......... Kotlina Kłodzka – Igliczna 845 m n.p.m. - dzień 7 | sargath.bikestats.pl

Sargath

avatar Ten dziennik rowerowy prowadzi sargath z miasta Szczecin. Mam nakręcone 27671.67 kilometrów w tym 3202.19 w terenie. Śmigam z prędkością średnią 22.46 km/h i tyle wystarczy. Jeżdżę od dziecka, mój pierwszy rower to "czterokołowiec" Smyk. W pierszym dniu nauki złamało się kółko wspierające i okazało się że drugie nie jest potrzebne. Potem były inne i trafiła się dłuuuga przerwa,aż do momentu, kiedy zrozumiałem że poświęcenie dla własnej pasji i podążanie za ideą jest ważniejsze niż dla kogoś kto nie jest go wart. Pasja ukazuje jakie decyzje podejmujemy i w jakim kierunku zmierzamy ..., a Bikestats'a odkryłem w wakacje '10 :) .
button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

2011

button stats bikestats.pl

2010

button stats bikestats.pl

Kumple od kółka

Statystyka roczna

Wykres roczny blog rowerowy sargath.bikestats.pl

Zajrzało tu od października 2010

free counters
Dane wyjazdu:
82.59 km 10.00 km teren
03:21 h 24.65 km/h:
Rower:Ekspert

Kotlina Kłodzka – Igliczna 845 m n.p.m. - dzień 7

Niedziela, 24 lipca 2011 · dodano: 08.08.2011 | Komentarze 2

...ale dzisiaj naprawdę miała być regeneracja, nie wiem ale jeśli chodzi o dyscyplinę rowerową, a właściwie konieczność odpoczynku to nie potrafię być asertywny :(
Co prawda bardzo późno wyjechałem tego dnia, bo o 11 chyba, no ale z zamiarem spokojnego śmignięcia po okolicy i w dodatku po wczorajszym wieczorze :D. Co znowu stanęło na przeszkodzie? No po primo nie nadaję się na robienie krótkich dystansów, tak minimum 30 dyszki to obowiązkowo, bo jak mniej to człowiek taki nie spełniony jest. Po secundo chciałem zostać w Kotlinie dłużej, ale podczas jazdy doszedłem do wniosku, że tyle wystarczy jeszcze zdążę tu przyjechać i uznałem że następnego dnia wybywam, więc trzeba uczciwie zakończyć wyprawę, jeśli tak to mogę nazwać.
Pogoda taka znowu niepewna, na szczęście po za kilkoma drobnymi kropelkami deszczu podczas podjazdu pod Igliczną. Tak dzisiaj padło właśnie na kolejny ze szczytów Masywu Śnieżnika, ale też jeden z niższych choć bardzo charakterystycznych. Chciałem podjechać w miarę łagodną drogą jadąc od Marianówka i tak też zrobiłem. Podjazdem do Siennej i zjazdem do Idzikowa gdzie odbiłem na Marianówek. Po drodze jednak z górki ostro grzałem, a że spadek konkret i kilka długich stromych prostych jest, co miałem okazję się wielokrotnie przekonać jadąc pod górę to pobiłem swój rekord prędkości zjazdowej w liczbie 72 na 81,4 km/h, wiatr okazał się łaskawy i wiał zgodnie z kierunkiem mojego pseudo downhillu, przy 78 km miałem już wibracje na sterach, ale pod butem jeszcze trochę było więc zaryzykowałem, można było jeszcze, ale prosta się kończyła, a za zakrętem mogło cos jechać, nie koniecznie po swoim pasie więc myślę że po czołówce nic by ze mnie nie zostało :D:D:D

Kolejny widok na Igliczną, tym razem jako cel © sargath7

W stawie w Marianówce kaczki se pływają :) © sargath7


Podjazd nie był wymagający, do wsi asfalt, a dalej ubita droga gruntowa wzmocniona średniej wielkości tłuczniem kamiennym. Ostatnie 500m przed sanktuarium wyłożone jest brukiem dobrej jakości. Po drodze mijałem grupkę maniaków mtb którzy już zjeżdżali odwzajemniając moje pozdrowienie, a i mijani piesi byli dzisiaj jacyś wyjątkowo mili, już z daleka ustępowali drogi i nawet zdarzyło się jakieś pojedyncze pozdrowienie :) no ale w końcu niedziela była :D:D:D

Sanktuarium Matki Boskiej Śnieżnej pod Igliczną © sargath7

Widoki z pod Iglicznej © sargath7

Niby wszystko tak blisko, a jednak tak daleko © sargath7


Po obejrzeniu wnętrza którego nie można niestety fotografować pokręciłem się trochę po dość małym terenie z punktem widokowym. Dodam że wnętrze jest obecnie w remoncie i rusztowania przysłaniają dość mocno efektownie zdobione ściany, aaa i jeszcze wpisałem się do pamiątkowej księgi leżącej na stoliku po lewej stronie. Po prawej znajdowało się jakieś muzeum z wejściem co łaska, ale nie mniej niż za zeta, niestety musiałem sobie podarować, bo nie było opcji wejścia z rowerem, a gość co pilnował drzwi nie chciał dorobić pilnując roweru.
Podszedłem jeszcze na chwilę do schroniska po pieczątkę, bo zbieram wszystkie pieczątki ze schronisk do których władowałem się z rowerem :)
Na szczyt Iglicznej nie znalazłem kierunkowskazu, ale podejrzewałem którędy biegnie droga choć uznałem że nie zawadzi się upewnić, skoro jestem już w schronisku. Pytając się pracownika schroniska jak tam dojadę doszedłem do wniosku, że mamy odmienne pojęcia gdzie jest prawa lub lewa strona. Koniec końców wdrapałem się na szczyt trasą drogi krzyżowej, nie wiem czy jest jakaś inna dostępna. Mam nadzieję że to ten szczyt, bo droga krzyżowa wydała się zbyt krótka stąd moje wątpliwości, ale w pobliżu nic wyższego nie zauważyłem, po za tym znalazłem tam krzyż, obrazek papieża przymocowany do drzewa i znak geodezyjny tzw. reper na kamieniu przy którym postawiłem rower.

Sprzęt na szczycie Iglicznej © sargath7

Na Iglicznej 845 m n.p.m. © sargath7


Sam podjazd od sanktuarium na szczyt był dość techniczny przez leżące wilgotne liście na ścieżce i wyślizgane wystające korzenie, do tego momentami dość spore nachylenie i po lewej stronie dość niebezpieczna skarpa. Całość zaliczona bez podprowadzania, po za dwoma uślizgami na korzeniu i konieczności ruszania na spadku. Wolałem się wypiąć niż testować skoki na główkę w runo leśne :)
Zjazd za to wyśmienity choć krótki, sam podjazd też był krótki :D
Niestety widoków nie było z Iglicznej ze względu na zwartą szatę roślinną rozmieszczoną na skarpach szczytu.

Dalej chciałem zobaczyć wodospad Wilczki więc jak ustaliłem wcześniej z gościem ze schroniska miałem to zrobić czerwonym szlakiem. Tak też zrobiłem i zjechałem, zjazd dość ciekawy i wymagający dobrych umiejętności i równowagi, do tego masa błota spływającego z góry. Właściwie momentami zjeżdżało się strumieniem w dół. W jednym miejscu było dość sporo błota, ale wydawało się płytko więc wjechałem i ugrzęzłem tylnym kołem w błocku prawie pod kasetę, co by nie stracić równowagi odruchowo wypiąłem się i podparłem... nie wiem czy to dobre słowo, w każdym bądź razie lewa noga zanurzyła mi się w błocie do połowy łydki, chyba nie musze pisać co się stało z butem w środku :/
Gdy pokonałem większą część spadku to byłem tak ochlapany błotem, że ludzie którzy mnie mijali od razu mieli lepsze humory. Po pokonaniu lwiej części trasy zauważyłem schody biegnące w dół koło tablicy edukacyjnej. Pytam się babki co stała obok którędy do wodospadu. Dostałem odpowiedz że w lewo można dojechać łagodną drogą, ale patrząc po mnie chyba bardziej atrakcyjna droga będzie po schodach... . Wybrałem jednak wariant spokojniejszy, po schodach nie lubię jeździć, ale krótka rozmowa była zabawna, a że sam się nie widziałem to mogłem tylko podejrzewać jaki ubaw powodowałem :D

Kolejny raz zabytkowy kościół w Międzygórzu © sargath7


Ludzie tłumnie z Międzygórza walą do wodospadu, myślę sobie jest co oglądać, podobno wypas wodospad, jeden wielki film sensacyjny, ale tak szczerze to nic specjalnego, o wiele lepsze wodospady były w Izerach. Ten może się lepiej prezentował do 1997 kiedy to się okazało po powodzi, że jego wysokość była sztucznie wyniesiona przez Niemców, a po powodzi wyszło szydło z worka, albo kamień z wody jak kto woli. W każdym bądź razie woda płynie grawitacyjnie, nie ma efektów specjalnych w postaci skaczących w górę rzeki Pstrągów, czy agentów jej królewskiej mości strzelających do siebie w locie z pistoletów na wodę, za to jest kupa turystów napierających jeden na drugiego, że Ci co z przodu przy barierce prawie zwracają obiady chwilę temu zjedzone w restauracji, no bo każdy chce oblukać jak woda płynie w dół. Niektórzy byli tak zmachani doczłapaniem się do wodospadu, że już nie byli w stanie zabrać ze sobą pustych puszek po Żubrze...

Wodospad Wilczki © sargath7


Po obcowaniu z wodospadem uznałem że zaliczę na koniec wszystkie trzy Długopola, najpierw przez Jaworek ...

Kościół w Jaworku © sargath7


... następnie Domaszków.

Kościół w Domaszkowie © sargath7


Najpierw Długopole Górne .

Kościół Długopole Górne © sargath7


Dalej nie fociłem, bo nie było co, a jak robiłem zdjęcie w Długopolu Górnym to śmignęła mi jakąś fajna rowerzystka na równie fajnej szosce, więc udałem się w pogoń za nią, ale niestety za dugo chowałem aparat, bo znikła mi z oczu i mimo dobrego tempa, aż do Długopola Dolnego, po drodze mijając Zdrój nie dorwałem jej więc musiała gdzieś po drodze skręcić, a taki fajny rower miała :))))

Kościół Długopole Dolne © sargath7


Na koniec więc został lubiany i często zaliczany podjazd z Idzikowa do Siennej, ale dzisiaj jakoś mi się nie chciało go robić, ale innej opcji nie było, ewentualnie do Bystrzycy, dalej na Żelazno i skręt na Lądek, potem na Stronie, ale za duży objazd, dzisiaj grzeczny miał być przejazd więc grzecznie kręciłem w stronę Czarnej Góry. Tak jadąc już któryś raz po tej stronie podjazdu zastanowiłem się, że nikt mnie na nim nie wyprzedzał, ani ja nie spotykałem nikogo jadącego w tym samym kierunku co ja, a tu masz, jadę sobie spokojnie i nagle mija mnie jakiś Englishmen na stalowym rowerze ze sztywnym widelcem i popyla z 18 km/h pod tą stromiznę. Kurcze, żeby tak się szybko spełniało jak życzę sobie walizkę pieniędzy leżącą przy drodze, ehhh... myślę sobie spoko niech jedzie, ja dzisiaj spokojnie, ale po 10 sekundach tyle było z mojej asertywności i ostro musiałem urwać, żeby wsiąść mu na koło, ale się udało i ... nigdy tu takim tempem nie grzałem. Gość jechał na cholernie ciężkim przełożeniu jak na taką stromiznę więc, aby się za nim utrzymać musiałem dociążyć korbę, było to strasznie wykańczające, kręciliśmy jednak ostro w górę i momentami chciałem odpuścić. Po chwili gość robi ruch jak by chciał otrzymać zmianę więc podciągam, ale on do mnie że chce się zatrzymać na papu, ale nie ma sklepów otwartych, to mu moją ubogą angielszczyzną odpowiadam że jak już to jeszcze 10 kilosów musi popedałować. Chyba go tym tekstem złamałem, bo po 300 metrach na patelni zjechał na bok i oznajmił, że siły go opuściły, podziękowałem więc za tempo i pojechałem już żółwim tempem do góry, co jakiś czas się odwracałem czy aby nie jedzie za mną znowu i żeby siary nie było :D:D:D, ale dojechałem już solo do Siennej z wywalonym ozorem i dalej bez pedałowania do Stroni cały czas z górki kilka kilosów :)))).

FINE


Komentarze
meak
| 06:37 wtorek, 23 sierpnia 2011 | linkuj Byłem w tym roku parę dni w Karkonoszach, ale pieszo, nie na rowerze. Widziałem tam paru rowerzystów, przypomniały mi się Twoje górskie wojaże aż w oczy zaczęły kłuć oznaczenia rowerowych szlaków na drzewach - potem zaczęły kłuć podczas oglądania mapy, zarazem zaczął kiełkować pomysł na jakiś przyszłoroczny wyjazd. Możliwości zawsze jest dużo, ale z pewnością oprócz starej śpiewki o Litwie, nudnej Oder-Neisse oraz paru innych mocno pomyślałem o tym, żeby tym razem zamieszkać sobie po prostu w Szklarskiej Porębie i objeździć okolicę. Wymagałoby to co prawda zakupu jakiegoś górskiego rowerka, ale myślę, że jakiś umiarkowany cenowo Unibike Fusion zdałby egzamin, w końcu takich tras jak Ty nie zrobię, niech to będzie - porównując - ćwiartka, to będzie dobrze ;) Wniosek z tego taki, że bikestats inspiruje :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!