Sargath
Ten dziennik rowerowy prowadzi sargath z miasta Szczecin. Mam nakręcone 27671.67 kilometrów w tym 3202.19 w terenie. Śmigam z prędkością średnią 22.46 km/h i tyle wystarczy. Jeżdżę od dziecka, mój pierwszy rower to "czterokołowiec" Smyk. W pierszym dniu nauki złamało się kółko wspierające i okazało się że drugie nie jest potrzebne. Potem były inne i trafiła się dłuuuga przerwa,aż do momentu, kiedy zrozumiałem że poświęcenie dla własnej pasji i podążanie za ideą jest ważniejsze niż dla kogoś kto nie jest go wart. Pasja ukazuje jakie decyzje podejmujemy i w jakim kierunku zmierzamy ..., a Bikestats'a odkryłem w wakacje '10 :) .Archiwum
Kategorie bloga
Unibike
Statystyka roczna
Zajrzało tu od października 2010
Dane wyjazdu:
143.40 km
40.00 km teren
Kotlina Kłodzka – Eskapada Kłodzka i Nocne Bielice - dzień 5
Piątek, 22 lipca 2011 · dodano: 04.08.2011 | Komentarze 8
Nad wioską rozpościerały się piękne krajobrazy, ale tym razem przysłonięte szaro stalowymi chmurami pokrywającymi całe sklepienie niebieskie.Rzęsiste krople kryształowego deszczu spadały na dachy pokrytych strzechą chat ukazując malowniczy widok, który obserwowany z daleka powodował złudzenie schludnie związanych snopków siana ułożonych na rozłożystym zboczu Janowca. Stok zazieleniony bujną wysoką trawą i gdzieniegdzie rosnącymi grupkami iglaków, tworzył osłonę dla wyłaniającego się na szczycie skalistego czuba pokrytego kwitnącymi porostami i letnimi kwiatami. Wszystko zmoczone w ciepłym letnim deszczu sprawiało wrażenie bardziej ożywionego niż zwykle.
Kapiące krople ściekające po sparciałych deskach skraju dachu uderzały jedna po drugiej o luźną blachę wystającej z pod framugi okna. Z za uchylonego płata okiennego z luźno osadzonymi i klekoczącymi małymi szkiełkami w zmurszałej ramie, dochodziły dźwięki gruchającego gołębia suszącego mokre skrzydełka pod słomianym dachem.
Wiatr przeciskał się w tylko sobie znany sposób przez szpary w drewnianej ścianie budynku tworząc dźwięki, jakby ściana była jednym dobrze dostrojonym instrumentem.
Wszystkie dźwięki połączone w całość wygrywały usypiające melodie, ale utrzymujące w płytkim śnie. Leżąc na dużym rozłożystym wyrku czułem jak bym się unosił kilka centymetrów nad nim słuchając melodii na pół śpiąc... a może to wszystko jest snem... nie wiem... nie ważne jest cudownie, nie ruszam się stąd... nagle! z oddali zaczęły napływać nuty nie pasujące do całości, burzące schemat, powodowały irytację, stawały się coraz głośniejsze i głośniejsze... wtem poczułem jak by mnie coś wysysało do góry z dużą prędkością, wszystko co piękne i błogie zaczęło się oddalać i oddalać, nie mogłem nic zrobić, przed oczami widziałem tylko jasną oślepiającą biel... obudziłem się...patrzyłem na sufit, a z prawej strony na stoliku wyła komórka...
Wygramoliłem się, ogarnąłem i pożarłem śniadanie, zebrałem rzeczy i szedłem po rower, otworzyłem drzwi i wyszedłem na zewnątrz, wszystko nagle zrobiło się oślepiająco białe, a ja czułem się jak zawieszony w próżni.... po chwili się ocknąłem galopując w nieznane, pędząc na miękkich ropopochodnych kopytach wierzchowca po jakimś twardym niezidentyfikowanym czarnym dukcie. Co chwilę obok mnie przemieszczały się dziwne istoty o nieregularnych buraczanych kształtach, robiące to z zawrotną prędkością i tworzące przy tym powiewy wiatru mogące zdmuchnąć krzepkiego wojownika. Po chwili gdy się oswoiłem się z myślą iż nie jestem prawdopodobnie atakowany, zauważyłem iż we wnętrzu zamknięte są istoty podobne do mnie, ale jakieś inne, miny skupione i posępne, jak by siedzące w wychodku i dumające na własnym zatwardzeniem.
Mknąłem tak w nieznane, a nade mną zawieszone wysoko ciężkie deszczowe chmury zlewały z siebie cały żal w postaci wielkich kropli deszczu. Czułem że w butach chlupocze mi woda, ale coś mnie ciągnęło cały czas do przodu i nie pozwalało zawrócić. Po drodze mijałem wsie i miasteczka, a wiatr nie był litościwy i dął co sił zawsze tam gdzie me oczy spojrzały. W pewnej małej mieścinie o dziwnym mianie Ołdrzychowice wypatrzyłem karczmę gdzie chciałem się posilić i napić. W środku jednak miło nie zostałem przyjęty, sądząc po minie słusznych rozmiarów karczmarki, być może to z powodu mojej dziwnej konieczności wejścia z wierzchowcem do środka izby. Ponad to otrzymałem tylko zwykłą wodę i dziwne pożywienie w szeleszczących opakowaniach z napisem Snickers, których za nic nie mogłem usunąć, ale się okazało że opakowania są jadalne i mimo drobnych niedogodności oraz mimo małych rozmiarów, jedzenie okazało się dobre i sycące, a nawet dodające energii.
Ruszyłem dalej, a niebo jakby jaśniało nad mą głową co dodawało odwagi i cierpliwości, oddalało uczucie zrezygnowania i chęci kapitulacji. Gdy ostatnia kropla dotknęła ziemi dotarłem do...
Kłodzko - rysunek na ścianie przy wejściu do labiryntów© sargath7
Omijając wielką liczbę ustawionych jeden za drugim dziwnych istot które wcześniej mknęły w nicość z zawrotną prędkością, teraz stały w bez ruchu i wydobywały z siebie chmury śmierdzącego dymu, a uwięzieni w nich ludzie patrzyli na mnie jedni z politowaniem inni z zazdrością, a jeszcze inni kontynuowali swoją latrynową kontemplację sądząc po skwaszonych minach, tylko po co tak stać jeden za drugim, jak można jechać. Im głębiej wjeżdżałem do grodu tym więcej mijałem wolnych mieszczan, aż natrafiłem na miejsce do którego mnie tak ciągnęło...
Twierdza Kłodzka© sargath7
Chciałem zostawić wierzchowca w pobliskiej strzeżonej stajni jednak stajenny się nie zgodził, bowiem wszystkie miejsca zostały już zajęte i to głównie przez te wielkie buraczane obiekty, mało tego był zdziwiony iż chcę oddać na przechowanie takiego wierzchowca. Wdrapałem się na wzgórze, aby mieć lepszy widok na gród. Wiał tam jednak zimny wiatr więc udałem się do wielkiej bramy, przy której strażniczka pełniła wartę. Wreszcie ktoś znajomo wyglądający, po chwili konwersacji pozwolono mi zostawić wierzchowca w stróżówce i osuszyć płaszcz i część wierzchniego okrycia. Uiściłem jeszcze tylko myto przy bramie w ilości dwunastu złotych monet i znalazłem się na dziedzińcu, tam jednak nie było już tak miło. Zostałem przywitany ciężką artylerią…
Stanowiska ogniowe widziane z dziedzińca© sargath7
… nie było iskierki nadziej, ani żadnego jasnego punktu na przetrwanie, latarnie nie przywoływały blaskiem ...
Dom Courtine© sargath7
...to pułapka, nie ma gdzie uciekać. Wtem dostrzegam jedyną możliwą drogę na ocalenie własnej rzyci...
Wejście do środka twierdzy© sargath7
...nie bacząc na nic biegnę i wpadam do wilgotnych lochów, rozpaczliwie szukam wyjścia, lecz korytarze ciągną się niczym labirynt kilometrami...
Labirynty Twierdzy Kłodzkiej© sargath7
... niski pułap nie ułatwia biegu, czasem nawet w błocie czołgam się, a strach napędza mnie i dodaje animuszu...
Jeden z chodników o długości 200 m do pokonania na czworaka :)© sargath7
... z daleka w jednym z korytarzy widać jednak światło dzienne, biegnę tam i rozpościera się przede mną piękny widok...
Panorama z wzniesienia Twierdzy© sargath7
Wieża ratuszowa© sargath7
... muszę jednak zmierzać dalej, bo nadciągają wrogo nastawieni strażnicy...
Żołnierz pruski© sargath7
... dopadam w jednej z krypt rycinę z planem Twierdzy i już wiem dokąd zmierzam...
Rysunek Twierdzy Kłodzkiej© sargath7
... znowu biegnę labiryntem ...
Labirynty Twierdzy Kłodzkiej© sargath7
... mijam stróżówkę, porywam wierzchowca, narzucam suchy płaszcz i gnam na rynek miejski, ledwo uchodząc z życiem. Ochłonąwszy przemierzam ulice miejskie zachwycając się potęgą ludzkich rąk wznoszących tak piękne i monumentalne budowle...
Ratusz na rynku© sargath7
Kamienice na rynku© sargath7
Ciekawa kamienica na starym mieście© sargath7
Kościół Wniebowzięcia NMP© sargath7
...gdzieniegdzie spotykałem biednych ludzi zaklętych w kamień...
Rzeźba na piedestale© sargath7
... u źródła gasiłem pragnienie...
Fontanna koło straży pożarnej© sargath7
… spotykam kolejnych biedaków zaklętych w kamień, prawdopodobnie to kara za szaber w pobliskiej świątyni, sądząc po miejscu w którym zostali zaklęci, a było to na murach okalających kościół, pozostawiono ich z pewnością ku przestrodze…
Posągi koło kościoła WNMP© sargath7
… uciekłem więc szybko z tego przerażającego miejsca, a potem musiałem przedostać się na drugą stronę rzeki…
Stalowy most na Nysie Kłodzkiej© sargath7
... szukałem schronienia lecz wrota były zamknięte...
Boczne wejście do kościoła prz klasztorze Franciszkanów© sargath7
Klasztor Franciszkański© sargath7
… zwierzęta posiadały kamienne miny, co nie wróżyło dobrych nowin…
Klasztor Franciszkanów© sargath7
… odjechałem na bok i już przekraczałem kolejny most, oby nie jeden za daleko…
Most XV - wieczny nad Młynówką© sargath7
… po drodze spotykam kolejnych nieszczęśników, dochodzę do wniosku, że miejsce w którym się znalazłem szczyci się swoim okrucieństwem…
Jedna z sześciu rzeźb na moście© sargath7
… chcę się wydostać jak najszybciej. Gdy udaje się opuścić mury miejskie, niebo nabiera jasnego odcienia, powietrze stało się mniej wilgotne i rześkie. Przede mną rozstaj dróg, gdzie pojechać, dokąd się udać… dość wrażeń czas na jakąś strawę. Ruszam i w tym momencie wszystko wokół staje się blade i rozmyte. Blask jasności rozchodzi się na wszystkie strony kalecząc wzrok… obraz się wyostrza. Zatrzymuję się… siedzę na swoim rowerze, gdzieś w okolicach Idzikowa, przede mną spory podjazd i do tego dobrze mi znany. Zaczynam kręcić korbą i zastanawiać się dlaczego nie pamiętam ostatnich kilku godzin. Mam na sobie przemoczone ubranie, ale nogi dobrze podają, więc kręcę. Gdzieś w dole skarpy słychać szum strumienia, a w nozdrza wchodzi zapach lasu. Chmury zaczynają się rwać i momentami widać najcudowniejszy odcień błękitu. Dociskam mocniej i zanim się obejrzę już jestem koło domu, jest już dość późno, coś koło dziewiętnastej. Pochłaniam momentalnie obiad, ale coś mi nie pasuje, snuję się, jestem rozdrażniony, myślę o przedpołudniu, rozważam nad swoją egzystencją. Muszę to poczuć ponownie, zbadać nie odkryte pokłady podświadomości, ujarzmić incepcję…
Dotykam ramy, otwieram drzwi i wszystko dzieje się tak jak poprzednio… odzyskuję świadomość, stoję gdzieś na poboczu nieznanej mi czarnej drogi. Ruszam do przodu znowu na tym samym co poprzednio wierzchowcu. Droga ciągnie się na południe, z każdej strony widać szczyty pomniejszych gór, zmierzam jakimś wąwozem. Muszę się dowiedzieć gdzie się znalazłem, zastanawiają mnie ciągłe utraty świadomości. Zbaczam na polną mocno przesiąkniętą zaopatrzoną w pokładu błota drogę i wspinam się na szczyt pomniejszego wzgórza, stamtąd będzie lepszy widok na okolice, może coś uda mi się wywnioskować, dostrzec jakiś znajomy kształt.
Widok z pod Cernego Vrch'u© sargath7
Widok z pod Cernego Vrch'u© sargath7
Kościół w Starym Gierałtowie© sargath7
Już wiem gdzie się znalazłem, to osada Stary Gierałtów. Postanawiam jechać w kierunku Bielic, gdzie przez lasy przedostanę się znowu do domu. Wydaje mi się, że to nie wielki odcinek drogi, nie mam żadnej mapy. Zmierzam do Nowego Gierałtowa, mijam kościół…
Kościół w Nowym Gierałtowie© sargath7
…staram się znaleźć drogę do Przełęczy Gierałtowskiej, jednak gubię drogę i trafiam na Strzelnicy Parafialnej…
Strzelnica parafialna© sargath7
… długo tam nie zabawiam, ciągnę dalej w kierunku Bielic. Zaczyna się ściemniać, gdy docieram do Bielic zapada zmrok, a na dodatek kończy się utwardzony dukt, wjeżdżam w las. Obok szlaku płynie rwący potok, odgłosy nocy stają się coraz bardziej wyraźne, zaczynam się niepokoić, dużo ilości błota spływają z górnych partii szlaku, czuję jak wszystko mnie oblepia. Wilgotna ściółka leśna rozprowadza swój aromat otaczając dookoła. Zaczyna padać, okrywam się płaszczem, nie cofam się, nie rezygnuję. Poruszam się cały czas pod górę, tętno zaczyna się stopniowo podnosić, wzmaga się poczucie niepewności, czuję że w podświadomość wdziera się strach. Mózg co chwilę próbuje mnie oszukać, widzę i słyszę co chwilę jakieś szelesty i ruchy w leśnych zaroślach. Odwracam się nerwowo za siebie, mam wrażenie, że coś za mną jedzie lub biegnie, trzeba myśleć racjonalnie, jestem tu zupełnie sam… nagle na drogę wybiegają trzy jelenie, łomocąc kopytami o wilgotne kamienie drogi, zauważają mnie i zaczynają w popłochu uciekać w przeciwnym kierunku. Jednak nie jestem sam. Mijam zakręty za zakrętem, nie ma żadnych kierunkowskazów, trafiam co chwila na jakieś rozstaje, losowo zmieniam kierunki. Deszcz pada coraz mocniej, przez moment dostrzegam między chmurami, jakąś białą planetę która przygląda mi się ukradkiem…
Ciemna zimna i deszczowa noc© sargath7
… szlak robi się coraz bardziej stromy, światło z dziwnej latarni umieszczonej z przodu wierzchowca daje coraz słabszą poświatę, czuję że tracę kontakt ze światem zewnętrznym, wyjeżdżam z za zakrętu i przede mną długa prosta w górę, biała planeta, wyłania się z za chmury i rzuca poświatę na chowający się za zakrętem na szczycie szlak, w tym momencie pojawia się tam jakiś zwierz, podobny do psa, ale jestem za daleko, żeby dokładnie określić. Zatrzymuję się i biję z myślami, nie wiem co jeszcze przede mną, nie wiem czy jadę w dobrym kierunku, nie wiem co dalej… postanawiam zawrócić, ale to cholernie długa droga jakieś 30- 40 stajań. Chyba zbliża się północ, jedno co mnie pociesza to że jest z góry, pędzę więc w dół na pamięć, choć nie wiem czy mogę jej ufać, ostatnio ciągle mnie zawodzi. Udaje mi się jednak po sporym odcinku czasu dotrzeć do wsi, dalej już utwardzoną drogą zmierzam do domu, robi się strasznie zimno, deszcz zacina z boku. Mijam kolejne wsie, czuję się jak bym z góry jechał dłużej niż odwrotnie.
Docieram jednak bezpiecznie do domu, wszystko wskazuje że jest po pierwszej w nocy…
… budzę się rano, leże na łóżku, czy to był sen… a może śnię dalej…
:)
Kategoria Epicko, Kot. Kłodzka - Urlop Lipiec 2011, Wycieczka, 100 km <
Komentarze
tunislawa | 11:33 piątek, 5 sierpnia 2011 | linkuj
wow ! To tak sam ?! bez niczyjej pomocy ? :) Chyba wyrzucę książki i tu będę się zaczytywać ! :)))
rowerzystka | 06:09 piątek, 5 sierpnia 2011 | linkuj
Jedno tylko słowo - REWELACJA.
proszę o więcej w takim stylu relacji, czytam je z wielką przyjemnością :))
proszę o więcej w takim stylu relacji, czytam je z wielką przyjemnością :))
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!