......... Przełęcz Rędzińska i Zamek Książ - dzień ósmy (30.04 – 8.05) | sargath.bikestats.pl

Sargath

avatar Ten dziennik rowerowy prowadzi sargath z miasta Szczecin. Mam nakręcone 27671.67 kilometrów w tym 3202.19 w terenie. Śmigam z prędkością średnią 22.46 km/h i tyle wystarczy. Jeżdżę od dziecka, mój pierwszy rower to "czterokołowiec" Smyk. W pierszym dniu nauki złamało się kółko wspierające i okazało się że drugie nie jest potrzebne. Potem były inne i trafiła się dłuuuga przerwa,aż do momentu, kiedy zrozumiałem że poświęcenie dla własnej pasji i podążanie za ideą jest ważniejsze niż dla kogoś kto nie jest go wart. Pasja ukazuje jakie decyzje podejmujemy i w jakim kierunku zmierzamy ..., a Bikestats'a odkryłem w wakacje '10 :) .
button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

2011

button stats bikestats.pl

2010

button stats bikestats.pl

Kumple od kółka

Statystyka roczna

Wykres roczny blog rowerowy sargath.bikestats.pl

Zajrzało tu od października 2010

free counters
Dane wyjazdu:
207.11 km 15.00 km teren
07:52 h 26.33 km/h:
Rower:Ekspert

Przełęcz Rędzińska i Zamek Książ - dzień ósmy (30.04 – 8.05)

Niedziela, 8 maja 2011 · dodano: 20.05.2011 | Komentarze 7

Wczorajsza krótka przebieżka po mieście dała mi do myślenia i odświeżyła chęć kręcenia korbą. Na dzisiaj miałem przygotowany plan. Zamierzałem zaliczyć Przełęcz Rędzińską czyli najtrudniejszy podjazd Rudaw Janowickich gdzie spadki dochodzą do 17%. Miał to być taki ostatni skok w stronę gór, bo jakoś to wszystko szybko się kończyło.

Wstałem trochę po 6:00 i zaczynałem się pakować i zgodnie z planem ruszyć około 8:00. Za oknem kolejny motywator, czyli piękna pogoda, czyste niebo które nie mogło sprawić, aby jakakolwiek kropla deszczu mogła dotknąć ziemi. Takie myślenie to jednak można między bajki włożyć, bo po 7:00 mniej więcej na niebie dosłownie teleportowały się stada chmur i zapewniły mi maksimum wkurwienia zakrywając ostatni pozytywny kawałek nieba. Ewidentnie zanosiło się na deszcz, mój wyjazd stanął pod znakiem zapytania, bo jednak odcinek dość długi, a na starcie się przemoczyć to mi się nie uśmiechało. Zacząłem zwlekać ile się dało, a nawet momentami szukać alternatywy w postaci fotela przed telewizorem. Życiowe rozterki trwały do 10:00 kiedy uznałem „walić to” jadę!

Niby zanosiło się na deszcz, ale nie padało. Z Legnicy skierowałem się na Jawor krajową 3, z racji weekendu ruch był mniejszy, więc mniejsza ilość śmierdzieli w puszkach mogła zdołować mój nastrój, który nie pamiętał już super ekstra motywacji z godziny 6:00. Kilka kilometrów przed Jaworem miałem kryzysowy moment gdy zaczęło padać. Zacisnąłem jednak zęby i po przejechaniu Jaworu dotarłem do Bolkowa, a stamtąd do Marciszowa. Przed miasteczkiem jeszcze był piękny zjazd sponsorowany literką P i cyferką 7. Cyferką 7, bo nachylenie było tak duże, a wiaterek korzystny, że po asfaltowej nawierzchni rowerek leciał i z łatwością na liczniku zagościła prędkość poprzedzona cyfrą siedem właśnie, natomiast literka P jak Pojeb który wyprzedzał mnie na tym pięknym zjedzie na żyletkę.

Po dotarciu do Marciszowa udałem się w stronę mostu, gdzie miała się rozpocząć Rędzińska górka. Może i się zaczęła, ale bez problemów to obejść się nie mogło. Przed wyjazdem zrobiłem sobie miejsce mapki i przebiegu trasy, ale zdjęcia mi wcięło jak na złość. Dobrze że coś w głowie zostało, bo chyba bym wyszedł z siebie. Z opisu zapamiętałem, że start jest na moście nad Bobrem, a zbaczając z głównej drogi patrzę jest most i jest rzeka :) Wyciągam aparacik co by cyknąć początek do przyszłej relacji. Nie wiem jednak czy coś podświadomie było nie tak, ale uznałem, że lepiej jeszcze się upewnić, czy w dobrym kierunku jadę. Rozglądnąłem się i tylko zauważyłem jakiegoś przedszkolaka na rowerku, no nic co mi szkodzi, może się orientuje w okolicy. Pytam jak dojechać na Wieściszowice, a on odpowiada mi że muszę się wrócić i w centrum będzie zjazd. Myślę chyba jednak nie orientuje się, ale wpadłem na pomysł, że zapytam o Kolorowe Jeziorka, które pamiętam były zaznaczone na planie. Dzieciak podał mi znowu ten sam kierunek. Mówię nie ma bata trzeba się jeszcze kogoś spytać bo małolat mnie w maliny wpuści. Udało mi się dorwać jeszcze z 3 osoby które chyba same nie wiedziały skąd są, bo jak się zapytałem w sumie wszystkich czterech to tak cztery strony świata otrzymałem, pamiętam że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, ale chyba nie na moja skromną przełęcz. Co się okazało, po analizie wybrałem kierunek i trasę którą opisał mały rowerzysta, bo uznałem że kto jak kto, ale tylko dziecko zna poprawną trasę do Kolorowych Jeziorek :) Strzał okazał się w dziesiątkę i ku mojemu zdziwieniu odkryłem przyczynę mojego problemu, a mianowicie nikt nie wspominał, że w tej wioseczce są dwa mosty nad Bobrem :)

Widok z mostu nad rzeką Bóbr © sargath7


Nachylenie na tym etapie to bułka z masłem więc szybko dotarłem do Wieściszowic, pierwsze trudniejsze odcinki zaczęły się gdy odbiłem we wsi na Kolorowe Jeziorka. Kolorowe bo jest to pozostałość po kopalniach pirytu które były w tym rejonie. Natomiast barwy wynikają z duże zawartości minerałów w wodzie i duże go zakwaszenia od wpływu siarki.
Opłacało się pomęczyć zbaczając z trasy, bo tereny wokół jeziorek zadowolą większą grupę maniaków mtb. W dodatku miedzy nimi prowadzi szlak rowerowy. Także wszystko na legalu Misiacz :)

Jeziorko Zielone © sargath7

Skały siarki © sargath7

"Siarą| było by się tędy nie przejechać :) © sargath7

Jeziorko Purpurowe © sargath7

Motocykliści wyhaczyli teren na akrobacje © sargath7

W tym samym czasie nad stawy wpadła grupa amatorów krosu motocyklowego, ale szybko się znudzili i przestali rozjeżdżać szlaki i zbędnie informować o braku tłumików w swoich maszynach.
Jeziorko Zielone i Purpurowe leżą koło siebie, a do Błękitnego trzeba się trochę namęczyć, bo leży znacznie wyżej niż poprzednie, a prowadzi do niego dość stromy podjazd terenowy.

Jeziorko Błękitne © sargath7

Laguna © sargath7


Tereny wokół były mocno zawilgocone, a w połączeniu z tamtejszą glebą stworzyło papkę która szybko polubiła się z moim rowerem, że gdy zjeżdżałem z powrotem do Wieściszowic to elementy ramy wyglądały jak odlewy z gipsu.

Kościół we Wieściszowicach © sargath7


Zaraz za wsią zaczęło się to na co miałem ochote od dłuższego czasu, czyli mega podjazd i do tego z nowym dywanikiem asfaltowym. Pod takie cacko jeszcze nie wdrapywałem się rowerem, a Miodowa w Szczecinie to płaska ścieżka z zakrętami. Zaraz po opuszczeniu stawów niebo się przetarło i wyszło piękne słońce. Trochę nie w porę, bo myślałem że na podjeździe się rozgrzeję i tak się stało z nawiązką, nie narzekam jednak bo nagroda w postaci widoczków rekompensuje wysiłek. Jak sobie pomyślę, że teraz bym siedział w domu i zobaczył takie niebo to pluł bym w brodę, że zrezygnowałem przez kilka chmurek na niebie.

Początek najtrudniejszego odcineka trzykilometrowego - średnio około 11% nachylenia do max 17% © sargath7


Asfalt jednak przed szczytem się kończy i zaczynają się wertepy, ale już na wypłaczonym odcinku drogi.

Widoki po zdobyciu przełęczy © sargath7

Krzyż Milenijny © sargath7

Widoki po zdobyciu przełęczy © sargath7

Widoki po zdobyciu przełęczy © sargath7

Widoki po zdobyciu przełęczy © sargath7


A więc udało się, plan zaliczony. Pogoda piękna czasu jeszcze dużo, rzut okiem na mapę Polski, oczywiście nie ma opcji abym wracał tą samą drogą. Plan był na maksimum 150 km, no cóż plany lubią też nie wychodzić w pozytywny sposób. Podobnie jak z zamkiem Czocha, nie mogłem odpuścić zamkowi w Książu więc kierunek na Wałbrzych. Najpierw jednak trzeba zjechać z tej górki oczywiście z drugiej strony.
Tak w ramach wyjaśnienia, zjazdy nie były mile widziane, bo byłem strasznie leniwy i nie zrobiłem tylnego hamulca, zdemontowałem tylko zacisk w domu :)
Zjazd ograniczał się do hamowania pulsacyjno – asekuracyjnego, co nie przeszkadzało w rozpędzeniu się do 50-60km bez napędzania. Hamować za bardzo nie mogłem bo całkowita utrata hamulców nie była w planie. i akurat ten plan został zrealizowany.
Kościół w Rędzinach © sargath7

Kościół w Pisarzowicach © sargath7

Przed Kamienną Górą © sargath7


Do samej Kamiennej Góry był zjazd więc udało się zregenerować. W Kamiennej nie zatrzymywałem się bo czas gonił ze względu na chęć zwiedzania zamku w Książu, a kasy zamkowe otwarte do 18:00. Zatrzymałem się na stacji i zachciało mi się Sprite’a . Mimo doświadczeń wlałem go do bidonu, a po paru set metrach gdy zapragnąłem łyka to miałem go już na całym kokpicie i ramie, co zaowocowało w późniejszym czasie w połączeniu z błotem do mozolnego mycia sprzętu.
Zamiast cisnąć na Wałbrzych ściąłem sobie drogę przez Szczawno Zdrój i około 17 byłem przed zamkiem. Przed twierdzą był umiejscowiony parking strzeżony więc wpadłem na pomysł zostawienia go pod czujnym okiem strażnika. Jak się okazało za popilnowanie sprzętu nie musiałem nic płacić, bo rowerzyści nie płacą :)

Lew strzegący zamku © sargath7

Zamek Książ © sargath7


Już na luzie udałem się do kasy gdzie bez problemu udało się nabyć bilet studencki. Zły jednak byłem bo nie udało się załapać na zwiedzanie z przewodnikiem (tylko do 17:00) i najciekawsze podziemia z tajemnicami II w. ś. zostały poza moim zasięgiem. Zamieszczam fotki tylko z zewnątrz, bo publikowanie środka jest zabronione mimo wykupienia pozwolenia na fotografowanie za 8zł, ale tylko do własnych zbiorów.
Rzeźby roślinne na tarsach zamku © sargath7

W ogrodach zamku © sargath7

Jedna z wież zamku Książ © sargath7

Ściana południowa zamku © sargath7

Herb rodowy na południowej ścianie © sargath7

Frontowe wejscie do zamku z zejścia do tarasów © sargath7


Obskoczenie wszystkiego zajęło mi ponad godzinę, albo lepiej (dobrze że nikt na mnie nie czekał :D:D:D), a po zwiedzaniu posilałem się w pobliskim barze, gdzie zadzwonił do mnie Jurek, jeszcze wtedy rowerowy, teraz niestety już nie, bo praca go pochłonęła :)
Następnie na koniec skoczyłem na punkt widokowy, niestety taka pora że wszystko pod słońce, czyli kaszanka z fotek wyszła.
Zamek Książ z punktu widokowego © sargath7

Zamek Książ © sargath7


Gdy zamierzałem odwiedzić zamek w Książu uznałem, że wrócę pociągiem z Wałbrzycha, jednak na dworcu okazało się, że nie ma bezpośredniego połączenia Wałbrzycha z Legnicą i trzeba się przesiadać w Jaworzynie Śląskiej. Jako że słoneczko jeszcze dobrze dawało, było koło 19:00, więc uznałem że bujnę się do Jaworzyny, bo szkoda czasu na przesiadki, a taka opcja pociągiem to jakieś cztery godzinki w plecy, ze względu na przesiadki. Gdy doczłapałem się do Jaworzyny to się wkurzyłem, że od razu nie skręciłem na Legnicę i nie olałem pociągu. Pociąg bowiem dopiero za 1,5 godziny. Czułem się jednak na siłach i nie chciało mi się czekać , pogoda świetna, a w końcu to już naprawdę ostatni dzień na Śląsku. Uznałem że wracam rowerem do Legnicy. Na liczniku ponad 120 km więc luzik. Nie wiem co mi się we łbie ubzdurało, że muszę jechać przez Bloków i w Strzegomiu zamiast na Jawor machnąłem się na Bolków, przez co do woreczka kilometrów w tym dniu dołożyłem kolejną dwudziestkę. Na szczęście wiatr był moim sprzymierzeńcem i ani specjalnie nie przeszkadzał, a wielokrotnie wręcz pomagał, licznik wskazywał 35 – 40 km/h. Nie wiem jak mi to wyszło, ale w domu byłem po 22:00 więc szybciej niż zaplanowałem :)


Komentarze
athena
| 10:42 czwartek, 26 maja 2011 | linkuj Z zapartym tchem czytałam Twoje urlopowe relacje. Świetne zdjęcia :))
jotwu
| 18:02 niedziela, 22 maja 2011 | linkuj W takich warunkach terenowych i tyle kilometrów - podziwiam. Podziwiam też, że tak pięknie dokumentujesz i opisujesz swoje wyczyny poprzez zdjęcia oraz ich opisy. Na medal.
adam88-removed
| 07:49 niedziela, 22 maja 2011 | linkuj Ale wyprawa ! Zdjęcia znakomite, największe wrażenie zrobiło na mnie błekitne jeziorko. Pozdrawiam.
jurektc
| 16:33 sobota, 21 maja 2011 | linkuj Kolejna swietna wyprawa kolego.:)
Misiacz
| 07:10 sobota, 21 maja 2011 | linkuj 207 km???!!! :o :o :o
Ożżżż w mordę!
matswaj
| 22:14 piątek, 20 maja 2011 | linkuj Extra widoki :) do pozazdroszczenia takiej wyprawy, te 207.11 km były warte wyprawy pozdrawiam
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!