Sargath
Ten dziennik rowerowy prowadzi sargath z miasta Szczecin. Mam nakręcone 27671.67 kilometrów w tym 3202.19 w terenie. Śmigam z prędkością średnią 22.46 km/h i tyle wystarczy. Jeżdżę od dziecka, mój pierwszy rower to "czterokołowiec" Smyk. W pierszym dniu nauki złamało się kółko wspierające i okazało się że drugie nie jest potrzebne. Potem były inne i trafiła się dłuuuga przerwa,aż do momentu, kiedy zrozumiałem że poświęcenie dla własnej pasji i podążanie za ideą jest ważniejsze niż dla kogoś kto nie jest go wart. Pasja ukazuje jakie decyzje podejmujemy i w jakim kierunku zmierzamy ..., a Bikestats'a odkryłem w wakacje '10 :) .Archiwum
Kategorie bloga
Unibike
Statystyka roczna
Zajrzało tu od października 2010
Dane wyjazdu:
85.30 km
25.00 km teren
Kotlina Kłodzka - Śnieżnik 1425 m n.p.m. - dzień 2
Wtorek, 19 lipca 2011 · dodano: 29.07.2011 | Komentarze 13
Pobudka o 8, szybkie spojrzenie za okno, miało dzisiaj padać, a tu niespodzianka piękne słońce. Nie ma co ryzykować, głównym celem po który tu przyjechałem jest Śnieżnik także plan przygotowany już z góry trzeba wdrożyć w praktyce, w końcu nie wiadomo jak się pogoda ułoży na dalsze dni, nie myślałem że już drugiego dnia nadarzy się okazja do ataku na ten najwyższy szczyt Kotliny Kłodzkiej, ale tak! udało się zaliczyć tę górkę, nie będę owijał w bawełnę w końcu tytuł i tak wszystko zdradza, ale o tym za chwilę :)Po śniadaniu i zebraniu sprzętu około 9:30 zjechałem w dół do centrum miasteczka w celach zakupowych, przy okazji objechałem trochę wioskę (dla przypomnienia Stronie Śląskie) i oczywiście oprócz kościołów za wiele do zwiedzania nie było :)
Kościół Zmartwychwstania Pańskiego© sargath7
Kościół p.w. Matki Bożej Królowej Polski i św. Maternusa© sargath7
Podjechałem do pttk’u co by rozeznać teren, ale coraz bardziej dochodzę do wniosku, że pracują tam ludzie z przypadku co nie maja nic wspólnego z krajoznawstwem, a jedynie z tłuczeniem kasy.
Mniejsza z tym na początek kierunek na Bolesławów z odbiciem na Kletno, po drodze zboczyłem na chwilę do zbiornika w Starej Morawie, ot takie uregulowane bajorko dla pacjentów robiących sobie namiastkę morza, po za morzem to wszystko się zgadza, leżący grubas i jego pies szczający i srający gdzie popadnie, opakowanie po wielkim sandwich’u walnięte w piach, pet pstryczkiem do wody i obowiązkowa toaleta w wodzie, no bo przecież w toi toi’u śmierdzi, lepiej żeby woda waliła. Gdyby w Polsce były wulkany to można by takich wrzucać w ofierze dla bogini głupoty.
W drodze do Kletna© sargath7
Zbiornik w Starej Morawie© sargath7
Widoki w Starej Morawie© sargath7
Kamieniołomy koło źródła Marianna© sargath7
Gdy dojechałem do Kletna od Stroni cały czas podjazdem, na razie asfaltowym o spokojnym spadku, zastanawiałem się czy odbić na Jaskinię Niedźwiedzia. Decyzja padła dość szybko oczywiście pozytywna, no bo co bym powiedział Misiaczowi, gdy by zapytał czy zajrzałem do jego prehistorycznych krewnych :). Na miejscu był mały problem co począć z rowerem, ale dogadałem się z szatniarzem który miał mieć baczenie na sprzęt, tak przynajmniej powiedział i załapałem się na zwiedzanie pieczary.
Jaskinia Niedzwiedzia© sargath7
Jaskinia Niedzwiedzia© sargath7
Jaskinia Niedzwiedzia© sargath7
W środku jak się dowiedziałem panuje ustabilizowana temperatura, całe 6,5*C, a ja na sobie mam tylko krótki rękaw, ale co tam trzeba być twardym a nie miętkim :P, tak jak przewodnik który ubrany w dwa grube wełniane swetry uznał że nie zmarznę jak zaproponowałem szybki skok do szatni po bluzę.
Szkielet niedzwiedzia© sargath7
Jaskinia Niedzwiedzia© sargath7
Jaskinia Niedzwiedzia© sargath7
Jaskinia spoko pełno różnych „nacieków”, niestety motywów rowerowych nie było, za to nie zabrakło motywu fallicznego. Grupka zwiedzająca do której dołączyłem miała ostrą polewkę ze stwierdzenia przewodnika iż jest to mikołaj, może i tak tylko chyba mu ukradli dwa wory z prezentami.
Fallus zwany mikołajem w jaskini© sargath7
Po wyjściu z groty okazało się że rower dalej stoi, ale szatniarz gdzieś zaginął w akcji i na odbiór plecaka i kasku z przechowalni musiałem czekać ponad 15 minut. Po wszystkim mogłem ruszyć dalej w górę. Droga z asfaltowej zmieniła nawierzchnię na kamienistą i nachylenie stopniowo zwiększało swój kąt. Po drodze mijałem pieszych i dziwiłem się jak można się tak katować i wchodzić na szczyt na piechotę, oni natomiast mieli odwrotne zdanie na ten temat sądząc po szeptach między sobą w stylu, patrz! ten gość jedzie na rowerze.
Na szlaku nie obyło się bez objawów buractwa w postaci kierowcy samochodu na wrocławskich blachach, który będąc zmuszonym zawrócić z powodu ścinki drzew, na stwierdzenie że w tym rejonie jest zakaz poruszania się samochodem odpowiada mi – „ja mogę”.
Wspinaczka rowerem zakończyła się gdy dotarłem do schroniska pod Śnieżnikiem, tam też obowiązkowa fotka sprzętu pod budynkiem.
Schronisko pod Śnieżnikiem© sargath7
Obok schroniska zaczepili mnie dwaj Słowacy którzy zaliczyli po snejku, a nie mieli zapasowych dętek, musiałem niestety odmówić odstąpienia swojej, bo miałem tylko jedna zapasową, a nie wiadomo co jeszcze się zdarzy po drodze, zaproponowałem jednak zestaw do łatania, na co gość „ni umim tym”. Myślałem że walnę na glebę, bo kto się porywa na taki teren w dodatku za granicą i nie potrafi wykonać podstawowych czynności przy rowerze. Wziąłem więc dętki i im posklejałem, ale i tak cienko widziałem ich dalsze wojaże.
Zdobycie schroniska pod Śnieżnikiem należało do łatwiejszych natomiast od schroniska na szczyt zaczynały się schody w wielu miejscach dosłownie. Pod górę 50:50 trochę jazdy trochę podprowadzania, odcinek nie był zbyt długi, ale dawał sporo w kość. Powrót to w większość udało się zjechać, ale bywały momenty, że wolałem zeskoczyć z siodła z sprowadzić rower te kilka metrów.
Po drodze oczywiście kolejny akt buractwa, mijam właśnie dyszącego walenia z dyszącą waleniową i słyszę pod kulfonem waleniowej wyrzut „z rowerem??? tutaj???”, teren był zbyt trudny na tracenie energii na dyskusje z buractwem, więc kręciłem dalej. Dojechałem do bardzo widokowego miejsca wolnego od przysłaniających widok drzew z zamiarem walnięcia fotki. Oparłem rower o słupek graniczny i zaczynam kadrować, za ten czas wspomniane buraki dogoniły mnie i zubożyły otaczające mnie piękno krajobrazu. Poinformowałem gościa że próbuję zrobić zdjęcie, odpowiedz: „wolny kraj, można chodzić gdzie się chce”. Dla podkręcenia nastroju wyjął papierosa z którego peta wywalił w krzaki. Naprawdę zastanawiam się na wożeniem metalowej pały co by raz dziennie przynajmniej się przydała.
Widok pod szczytem Śnieżnika© sargath7
Widok pod szczytem© sargath7
Jeszcze tylko kilka metrów i dotarłem na szczyt.
Śnieżnik zdobyty !© sargath7
Widok ze szczytu Śnieżnika© sargath7
Widok ze szczytu Śnieżnika© sargath7
Widok ze szczytu Śnieżnika© sargath7
Na szczycie było bardzo zimno i wiał dość porywisty wiatr, więc po chwili odpoczynku i uzupełnieniu kalorii zjechałem szlakiem do Międzygórza przejeżdżając tylko. Postanowiłem zostawić sobie tą wioskę na później, a tym czasem kierowałem się do Bystrzycy Kłodzkiej.
Kościół w Międzygórzu© sargath7
Od Międzygórza do samej Bystrzycy jechałem tylko asfaltem, a droga usytuowana była w dolinie więc przemieszczałem się bardzo szybko.
Widok na Igliczną© sargath7
Wieża kościoła w Wilkanowie© sargath7
Bystrzyca jest bardzo bogata w zabytki i bardzo piękna. Leży na Nysą Kłodzką, a samo miasto jest w formie owalnego grodu na wzniesieniu. Niestety nie miałem zbyt dużo czasu na zwiedzanie, a szkoda. Na pewno pozycja obowiązkowa przy następnej okazji pobytu w Kotlinie.
Kościół p.w. św. Michała Archanioła© sargath7
Wieża ratusza© sargath7
Bystrzyca Kołodzka z mostu nad Nysą Kłodzką© sargath7
Ponury Szpital© sargath7
Budynek PZU© sargath7
Kolumna Trójcy Świętej© sargath7
Budynek liceum© sargath7
Brama Rycerska© sargath7
Po pobieżnym objechaniu miasta szybko skierowałem się w stronę Siennej, podejrzewałem że nie będzie lekko. Z Bystrzycy do Stroni jest jakieś 25 km z czego od przełęczy Puchaczówka do Stroni jest około 6 km, a od Bystrzycy do Marianówka 7 km, czyli plus minus wychodzi 10 km podjazdu na przełęcz Puchaczówka od strony Idzikowa. Od Marianówka do Idzikowa podjazd luzacki, potem w Idzikowie stopniowo się zwiększa, że już pod koniec wsi jest konkret, a ostatnie 4 km to momentami mega stromizna dochodząca do 19% nachylenia. Kolejny podjazd zaliczony, w rowerowej bazie podjazdów uplasował się na 11 pozycji, natomiast wczorajszy rozgrzewkowy na 22.
Kategoria Kot. Kłodzka - Urlop Lipiec 2011, Wycieczka
Komentarze
jurektc | 18:42 wtorek, 2 sierpnia 2011 | linkuj
Świetnie opisujesz klego.
Fotki świetne a twoje parcie na szczyt ogromne :)
Fotki świetne a twoje parcie na szczyt ogromne :)
rowerzystka | 20:33 poniedziałek, 1 sierpnia 2011 | linkuj
Piękne tereny, fotki wow, a buraczanych olewaj, zawsze takowy się znajdą
Misiacz | 09:52 poniedziałek, 1 sierpnia 2011 | linkuj
Kundello, bo nikt nie ma tyle mocy co on i zostali w tyle ;)
kundello21 | 08:18 poniedziałek, 1 sierpnia 2011 | linkuj
Piękne górecki! :)
miejsca super... ale czemu tak samemu?
miejsca super... ale czemu tak samemu?
Misiacz | 13:29 sobota, 30 lipca 2011 | linkuj
Coś buraczany dzień miałeś...
Dziękuję za odwiedzenie gawry moich przodków. ;)
No i czekam, kiedy wjedziesz na Giewont! ;)))
Rammzes: pomysł świetny.
Dziękuję za odwiedzenie gawry moich przodków. ;)
No i czekam, kiedy wjedziesz na Giewont! ;)))
Rammzes: pomysł świetny.
axis | 10:46 sobota, 30 lipca 2011 | linkuj
No i git. Dostałem nawet raport z umieszczenia relacji :D
A gdzie filmiki? :P
A gdzie filmiki? :P
rammzes | 07:55 sobota, 30 lipca 2011 | linkuj
Mogłeś próbować robić makro na ryj tego typa. "to wolny kraj, mogę fotografować co chcę"
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!