower to "czterokołowiec" Smyk. W pierszym dniu nauki złamało się kółko wspierające i okazało się że drugie nie jest potrzebne. Potem były inne i trafiła się dłuuuga przerwa,aż do momentu, kiedy zrozumiałem że poświęcenie dla własnej pasji i podążanie za ideą jest ważniejsze niż dla kogoś kto nie jest go wart. Pasja ukazuje jakie decyzje podejmujemy i w jakim kierunku zmierzamy ..., a Bikestats'a odkryłem w wakacje '10 :) .
button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

2011

button stats bikestats.pl

2010

button stats bikestats.pl

Kumple od kółka

Statystyka roczna

Wykres roczny blog rowerowy sargath.bikestats.pl

Zajrzało tu od października 2010

free counters
Dane wyjazdu:
101.91 km 45.00 km teren
04:37 h 22.07 km/h:
Rower:Ekspert

Stóg Izerski 1107 m n.p.m. i Sępia Góra 828 m n.p.m. - dzień siódmy (30.04 – 8.05)

Piątek, 6 maja 2011 · dodano: 17.05.2011 | Komentarze 7

Trzeci dzień po wielkim majówkowym śniegu jest ostatnim w górach, ale czy aby na pewno?

Z pewnością tego dnia zamierzałem zrobić traskę pożegnalną, bo na weekend już na 100% uderzę do Legnicy, a tak na dobrą sprawę to czułem lekki niedosyt. Śnieg mimo że zapewnił masę atrakcji mi i sprzętowi w wersji letniej to jednak pokrzyżował moje plany które zakładały przynajmniej 80% na szlaku. Nie wiem na tą chwilę ile faktycznie wyszło, bo podsumowanie napiszę jak dodam wszystkie zaległe relacje z gór. W każdym bądź razie dzisiaj miało być terenowo, bez względu na to czy będzie śnieg na ścieżkach, czy nie.

Cel nr 1, jeden z tych zaplanowanych przed wyjazdem na urlop, czyli Stóg Izerski nad Świeradowem Zdrój. Miało być grzecznie, podjazd, zjazd i z powrotem, bo wieczorem żegnam się z górami i przesuwam się bardziej na północ.

No więc około 9:00 wyjechałem ze Szklarskiej już obcykaną traską do Świeradowa, niestety asfaltem. Po drodze za Zakrętem Śmierci spojrzałem tylko na prawo, prowadził tam szlak rowerowy, typowo terenowy i niestety utrzymywała się tam z 10 cm warstwa śniegu. Jakoś mnie to nie obeszło, cel jest nie do odwołania, a ta śnieżyca złośliwie zostawiła najwięcej śniegu tylko w Szklarskiej :)

Temperatura była już znacznie podwyższona w stosunku do dni poprzednich, więc jak jechałem asfaltem, to po bokach utworzyło się dużo strumieni topniejącego śniegu spływającego z wyższych partii gór dość obficie i tworząc przy tym efektowny szum przypominający jadący samochód. Efekt był taki, że jadąc miałem wrażenie, że co chwilę ktoś ma zamiar mnie wyprzedzić , ale czai się przy tym co jest bardzo wkurwiające, jakie było moje zdziwienie na początku kiedy, kilkakrotnie odwracałem się żeby zobaczyć co za cienias nie potrafi wyprzedzić rowerzysty, a wtedy okazywało się że nikogo za mną nie ma. Cóż natura nieraz też potrafi wkurzać, po takich trzech razach udało się do tego przyzwyczaić.

Dzisiaj miałem zamiar pobić przedwczorajszy rekord 72 km/h , ale niestety nie udało się bo wiał dość mocny przedni wiatr, który zapewniał podczas zjazdu z góry efekt jazdy po prostym. Po paru minutach wjechałem do Świeradowa i teoretycznie od skrętu pod górę do centrum, można traktować ten etap jako podjazd po Stóg Izerski co wychodzi jakieś 600 m podjazdu, do tego legalnego, bo prowadzi tam szlak rowerowy i nie tylko, ale o tym później. Po drodze fotka parku gdzie już nie ma ani grama śniegu.

Park w Świeradowie © sargath7


I jeszcze jedna z centrum.

Mój cel Stóg Izerski © sargath7


Przejechałem koło stacji kolejki gondolowej, która jest tak naprawdę bardzo ciekawą kolejką i służy nie tylko narciarzom.
Podjazd zaliczałem od północno zachodniej strony zielonym szlakiem i było momentami naprawdę wymagająco mimo tego, że był to asfalt, z ubytkami, bo z ubytkami, ale zawsze asfalt, do tego droga rowerowa.
Jeszcze trochę pod górę, a potem szykuje się ciekawy zjazd. © sargath7

Stromy podjazd, ale zaraz szczyt © sargath7


Wreszcie około 11 byłem na szczycie, a pogoda i widoki zadbały o to że zbyt szybko nie miałem zamiaru stąd się zbierać. Pierwsze co to poleciałem do schroniska po pieczątkę na kartce pocztowej n pamiątkę, a potem przekąsiłem zupkę. W takiej scenerii, gdzie ławeczki w większości wolne ustawione są na punkcie widokowym powoduje efekt totalnego zapomnienia. Szkoda że ze Szrenicy nie było nic widać, bo skoro tutaj widoczki pierwsza klasa to stamtąd klasa Vip.

Na Stogu Izerskim w maju :) © sargath7

Widoczek ze Stogu Izerskiego wschód © sargath7

i w kierunku Świeradowa © sargath7

Schronisko na Stogu Izerskim © sargath7


W schronisku dowiedziałem się bardzo ciekawej informacji, a mianowicie, kolejka gondolowa która wjeżdża na szczyt Stogu, zabiera bez problemu rowery. Zastanawiałem się czy nie zjechać kolejką na dół, bo i tak długo mi zeszło na szczycie, ale jak powiedziałem na początku na dzisiaj miała być wypas wycieczka więc namówiłem siebie, że wyjechać ze Szklarskiej i tak zdążę, a kolejką trzeba się przejechać.

A tym ciekawym wagonikiem zaraz będę jechał do góry :) © sargath7


Wymyśliłem, że zjadę na dół i wjadę do góry, więc będę miał dwa zjazdy :D:D:D
Zjazd z góry był dość mocny, a pięćdziesiątka utrzymywała się na liczniku z zaciśniętymi, asekuracyjnie i lekko, klamkami. Udało się zjechać bezpośrednio do stacji, mimo hu*** na Maksa oznaczeń, ale przy 50-60 km/h za wiele w sumie się nie widzi. Szybko kupiłem bilecik i zapłaciłem 19 zł , a więc na górę!!!
Zapakowałem się do wagonu, akurat z czasem dobrze wycyrklowałem, bo odjazdy co 30 minut. Wszystko super glanc pomada, podobno rowerki dwa wchodzą do wagonu, ale jak dla mnie to chyba bez właścicieli, albo stłoczeni jak sardynki w puszce. Wkomponowałem rower w narożnik i rozwaliłem się na ławeczce co by się dziadek z babcią nie zamierzali dosiąść. Babcia pewnie słabe serce ma i jeszcze w wagonie by wykorkowała i miał bym dzień z głowy :D Zapewniłem dziadka, że w nastepnym będzie mu wygodniej :D:D:D. Dobra wreszcie odjazd i jadę do góry, normalnie dzień Świstaka.
Widok z wagonu w stronę Świeradowa © sargath7

Sprzęcik w wagonie, prawda że mało miejsca? © sargath7

Gdy dojechałem na górę nacieszyłem się jeszcze widokami, a potem powtórka z rozrywki, szybki zjazd do Świeradowa, ta jasne szybki, nagle się turystom zebrało na chodzenie po górach, ehh musiałem mocniej hamować co by jakiegoś nie skosić, a kusiło, kusiło :)
Jako, że hamulce miałem już na wykończeniu to na zapas miałem ze sobą nowe klocki do tarczówek, ale zabierałem się do wymiany i zabierałem, aż się nie zabrałem i się to zemściło. Jechałem chyba podobną traską co wcześniej, ale coś mi się chyba poplątało i skręciłem nie w tym momencie co trzeba, zatrzymałem się więc z dość mocnym piskiem tylnego hamulca, ale to się nieraz zdarza więc patrzę tylko na mapę i coś mi śmierdzi spalenizną. Z lasu dochodziły odgłosy wycinki więc myślę sobie drwale ognicho palą, ale nie patrzę na tylnego hama, a tam tarcza i klocki dymią, dymią czy parują nie istotne, pierwszy raz moje oczy takie cudo widziały, schodzę roweru nachylam się, niucham, myślę sobie drwale niewinni byli :).
Niestety spaliłem hamulce, a to dopiero połowa zjazdu, myslę sobie poczekam, wystygną to pojadę, żeby tylko tarcza się nie pofalowała lub pękła, stygło to dobre 5 – 10 minut, normalnie jak bym miał jaka kurze to bym jajecznice sobie walnął, „Jajecznica z tarczy a’la Sargath” :)
Dobra trzeba jechać, górka jeszcze spora, przedni jeszcze hamuje, ale za sobą ma już ponad 10 000 km, a ten z tyłu 4 tysiące dopiero wytrzymał, no ale o połowę tańszy :)
Spadek zrobił się większy i musiałem przycisnąć bardziej tylny, jak mną szarpnęło po chwili i się metalu posypało, gównie opiłków, ale kawałki musnęły mi nawet brodę, myślę sobie tarcza pękła, oby tylko zacisk był cały. Nachylam nie a tam wyrwało blaszkę rozpierającą klocki w zacisku, a okładzina klocka to w sumie nie istniała. Po wyjęciu były całe skopcone, na fotce poniżej widać, że są czarne, a tak naprawdę dzisiaj z rana były jeszcze czerwone model Jagwire’a – nie polecam krótko żyją, a i życia mogą pozbawić :D

To co zostało z klocków i balszki po zjeździe ze Stogu Izerskiego :) © sargath7


Wymontowałem blaszkę i zostawiłem klocki na miejscu w razie jak bym z przyzwyczajenia pociągnął za klamkę, tak asekuracyjnie, bo mogły by tłoczki wyskoczyć wtedy na zewnątrz. Rozepchałem tak, że nie obcierało :) Okazało się że dojechałem od dupy strony do Czerniawy. Pytam się robotnika z budowy jak najszybciej do Świeradowa, a on, że tam skąd jadę, to mu mówię że odpada, została więc trochę dłuższa droga, ale tylko trochę.
Po jakimś czasie jadę drogą, patrzę, a tam znak „Zamek Czocha 16 km”, myślę, nieee czasu mało hamulec tylny padł innym razem, ale palnąłem się w łeb i mówię kiedy??? teraz jest okazja. Koło drogi była chałupa i chłopek roztropek no to pytam go jaka droga do zamku? a on że z górki, to ja się pytam czy jest jakaś pod górkę, patrzy na mnie dziwnie to mu mówię, że hamulce mi cienko pierdzą, ale okazało się że spadki małe więc przedni za bardzo się nie napracuje.
Po drodze przypomniało mi się że kasę zostawiłem w spodniach na krześle w domu, z kolejką gondolową nie było problemu bo kartą płaciłem, a w planach nic więcej nie miałem. Nie wiedziałem czy opyla się jechać, bo tylko, żeby z zewnątrz popatrzeć to lipa, ale! patrzę w portfelu mam jeszcze tysia koron, myślę może za to wejdę, ale potem wpadłem na pomysł żeby kantor dorwać, tylko mapy nie miałem okolic więc nie wiedziałem gdzie jakaś większa miejscowość po drodze.
Jeśli jednak mówimy o atrakcjach po drodze, to przy samej drodze był stary zamek z XIV w. , a właściwie ruiny zamku w Świeciu.
Ruiny Zamku w Świeciu © sargath7

Wchodzę przez łuk do środka, a z za pleców słyszę, że wstęp płatny, myślę ku**** kasy nie mam i myślę ruinki fajne, szkoda by było nie zobaczyć z bliska. Pytam ile, a on że minimum złotówkę. Podejrzeń nabrałem bo gość jak robol ubrany, złotówkę chce to menel pewnie jakiś na wino podstępem zbiera, ale nie okazało się, że gość chce to miejsce odbudować razem z żoną i jest to własność prywatna. Pogrzebałem w portfelu i ze 4,30 wyszperałem, bo koron nie chciał kupić. Dał bym więcej bo kurcze pożyteczny cel, od razu przypomniała mi się wieża Bismarcka w Szczecinie, też własność prywatna, a właściciel ma to w dupie i się wszystko sypie, a tu taki gość ma pomysł i pewnie mu wyjdzie.

Rower w ruinach © sargath7

Dawna podstawa wieży, obecnie punkt widokowy © sargath7

Pozostałości dawnej karczmy i wiezy więziennej © sargath7


Wreszcie dojechałem do Leśnej, a tam chłop z twarzą od brony oderwaną pokierował mnie do kantoru i do zamku. W Leśnej wymieniłem kaskę i heja do Zamku, po drodze na stacji jeszcze mapę kupiłem, wchodzę przez bramę, podchodzę do kasy, chcę kupić bilet, a facet do mnie że zamek za free. To ja się męczę żeby kasę zdobyć, dopuszczałem opcje wyżebrania po wioskach, a tu zamek za darmochę, dobra tylko się płaci za zwiedzanie w środku, ale nie maiłem zapięcia, a i tak na tą chwilę co byłem nie był dostępny przewodnik.
Zamek Czocha z górnego tarasu © sargath7

Jezioro Leśniańskie z dziedzińca zamku Czocha © sargath7

Wieża z placyku ze studnią © sargath7

Zamek Czocha © sargath7


Obleciałem cały zameczek, lochy i inne co było do zobaczenia, a następnie z zamku ułożyłem sobie trasę przez Mirsk do Świeradowa, ale było po płaskim więc hamulce nie będą jęczeć. Po drodze ktoś sobie swój prywatny zamek wybudował, a właściwe basztę.

Baszta przy drodze © sargath7


Po kluczyłem trochę po wioskach, po drodze mijał mnie jakiś rowerzysta jak fociłem, wyprzedziłem go i został w tyle, ale potem już w Świeradowie znowu się spotkaliśmy, za dużo fotek robię :))
Dojechałem wreszcie do Mirska, wioseczka widać, że taka zamknieta w sobie, cały lud na ryneczku siedzi i lukają, pewnie każdy każdego zna, więc patrzyli na mnie dość dziwnie, trochę mi się spieszyło więc zbyt długo tam nie zabawiłem. Na stacji za miastem uzupełniłem kalorie hot dogami, a następnie kierunek już Świeradów.
Ruiny kościoła poewangelickiego z XVIII wieku który spłonął w 56r. XXw. © sargath7

Wieża zegarowa na rynku © sargath7

Uliczki w Mirsku © sargath7

Gdy już doczłapałem się do Świeradowa to tak szukałem alternatywy do tego podjazdu do Szklarskiej i wykombinowałem sobie drogę rowerową, terenową więc dobrze, ale zamiast sobie ułatwić to zafundowałem sobie podjazd razy dwa niż ten do Szklarskiej szosą. Nie ma co narzekać, po to tu przyjechałem. Droga się zaczynała przy szosie 404 i pięła się stromo do góry, jeden zakręt, drugi, trzeci i tak na 700 metrów, na rozstaju patrzę na mapę, a tam jakieś 120 m do góry jest kusząca atrakcja w postaci Sępiej Góry. Waham się, waham, zacząłem się nawet zastanawiać czy nie zostać jednak znowu jeden dzień dłużej. Po kolejnej chwili namysłu i uzupełnieniu płynów, podjąłem decyzję która była i tak pewnie oczywista, czyli wdrapuję się na górę, to tylko sto parę metrów, ale z jakim nachyleniem, no chyba że ja już byłem wykończony tego dnia, nie wiem, ale jak podjeżdżałem już do czubka to po drodze schodziła para, a koleś do mnie „dawaj dawaj już meta”, a ledwo już ciągnąłem to trochę żwawiej mi się kręciło i rzeczywiście po chwili byłem na szczycie.

Widok z Sępiej Góry na Stóg Izerski © sargath7

Sępia Góra © sargath7


Po chwili odpoczynku na skałce przypomiało mi się, że trzeba zjechac teraz w dół, ale przedni hamulec spisał się bez zarzutów, z resztą nie pierwszyzna kiedy jeżdżę na jednym hamulcu :)
Dalej jechałem już rowerowym szlakiem i znowu wkurwiały mnie oznaczenia, ale trzeba było cisnąć bo zbliżała się 18:00, a w końcu tego dnia wyjazd. Po drodze miałem jeszcze głupie myśli, aby się wdrapać na kopalnie kwarcu Stanisław, ale rozsądek wziął górę tym razem :)
Wyjechałem ze szlaku na szosę właśnie pod szlakiem do kopalni, ale skierowałem się do Szklarskiej i zbawienie wiatr w plecy, przez kilka kilometrów do Zakrętu Śmierci jechałem pod górkę z wiatrem w plecy . Na zakręcie dojrzałem tym razem ścieżkę, która zaprowadziła mnie na zajebisty punkt widokowy.
Widok z punktu nad Zakrętem Śmierci © sargath7

Widoczność była tak dobra, że udało się sfotografować Śnieżkę i schronisko :) © sargath7


Teraz to już naprawdę wróciłem do domu i około 20 udało mi się wyjechać , ten dzionek zaliczam do tych najlepszych, dystans, górki, widoki, atrakcje i przygody to coś wspaniałego.


Komentarze
jurektc
| 16:52 sobota, 21 maja 2011 | linkuj Ja tez tak chce :(:((:(
sargath
| 17:12 czwartek, 19 maja 2011 | linkuj Paweł - mówisz i masz, następna relacja same foty :D:D:D
Misiacz
| 09:38 czwartek, 19 maja 2011 | linkuj Paweł, nie pisz już więcej, bo nie mam czasu na inne rzeczy, tylko czytam i czytam te wpisy! :)))
AreG
| 21:35 środa, 18 maja 2011 | linkuj No to sobie wypad zafundowałeś. Rewelka!!!
dornfeld
| 19:32 środa, 18 maja 2011 | linkuj Rewelacja.
rowerzystka
| 06:57 środa, 18 maja 2011 | linkuj Jestem pod dużym wrażeniem, siedem dni jazdy w dużo trudniejszych warunkach niż zazwyczaj, do tego złe warunki pogodowe. Piękna wycieczka, na pewno pozostanie na długo w Twej pamięci.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!