......... Epicko, strona 1 | sargath.bikestats.pl

Sargath

avatar Ten dziennik rowerowy prowadzi sargath z miasta Szczecin. Mam nakręcone 27671.67 kilometrów w tym 3202.19 w terenie. Śmigam z prędkością średnią 22.46 km/h i tyle wystarczy. Jeżdżę od dziecka, mój pierwszy rower to "czterokołowiec" Smyk. W pierszym dniu nauki złamało się kółko wspierające i okazało się że drugie nie jest potrzebne. Potem były inne i trafiła się dłuuuga przerwa,aż do momentu, kiedy zrozumiałem że poświęcenie dla własnej pasji i podążanie za ideą jest ważniejsze niż dla kogoś kto nie jest go wart. Pasja ukazuje jakie decyzje podejmujemy i w jakim kierunku zmierzamy ..., a Bikestats'a odkryłem w wakacje '10 :) .
button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

2011

button stats bikestats.pl

2010

button stats bikestats.pl

Kumple od kółka

Statystyka roczna

Wykres roczny blog rowerowy sargath.bikestats.pl

Zajrzało tu od października 2010

free counters
Wpisy archiwalne w kategorii

Epicko

Dystans całkowity:853.34 km (w terenie 150.00 km; 17.58%)
Czas w ruchu:37:14
Średnia prędkość:22.92 km/h
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:170.67 km i 7h 26m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
200.29 km 35.00 km teren
09:08 h 21.93 km/h:
Rower:Ekspert

Czaplinek – rekonesans w Drawskim Parku Krajobrazowym

Niedziela, 21 sierpnia 2011 · dodano: 06.09.2011 | Komentarze 12

Butem w morde Ich witać was sąsiad z za zachodnia granica… ja,ja. Ich postanowić skorzystać z zaproszenie meine Nachbar Herr Sebastian i Herr Michael, do Polska. Ich być bardzo sceptyczny co do tego pomysł, bo Ich wiele słyszeć złe rzeczy o ten Land. Podobno być to kraj Egzotische, Ich słyszeć że tu fatalna kultura polski kierowca auto i oni nie tolerować Fahrradfahrer na droga, że tu nie być gut Radweg. Ich kiedyś słyszeć, że polski minister mówić publika – „Polska to dziki Land”. W Deutsche ZDF nawet partia Nationaldemokratische Partei Deutschlands poważnie się obawiać tego społeczeństwo.

Mimo obawa Ich skorzystać z zaproszenie i zgodnie z instrukcja od Herr Sebastian Ich mieć wsiąść w pociąg do Czaplinek… ja, ja Tempelburg Ich pamiętać to miasto z opowiadań Großmutter lub Großvater, Ich już nie pamiętać które, bo byli bardzo podobni, meine Mutti mówić zawsze, że Großvater być ładniejszy od Großmutter, ale Ich nigdy nie wiedzieć dlaczego… ja,ja.

Więc Ich mieć wsiąść do super szybka kolej, tutaj Ich mieć kolejna obawa, bo Ich słyszeć znowu, że od druga wojna światowa sposób przewozu cywilów się nie zmienić w Polska, a Ich mieć klaustrofobia i bać się ciemny mały wagon. Ich udać się jednak do Bahnhof. Już cena bilet była oberfaul niska i moja aryjska odwaga zmaleć do poziom urody Deutsche Frau… ja, ja.

Szok dla mnie być, gdy Ich zobaczyć ten piękny szynobus który wjechać na peron. W środek dużo przestrzeń, mało Menschen, mocowanie na Fahrrad, toaleta duża być i papier mieć… ja, ja… Ich się zastanawiać czy na pewno być w polski Zug.
Ich robić wiele Photo bo na każdy krok nie wierzyć w to co widzieć, więc jak meine Kameraden dołączyć po droga, Ich zrobić im Photo, kibel i Zug też się załapać… ja, ja.

Polska ultranowoczesna kolej © sargath7


Na początek meine Kollegen zabrać mnie nad Drawsko See gdzie Ich podziwiać piękny widok, takie czyste jezioro to nawet nie być w Rzesza. Ich się zastanawiać czy Baltic brudzić meine Deutschland rodacy którzy urlop spędzać na polska plaża.

Jezioro Drawsko © sargath7

Pod żaglami © sargath7

Tu żondzi Maria K. © sargath7

Ruiny zamku Drahim © sargath7

Jezioro Żerdno © sargath7


Następnie my ruszyć dalej na północ niebieski szlak, który nazywać się „Dolina Pięć Jezior”, jezioro być dużo, ale Ich nie liczyć czy być pięć. Co ciekawe Ich wiedzieć już dlaczego mówić się że Polska to Egzotische land, w dorf Prosino mijać farma Struś… ja, ja. Widok masa piękny.

Na niebieskim Szlaku Pięciu Jezior © sargath7

Widok na Spyczną Górę © sargath7

Farma Strusi © sargath7


Od Bahnhof droga być bardzo gut. Ich być bardzo zdziwiony stan nawierzchnia i ilość auto, a właściwie brak auto. Ich w pewien moment poczuć się jak na półwysep Iberyjski takie piękny widok co rusz być… ja, ja.

Szosa w Dolinie Pięciu Jezior © sargath7


W to miejsce my musieć zmienić kolor szlak i Ich musieć wdrapywać się pod góra, bardzo, bardzo wysoko, żeby wjechać w las, te piękna okolica nazywać się Szwajcaria Połczyńska, Ich nadal nie może się nadziwić te piękny widoki.

Na czerwonym szlaku © sargath7

Michuss i Shrink © sargath7

Zjazdy leśne niczym górskie stoki © sargath7

Michuss zjeżdża © sargath7


W pewny moment my zjechać w boczna droga, bo Kollegen, chcieć mi pokazać alternatywna droga, znaczy się być bliżej natura… ja, ja. Ich zażywać wtedy masarzy z pokrzywa, to podobno być dobra na reumatyzm. Piękno Polska ziemia oszałamiać, Deutsche widok się nie umywać do Polska.

Pola Drawskiego Parku Krajobrazowego © sargath7

Stawy Drawskiego Parku Krajobrazowego © sargath7

Szlaki Drawskiego Parku Krajobrazowego © sargath7


Gdy Ich dotrzeć do Połczyna o który wiele opowiadać meine Großvater albo Großmutter, Ich już nie pamiętać które, to Ich się strasznie wystraszyć, na Parkplatz stać Czarna Wołga. Meine Vater opowiadać jak być zabierać często go na impreza przez NKWD taka Wołga. Ich bać się, bo Vater zawsze wracać po ta impreza jakiś taki nie swój... ja, ja.

Czarna Wołga © sargath7


Hyh jak się jednak okazać Polacy być bardzo dowcipni i teraz Czarna Wołga pełnić pewien rodzaj atrakcja turystyczna, teraz turysta nawet płacić dobra wola za przewóz... ja, ja.
Meine Kollegen poinformować mnie, że trzeba uzupełnić bidon, na co Ich się zaśmiać, bo dziś być Sonntag i każdy sklep być geschlossen. Ich się bardzo zdziwić kiedy się okazać, że w Polska to każdy sklep być otwarty czy to być Sonntag czy Fest. My więc uczynić zakupy i cieszyć się pełny bidon znaczyć się Flasche.

Pijalnia wody w Połczynie © sargath7


Na zwiedzać miasto czasu nie być niestety, więc my kontynuować czerwony szlak, po drodze mnie przysuszyć, jak Ich mijać stary browar BROK, ale w Polska jest Kultur tu nie można pić piwo jak prowadzić Fahrrad, a u mnie w Deutschland same moczy morda... ja, ja.

My jechać Gut ścieżka (tak tu nazywać Radweg :))) ) i po droga zahaczyć o pijalnia wody z dziura, woda gut, gut, ale Flasche pełne być niestety więc zapchać morda z całości i pojechać dalej.

Dalej to my być w ogród Angielski, piękny, naprawdę takich widok w Deutschland Ich nigdy nie widzieć, Ich się zastanawiać dlaczego mieć takie złe zdanie o Polska i Ich zrozumieć - to przez opowieści meine drogi Kameraden Herr Misiatzsch z którym często Ich podróżować po Deutschland.

Lilie w Parku Angielskim © sargath7

Park Angielski © sargath7


Dalsza trasa być również malownicza, ale więcej teren, my trochę zbłądzić i trafić przez przypadek na posesja privat. Tam my spotkać dwie kobieta, jedna chcieć mnie pogonić, a druga miła wskazać nam droga, Ich się zastanowić i dojść do wniosek, że ta wulgarna kobieta to musieć mieć jakieś korzeń z Germania... ja, ja tu kiedyś te plemiona zamieszkiwać.

Nad jeziorem Kłokowskim © sargath7

Nad jeziorem Kłokowskim © sargath7


Po chwila odpoczynek nad piękny jezioro Kłokowskie, Ich musieć ruszać dalej do wieża na Wolej Górze. Wieża być przeciwpożar i my się wdrapać na nią po ponad 200 stopień, bez Fahrrad oczywiście. Tak sobie Ich znowu pomyśleć, że w Deutschland to taka atriaction pewnie kilka ojro by kosztować, bo w Deutschland to za wszystko trzeba płacić, a tu co kostenlos , znaczy się gratis... ja, ja.

Wieża widokowa na Wolej Górze © sargath7

Widok z Wieży © sargath7

Shrink pod Wieżą © sargath7

Widziałem orła cień... © sargath7


Z pod wieża my kierować się czarny szlak przez wioska Czarnkowie do kolejna atrakcja czyli Radweg w miejsce stara linia kolejowa.

Na czarnym szlaku © sargath7

Zabytkowy dom w Czarnkowie © sargath7

Czerwień jak krew rozlewa dzikość róży w sercu © sargath7

I po żniwach, czas na jesień i liście z drzew spadające © sargath7


Wreszcie Ich dotrzeć wspomniana ścieżka z początek szuter, ale dobra jakość być to pewnie niedługo Polacy poprawić, w końcu to nie być Rugia, że po piach jeździć tu widać kultura. Gdy za chwila już być piękny gładki asfalt my spotykać wiele rowerzysta którzy bardzo kultura, oni robić nam miejsce i pozdrawiać nas kultura. Ich tak sobie znowu myśleć, że Polska to być piękny kraj, nie to co u mnie na Uznam, pieszy łazić po ścieżka, oh ja pamiętać jak kiedyś przez taka jedna Frau Ich się przewrócić... ja, ja.

Dawna stacja kolejki wąskotorowej © sargath7


Na końcowy odcinek ścieżka, my mijać bardzo zręczna rowerzystka, ona jechać bez trzymanka i czytać książka i jechać tak dalej, coś niesamowite, w Deutschland to same niezdara jeździć... oj ja, ja, ja.
Następnie my mijać Złocieniec i kierować się nach Drawsko.

Kościół w Drawsku Pomorskim © sargath7

W stronę słońca © sargath7

Żniwa © sargath7

Bajkowy zachód kończący bajkowy dzień © sargath7


Ich się trochę zasiedzieć w Polska i nas zastać zmrok czarny, ale meine Kollegen być na to przygotowani i oświetlać droga.

Zamek w Pęzinie nocą © sargath7

Brama Pyrzycka w Stargardzie © sargath7


My dojechać do Stargard bez większy problem około godzina 22:30, czyli zgodnie z plan, a że plan nie było to każda godzina być zgodnie z plan :)

Dzięki meine Kollegen za wycieczka po piękna Polska, ich muszę teraz zająć się uświadamianie Deutsche społeczeństwo, że warto tu przyjechać.
Czus!



Dane wyjazdu:
144.79 km 40.00 km teren
06:42 h 21.61 km/h:
Rower:Ekspert

Łobez – czarny szlak dziedzictwa techniki i architektury – symbolicznie z XIII legionem

Sobota, 13 sierpnia 2011 · dodano: 23.08.2011 | Komentarze 10

Horyzont zwiastował nadejście świtu, a pogoda odzwierciedlała nastroje w państwie. Nad Labes (Łobez) Posejdon rozpostarł ciemne stalowe chmury które nie wróżyły pokoju na tych spokojnych terenach, a właściwie przybliżały niechybnie konflikt zbrojny ku uciesze Marsa. Wojska Galów gromadziły kolejne oddziały panosząc się po północnych rubieżach cesarstwa.

Wysoczyzna Labes dla Legata Sebastianus’a Shrink’uriusa miała ogromne strategiczne znaczenie, odpowiadał za nią przed Cezarem, posłał więc po swój XIII legion i wiernych Centurionów.

Natychmiast po przyjęciu wysłanego przez wodza speculatores z pergaminem ruszyłem ja Centurion Primus pilus Paulus Sargath’us i Centurion Optio Paulus Axis’ium wedle rozkazu na tereny Germanii do Naugardu (Nowogardu) gdzie mieliśmy otrzymać kolejne wytyczne i przegrupować się. Pędziliśmy rydwanem, nie dając wytchnienia mechanicznym koniom ani przez chwilę. Czarnym duktem pośród lasów, pól i jezior dążyliśmy do celu jakby od tego zależało nasze życie, w mgnieniu oka minęliśmy Gollnow (Goleniów), żeby za chwilę znaleźć się u celu.

Na miejscu czekała na nas już reszta XIII legionu, Trybun we własnej osobie oraz Centurion Priori Gregorius i Centurion Posteriori Victorius.

Po odszykowaniu naszych wierzchów ruszyliśmy pośpiesznie do celu czyli do Labes, po drodze Legat wyjaśnił wszystkim dokładne cele i spoczywające na każdym zadania. Ogólnie chodziło o patrole na szlakach okalających miasto, były to głównie szlaki handlowe, przy których często posiadali swe majątki Nobiliowie lub znajdowały się tam cenne walory sztuki i techniki czy też architektury.

Na nasze nieszczęście Luna sprzymierzyła się z wrogiem, co rusz można było natknąć się na jej wysłanników. W drodze do Stramehl (Strzmiele) zły urok rzucał egipski pomiot.

a gdzie wy tak zap***cie © sargath7


Po wkroczeniu do prowincji Stramehl skierowaliśmy się najsampierw do tamtejszego latyfundium, należącego do familii von Borcke, mieszczącego w sobie archiwum Imperium. Na szczęście cenne zasoby nie wpadły jeszcze w ręce wroga. Poinformowaliśmy o naszym poselstwie korzystając z nowoczesnej kołatki umieszczonej w murach obronnych.

Nowoczesna kołatka © sargath7


W międzyczasie próbowałem stworzyć ładny szkic pałacu, ale przeszkadzały mi w tym zaparkowane rydwany byle gdzie lub gdzie popadnie przed budowlą, cóż za brak kultury jak przystało na prawdziwych włościan.

Pałac rodziny von Borcke © sargath7


Zająłem się właśnie podziwianiem piękna kwiatów o szerokiej symbolice rozsianych po ogrodzie starając się umieścić je jak najlepiej w podręcznym szkicowniku RAW, gdy z pałacu wybiegła piękna niczym Wenus księżniczka rzymska, a w rękach mocno trzymała grube rzemienie które opasały gardła dwóch wielkich brytanów, potwornych stworów Hadesa. Krew we mnie zawrzała na widok tak pięknej urody i ugodzony strzałą Amora czując się niczym Apollo zapytałem księżniczkę czy zaszczyci mnie numerem seryjnym swojego gołębia pocztowego, ale chyba się zawstydziła pozostałymi legionistami i przebiegła z rumianymi policzkami starając się ukryć spojrzenie w cieniu drzewa obok którego akurat przemykała.

Makro przed pałacem © sargath7


W Labes przekroczyliśmy teoretycznie bezpieczną granicę i od tego momentu trzeba było uważać gdzie wierzch stawia kopyta, gdyż znajdowaliśmy się już na czarnym szlaku.

Początek czarnego szlaku koło Łobza © sargath7


Po drodze nasi żołnierze zabezpieczyli jedną z nowoczesnych maszyn rolniczych, taki zaawansowany sprzęt był by cenną zdobyczą w rękach wroga.

Zabytkowa maszyna rolnicza © sargath7


Podczas przemierzania zalesionego obszaru Helios roztoczył nad nami wachlarz swej nieskończoności pieszcząc nas ciepłymi promieniami, spowodowało to pewne rozluźnienie w szeregach i nawet Legat Sebastianus pozwolił sobie na chwilę nieuwagi co zaowocowało odwróceniem od niego bogini Fortuny. Jego los podzielił także Centurion Gregorius. Wojsko nabrało niepewności do swojego dowódcy, nie ma się jednak co dziwić, dowódca któremu nie sprzyjają bogowie to nie jest dobry znak.

Gleba prosto w błoto w wykonaniu Seby i Grześka © sargath7


Za prowincją Prütznow (Prusinowo) natknęliśmy się na porzucone maszyny oblężnicze wroga, nie było jednak powodu do jakiejkolwiek reakcji, gdyż takie widoki są dość często spotykane, po za tym chodzą słuchy, że wchodzenie na tego typu machiny może skończyć się całowaniem stóp Hadesa.

Ozdoby krajobrazu © sargath7


Kolejnym obiektem do inwentaryzacji był most koło którego rozbiliśmy krótki obóz, po oględzinach uznaliśmy, że jest dobrze ukryty więc nie ma potrzeby dodatkowe zabezpieczenia.

Na moście kolejowym © sargath7


W Petersfelde (Poradz) mieliśmy pierwszy kontakt z wrogiem który sprytnie ukrył się przy okolicznym wiatraku na odkrytym terenie zaparkował swój śmierdzący rydwan, bez problemu został otoczony z prawej i lewej flanki, jako że nasze siły były przeważające musiał uznać naszą wyższość i czym prędzej wycofał się za horyzont.

Wiatrak koło Poradza © sargath7


Obok budowli zauważyłem wiadomość od bogów, a mianowicie pająka będącego symbolem pomyślności, więc w lepszych humorach mogliśmy kontynuować naszą kampanię, a skacząca zielona żaba utwierdziła w nas świadomość poparcia Heliosa i Luny.

Oko Saurona © sargath7

Żaba zielona © sargath7


Powoli zaszywaliśmy się w ciemnych borach…

Na szlaku w lesie © sargath7


… aby za chwilę przemierzać bezkresne palące piaski pustyni…

Piaski pustyni © sargath7


… a martwe drzewa nie wróżyły sielanki.

Martwe drzewa © sargath7

Shrink i martwe drzewo - epicki tytuł :)) © sargath7


Jednak Demeter czuwała nad błogosławionym XIII legionem i podnosiła na duchu roztaczając piękne widoki pośród bezkresnych gorących piasków, choć nie wiem czy nie był to po prostu fatamorgana.

Fatamorgana © sargath7


Gdy dotarliśmy do Schlönwitz (Słonowice) szybkim tempem udaliśmy się do latyfundium rodziny Cezara z przylegającymi doń winnicami obradzającymi obficie co rok dzięki zasłużonym darom dla Dionizosa. Na włości Imperatora wejść nie mogliśmy z prawnego i fizycznego punktu widzenia, więc po rzetelnej ocenie bezpieczeństwa galopowaliśmy w stronę prowincji Grossenhagen (Tarnowo).

Pałac w Słonowicach © sargath7

Fontanna koło pałacu © sargath7


W Grossenhagen czas jakby się zatrzymał, spokój, cisza. Słychać tylko szum strumienia spadającego ze sztucznego progu który napędza koło młyńskie. Ludzie nie opuszczają w popłochu swoich domów, ba! Nawet szykowała się uczta weselna.

Młyn nad Regą © sargath7

Młyn nad Regą © sargath7

Stare zębatki © sargath7

Okolice młyna © sargath7


Mogła to być jednak cisza przed burzą, gdyż w pobliżu wioski natrafiliśmy na ślady wrogich wojsk, które prawdopodobnie koczowały w pobliskim bunkrze…

Bunkier koło Rynowa © sargath7

Ruina pałacu w Rynowie © sargath7


… co potwierdziło spustoszenie w prowincji Rienow (Rynowo), jedna z letnich siedzib familii von Borcke została ograbiona i kompletnie zniszczona, cóż za barbarzyństwo. Ruina teraz pewnie posłuży jako materiał budulcowy dla domów okolicznego plebsu. Ruszyliśmy więc w pościg na przełaj, po drodze kolejny pozytywny znak – symbol życia.

Zagęszczenie motyli © sargath7


Po chwili w środku głuszy zauważyliśmy uciekające ścierwo na skradzionym rydwanie, już prawie go doszedłem, ale wystarczyła chwila nieuwagi i w sprytny sposób zajechał mi drogę przy okazji ochlapując błotem strzemiona w moim wierzchu. Zeźliłem się niemiłosiernie lecz ścierwo zbiegło.
Próbowaliśmy mu odciąć drogę przebijając się przez brody i bagna, ale szczęście nas opuściło.

Drewniane mosty w lesie © sargath7


Po wieli milach znoju nasze zadanie jest na ukończeniu, powoli zamykamy pętlę i inwentaryzujemy ostatni obiekt gospodarczy. Młyn jest w opłakanym stanie, a ciała strażników odpłynęły już dawno z nurtem. Mam nieodparte wrażenie, że gdybyśmy pętlę rozpoczęli w odwrotnym kierunku moglibyśmy nabić kilka czerepów na włócznie.

Młyn koło Łobza © sargath7

Zbiornik koło młyna © sargath7


Już mamy ruszać w dalszą drogę gdy niebiosa dają nam kolejny znak – symbol nieśmiertelności i odnowy. Tak! To niechybnie znak do odnowy, trzeba się słuchać bogów.

Ważka na kierownicy Shrinka © sargath7


Odnajdując drogę do kwatery głównej legionów rzymskich, mijamy po drodze piękny budynek Senatu. Senatorzy we własnych osobach ostro ciągnęli z gwinta na ganku młode wino z okolicznych winiarni, sielanka!

Piękna kamienica koło dworca w Łobzie © sargath7




CIĘCIE!!!
Koniec treningu!
Dziękuje wszystkim za udaną wycieczkę i oby do następnej :))))

Ekipa na końcu czarnego szlaku w Łobzie © sargath7


Podpisano: Centurion Primus pilus Paulus Sargath’us

P.S. Luna jednak trwała ze mną do końca.

Księżyc w pełni © sargath7


Dane wyjazdu:
132.13 km 25.00 km teren
05:59 h 22.08 km/h:
Rower:Ekspert

Ciepły letni deszcz wśród bezdroży Ińskiego Parku Krajobrazowego

Czwartek, 28 lipca 2011 · dodano: 12.08.2011 | Komentarze 19

Ważka - dziasiaj jest jej 1 ze 120 dni życia i do tego pada :/ © sargath7


„O mały włos”, a właściwie o kilka kropel deszczu i mogło do tej wyprawy nie dojść, a jak miało dojść?



A no dawno dawno temu gdy szlachetny mąż Sir Shrink nawiedził przedmieścia Stettina, kiedy świat był pokryty lodem, mróz kruszył kości, a wiatr łamał nawet najmocniejszych jeźdźców ruszyliśmy na podboje krzyżackich terenów. Podczas braterstwa walki, znoju, w zdrowiu, chorobie i chętnych dziewek, zostałem sklasyfikowany jako godny przemierzania bezkresnych terenów na wschód od Nowogrodu i okolicznych rubieży. Gdy mijały kolejne księżyce obietnice jakby przybladły niczym lico niewiasty i po trosze popadały w czeluście piekielne więc cza było upomnieć się o swą słuszność!

Czem prędzej posłałem pachoła z wekslem do pana na włościach, posłaniec przyjęty został odpowiednio i wywiązała się z tego korespondencja nie mała. Wreszcie gdy miał nadejść właściwy ranek i wczas było wstawać z łożyska to…. Kurwa!!!

….a miało być tak piknie, słuńce miało okalać nas promieniami podczas kampanii…. w rzyciach nam się niechybnie poprzewracało. Podczołgałem się do okna w ścianie i rozwarłem okiennice, deszcz łomotał o glebę jak opętany. Szybko skrobnąłem kilka słów w pergamin i przytroczyłem do odnóża gołębia, natychmiast dostałem w odzewie hasło niczym gromkie zawołanie do bitwy – JEDZIEMY!!!

Cóż więc było począć poprawiłem tylko siodło na wierzchu przytroczyłem zbroję i ruszyłem w stronę Nowogrodu.

Po krótkim przegrupowaniu na miejscu, jeśli można nazwać przegrupowaniem grupę dwóch szalonych mężów zamierzających udać się w siną dal na swych wierzchach w czasie słoty i zawieruchy totalnej.

Dwór w Kulicach © sargath7


Po kilku stajaniach dotarliśmy do dworu w Kulicach, ale aura zawistnej pogody wypłoszyła wszystkich i żywego ducha nie uraczyliśmy, pocwałowaliśmy więc dalej już kompletnie zlani tym ciepłym letnim deszczem. Słusznym tempem przemierzaliśmy osady, wioski i miasta w naszej inspektorskiej chęci.

Osada Daber (Dobra) odkryła przed nami uroki ruin dawnej warowni z XIII wieku należącej do von Dewitzów, zostaliśmy tam przez chwilę uwieczniając pozostałości dawnego bogactwa na płótnach jpg.

Ruiny zamku von Dewitz © sargath7

Ruiny zamku von Dewitz © sargath7

Ruiny zamku von Dewitz © sargath7

Ruiny zamku von Dewitz © sargath7

Zabytkowe kamieniczki w Dobrej © sargath7


Po zawitaniu na rynek i krótkim postoju, otoczeni pięknymi kamieniczkami i kilkoma krzątającymi się w pobliżu mieszczanami pogalopowaliśmy sumiennie w stronę wsi Wangerin (Węgorzyno).Tam też mknęliśmy za jakimś szalonym wozem drabiniastym z zawrotną szybkością, z mego skromnego doświadczenia oceniłem na jakieś sześć dziesiątek stajań w ciągu jednej z dwudziestu czterech części doby.

Bociany polują parami © sargath7

Shrink po wyjściu z zakrętu © sargath7

Ścinam zakręt © sargath7


Przemierzaliśmy górki i dolinki z uśmiechem na naszych mokrych gębach podziwiając piękno otaczającego nas świata, niech no rzuci który rękawicę, a chlasnę go nią w ryj jeśli powie iż łżę prawiąc, że do dobrej wyprawy jest potrzebne coś więcej niż zuch kompan i trochę otaczającego świata, a to że po wyprawie się należy dzban przedniej okowity i chętna dziewka to inna historia.

Gdy skończyły się utwardzone dukty, zaczęły się ubłocone trakty leśne które wielbią kopyta naszych wierzchów. Wcześniej jednak zatrzymaliśmy się w zadumie obok starego i zapomnianego żalnika w równie zapomnianej osadzie Dłusko leżącej w sąsiedztwie jeziora o tej samej nazwie.

"Centrum Dłuska" © sargath7

Stary cmentarz koło ruin kościoła w Dłusku © sargath7

Shrink terenowo po bezdrożach © sargath7

W rezerwacie przyrody Głowacz © sargath7



Przebijając się prze głuszę, kamienne ścieżki i grząskie bagna znaleźliśmy się na absolutnym odludziu, napieraliśmy jednak dalej aż droga praktycznie przestała się odznaczać, a na skraju lasu dostrzegliśmy chatkę, zadbaną z uprzątniętym obejściem i uchylonymi złowieszczo drewnianymi drzwiczkami. Cisza, która odbijała w głowie jak echo w studni, została nagle przerwana przez dwa warczące i napierające w naszymi kierunku ogary. Nie zdążyłem nawet wydobyć oręża gdy były już przy strzemionach mego wierzcha. Myślałem, pogryzą, rozerwą, zabiją, ale nie!... z chaty wyszła kobieta wglądająca na wróżbitkę?, zielarkę?, a może czarownicę, która jednym machnięciem palca uciszyła zwierza. Zastanawialiśmy się czy nie skończymy jako składnik w kotle który zauważyłem za stodołą w którym bulgotała jakaś czarna maź. Do ucieczki nie było sensu się zrywać, bo bestie zaatakują zanim przesunę się o choćby piędź. Serce łomotało w piersi, palce oplatały głowicę miecza schowanego w pochwie, a nogi spięte gotowe do szarpnięcia czekały w pogotowiu. Jednak niepotrzebnie bowiem kobieta nie dość że nie okazała złych zamiarów to jeszcze wskazała nam kierunek gdzie pożądaliśmy naszych celów.

Czas zmienia wszystko © sargath7

Druty kolczaste © sargath7

W miejscowości Ścienne © sargath7

Iński Rak © sargath7


Jeszcze trochę drogi było przed nami, ale udało się tymczasem dotrzeć do centrum miasteczka Ińsko, gdzie zatrzymaliśmy się w miejscowej karczmie na jakąś dobrą strawę. Przemoczeni i ubłoceni robiliśmy wielkie dziwy wśród gospodarza i obsługujących niewiast. Zamówiliśmy jadło i siedliśmy w na drewnianych stolcach. Za chwilę podano nam orientalne danie w postaci placka ze słonecznej Italii. Z gąsiora napitek przelałem do antałka i siorbnąłem zdrowo zagryzając kawałem placka,
- Zdrowie wasze w gardła nasze! – chrypnąłem gardłowo obijającym się echem po izbie.
Tak siedzieliśmy jedząc i pijąc, aż kałduny były pełne i nie mogliśmy się ruszyć. Trzeba było jednak wracać, zmierzch się zbliżał nieubłagalnie. Ledwo wgramoliłem swoją rzyć na wierzchowca i powolnym kłusem zaczęliśmy okrążać jezioro.

W drodze do Kamiennego Mostu © sargath7

Łabędzie z młodymi © sargath7

Słonecznik... © sargath7

... i jeszcze więcej w pobliżu Dobrej © sargath7


Przemierzając w drodze powrotnej kolejne miejscowości postanowiliśmy taką wyprawę jeszcze powtórzyć pospiesznie, gdyż ubawiliśmy się setnie. Na koniec jeszcze zwiedziłem w osadadzie Daber (Dobra) intrygujące miejsce ze zgromadzonymi wehikułami z przyszłości.

Stara bocznica koleji wąskotorowej © sargath7

Stara bocznica koleji wąskotorowej © sargath7


Gdy powróciliśmy do grodu Nowogrodzkiego, Sir Shrink jak przystało na prawdziwego władcę ziemskiego uraczył mnie u siebie w zamku starawą w towarzystwie swojej zacnej małżonki, dzięki czemu do swych włości wracałem z pełnym kałdunem.



Dzięki Seba za organizację i naprawdę świetną zabawę, naprawdę było warto się zmoczyć ! :)

Więcej lepszych zdjęć u Shrinka

.

Dane wyjazdu:
143.40 km 40.00 km teren
06:04 h 23.64 km/h:
Rower:Ekspert

Kotlina Kłodzka – Eskapada Kłodzka i Nocne Bielice - dzień 5

Piątek, 22 lipca 2011 · dodano: 04.08.2011 | Komentarze 8

Nad wioską rozpościerały się piękne krajobrazy, ale tym razem przysłonięte szaro stalowymi chmurami pokrywającymi całe sklepienie niebieskie.

Rzęsiste krople kryształowego deszczu spadały na dachy pokrytych strzechą chat ukazując malowniczy widok, który obserwowany z daleka powodował złudzenie schludnie związanych snopków siana ułożonych na rozłożystym zboczu Janowca. Stok zazieleniony bujną wysoką trawą i gdzieniegdzie rosnącymi grupkami iglaków, tworzył osłonę dla wyłaniającego się na szczycie skalistego czuba pokrytego kwitnącymi porostami i letnimi kwiatami. Wszystko zmoczone w ciepłym letnim deszczu sprawiało wrażenie bardziej ożywionego niż zwykle.

Kapiące krople ściekające po sparciałych deskach skraju dachu uderzały jedna po drugiej o luźną blachę wystającej z pod framugi okna. Z za uchylonego płata okiennego z luźno osadzonymi i klekoczącymi małymi szkiełkami w zmurszałej ramie, dochodziły dźwięki gruchającego gołębia suszącego mokre skrzydełka pod słomianym dachem.

Wiatr przeciskał się w tylko sobie znany sposób przez szpary w drewnianej ścianie budynku tworząc dźwięki, jakby ściana była jednym dobrze dostrojonym instrumentem.

Wszystkie dźwięki połączone w całość wygrywały usypiające melodie, ale utrzymujące w płytkim śnie. Leżąc na dużym rozłożystym wyrku czułem jak bym się unosił kilka centymetrów nad nim słuchając melodii na pół śpiąc... a może to wszystko jest snem... nie wiem... nie ważne jest cudownie, nie ruszam się stąd... nagle! z oddali zaczęły napływać nuty nie pasujące do całości, burzące schemat, powodowały irytację, stawały się coraz głośniejsze i głośniejsze... wtem poczułem jak by mnie coś wysysało do góry z dużą prędkością, wszystko co piękne i błogie zaczęło się oddalać i oddalać, nie mogłem nic zrobić, przed oczami widziałem tylko jasną oślepiającą biel... obudziłem się...patrzyłem na sufit, a z prawej strony na stoliku wyła komórka...

Wygramoliłem się, ogarnąłem i pożarłem śniadanie, zebrałem rzeczy i szedłem po rower, otworzyłem drzwi i wyszedłem na zewnątrz, wszystko nagle zrobiło się oślepiająco białe, a ja czułem się jak zawieszony w próżni.... po chwili się ocknąłem galopując w nieznane, pędząc na miękkich ropopochodnych kopytach wierzchowca po jakimś twardym niezidentyfikowanym czarnym dukcie. Co chwilę obok mnie przemieszczały się dziwne istoty o nieregularnych buraczanych kształtach, robiące to z zawrotną prędkością i tworzące przy tym powiewy wiatru mogące zdmuchnąć krzepkiego wojownika. Po chwili gdy się oswoiłem się z myślą iż nie jestem prawdopodobnie atakowany, zauważyłem iż we wnętrzu zamknięte są istoty podobne do mnie, ale jakieś inne, miny skupione i posępne, jak by siedzące w wychodku i dumające na własnym zatwardzeniem.

Mknąłem tak w nieznane, a nade mną zawieszone wysoko ciężkie deszczowe chmury zlewały z siebie cały żal w postaci wielkich kropli deszczu. Czułem że w butach chlupocze mi woda, ale coś mnie ciągnęło cały czas do przodu i nie pozwalało zawrócić. Po drodze mijałem wsie i miasteczka, a wiatr nie był litościwy i dął co sił zawsze tam gdzie me oczy spojrzały. W pewnej małej mieścinie o dziwnym mianie Ołdrzychowice wypatrzyłem karczmę gdzie chciałem się posilić i napić. W środku jednak miło nie zostałem przyjęty, sądząc po minie słusznych rozmiarów karczmarki, być może to z powodu mojej dziwnej konieczności wejścia z wierzchowcem do środka izby. Ponad to otrzymałem tylko zwykłą wodę i dziwne pożywienie w szeleszczących opakowaniach z napisem Snickers, których za nic nie mogłem usunąć, ale się okazało że opakowania są jadalne i mimo drobnych niedogodności oraz mimo małych rozmiarów, jedzenie okazało się dobre i sycące, a nawet dodające energii.

Ruszyłem dalej, a niebo jakby jaśniało nad mą głową co dodawało odwagi i cierpliwości, oddalało uczucie zrezygnowania i chęci kapitulacji. Gdy ostatnia kropla dotknęła ziemi dotarłem do...

Kłodzko - rysunek na ścianie przy wejściu do labiryntów © sargath7


Omijając wielką liczbę ustawionych jeden za drugim dziwnych istot które wcześniej mknęły w nicość z zawrotną prędkością, teraz stały w bez ruchu i wydobywały z siebie chmury śmierdzącego dymu, a uwięzieni w nich ludzie patrzyli na mnie jedni z politowaniem inni z zazdrością, a jeszcze inni kontynuowali swoją latrynową kontemplację sądząc po skwaszonych minach, tylko po co tak stać jeden za drugim, jak można jechać. Im głębiej wjeżdżałem do grodu tym więcej mijałem wolnych mieszczan, aż natrafiłem na miejsce do którego mnie tak ciągnęło...

Twierdza Kłodzka © sargath7


Chciałem zostawić wierzchowca w pobliskiej strzeżonej stajni jednak stajenny się nie zgodził, bowiem wszystkie miejsca zostały już zajęte i to głównie przez te wielkie buraczane obiekty, mało tego był zdziwiony iż chcę oddać na przechowanie takiego wierzchowca. Wdrapałem się na wzgórze, aby mieć lepszy widok na gród. Wiał tam jednak zimny wiatr więc udałem się do wielkiej bramy, przy której strażniczka pełniła wartę. Wreszcie ktoś znajomo wyglądający, po chwili konwersacji pozwolono mi zostawić wierzchowca w stróżówce i osuszyć płaszcz i część wierzchniego okrycia. Uiściłem jeszcze tylko myto przy bramie w ilości dwunastu złotych monet i znalazłem się na dziedzińcu, tam jednak nie było już tak miło. Zostałem przywitany ciężką artylerią…

Stanowiska ogniowe widziane z dziedzińca © sargath7


… nie było iskierki nadziej, ani żadnego jasnego punktu na przetrwanie, latarnie nie przywoływały blaskiem ...

Dom Courtine © sargath7


...to pułapka, nie ma gdzie uciekać. Wtem dostrzegam jedyną możliwą drogę na ocalenie własnej rzyci...

Wejście do środka twierdzy © sargath7


...nie bacząc na nic biegnę i wpadam do wilgotnych lochów, rozpaczliwie szukam wyjścia, lecz korytarze ciągną się niczym labirynt kilometrami...

Labirynty Twierdzy Kłodzkiej © sargath7


... niski pułap nie ułatwia biegu, czasem nawet w błocie czołgam się, a strach napędza mnie i dodaje animuszu...

Jeden z chodników o długości 200 m do pokonania na czworaka :) © sargath7


... z daleka w jednym z korytarzy widać jednak światło dzienne, biegnę tam i rozpościera się przede mną piękny widok...

Panorama z wzniesienia Twierdzy © sargath7

Wieża ratuszowa © sargath7


... muszę jednak zmierzać dalej, bo nadciągają wrogo nastawieni strażnicy...

Żołnierz pruski © sargath7


... dopadam w jednej z krypt rycinę z planem Twierdzy i już wiem dokąd zmierzam...

Rysunek Twierdzy Kłodzkiej © sargath7


... znowu biegnę labiryntem ...

Labirynty Twierdzy Kłodzkiej © sargath7


... mijam stróżówkę, porywam wierzchowca, narzucam suchy płaszcz i gnam na rynek miejski, ledwo uchodząc z życiem. Ochłonąwszy przemierzam ulice miejskie zachwycając się potęgą ludzkich rąk wznoszących tak piękne i monumentalne budowle...

Ratusz na rynku © sargath7

Kamienice na rynku © sargath7

Ciekawa kamienica na starym mieście © sargath7

Kościół Wniebowzięcia NMP © sargath7



...gdzieniegdzie spotykałem biednych ludzi zaklętych w kamień...


Rzeźba na piedestale © sargath7



... u źródła gasiłem pragnienie...


Fontanna koło straży pożarnej © sargath7


… spotykam kolejnych biedaków zaklętych w kamień, prawdopodobnie to kara za szaber w pobliskiej świątyni, sądząc po miejscu w którym zostali zaklęci, a było to na murach okalających kościół, pozostawiono ich z pewnością ku przestrodze…

Posągi koło kościoła WNMP © sargath7


… uciekłem więc szybko z tego przerażającego miejsca, a potem musiałem przedostać się na drugą stronę rzeki…

Stalowy most na Nysie Kłodzkiej © sargath7


... szukałem schronienia lecz wrota były zamknięte...

Boczne wejście do kościoła prz klasztorze Franciszkanów © sargath7

Klasztor Franciszkański © sargath7


… zwierzęta posiadały kamienne miny, co nie wróżyło dobrych nowin…

Klasztor Franciszkanów © sargath7


… odjechałem na bok i już przekraczałem kolejny most, oby nie jeden za daleko…

Most XV - wieczny nad Młynówką © sargath7


… po drodze spotykam kolejnych nieszczęśników, dochodzę do wniosku, że miejsce w którym się znalazłem szczyci się swoim okrucieństwem…

Jedna z sześciu rzeźb na moście © sargath7


… chcę się wydostać jak najszybciej. Gdy udaje się opuścić mury miejskie, niebo nabiera jasnego odcienia, powietrze stało się mniej wilgotne i rześkie. Przede mną rozstaj dróg, gdzie pojechać, dokąd się udać… dość wrażeń czas na jakąś strawę. Ruszam i w tym momencie wszystko wokół staje się blade i rozmyte. Blask jasności rozchodzi się na wszystkie strony kalecząc wzrok… obraz się wyostrza. Zatrzymuję się… siedzę na swoim rowerze, gdzieś w okolicach Idzikowa, przede mną spory podjazd i do tego dobrze mi znany. Zaczynam kręcić korbą i zastanawiać się dlaczego nie pamiętam ostatnich kilku godzin. Mam na sobie przemoczone ubranie, ale nogi dobrze podają, więc kręcę. Gdzieś w dole skarpy słychać szum strumienia, a w nozdrza wchodzi zapach lasu. Chmury zaczynają się rwać i momentami widać najcudowniejszy odcień błękitu. Dociskam mocniej i zanim się obejrzę już jestem koło domu, jest już dość późno, coś koło dziewiętnastej. Pochłaniam momentalnie obiad, ale coś mi nie pasuje, snuję się, jestem rozdrażniony, myślę o przedpołudniu, rozważam nad swoją egzystencją. Muszę to poczuć ponownie, zbadać nie odkryte pokłady podświadomości, ujarzmić incepcję…

Dotykam ramy, otwieram drzwi i wszystko dzieje się tak jak poprzednio… odzyskuję świadomość, stoję gdzieś na poboczu nieznanej mi czarnej drogi. Ruszam do przodu znowu na tym samym co poprzednio wierzchowcu. Droga ciągnie się na południe, z każdej strony widać szczyty pomniejszych gór, zmierzam jakimś wąwozem. Muszę się dowiedzieć gdzie się znalazłem, zastanawiają mnie ciągłe utraty świadomości. Zbaczam na polną mocno przesiąkniętą zaopatrzoną w pokładu błota drogę i wspinam się na szczyt pomniejszego wzgórza, stamtąd będzie lepszy widok na okolice, może coś uda mi się wywnioskować, dostrzec jakiś znajomy kształt.

Widok z pod Cernego Vrch'u © sargath7

Widok z pod Cernego Vrch'u © sargath7

Kościół w Starym Gierałtowie © sargath7


Już wiem gdzie się znalazłem, to osada Stary Gierałtów. Postanawiam jechać w kierunku Bielic, gdzie przez lasy przedostanę się znowu do domu. Wydaje mi się, że to nie wielki odcinek drogi, nie mam żadnej mapy. Zmierzam do Nowego Gierałtowa, mijam kościół…

Kościół w Nowym Gierałtowie © sargath7


…staram się znaleźć drogę do Przełęczy Gierałtowskiej, jednak gubię drogę i trafiam na Strzelnicy Parafialnej…

Strzelnica parafialna © sargath7


… długo tam nie zabawiam, ciągnę dalej w kierunku Bielic. Zaczyna się ściemniać, gdy docieram do Bielic zapada zmrok, a na dodatek kończy się utwardzony dukt, wjeżdżam w las. Obok szlaku płynie rwący potok, odgłosy nocy stają się coraz bardziej wyraźne, zaczynam się niepokoić, dużo ilości błota spływają z górnych partii szlaku, czuję jak wszystko mnie oblepia. Wilgotna ściółka leśna rozprowadza swój aromat otaczając dookoła. Zaczyna padać, okrywam się płaszczem, nie cofam się, nie rezygnuję. Poruszam się cały czas pod górę, tętno zaczyna się stopniowo podnosić, wzmaga się poczucie niepewności, czuję że w podświadomość wdziera się strach. Mózg co chwilę próbuje mnie oszukać, widzę i słyszę co chwilę jakieś szelesty i ruchy w leśnych zaroślach. Odwracam się nerwowo za siebie, mam wrażenie, że coś za mną jedzie lub biegnie, trzeba myśleć racjonalnie, jestem tu zupełnie sam… nagle na drogę wybiegają trzy jelenie, łomocąc kopytami o wilgotne kamienie drogi, zauważają mnie i zaczynają w popłochu uciekać w przeciwnym kierunku. Jednak nie jestem sam. Mijam zakręty za zakrętem, nie ma żadnych kierunkowskazów, trafiam co chwila na jakieś rozstaje, losowo zmieniam kierunki. Deszcz pada coraz mocniej, przez moment dostrzegam między chmurami, jakąś białą planetę która przygląda mi się ukradkiem…

Ciemna zimna i deszczowa noc © sargath7


… szlak robi się coraz bardziej stromy, światło z dziwnej latarni umieszczonej z przodu wierzchowca daje coraz słabszą poświatę, czuję że tracę kontakt ze światem zewnętrznym, wyjeżdżam z za zakrętu i przede mną długa prosta w górę, biała planeta, wyłania się z za chmury i rzuca poświatę na chowający się za zakrętem na szczycie szlak, w tym momencie pojawia się tam jakiś zwierz, podobny do psa, ale jestem za daleko, żeby dokładnie określić. Zatrzymuję się i biję z myślami, nie wiem co jeszcze przede mną, nie wiem czy jadę w dobrym kierunku, nie wiem co dalej… postanawiam zawrócić, ale to cholernie długa droga jakieś 30- 40 stajań. Chyba zbliża się północ, jedno co mnie pociesza to że jest z góry, pędzę więc w dół na pamięć, choć nie wiem czy mogę jej ufać, ostatnio ciągle mnie zawodzi. Udaje mi się jednak po sporym odcinku czasu dotrzeć do wsi, dalej już utwardzoną drogą zmierzam do domu, robi się strasznie zimno, deszcz zacina z boku. Mijam kolejne wsie, czuję się jak bym z góry jechał dłużej niż odwrotnie.
Docieram jednak bezpiecznie do domu, wszystko wskazuje że jest po pierwszej w nocy…

… budzę się rano, leże na łóżku, czy to był sen… a może śnię dalej…

:)

Dane wyjazdu:
232.73 km 10.00 km teren
09:21 h 24.89 km/h:
Rower:Ekspert

Niederfinow Chorin - kryptonim T.E.S.C.O.

Sobota, 14 maja 2011 · dodano: 25.05.2011 | Komentarze 16

Czyli tajna akcja inwigilacyjna Szczecińskiego BS na Landkreis Barnim która nastąpiła w pewien sobotni majowy dzionek. Prowokacji dopuścił się Jarek pseudonim Gadbagienny, który uznawany jest za zaginionego, zdemaskowany jednak i obecnie tajny agent BS, który po wybadaniu możliwości rekrutów uznał, że więcej daje praca pod przykrywką, a opisując swoje zimowe akcje podjazdowe na terytorium wroga zdradzał swoją taktykę.

Do swoich celów wykorzystał oddanych sprawie cyklorebeliantów, których zwerbował sprytnie za pomocą ogólno polskiego serwisu RS, tworząc tym samym silny oddział uderzeniowy. Pisząc szyfrem zrozumiałym dla zainteresowanych ustalił czas i miejsce desantu z którego dalej ruszyliśmy opancerzonymi, zubożonym uranem, wozami bojowymi klasy Rover.

Miejscem startu miał być niepozorny parking, a znakiem rozpoznawczym logo na jednej z pobliski hal czyli T.E.S.C.O. (Tajna Ekspedycja Sekty Cyborgów - Overlord) . Godzina zero operacji mieściła się w przedziale 8:00 – 8:20 na którą stawili się oprócz mnie i wspomnianego wcześniej prowodyra, Paweł vel Misiacz, Adrian vel Gryf (dołączył w Gartz), Krzysiek vel Monter, Robert vel Lewy, Marcin vel Rake.
Ekipa na starcie :) © sargath7


Na początek ruszyliśmy spokojnym nie odznaczającym się tempem do granicy w Rosówku gdzie odebrałem od podstawionego człowieka w kantorze środki do zakupu ekwipunku na tyłach wroga.Następnie jechaliśmy wzdłuż granicy gdzie po minięciu Mescherin dotarliśmy do Gartz skąd zgarnęliśmy kolejnego tajniaka Gryfa.
Mescherin © sargath7


Dla upamiętnienia akcji zrobiliśmy sobie fotkę pod łukiem który zaburzał skanery radarów, dzięki czemu mieliśmy schronienie przed zdemaskowaniem. Z Gartz poruszaliśmy się trasą Odra Nysa, tempo narzucał Jarek, a w trosce aby nikt nie przysnął w czasie drogi to tak 28-30 km/h przyciskał, ekhm znaczy się w jego przypadku smyrał korbę.
Komplet w porcie Gartz © sargath7


Gdzieś między Gartz, a Schwedt przyczailiśmy się na skraju lasu gdzie trzeba było omówić dalszą taktykę, tam też dowódca tłumaczył nam na wojskowej mapie, strategiczne punkty w których możemy spodziewać się dużego zagęszczenia i oporu wroga.
Wykład taktyczny © sargath7

Łabędzie przed Schwedt © sargath7

Po wyjechaniu z lasu jechaliśmy otwartym terenem do samej twierdzy Schwedt, po drodze odpierając ataki wrogo nastawionych niemców. Po instrukcjach naszego drużynowego poligloty Misiacza wiedzieliśmy że najlepszą taktyką zwalczania wroga, jest łyknięcie niemieckiej wiagry, która idzie w rękę i krzyknięcie „Zig Haj” co się do pewnego czasu sprawdzało, bo w miarę szybko przedostaliśmy się na obrzeża miasta, tam jednak nie było już tak łatwo , wrogowie byli bardziej podejrzliwi i dalsza droga była istnym slalomem, a nad głową pamiętam jak świszczały mi zwroty „Sznela”, obyło się jednak bez ran . Niestety opór był tak duży, że musieliśmy się wycofać do schronu w pobliskim Krajniku, tam też uzupełniliśmy ekwipunek. Jarek pokazał pieprzony granat solowy, którym miał zamiar poczęstować jakiegoś prusaka oraz pokrowiec na mikrofilm przypominający kanapkę którą w razie kompromitacji można skonsumować.
Przegrupowanie w Krajniku © sargath7

Ekwipunek Jarka 007 © sargath7



Po chwili ponawialiśmy atak próbując objechać zaognione punkty, gdzie po drodze mijaliśmy jakiś nieznany odział rebeliantów, prawdopodobnie z pobliskich przyczółków. Dalsza droga jednak nie mogła przebiegać założoną trasą, ze względu na zaminowanie jej przez pobliski odział zmechanizowany, cynk otrzymał dowódca od stojącego przy drodze, chudego jak tyka o pociągłej strzałkowej twarzy, konfidenta. Dobrze że trenowałem ostatnio na poligonie Wkrzańskim akcje terenowe, bo teraz wyszło mi to na dobre ze względu na stan i ukształtowanie okolicznych terenów.

[url=http://photo.bikestats.eu/zdjecie,182773,w-drodze-do-criwen.html]
W drodze do Criwen © sargath7

W drodze Criwen © sargath7

Z mocnym opóźnieniem dotarliśmy do Criwen. W miarę bezpieczną drogą udało się dotrzeć do Hochensaaten gdzie był pierwszy punkt sabotażowy, razem z Misiaczem wzbogaciliśmy pobliski zbiornik wodny śmiertelnymi toksynami domowej produkcji. Szybko przemieściliśmy się do Oderbergu gdzie ocenialiśmy możliwości taktyczne koryta tamtejszej rzeki.
Oderberg © sargath7

Aby nie rzucać się w oczy po szybkim przegrupowaniu w Oderbergu, zaczęliśmy napierać na kluczowy punkt misji, a mianowicie Niederfinow i tamtejszy teleport osiowy dla podwodnych statków atomowych. Na miejscu ja Monter i Rake zostaliśmy wyznaczeni do zbadania planów i wyniesienia schematów konstrukcji. W tym celu musieliśmy zdobyć przepustki na teren obiektu. Możliwe to było dzięki wcześniejszym staraniom Gada. Przepustki zostały już wcześniej przygotowane i należało je tylko wyjąć z pobliskiej skrytki płacąc paserowi 2 euro. Następnie z duszą na ramieniu przeszliśmy przez ścisłą kontrolę i pokierowaliśmy się ku przeznaczeniu.
Podnośnia statków w Niederfinow © sargath7

Podnośnia statków w Niederfinow © sargath7

Podnośnia statków w Niederfinow © sargath7

Treidellok na podnośni © sargath7

Udało się ustalić dane techniczne obiektu, oraz ten zaawansowany XX wieczny system, a także że wróg potajemnie buduję jeszcze lepszy technologicznie podobny obiekt w pobliżu. Ze względu na już standardowy brak czasu czym prędzej opuściliśmy strefę „0” i odmeldowaliśmy się u Gada gdzie poza pochwałami i obiecanym wnioskiem do odznaczenia, dostaliśmy pozwolenie na szaber w pobliskich barach, gdzie ja z Rake’m pałaszowaliśmy Wursta. Po chwili odpoczynku trzeba było ruszać, bo zgodnie z wyliczeniami mieliśmy duże opóźnienie misji.

Od ostatniego celu mieliśmy tylko kilka kilometrów, ale ze względu na problemy pod Schwedt tutejszy oddział pruski dowiedziały się o naszej obecności. Dlatego przebijaliśmy się przez las. Nie była to jednak w 100% bezpieczna droga, bo jak wiadomo grasowały tam oddziały Werwolfu. Droga okazała się zaminowana, na co psioczył dość mocno Misiacz, ale udało się jednak przejechać bez strat. Naszym oczom ukazała się potężna twierdza, która jak donosiło dowództwo prowadziła badania na schwytanych rodakach. Trzeba było to sprawdzić. Przyczailiśmy się koło jednego z murów i ustaliliśmy taktykę. Do środka mogła wejść tylko jedna osoba, więc początkowo zgłosiłem się na ochotnika, ale potem zacząłem się wahać i już z rozkazu dowódcy udałem się do twierdzy będącej pod przykrywką klasztoru, pozornie rzeczywiście wyglądało to jak klasztor. Udając pruskiego studenta udało mi się nawet zmniejszyć budżet wyprawy płacąc jednynie 2,5 euro łapówki dla Gertrudy stojącej na warcie. Nie wzbudzającym podejrzeń tempem przebiłem się przez błonia mijając stada rozsypującego się personelu laboratoryjnego i przebiegłem wzdłuż łukowych korytarzy wychodzących na dziedziniec. Podczas fotografowania obiektu na potrzeby artyleryjskie mało nie zostałem zdemaskowany, przez jedną Helgę. Robiłem zdjęcie gdy w kadr weszło mi jakieś próchno pruskie, przez co wypowiedziałem głośno najpopularniejszy i niewinny spójnik polskich zdań, szybko ugryzłem się w język i czmychnąłem do pobliskiej komnaty która prowadziła do piwnic. Nie wiem czy cynk o praktykach jakie miałem tu zastać okazał się fałszywy, czy po prostu coś pominąłem, bowiem lochy były puste z wszechogarniającym chłodem i wilgocią. Jednak po dokładniejszej eksploracji znalazłem ślady różnych nieznanych medykamentów, oznaczało że wszystko niedawno zostało przeniesione. Operacja była tajna w 100% co oznaczało, że mamy w ekipie kreta !

Dało mi to dużo do myślenia, a miałem już swoje podejrzenia.
Klasztor Chorin © sargath7

Klasztor Chorin © sargath7

Klasztor Chorin © sargath7

Klasztor Chorin © sargath7

Klasztor Chorin © sargath7

Bez w klasztorze, składnik trucizn wyskokowych :) © sargath7

W lochach klasztoru © sargath7

Klasztor Chorin © sargath7

Cała akcja zajęła mi tylko kilka minut, ale dla towarzyszy czekających w ukryciu była to niemal wieczność, prawdopodobnie z powodu ciągłych patroli wokół twierdzy. Wszyscy odetchnęli z wielką ulgą gdy wróciłem cały i zdrowy. Mogliśmy ruszać. Kierowaliśmy się z powrotem na Schwedt. Traska przebiegała bez większych problemów poza niezidentyfikowanymi pojazdami patrolującymi pobliskie drogi. Machiny te były napędzane siłą niemieckich zwiędłych mięśni przez co były dość wolne, ale z dużym śmiercionośnym potencjałem.

Ze względu na nieznane walki po drugiej stronie rzeki udało się nam bez problemów okrążyć Schwedt i dotrzeć do miejsca przegrupowania w okolicach śluzy. Tam Misiacz popełnił nie wybaczalny błąd, naruszając ciszę radiową łącząc się z Jurkiem który w zemście za nie możliwość dołączenia do ekipy okazał się wtyczką wroga.
Dowód w sprawie przeciwko Misiaczowi :) © sargath7

Teraz wszystko zrozumiałem, w dodatku mam na wszystko dowody. Podczas pobytu w Niederfinow Misiacz już wtedy meldował do nieznanego odbiorcy nasze poczynania, wróg miał przez to czas, aby przenieść laboratoria z twierdzy Chorin. Jednak to nie wszystko co nas czekało. Jurek rozwścieczony, że jesteśmy cali i zdrowi, co gorsza suszy, postanowił przetestować nową broń biologiczną i nagle piękne słońce schowało się za grubymi stalowymi chmurami.
Cisza przed... Zemstą Jurka © sargath7


Misiacz wykorzystał chwilę naszego zdziwienia takimi niespotykanymi zawirowaniami pogodowymi i dał dyla. Większość ruszyła za nim jednak ja zostałem z Gryfem który został rany od bardzo toksycznych kropli lecących z nieba. Nałożyło się to po osłabieniu na treningu z poprzedniego tygodnia kiedy to musiał pokazać możliwości swojej głowy w jak najlepszym procentowym świetle. Zdrajcę udało się złapać na odcinku między Schwedt a Gartz. Tam też dołączył do nas Bartek, który uczestniczył w walkach o wyzwolenie Coca Coli pod Schwedt i wracając dostał się w wir Zemsty Jurka. Toksyczne krople stopiły mu oponę w jego odrzutowym Cyklonie.

Dalej jechaliśmy już mocno zmoczeni i napromieniowani przez co Misacz wykorzystał okazję do ucieczki, a cała drużyna została rozproszona.

Mission Complete

A tak już na poważnie to dzięki panowie za wycieczkę. Poniżej filmik z akcji T.E.S.C.O. :D:D:D