Sargath
Ten dziennik rowerowy prowadzi sargath z miasta Szczecin. Mam nakręcone 27671.67 kilometrów w tym 3202.19 w terenie. Śmigam z prędkością średnią 22.46 km/h i tyle wystarczy. Jeżdżę od dziecka, mój pierwszy rower to "czterokołowiec" Smyk. W pierszym dniu nauki złamało się kółko wspierające i okazało się że drugie nie jest potrzebne. Potem były inne i trafiła się dłuuuga przerwa,aż do momentu, kiedy zrozumiałem że poświęcenie dla własnej pasji i podążanie za ideą jest ważniejsze niż dla kogoś kto nie jest go wart. Pasja ukazuje jakie decyzje podejmujemy i w jakim kierunku zmierzamy ..., a Bikestats'a odkryłem w wakacje '10 :) .Archiwum
Kategorie bloga
Unibike
Statystyka roczna
Zajrzało tu od października 2010
Dane wyjazdu:
126.10 km
0.00 km teren
Schwedt spacerowo
Sobota, 10 września 2011 · dodano: 16.09.2011 | Komentarze 7
Szykował się kolejny ładny weekend który planowałem w rejonach Kołobrzegu, ale ze względu na zadeklarowane plany w sobotę wieczór musiałem zorganizować czas na coś w okolicach Szczecina. Pogoda miała dopisać, więc na pewno szosowo, tylko pytanie gdzie i z kim. Pomyślałem sobie, że dawno nie jechałem z Bartkiem (IsmailDelivere), ale pisząc do niego sms’a nie przypuszczałem, że akurat niedawno wrócił do Szczecina i ma ochotę pokręcić, traska też się szybko znalazła i padło na Schwedt, czyli na spokojnie. Jako że mieliśmy jechać wałem to na pewno przez Mescherin, jak tamtędy się jedzie to się myśli o Adrianie (Gryf) :)) . Niestety wiedziałem że jest w trakcie remontu i na pewno nie pojedzie, ale dryndnąłem do niego i nawet nie musiałem namawiać, już byliśmy ustawieni :))))Dzwoniłem jeszcze do Pawła Misiacza, ale stwierdził, że wycieczkowe tempo go nie interesuje ;P
No więc jak nastała sobota i wstałem z wyra to się grubo zdziwiłem, za oknem mokre chodniki, jedno co mnie tylko uspokoiło, że nikt nie odwoła wycieczki, bo jadę z ekipą która nie płacze z powodu paru kropel z nieba, mi też to w sumie nie przeszkadzało, ale nastawiłem się na słońce i lekki ubiór.
Dobra o 9:00 spotkaliśmy się z Bartkiem na rondzie na Gumieńcach, skąd ruszyliśmy spokojnie w kierunku Mescherin. Nie wiem czy o tym pisałem, ale zawsze jak zaplanuję wycieczkę z przekroczeniem granicy w Kołbaskowie to pada deszcz, masakra!
Na 10:00 byliśmy ustawieni z Adrianem, czasu było sporo, ale chciałem jeszcze kupić ojro na niedzielę po drodze więc zatrzymaliśmy się w Kołbaskowie, na początek szok, bo dawno waluty nie kupowałem i 4,38 zł za jednostkę to mnie trochę zdziwiło, po drugie gość nie miał wydać ze 100 zł i rozmieniał chyba ze 20 minut. Jak już minęliśmy wreszcie granicę to wiedziałem, że się spóźnimy. Tak też się stało i jeszcze przed miejscem docelowym spotkaliśmy Adriana, który wyjechał nam naprzeciw w celach rozgrzewkowych. Jak się tylko spotkaliśmy wyszło obiecane słońce, jest dobrze, trochę obeschniemy :)
Już w trzech cisnęliśmy do Gartz, jednak kilka kilometrów przed, Adrian przypomniał sobie, że dawno nie zmieniał dętki i wjechał w wyrwę która śmiała się znaleźć w niemieckiej ścieżce wykonanej z kostki betonowej :) Bartek oblekał dętkę i oczywiście obręcz rozcięła dętkę w dwóch miejscach.
W dobrych humorach kibicujemy Adrianowi w zmianie gumy :)© sargath7
Fachowiec to i szybko poszło© sargath7
Po zniwelowaniu usterki, minęliśmy Gartz bokiem i dalej już wałem mknęliśmy do Schwedt. Niestety było pod wiatr, więc spokojnym tempem i urządziliśmy sobie pogawędki. Na odcinku leśnym poszedł mały sprint do mostu, gdzie mimo mojej dużej przewagi Adrian mnie doszedł, nie wiem co on jadł na śniadanie, ale poważnie mnie to zmartwiło :)
Most nad Odrą© sargath7
Barka płynie do Wrocławia© sargath7
Dalej już nie było opierniczania i meldujemy się w Schwedt, zatrzymujemy przy moście Krajnik-Schwedt i zastanawiamy czy lecimy z powrotem czy do Krajnika na zupę. Przypomniałem sobie, że dzisiaj śniadania nie jadłem, nie licząc marsa w czasie jazdy więc skoro nie było sprzeciwów zaproponowałem Krajnik. Tak też zrobiliśmy i za chwilę cieszyliśmy się dobrą zupką. Ze względu na nieograniczający nas czas walnęliśmy jeszcze po piwku. W miedzy czasie zrobiło się strasznie gorąco, więc po posiłku uzupełniliśmy jeszcze bidony i powrót już z wiatrem do samego Gartz.
Dobre humory w Gartz© sargath7
Na nabrzeżu w Gartz© sargath7
W porcie posiedzieliśmy dłuższą chwilę, dobre humory nas nie opuszczały, pogoda była piękna więc nie chciało nam się zbytnio ruszać, ale trzeba było wracać niestety. Będąc na powrocie w Mescherin wdrapałem się z Bartkiem na punkt widokowy.
Punkt widokowy w Mescherin© sargath7
Adrian śmignął do Gryfina, a ja Bartkiem z powrotem do Szczecina. W Rosówku, dorwaliśmy pole kukurydzy i miał być z tego obiad, ale chyba dorwaliśmy pastewną, bo nie mogłem jej za chiny rozgotować :(
Dzięki panowie za wycieczkę, było jak zawsze zajebiście :)
Komentarze
James77 | 18:40 niedziela, 18 września 2011 | linkuj
fajne uczucie jak na wycieczce ma się kupę czasu i jedzie się jak chce... no i trafiło wam się słońce co nie często w tym roku się zdaża :)
luzacki wyjazd i dystans też spoko
luzacki wyjazd i dystans też spoko
axis | 21:16 piątek, 16 września 2011 | linkuj
No patrz! A ja myślałem, że to są oryginały trzaskane telefonem sprzed wojny z dokręcaną kamerą wielkości malucha :D
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!