......... Czechy, strona 1 | sargath.bikestats.pl

Sargath

avatar Ten dziennik rowerowy prowadzi sargath z miasta Szczecin. Mam nakręcone 27671.67 kilometrów w tym 3202.19 w terenie. Śmigam z prędkością średnią 22.46 km/h i tyle wystarczy. Jeżdżę od dziecka, mój pierwszy rower to "czterokołowiec" Smyk. W pierszym dniu nauki złamało się kółko wspierające i okazało się że drugie nie jest potrzebne. Potem były inne i trafiła się dłuuuga przerwa,aż do momentu, kiedy zrozumiałem że poświęcenie dla własnej pasji i podążanie za ideą jest ważniejsze niż dla kogoś kto nie jest go wart. Pasja ukazuje jakie decyzje podejmujemy i w jakim kierunku zmierzamy ..., a Bikestats'a odkryłem w wakacje '10 :) .
button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

2011

button stats bikestats.pl

2010

button stats bikestats.pl

Kumple od kółka

Statystyka roczna

Wykres roczny blog rowerowy sargath.bikestats.pl

Zajrzało tu od października 2010

free counters
Wpisy archiwalne w kategorii

Czechy

Dystans całkowity:564.73 km (w terenie 110.00 km; 19.48%)
Czas w ruchu:25:15
Średnia prędkość:22.37 km/h
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:94.12 km i 4h 12m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
159.76 km 20.00 km teren
05:52 h 27.23 km/h:
Rower:Ekspert

Kotlina Kłodzka – Widokowo po Czechach - dzień 6

Sobota, 23 lipca 2011 · dodano: 05.08.2011 | Komentarze 5

Ratusz Stare Mesto © sargath7


Ach gdybym wiedział że tego dnia będzie taka pogoda to był bym skłonny zrezygnować z dnia poprzedniego i związanych z tym wojaży. Niestety nie wiedziałem, a ICM się nie sprawdził, niespodzianka, było pięknie. Nawet jak by padało to miałem cel na Stare Mesto, które nie wypaliło poprzednio więc trzeba było ponowić atak. Jako że wszystko wskazywało na całodniowy wypad to postanowiłem, że po Starym Mescie dalszy kierunek będzie dostosowany do kierunku w jakim zachce mi się jechać. Tak też zrobiłem i dalej w zasadzie nie ma co pisać, tym razem może więcej fotek, a mnie pisania, bo się poprzednio chyba za bardzo rozpisałem :D:D:D

A więc kierunek na Bolesławów i do granicy, długi kilku kilometrowy podjazd, nachylenie miodzio tak na rozgrzewkę przed zjazdem, na górze człowiek zmęczony, a tu niespodzianka w obie strony zjazd :D:D:D, no ale wybór jest oczywisty. Dalej już tylko dłuuugi zjazd do Starego Mesta, po minięciu kilku nieistotnych wiosek.

Przygraniczne widoki na przełęczy Staromorawskiej © sargath7

Ratusz Stare Mesto © sargath7

Trójca święta - Stare Mesto © sargath7

Kościół - Stare Mesto © sargath7

Stare Mesto © sargath7


Następnie spodobała mi się droga ku Hanusovicom, praktycznie dalej zjazd więc można dobrze cisnąć. Zdarzyło się kilka odbić leśnymi ścieżkami .

Leśne szlaki za Starym Mestem © sargath7


Poniżej miało być po drodze do Hanusovic, ale nie chce mi się już zmieniać.

Po drodze do Starego Mesta © sargath7

Wiatrołomy © sargath7


Dalej dojechałem do tych nieszczęsnych Hanusovic – straszna dziura, masakra kompletnie nic tam nie ma, ale może za słabo szukałem, jakiś taki byłem zniecierpliwiony, może za wiele oczekiwałem, pokręciłem się i na mapce dostrzegłem Jindrichow – kolejna dziura, zawracam i miałem jechać na Kraliky, ale jakaś ikonka zamku przykuła moja uwagę jadąc w stronę Sumperku, tam chciałem jechać, bo wiem że konkret miasto, ale za mało czasu i tak za dużo postojów na foty, średnia spada...
...więc tak sobie pojechałem, że jak znowu nic ciekawego nie znalazłem to się wkurzyłem i źle skręciłem, nie wiem może z 5 km zabrakło mi do Sumperku, ale o tym dopiero dowiedziałem się w domu bo mapa mi tak daleko nie docierała i zawróciłem, jakąś boczną dróżką już w stronę Kraliky. Czasu mało, a tu tyle ślepych trafień. Ogólnie tereny ciekawe, tylko focić, bo praktycznie jedzie się w dole wąwozów, a właściwie tak między górami, efekt ciekawy.
Tak po prawdzie to dzisiaj strasznie słabo kręciłem, a chciałem zrobić szybki odcinek tak około setki, do Hanusovic miałem zachodni wiatr, czyli prosto w ryj. Chyba za mocno kręciłem po odezwała się stara kontuzja kolana która wybiła mnie z rytmu, sporo kilosów już za mną, przedmą jeszcze więcej. Na mapie taka krótka wycieczka się wydawał :)
Satawy koło Małej Morawy © sargath7

Widoki na masyw Śnieżnika © sargath7

Schludne pola © sargath7

W drodze do miasta Kraliky © sargath7

Ostatni podjazd i Kraliky © sargath7

W oddali klasztor Góra Matki Bożej © sargath7

Zjazd do Kraliky © sargath7

Kraliky - ratusz na rynku © sargath7

Wieża kościoła Kraliky © sargath7

Fontanna na rynku © sargath7

Kamieniczki z arkadami na rynku © sargath7


Jak już pokręciłem się po mieście, które oprócz odnowionego centrum, posiada największą atrakcję w postaci klasztoru na górze którą sobie darowałem co by nie obciążać kolana, a pod górę to ja powoli i rozważnie jeszcze nie umiem podjeżdżać, głos rozsądku wygrał i po zwiedzaniu pojechałem w stronę Międzylesia gdzie czekała mnie kolejna porcja zabytków :)

Na granicy © sargath7

Kociół w Boboszowie © sargath7

Bibloteka w Międzylesiu © sargath7

Kolumna Maryjna © sargath7

Zamek w Międzylesiu z Czarną Wieżą © sargath7

Fontanna z widokiem na kościół św. Barbary © sargath7

Przy wejściu do zamku © sargath7

Pod krużgankami zamku © sargath7

Kościół św. Barbary © sargath7


Międzylesie to bardzo piękne miasteczko i chciało by się tam zostać na dłużej, ale niestety czas wracać. Kierunek na Bystrzycę Kłodzką po raz enty.

Widoki na Góry Bystrzyckie i Orlickie © sargath7

Widoki na Góry Bystrzyckie i Orlickie © sargath7

Tak odskocznia od widoków :) © sargath7


Po drodze odbiłem na Wilkanów zamiast zawijac do Bystrzycy, zawsze to jakieś 5 km mniej, zwłaszcza że teraz na deser, a może za karę spory podjazd mielony już kilka razy więc rozpisywać się nie będę, ot taka górecka z Idzikowa do Siennej i dalej do Stroni.

Okolice Wilkanowa z widokiem na górki Śnieżnickiego Parku Krajobrazowego © sargath7

i jeszcze jeden widoczek na Masyw Śnieznika © sargath7

Kolejny raz rzut obiektywem na Igliczną © sargath7


Po przyjeździe na kwaterę okazało się, że na urlop przyjechała nowa grupka osób i byli bardzo towarzyscy, sklepy już po zamykane bo jest koło dwudziestej, ale jakiś ciepły browar kiszę na górze więc ... więc gdy się skończył to był problem... ale na pomoc przyszedł zmrożony Soplica, bo właściciel pensjonatu postanowił się dołączyć... ba poczęstował nawet świetnym chorwackim piwem w małych 0,33 l buteleczkach jedno Ożujsko, a drugie Karlovacko oba dobre, ale nie ma się czym podniecać, ale trzeba brać poprawkę, że nie piłem go na czczo :) Zgon nastąpił dość wcześnie ale miałem trochę męczący dzień... ale wypad bardzo udany!

Dane wyjazdu:
129.56 km 0.00 km teren
05:22 h 24.14 km/h:
Rower:Ekspert

Kotlina Kłodzka - Javornik - dzień 3

Środa, 20 lipca 2011 · dodano: 30.07.2011 | Komentarze 10

Na trzeci dzień, z racji oddalających się opadów, zaplanowałem Stare Mesto pod Śnieżnikiem z opcją dalej na południe jeśli pogoda będzie łaskawa i noga będzie podawać. Skoro więc wypad do Czech to waluta obowiązkowo, na szczęście trochę tego zostało z wypadu majowego. Dobrze że nie sprzedawałem wtedy, bo korony podskoczyły do góry, nieznacznie bo nieznacznie, ale zawsze jest to niepożądana informacja.
Wyjazd w okolicach 10, miałem się przebić nową ścieżką do Kletna, podobno skrótem. Do Siennej standardowo podjazdem jak na Czarną Górę, dalej odbiłem w lewo na nieoznaczony asfalt i stromym, bardzo stromym podjazdem na Janową Górę. Po drodze w zaroślach zauważyłem stary i zaniedbany kościół.

Stary kościół w okolicach Siennej © sargath7


Gdy już wdrapałem się na najwyższy punkt odcinka to myślałem że padnę, coś mnie odcięło, noga przestała podawać, fakt że było stromo, ale krótko, za mną dopiero kilka kilometrów, a tu taki zgon. Wiedziałem że na cokolwiek jest już za późno, ale szybko machnąłem tabliczkę białej czekolady i po zerknięciu na mapę zastanawiałem się nad rewizją planów. Uznałem, że nie ma co się ładować do Czech, bo do samego Starego Mesta jest najpierw podjazd, potem mega zjazd i jeszcze trzeba wrócić. Sama w sobie jazda tam i z powrotem była by do wykonania, ale planowałem na powrocie większy balast na plecach :)... więc, aby urlop był nadal przyjemnością ułożyłem sobie płaski odcinek regeneracyjny. Zamiast skręcić na południe na Przełęcz Staromorawską to zjechałem koło kopalni Uranu do Kletna, a dalej powrót do Stroni. Po drodze jeszcze w Starej Morawie zdjęcie Galerii Wapiennik, poprzednio jak tu jechałem, front był przysłonięty przez autokar z suchymi Niemcami.

Galeria Wapiennik © sargath7


Skoro miało być płasko to tylko do Lądka, więc jak pomyślałem to tak pojechałem, tylko jeszcze w pttk’u zakupiłem kolejną porcję map. W miarę sprawnie się przemieściłem, ale nie dziwota, bo to raptem 7 km. Na ryneczku rozłożyłem się na ławce i zabrałem się za pochłanianie lodów zakupionych w pobliskiej kawiarence. Następnie wodząc palcem po mapie w głowie rodziły się kolejne kierunki tras, a w tym akurat momencie moje zainteresowanie wzbudził Javornik oddalony o jakieś 17 km. Tymczasem jednak zabrałem się za objechanie terenów miejskich Lądka.

Ratusz na rynku w Lądku Zdrój © sargath7

Kolumna św. Trójcy © sargath7

Trójca Święta © sargath7

Kamieniczki na rynku © sargath7

Makro z rabaty kwiatowej na moście św. Jana © sargath7

Ruiny kościoła © sargath7

Kościół Narodzenia NMP © sargath7

Sanktuarium © sargath7

Dom uzdrowiskowy Wojciech © sargath7


Po objechaniu w miarę dokładnie istotnych miejsc Lądka, podjąłem decyzję o wydłużeniu traski z racji znacznej poprawy i wzroście sił. Nie wiem może śniadanie było za słabe, albo to dzięki solidnej porcji węglowodanów przyjmowanych w trakcie objazdu po mieście, bo nogi zaczęły lepiej podawać.
Na południe nie ma co się pchać, za późno już, ale Javornik kusił, więc kierunek wschód :)
Do Javornika z Lądka trzeba się przebić przez Przełęcz Lądecką, która chyba pierwotnie pełniła tylko funkcję przejścia pieszego, bo na mapach googla nie ma w tym miejscu drogi. Obecnie prowadzi tam dość dobra asfaltowa droga która jednak może być niekiedy nie przejezdna ze względu na odstrzały w działającej Kopalni Bazaltu na zboczu Czarnego Urwiska, akurat jak jechałem wszystko było otwarte i na przełęcz wdrapałem się powoli, ale bez zbędnych przestojów.

W drodze na przełęcz Lądecką © sargath7

Na Przełęczy Lądeckiej 665 m n.p.m. © sargath7


Z przełęczy do Javornika już tylko zjazd. Nie wiem czy wspominałem, ale na każdym prawie zjeździe obowiązkowo narzucałem wiatrówkę, bo temperatura nie była zbyt wysoka, a to co się człowiek rozgrzeje to na szybkim zjeździe jest się momentalnie wychładzanym, a przy prędkości ponad 50 km/h odczuwalna temperatura jest bardzo niska, a szkoda hamować :)

Widok od strony czeskiej pod przełęczą Lądecką © sargath7

Kościół w Travnej © sargath7


Po minięciu Travnej dojechałem do przedmieść Javornika i napotkałem na swej drodze takie coś jak poniżej, a nie mam pojęcia do czego to służyło. Tabliczka była, ale po czesku (u nas jak tabliczki stawiają to po czesku też są opisy, a tu dupa), więc nie kumałem. Wygląda to na wieżyczkę strażniczą, ale tylko z zewnątrz, w niszach od dołu oprócz dzikiej toalety dla mijających to miejsce „turystów” , znajdują się otwory do szybu biegnącego do góry na wylot. Coś jak komin. Na górze był tylko taras i przeszklone przekrycie wspomnianego wcześniej komina. Stawiam dwie możliwości ze swojej strony, że jest to – dziwny piec, albo bardzo stary i zaawansowany, jak na czasy w których powstał, element większego i nieistniejącego systemu kanalizacji/melioracji.

Niezidentyfikowany obiekt © sargath7


Jak ktoś wie co to jest to śmiało, bo ciekawość mnie zżera :)
Po krótkich oględzinach dotarłem do Javornika, miasteczko małe ale czyste i zadbane. Posiadające kilka ciekawych zabytków, np. Zamek Jansky Vrch – czyli jak wyczytałem Wzgórze Jana. Zamek jednak zostawiłem sobie na koniec i zacząłem od rynku gdzie dorwałem sklepik z możliwością degustacji piwka. Zwykle ograniczam się tylko do zakupu, ale ... . W Czechach jest zgodnie z prawem nie wolno mieć ani grama alkoholu we krwi, ale zgodnie z prawem obowiązują mnie przepisy Polskie, a piwo próbowane przeze mnie jest bardzo słabe około 3,8% w dodatku szklanka 0,3 l, bo „z pipy” :) więc mam nadzieję że zostanie mi wybaczone :)
Co do piwka to zakupiłem na spróbowanie Krusovice oczywiście jasne – Svetle, strzał w dziesiątkę bardzo bogaty smak i chciało by się jeszcze, ale nie można przeginać, kupiłem kilka butelek 0,5 skusiłem się na nie po rozmowie ze sprzedawcą który po Polsku w miarę dobrze gadał. Wspomniane piwko waży się już od XVI wieku w okolicach Pragi więc raczej lipy nie powinno być i nie było.
Czas pozostał na objazd po mieście. Mogłem jednak najpierw wjechać na zamek, a potem obciążać plecak :), ale trzeba było myśleć zawczasu. Ograniczyłem się tylko do objechania małego dziedzińca na zamku i zerknięcia na panoramę miasta z jednego z tarasów widokowych. Co ciekawe gość ze sklepu z piwkiem powiedział mi jeszcze co nieco o zamku, a mianowicie wewnątrz podobno (nie wiem nie sprawdzałem) jest wystawa fajek ręcznie skrobanych przez mnichów, nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt że drzeworyty przedstawiają gołe panienki. Mnisi to jednak kiedyś była wesoła społeczność :)

Ratusz w Javorniku © sargath7

Zamek Jansky Vrch © sargath7

Kościół w Javorniku © sargath7

Panorama z tarasów zamku © sargath7


Zwiedzanie zwiedzaniem, ale czas jechać dalej, heh miałem wracać, ale nie chciałem tą sama droga, a jedyna najkrótsza inna od tej co tu dotarłem biegła przez Paczków i Złoty Stok więc mega na około. No nic czas jeszcze w granicach błędu pozostał więc pojechałem, a do Paczkowa o dziwo wiatr w plecy miałem i jechało się bardzo przyjemnie. Oficjalnie nie miałem zwiedzać i objechać miasto obwodnicą, ale stojący przed miastem wielki znak „Zabytki Paczków” szybko zmienił moje zamiary :)

Miasto jest bardzo bogate w zabytki, ale niestety bardzo zaniedbane i co mnie bardzo uderzyło to w centrum nie brakuje w żadnej bramie menela. Wielu ciekawym zabytkom przydał by się gruntowny remont. Co ciekawe zachowały się prawie w całości średniowieczne mury obronne okalające centrum oraz wiele innych budynków w stanie nienaruszonym.

Ratusz w Paczkowie © sargath7

Kościół p.w. Matki Bożej Nieustającej Pomocy © sargath7

Kościół pw. św. Jana Ewangelisty © sargath7

Wieża i brama Wrocławska © sargath7

Wieża i brama Kłodzka © sargath7

Jedna z baszt średniowiecznych murów miejskich © sargath7


Z Paczkowa zamiast drogą główną do Złotego Stoku, objechałem boczną praktycznie nieuczęszczaną przez Kamienicę. Tam też zaczął padać deszcz i wiać cholerny wiatr w twarz. Po około 10 minutach, byłem przemoczony, na szczęście temperatura była na przyzwoitym poziomie.

Kościół w Kamienicy © sargath7


Do Złotego Stoku dojechałem falbankami w towarzystwie Tirów i innych wyprzedzających na żyletkę.

Kościół w Złotym Stoku © sargath7


Za Złotym Stokiem czekał mnie podjazd dziurawym asfaltem, do tego dość długi, w nogach już sporo kilometrów, a do domu jeszcze około 30 i do tego z 10 km podjazdu :(
Deszcz padał coraz mocniej, plecak ciążył masakrycznie, po drodze cholernie nie miła sytuacja, gdy już wdrapałem się na szczyt, zaczął się zjazd to na jednej z długich prostych zaczął mnie wyprzedzać z duża prędkością kretyn w Audi mimo iż z naprzeciwka dość blisko zbliżał się inny osobowy samochód, nie pamiętam marki. Co do samego wyprzedania mnie to spoko, jak najbardziej prawidłowo, bo z drugiego pasa, ale gość nie obliczył chyba że ten z naprzeciwka też nie jedzie spacerowo i zaraz po minięciu mnie kierowca Audi zjechał na prawo ze zbyt dużym zamachem i przy mokrej nawierzchni zarzuciło mu tyłem i przerysował bokiem o drzewo które jak wiele innych rosło na samym skraju jezdni. Otarcie się o drzewo odrzuciło go z powrotem na lewy już pusty pas, a hamowanie zakończył jednym przednim kołem przewieszonym przez skarpę. Chciałem baranowi zdjęcie zrobić, ale tak ciął deszcz, że wolałem nie zamoczyć sprzętu. Teraz cieć się nauczy, że rower nie jedzie tylko 10 km/h. Na zegarze miałem akurat ponad 50, bo było z górki i pewnie tego nie wziął po uwagę.

Ostro zmoczony wjechałem do Stronia, a tam tablica która wywołała spory uśmiech u mnie.

Chata Cyborga © sargath7


Już wiem gdzie przyjeżdżają cyborgi ze Szczecina na trening górski :)))))

Dane wyjazdu:
46.07 km 0.00 km teren
03:44 h 12.34 km/h:
Rower:Ekspert

Praha Česká - dzień szósty (30.04 – 8.05)

Czwartek, 5 maja 2011 · dodano: 16.05.2011 | Komentarze 7

Tak jak wspominałem w poprzedniej relacji na dzień dzisiejszy zaplanowałem sobie odskocznie od ośnieżonych szlaków w Szklarskiej i postanowiłem uderzyć do Złotego Miasta. Pomysł zrodził się podczas przejażdżki kulturo znawczego po Harrahov, bo jak by nie patrzył to pivko to element kulturalny i obowiązkowy dla każdego turysty z czym pewnie większość zgodzi się ze mną na pewno.

Śmigając po wspomnianym miasteczku natrafiłem w kawiarni na ozdobną mapkę Czech na której zaznaczone były najciekawsze miejsca Moravsky Kras’u. W oczy oczywiście rzuciła mi się Praga, jako miejsce które miałem w planach, ale bardzo alternatywnych i którą odrzuciłem miesiąc temu ze względu na brak czasu, teraz przyszła pora na takie „koła ratunkowe” . Urlop w pełni więc trzeba korzystać, poczyniłem więc małe przygotowania i zdobycze informacyjne, głównie dotyczące sposobów komunikacji, dojazdu i poruszania się, czyli pełna logistyka.

Miałem nawet moment wahania czy do rajdu po Pradze korzystać z roweru ze względu na masakryczną ilość turystów nawiedzająca to piękne miasto. Podjąłem jednak decyzje słuszną i zabrałem na pakę rower, bo jak urlop rowerowy to na całego.

Wieczorkiem zachwycałem się smakiem kultury Harrahov’skiej i tego co matka natura zrodziła, a ojciec gorzelnik nie spasteryzował, więc wyjechałem dopiero o 9:00. Rowerek zapakowany, na stacji w Jakuszycach kupiłem winietę, bo Czesi jajcarze wymyślili sobie płatne autostrady. Winieta kosztowała mnie 250kc, a do autostrady trzeba było jeszcze ciągnąć się ze 40-50km za zasranym autobusem, albo dziadkiem w Samarze. Ogólnie droga spoko, ale żeby płacić za dziury w autostradzie to coś nie tak, ale u nas nie lepiej też kasują i to nieraz z góry i co 5 km.

Dobra koniec narzekania i tak jest zajebiście, pogoda dopisuje, świeci piękne słońce i jest bardzo ciepło, no właśnie mogłem zabrać krótkie galoty, a tak popierniczałem w długich.

Gdy dojechałem już na przedmieścia Pragi, około 10:30, kierowałem się na Cerny Most gdzie jest kupa centrów handlowych i można zostawić w bezpiecznym miejscu auto i co ważne za free. Na parkingu szybki przeskok w ciuchy rowerowe, zmontowanie roweru i już kieruję się w stronę centrum.

Praga to ogromne miasto więc zastanawiałem się nad przeskokiem bezpośrednio do centrum przy pomocy metra i tak też zrobiłem, bo przeliczając skalę planu wyszło mi ponad 20 km, a nie przyjechałem tu na zwiedzanie podsystemowych osiedli betonowych tylko zabytków.

Do metra wsiadłem około 11, bo Azjatka z kiosku sprzedającego bilety zrobiła sobie fajrant. Automatom na peronie nie ufałem za bardzo, bo nie podawały opcji przewozu rowerów, więc pozostało czekac pod kioskiem. Oczekiwanie umiliłem sobie zakuskiem w kawiarence nad dworcem. Mieli tam przepyszne ciastka z polewą karmelową, no i mam już pierwszy powód, aby tu wrócić.

Kiedy kupiłem wreszcie bilet to jak wspomniałem było już trochę po 11, po drodze łapy wyciągały jakieś dwie kobity z grupy szturmowej „Świadków dworcowych” i wciskały mi kolorowe gazetki ze zboczoną rodzinką na okładce co zęby suszą na zielonej trawce. Dworcowe bo zawsze w Szczecinie na dworcu takie odziały widziałem, nieraz robią naloty na mieszkania z pytaniami „dlaczego ich nikt nie kocha”. Co do gazetki myślę sobie papier toaletowy na kwaterze jeszcze mam, a z kolorowego marny pożytek , ale w dyskusje się nie wdawałem, bo aluzji i tak by nie zrozumiały. Z resztą kto by zrozumiał, jakby tak 24h na dworcu stał i ludzi w wała próbował zrobić.

No ale wracając do metra to się okazało, że rower jedzie za darmo, a ja kupiłem bilet na jeden przejazd za 26kc, czyli taniocha. W tym momencie pozbyłem się wszystkich drobnych co później nie będzie zbyt dobrym posunięciem, ale o tym w swoim czasie.

Metro szybkie i często jeździ, jechałem z 15 min więc rowerem do centrum, bez znajomości miasta pewnie bym się toczył z godzinę lub dłużej. Przejazd metrem okazał się opłacalny, wysiadłem w samym środku Starego Miasta i ruszyłem powoli w stronę Hradczan. Już od początku zauważyłem, że budzę nie małe kontrowersje, ale faktycznie rowerzystów w Pradze bardzo mało. Infrastruktura rowerowa w dzielnicach Stare i Nowe Miasto, Hradczany, Mała Strana, Josefov i Smichov po prostu nie istnieje. Z drugiej strony mogłem się ubrać bardziej po cywilu, bo chyba i mój strój wzbudzał dziwne zainteresowanie.

Po drodze jadąc przez Rynek, można zauważyć taką mieszankę kulturowa jakiej w Polsce nigdzie się nie doświadczy. Ludzi faktycznie masa, jeden na drugim, ciężko było się poruszać, ale i tak cały czas fotka za fotką leciała więc nie było to zbytnim utrapieniem.

Brama Prochowa © sargath7

Hotele na starym mieście © sargath7

Kamieniczki na Rynku Staromiejskim © sargath7

Kościół Marii Panny przed Tynem, Dom pod Kamiennym dzwonem i deptak rynku na Starym Mieście © sargath7

Kościół św. Mikołaja na Starym Mieście © sargath7

Narodni galerie © sargath7

Ratusz Staromiejski © sargath7

Staromiejski zegar astronomiczny Orloj © sargath7

Wełtawa © sargath7

Rudolfinum © sargath7

Uliczka w stronę Zamku Praskiego © sargath7

Plac zamkowy na Hradczanach © sargath7

Widok z Hradczan na Małą Stranę © sargath7

Katedra św. Wita i ja :) © sargath7


No tutaj zrobiłem sobie fotę na statywie i jakąś mam na pamiątkę, pośmigałem sobie trochę po zamku, pogoniła mnie trochę gwardia – mówili że na „kole” nie wolno, bo rower po czesku to kolo i dalej już go prowadziłem co by ich bardziej nie wkurzać.

Katedra św. Wita od strony klasztoru św. Jerzego © sargath7

Kaplica klasztoru św. Jerzego © sargath7

Nadświetle wrót klasztoru św. Jerzego © sargath7


Jak wyjechałem z zamku to dość mocno mnie przycisnęło, a wc ani widu ani słychu, widziałem jeden na zamku, ale co tam pewnie w okolicy ich pełno więc nie będę się wracał, kręcę kręcę i lipa. Patrzę koło domu Havla, jest! jadę, a tam automaty, no właśnie to o czym wspominałem, a maszynki banknotów nie przyjmują, pytam się babci klozetowej czy mi 1000kc rozmieni, ale gdzie tam i pogoniła mnie z rowerem. Pokręciłem się po okolicy i już zwijam się, ale kręcę, to jak na złość ślepe zaułki, wreszcie zacząłem odbijać od centrum, trwało to trochę, zanim znalazłem krzaczory, masakra jakaś żeby normalnych wc nie było w pobliżu, Klaus się słabo stara w stolicy, w Berlinie kibel na kibelku i nie rzuca się w oczy.
Następnie zajechałem do Ogrodów Królewskich, tutaj też nie można na rowerku więc zmyłem się szybko.

Fontanna w ogrodach królewskich © sargath7

Dywany tulipadów w ogrodach królewskich © sargath7

Widok na katedrę z ogrodu przylegającego do zamku © sargath7


Następnie uderzyłem na Małą Stranę, gdzie jest tandetna replika wiezy Eiffla o wysokości 1/5 orginału – foty nie będzie bo szkoda kliszy :D. Na ogromnych połaciach terenów zielonych w tej dzielnicy można się nawet wyżyć na górkach, zjazdach i podjazdach, a w nagrodę jest piękny widok na Hradczany.

Kościół św. Mikołaja na Małej Stranie © sargath7

Kościół św. Mikołaja na Małej Stranie w widoku z pod wieży Eiffla © sargath7


Potem kierowałem się na most Karola, ale okrężną drogą i objechałem dzielnicę Smichov po drodze robiąc zdjęcia widoków z mostów lub na mosty, kierując się oczywiście w stronę mostu Karola.

Widok z mostu Palackeho na Nowe Miasto i Vysehrad © sargath7

Widok z dzielnicy Smichov na most Jiraskuv © sargath7

Kanał obok mostu Karola jak w Wenecji © sargath7

Staromiejska wieża mostowa przed mostem Karola © sargath7

Widok z Mostu Karola na Hradczany i most Manesuv © sargath7


W następnej kolejności uderzyłem na Nowe Miasto.

Kościół przy ul. Jecna na Nowym Mieście © sargath7

Tańczący dom © sargath7

Widok na most Karola i Hradczany © sargath7


Czasu zostało już bardzo mało więc kierowałem się na Stare Miasto, żeby pojeździć jeszcze po dzielinicy Josefov

Plac Wacława i muzeum narodowe © sargath7

Bajkowe domy w dawnej dzielnicy żydowskiej Józefów © sargath7


Około 18 -19 zapakowałem się do metra i przed 20 mijałem tablice „Szczecin 500 km”, ale to jeszcze za wcześnie :D Jeszcze jeden wypadzik po górkach w Szklarskiej.
Podsumowując wypad do Pragi to pierwsze zło to czas, za mało, stanowczo za mało, nie wiem czy tydzień by wystarczył, a jak bez roweru to jeszcze więcej, mimo iż Praga nie jest zbytnio nastawiona na rowerzystów. Teraz mam chęć na zwiedzanie Pragi nocą, podobno jeszcze lepsze wrażenia :)
Kategoria Czechy, Wycieczka


Dane wyjazdu:
71.99 km 0.00 km teren
03:03 h 23.60 km/h:
Rower:Ekspert

Harrahov – Świeradów Zdrój - dzień piąty (30.04 – 8.05)

Środa, 4 maja 2011 · dodano: 15.05.2011 | Komentarze 7

Śnieg który wczoraj spadł niezaproszony z nieba, nie wziął do swojego białego, zmarzniętego i ubitego móżdżka, że wrażeń majowo-śniegowych mój rower i ja mamy po śrubki w mostku i nie przyjechaliśmy do Szklarskiej na sanki. Jako że po południu dnia poprzedniego wyszło ładne słonko (fakt, faktem mróz był), a w nocy padał ulewny deszcz to w nocy śniły mi się szlaki bez śniegu. Jak się obudziłem to zastanawiałem się czy to był na pewno deszcz. Śniegu było nadal sporo co motywowało jedynie do lepienia bałwana, a na koniec do założenia mu czerwonej koszulki z napisem „Kaczyści-Cylkiści”, a w ręce wsadzenia po lewej sierpa, a po prawej młota, albo lepiej wbicia młota w łeb.

Dobra trzeba coś robić, przyjechałem na urlop odpoczywać, więc trzeba się trochę zmęczyć na rowerku. Uznałem, że dzisiejsza trasa będzie w stylu gdzie koła powiozą, oczywiście po konsultacji z mózgiem. Zapakowałem się asekuracyjnie na dłuższy dzień mimo iż zbierało się tylko na krótki. Wyjechałem na główną ulicę, pokręciłem się i doszedłem do wniosku, że śniegu dużo więc na szlak nie ma co jechać, ale szosą jechać da się jak najbardziej. Pognałem więc do Harrahov główną drogę nr 3, na początek podjazd na rozgrzewkę, a potem zjazd do samego Harrahov. W nocy chyba solniczki ostro soliły drogę, bo w tym momencie z jezdni można było zeskrobywać sól. W sumie nie wiadomo co będzie, przez takie zawirowania pogodowe, wysypią całe zapasy na drogi i sól wskoczy do grona polskiej linii produktów „wszystko po pięć złotych”.

Na wjeździe do miasta stoją radary prędkości, od razu pokazało że przekraczam, ale z Jakuszyc mniej niż 60 jechać się nie dało. Zakręt się zbliżał więc hamować i tak trzeba było, a u Czechów rower traktowany na równiejszych prawach z samochodem niż w Polsce, więc zwolniłem co by pokuty nie dostać :D:D:D. Tak swoją drogą jakaś organizacja mogła by zająć się badaniem czy taki impuls lecący w stronę rowerzysty nie jest szkodliwy :), np. Pisiory, ostatnio cicho siedzą, chyba skończyły się miejsca pod tablice pamiątkowe, albo to z powodu wiosennych transferów klubowych.
No ale jestem już w Harrahov, a tam szok, śniegu nima! To jakiś żart, czyżby padało tylko w Szklarskiej ? Ślady jednak są, ale znikome, hmm wniosek się nasuwa, że w Polsce gówno dłużej się rozkłada... znaczy się topi.
Śnieg w południowej dolnie niezauważalny © sargath7

Okno jednej z chat w Harrahov © sargath7

Mały kościół, a za nim huta szkła i do tego czynna © sargath7


Przy głównej ulicy na Nowym Świecie znajduje się huta szkła i browar. Browar lepszy, ale to dwa w jednym, browar się nazywa Minipivovar Novosad. Pomyślałem luknę ile za piwko wołają i co mają. Wchodzę do środka, a tam takie wielkie okna, a za nimi piece i robotników trochę się kręci i dmuchają :) Szybko wyciągam aparacik i wchodzę na schody gdy zatrzymuje mnie jakiś stary Czech, taki w stylu średniowiecznego karczmarza, tasaka tylko nie miał. Coś tam gwarzy pod nosem, a ja go ni w ząb nie kumam, Czesi mają to do siebie, że jak my do nich po Polsku to oni kumają, ale odwrotnie to już lipa. W końcu go zaczaiłem, że na dół to za kaskę się wchodzi, ale bez fotek, a jak bez fotek to nie wchodzę. Podszedłem do lodówki z browarkiem, a tam piwko patriotycznie tylko to co robi browar dla robotników z huty co by się im raźniej w szkło dmuchało :). Już się chwytam za drzwi lodówki, a „karczmarz” – że on sam – warczy. Myślę sobie chyba koleś ma jakieś zaszłości do Polaków za 1968 rok.
Dorwałem piwko Frantisek, jest to smaczek regionalny, wersja ciemna i jasna rozlewane do butelek PET 1,5l po 75 koron za sztukę – czyli jakieś 12 zł za butlę. Można konsumować na miejscu i brać na wynos, jako że rowerem na trzeźwego śmigam to łyknąłem na wynos dwie butelki, jedno ciemne jedno jasne, ale do foty pełne nie dotrwało :D. Szkoda, że więcej nie wziąłem, ale nie chciałem się za bardzo obciążać, bo nie wiadomo co jeszcze w planach, w końcu to koła dzisiaj mnie niosą, a jak by nie patrzył to 6 piwek :).
No i co chyba istotne, niebo w gębie zwłaszcza jasne, ale o tym wiedziałem już w domu :D

„Kvasnicove nepasterizovane pivo vyrabene tradicnim zpusobem” © sargath7


Następnie ruszyłem ulicą w dół do najważniejszego obiektu z którego słynie ta wioska, a mianowicie skoczni narciarskich, tak swoją droga to ciekawe jak by się skakało z takiej skoczni na rowerku :D
Ciekawa chatka między drzewami © sargath7

Milnica trochę podeschła © sargath7

Pomnik poległych w I w.ś. © sargath7

Skocznie narciarskie w Harrahov © sargath7

K125 i K185 © sargath7

Kościół św. Wacława © sargath7

i wieża kościoła © sargath7


Jak już pokręciłem się po mieście i miałem dość skierowałem się do domu, krótko bo krótko, ale zawsze, przez cały dzień myślałem o dzisiejszym wyjeździe do Szczecina, bo czekać, aż stopi się śnieg ze szlaków to mogę do czerwca. Kręcąc pod górę trochę pokombinowałem i wykombinowałem, że jednak zostanę i wymyśliłem fajną alternatywę, ale o tym w następnej relacji, a w związku z tym że reszta dnia jest do zaplanowania wpadłem na pomysł rundki do Świeradowa Zdrój. Podjechałem na kwaterę, zostawiłem piwko w lodówce i od razu ruszyłem w stronę zakrętu śmierci.
Widok na Szrenicę z zakrętu © sargath7

i na schronisko na Szrenicy © sargath7

Droga od zakrętu do Świeradowa jest cały czas z górki, a nawierzchnia w 70% trasy jest beznadziejna, na szczęście odcinek z mega zjazdem na którym udało mi się zarejestrować na liczniku prędkość 72km/h jest wyremontowany.
W połowie drogi zatrzymałem się na chwilę, żeby zadzwonić , stałem z prawej strony nikomu nie wadząc i każdy mnie mijał bez problemu, ale znalazł się taki patafian jeden co z kilometra już łapsko na klaksonie miał, pozdrowiłem go słowami i gestami. Najgorsze jest to że baran ze Szczecina był, pewnie podniecony że przyjechał w góry z drugiego końca Polski.
Gdy dotoczyłem się do miasteczka to do centrum trzeba się było wdrapać pod stromy ale krótki podjazd, na początek serce miasta, czyli park i dom zdrojowy.
Park w Świeradowie Zdrój © sargath7

Dom Zdrojowy © sargath7

W Świeradowie śniegu za wiele też nie ma © sargath7

Jedna z wież kościóła św. Józefa © sargath7

Szyszki :) © sargath7


Świeradów jest miejscowością uzdrowiskową więc pełno tam kuracjuszy z przeważającą ilością niemieckich roczników Made In Adolf. Ciężko było zrobić jakąś „czystą” fotkę fontanny ale się udało, w koło bowiem kręciło się przez dłuższy czas kilka Gertrud podpierając się balkonikami. Myślę sobie ze współczuciem, biedni niemcy tyle represji ich spotkało po wojnie, że muszą się teraz leczyć w Polsce...

Fontanna koło parku © sargath7

Fontanna koło parku © sargath7

Fontanna koło parku © sargath7

Fontanna koło parku © sargath7


Po czasie uznałem że wystarczy na dzisiaj, zwłaszcza że zbierały się stalowe chmury które nie wyglądały zbyt ciekawie, a do domu jeszcze ze 20 km i to cały czas pod górę, jedynym pocieszeniem był fakt, że wiatru nie było prawie w ogóle. Udało się jednak wrócić przed samym deszczem. Tak na dobrą sprawę to chciałem jeszcze odwiedzić Nove Mesto pod Smrkem, ale to się jeszcze nadrobi :)

Dane wyjazdu:
76.13 km 20.00 km teren
03:23 h 22.50 km/h:
Rower:Ekspert

Szrenica 1362 m n.p.m. – dzień trzeci (30.04 – 8.05)

Poniedziałek, 2 maja 2011 · dodano: 12.05.2011 | Komentarze 14

Zupełnie odwrotnie do dnia poprzedniego byłem tego poranka tak naładowany na kolejny dzień, że nie przeszkadzał mi fakt, że nie przygotowałem na dzisiaj żadnej konkretnej traski. Niestety pogoda dała ciała na całej linii, po wczorajszym pięknym słońcu dzisiaj czarne chmury wisiały nad Karkonoszami i zwiastowały niechybne opady deszczu. Zwlekałem do ostatniej chwili, a nawet zasięgnąłem porady u tutejszych gospodarzy. Dowiedziałem się, że - dzisiaj lepiej wykorzystać to co jest, bo jutro może być gorzej – słowa niczym wróżba prorocza spowodowały, że wyzbyłem się resztek wahania i czym prędzej wyjechałem na szlak.

Po chwili kręcenia podjazdem wzdłuż krajowej 3 w kierunku Jakuszyc zaczął padać deszcz i na nowo miałem wątpliwości przed jakimkolwiek wypadem. Na początek mimo deszczu podjechałem do Kruczych Skał które znajdują się na terenie miasta. Było tam pełno osobników którzy chyba pierwszy raz na oczy widzieli skałki, a właściwie skałeczki, fakt efektownie wyglądające, ale nie to żeby się tak podniecać, wnioskując po zachowaniu.

Krucze skały © sargath7


Kiedy zacząłem po kamieniach wkręcać się do Wodospadu Kamieńczyka, deszcz dał mi się tak we znaki, więc uznałem że zaliczam wodospad i wracam, nie będę ryzykował całkowitego rozchorowania się i zmarnowania reszty urlopu. Kamienie robiły się coraz bardziej śliskie i nawet na górskich przełożeniach miałem drobne zrywy tylnego koła, a piesi turyści nie ułatwiali zadania idąc całym duktem więc był problem z ich omijaniem, a i zdarzali się tacy co poczuli się dotknięci że jadę tam rowerem, na szczęście byli i tacy co dopingowali.

Wodospad Kamieńczyka © sargath7


Wodospad Kamieńczyka © sargath7


Po dojechaniu do wodospadu deszcz już tylko mżył, a jak się okazało (wcześniej nie zwróciłem uwagi), droga od wodospadu biegnie na szczyt Szrenicy :D. Kolejne kilka chwil wahania i się zawziąłem wskoczyłem na siodełko i zacząłem wjeżdżać w stronę szczytu, na bramce przy kasie do KPN’u wyskoczył gość i drąc japę, że rowerem tu nie można. Mówię mu, że biorę to na siebie, a on że na siebie to 500 zł mandatu jest, no to odpowiedziałem, że zaryzykuję.

Po kilkuset metrach kiedy już skończyły się kocie łby i nachylenie zaczęło się zmniejszać, zauważyłem, że z góry zjeżdża samochód straży leśnej, odbiłem na prawo i wbiłem się między drzewa licząc że ze względu na słabą widoczność mnie nie zauważą, ale miałem pecha :D:D:D Strażnik opuścił szybę i krzyknął żebym podjechał, no to myślę sobie, pozamiatane. Chwilę pogadaliśmy, okazało się, że byli bardzo wyluzowani i nie mają nic do rowerzystów, ale przepisy przepisami i jak teraz grzecznie zejdę na dół to obejdzie się bez mandatu, na to ja że w tych butach nie da się iść, więc dogadaliśmy się że i tak jadą w dół to odprowadzą mnie wzrokiem i mam zjeżdżać powoli :)))

Cieć na kasie był bardzo zadowolony, pytam go czy się da od strony czeskiej dojechać (bo nie miałem zamiaru rezygnować), ale nie wiedział lub nie chciał powiedzieć, za to skierował mnie na zielony szlak od zachodniej strony góry i mówi że tam da radę. No to od wodospadu Kamieńczyka pocisnąłem w dół szlakiem rowerowym, wyłożony asfaltem więc bez pedałowania 50 na liczniku gościła, a klamki w pogotowiu i tak lekko tarły tarcze :)

Na zielonym szlaku © sargath7


Wyjechałem na drogę główną i pojechałem szosą w kierunku wskazanym przez tego patafiana z kasy. Skręciłem na zielony szlak i patrzę w górę spadek średni, ładny szuterek i równy zero kamieni, już zacząłem o gościu zmienić zdanie na lepsze, gdy po jakimś czasie droga się skończyła i zaczął się strumień, myślę sobie pewnie przez chwilę będzie trzeba podprowadzić, ale mijam dwójkę turystów i pytam jaka droga wyżej, a na to gość do mnie, że jeszcze gorzej niż tu i że widział już wiele, ale jak wjadę tędy na siodle to może się ze mną o coś założyć. Nie kombinowałem i zawróciłem, czas wypróbować czeską stronę lub wrócić do domu. Chciałem zakręcić koło Jakuszyc i wrócić do Szklarskiej, ale na horyzoncie nad Czechami niebo robiło się błękitne.

Na czeskim szlaku © sargath7


Dzisiaj chyba już ze sto razy zmieniałem trasę i plany, ale skoro pogoda daje szanse to dlaczego by nie skorzystać. Przekroczyłem granicę w Jakuszycach i dojechałem do szlaku rowerowego. Zaczęło się zaliczanie podjazdu, kolejne zakręty, nachylenie średnie i tak przez kilka kilometrów. Droga równa i asfaltowa więc jak dojechałem do pierwszego zjazdu to sześć dyszek wyszło na luzie, nie cisnąłem więcej, żeby oszczędzać siły na pojazdy, które dość mocno męczyły zwłaszcza że skierowany byłem pod wiatr. Po kilkunastu kilometrach dorwałem wiatę drewnianą gdzie zatrzymałem się na dłuższy postój na którym uzupełniłem kalorie i osłoniłem się od parszywego wiatru.

Zjazd z daleka © sargath7


Zjazd z bliska :) © sargath7


Pogoda zmieniała się jak w kalejdoskopie © sargath7


Widoki z Kamenne Budki © sargath7


Widoki z Kamenne Budky © sargath7


Chmury przewalały się nad głową jak podczas tornada © sargath7


Czeskie Karkonosze © sargath7


Mega zjazdy zawsze mile widziane, szkoda że pod wiatr © sargath7


Czeskie Karkonosze © sargath7


Przez wiatr droga się strasznie dłużyła, po drodze mijałem trzech prawdopodobnie czeskich rowerzystów, a poza tym droga była cała moja. Po kolejnej serii podjazdów dotarłem do skrzyżowania (1135 m n.p.m.) ze szlakiem prowadzącym do Voseckiej Boudy czyli czeskiego schroniska pod szczytem Szrenicy, mój szlak prowadził dużym objazdem do Harrahov. Ze względu na wiatr i ponowne zrypanie pogody poważnie myślałem o opcji jazdy na Harrahov i powrotu bez zdobycia Szrenicy, jednak turyści którzy zmierzali do góry zmobilizowali mnie wewnętrznie i ruszyłem na szczyt.

Vosecka Bouda © sargath7


Widok na schronisko jeszcze z dołu.

Pod Voseckou Boudou © sargath7


Koło schroniska kierowałem się żółtym szlakiem i dość mocnym nachyleniem . Momentalnie wjechałem w strefę totalnej mgły. Dziesięć metrów to był max jaki oferowała widoczność. Gdy wjechałem już na górną grań, na wysokość około 1290 m, skręciłem na czerwony szlak już po polskiej stronie.

Na czerwonym szlaku © sargath7


Jak bym odszedł dalej to rower mógłbym zgubić © sargath7



Mgła była tak gęsta, że na około słyszałem rozmowy grupek turystów, a dopiero po paru sekundach wyłaniali się z mgły. Po drodze zatrzymałem jednego gościa z zapytaniem czy strażnicy nie kręcą się w okolicach szczytu, poinformował mnie, że około godziny temu patrol zjechał na dół więc luzik. Po chwili drogi myślałem że mi się przywidziało, ale nie szok zaczął padać śnieg :D:D:D . Na koniec krótki i stromy podjazd czarnym szlakiem i tak jestem na Szrenicy

Schronisko na szczycie Szrenicy © sargath7


Micha mi się cieszy © sargath7


Oczywiście fotograf upierdzielił mi nogi, ale spoko, zawsze to jakieś zdęcie :D, a schronisko ledwo widać przez mgłę.

W schronisku opędzlowałem obiad i pogadałem z tamtejszym pracownikiem schroniska który był bardzo zainteresowany moim podjazdem, po krótkiej rozmowie uznałem że zjadę czerwonym szlakiem, bo dowiedziałem się od gościa, że patrol o tej porze zjeżdża na bazę i można śmiało cisnąć :D . Na początek zjazd czarnym do schroniska na Hali Szrenickiej.

Schronisko na Hali Szrenickiej na 1200 m n.p.m. © sargath7


Czerwonym zjeżdżałem praktycznie cały czas na hamulcu 50 km/h po trylince i nieźle mną wytrzęsło nie mówiąc już o kocich łbach na końcowym odcinku do tego rozpadał się mocny deszcz który przemoczył mnie do suchej nitki, ale Szrenica zaliczona :D:D:D

Dane wyjazdu:
81.22 km 70.00 km teren
03:51 h 21.10 km/h:
Rower:Ekspert

Izerska Pętla - dzień drugi (30.04 – 8.05)

Niedziela, 1 maja 2011 · dodano: 11.05.2011 | Komentarze 9

Dzień poprzedni był jednak przydługi przez co obudziłem się strasznie nie wyspany i totalnie bez weny na pedałowanie. Dodatkowo choróbsko które przyczepiło się do mnie jak rzep psiego ogona nie odpuszczało i nasilało zrezygnowani e jakie mnie dopadło. Momentami chciałem wrócić do wyra i nic nie robić cały dzień.

Jednak to co było za oknem nastrajało pozytywnie, więc mimo znacznego spadku temperatury na dworze, a lekkiego wzrostu na ciele, zacząłem w okolicach 8 przygotowywać się do wyjazdu i niewiele po 9 podjeżdżałem już pod pierwsze wzniesienia.

Na dzisiejszy rajd wybrałem dłuższą traskę co się zwała Izerską Pętlą wg map które dostałem za free w informacji turystycznej, naprawdę fajne i dokładne mapki, które wielokrotnie wskazały mi lepszę droge niż to gówno przybite gwoździami do drzew przez jakieś Stowarzyszenie Cyklistów, ale spoko miała być przygoda więc na żywioł trzeba iść.

No więc jadąc w górę w stronę huty szkła i obok stacji kolejowej w Górnej Szklarskiej wjechałem na asfaltową ścieżkę biegnącą wzdłuż rzeki Kamienna.

Rzeka Kamienna © sargath7


Złota rzeka © sargath7


Czystość rzeki pierwsza klasa © sargath7


Właściwie to był strumień, bo nie wiem czy można to nazwać rzeką, ale woda w niej czysta, że aż miałem chęć napełnić nią bidon. Momentami wzdłuż drogi leżał śnieg jeszcze z poprzedniej zimy i patrząc na pogodę nie myślałem że może go tu być niedługo znacznie więcej o tej porze roku, ale o tym w nastepnych relacjach :)

Na szlaku © sargath7


Gdy skończył się wreszcie asfalt, zaczął się upragniony szuterek, po przecięciu linii kolejowej, zacząłem kierować się do krajowej 3 biegnącej na Jakuszyce. Mogłem oczywiście skrócić sobie drogę jadąc z Szklarskiej do Jakuszyc szosą, ale trasy terenowe wygrywają w każdym calu z mojego punktu widzenia. Im bliżej Jakuszyc tym droga robiła się bardziej kamienista, a widoczki robiły się coraz lepsze. Po dotarciu do stacji benzynowej nakupiłem zapas węglowodanów i ruszyłem drogą nr 13 z Polany Jakuszyckiej. Jak na żywioł to po całości :) Była to pętla więc wybrałem kierunek zgodny ze wskazówkami zegara. Na początek bonusik bo trasa leciała w dół do samych Czech zahaczyłem o zadupia Harrachov, gdzie wyjechałem super mega zjazdem na dworzec kolejowy gdzie stały archaiczne pociągi czeskie. Gdy dojechałem do wiaduktu i zaliczyłem zakrętasa 180 stopni znalazłem się na .... polu golfowym przez który biegnie szlak na skraju lasu. Już wcześniej ubolewałem nad oznaczeniami, ale żeby kolor szlaku znakować blaszany kubeł na śmieci to chyba żart.

W Polsce w górach gdy droga ma spadek to w poprzek pod skosem idą rynny odwadniające zrobione z drewnianych korytek, natomiast w tych rejonach na skarpach Czesi oszczędzają na drewnie i urozmaicili szlak robiąc koryto z następującą po nim muldą co zapewniało na zjeździe niezapomniane przeżycia zakończone oczywiście bez gleby.

Fragment zjazdu na szlaku rowerowym po czeskiej stronie © sargath7


Następnie zgodnie z mapą powinienem przeciąć rzekę Izerę w pobliskiej okolicy, jednak oznaczeń nie było, a nie chciało mi się szukać pod kamieniami więc pojechałem na czuja i potem momentami żałowałem :)

Droga zaprowadziła mnie na nie ten brzeg co chciałem i cisnąłem w górę nie oznaczonym szlakiem wzdłuż Izery która była jedynym zaufanym kierunkowskazem, z mapy wynikało że w pobliżu jest most więc jest dobrze :) Tylko z mapy nie wynikało że różnica poziomów jest deczko inna :)

Hmm chyba nie ten poziom © sargath7


Dobra spoko nie jest źle droga dalej prowadzi pod mostem więc pewnie będzie zaraz parę serpentyn i będzie ok... taa jasne po parunastu metrach droga się skończyła, a ja nie miałem zamiaru się cofać więc rower na plecy i zacząłem się wdrapywać pod chyba 60% nasyp na wysokość chyba ze 30 m zsuwając się raz po raz, ale wreszcie się wdrapałem.... a tam co ? most kolejowy. Mówię sobie spoko to pewnie przez niewyspanie nie zauważyłem tej mega odznaczające się drogi kolejowej na mapie :)

Zejście zpowrotem w dół nie wchodziło znowu w grę więc wszedłem na most. Po lewej spróchniałe dechy, daję sobie spokój chcę żyć , po prawej blachy wchodzę, rozklekotane że hej, chyba daw no nikt ich nie dokręcał . Szybko zapomniałem o moście gdy zobaczyłem widok z niego.

Izera na południe © sargath7


Izera na północ © sargath7


Wszystkie odcienie zieleni © sargath7


Gdy skończyłem sesję zdjęciową, zapakowałem się i chciałem ruszać, spojrzałem na tory i w myślach zachciało mi się pociągu, tak dla atrakcji, ale myślę na takim starym rozklekotanym moście pewnie nic nie jeździ, ruszam więc na drugą stronę, a tu jak nie zaczęło się wszystko trząść za plecami słyszę gwizd lokomotywy, odwracam się i patrzę tylko czy mi starczy miejsca, czy skakać mam do rzeki, przycisnąłem się do barierki razem z rowerem i mało się nie zlałem ze strachu jak mnie mijał za plecami pociąg, a pod nogami klekotały blachy pomostowe. Musiałem chwilę postać zanim się ruszyłem, a potem ugryźć się w język na przyszłość przed wypowiadaniem durnych życzeń :)

Szybko ruszyłem w stronę zejścia z mostu, ale nie było zejścia tylko kamienisty nasyp zakręcający nie w tą stronę. Z lewej skarpa spadająca do rzeki, a z prawej ściana skalna :)

Ściana skalna za mostem © sargath7


Wiem wiem, ale na foty zawsze jest pora :)))

Przebiegłem szybko po podkładach kolejowych i zsunąłem się ze skarpy podpierając rowerem. Dojechałem do rozstaju i skierowałem się już właściwą drogą na Orle.

Wreszcie zaczęły się podjazdy, długie pojazdy, a właściwie duże pagórki.

Kierunek na Orle © sargath7


Po drodze wyczaiłem granitowy postument ku czci Renault...LOL

Co to robi na szlaku nie mam pojęcia, nie znam czeskiego © sargath7


Jadąc koło rezerwatu Bukowiec skierowałem się na boczny szlak, bo w ciągu całej drogi nie trzymałem się ściśle wyznaczonego szlaku zaliczając odcinki specjalne.

Odcinek specjalny do Orle © sargath7


W pobliżu Orle trzeba przekroczyć rzekę, zapewnia to mostek z którego rzeka tworzy ciekawy krajobraz.

Punkt przekroczenia Izery © sargath7


Izera w okolicach Orle © sargath7


Przejście prze rzekę oznacza jednocześnie powrót do Polski

Na granicy PL - CZ © sargath7


W tych miejscach szlaki są dość wymagające dla rowerzystów, których była spora ilość na granicy i większość pchała lub ciągnęła swoje sprzeta :)

Izera przy Kobylej Łące © sargath7


Po przejściu granicy dojechałem to Rezerwatu Torfowisko Doliny Izery gdzie na Kobylej Łące poprosiłem chyba jakiegoś kobylca o zrobienie fotki, ale reszty chyba nie muszę wyjaśniać ...

Panorama 180 Torfowisk Doliny Izery © sargath7


Panorama 360 Doliny © sargath7


Z tamtąd już szybkim tempem dotarłem do Chatki Górzystów , gdzie była kupa zziajanych turystów, a w dolinie wiało bardzo mocno i ten odcinek miałem z mocnym wiatrem w twarz, nie zjaechałem do chaty, bo mijało się to z celem przy takim naporze turystów.

Chatka Górzystów © sargath7


Potem zgodnie z trasą 13 w stronę Bagien Izerskich, aby przeciąć Kozi Potok.

Kozi Potok © sargath7


Następnie powinienem skierować się na południe w stronę Sinej Drogi, ale chyba dałem ciała na jakimś rozjeździe i zrobiłem mega kółko z mega podjazdem, ale udało się wrócić na właściwy tor gdzie wyjechałem przy Jagnięcym Jarze.

Nad Jagnięcy Jarem, na wprost droga :) © sargath7


Do Rozdroża pod Cichą Równiną dojechałem zjazdem na którym zregenerowałem siły. Tam też zaczęły zbierać się chmury. Skierowałem się Górnym Duktem Końskiej Jamy (fajne maja tam nazwy :))) skąd rozciągał się piękny widok na Kopalnię Kwarcu Stanisław i Jakuszyce.

W oddali Kopalnia Kwarcu © sargath7


Na Końskim Dukcie :) © sargath7


W dole Jakuszyce © sargath7


Z Jakuszyc już podobną drogą udałem się do Szklarskiej :)

Dzionek zapisany na duży plus, pogoda dopisała, mimo niskiej temperatury, a niektóre etapy trasy rozgrzewały :)