......... Bad Freienwalde i uroki PKP w pełnej krasie | sargath.bikestats.pl

Sargath

avatar Ten dziennik rowerowy prowadzi sargath z miasta Szczecin. Mam nakręcone 27671.67 kilometrów w tym 3202.19 w terenie. Śmigam z prędkością średnią 22.46 km/h i tyle wystarczy. Jeżdżę od dziecka, mój pierwszy rower to "czterokołowiec" Smyk. W pierszym dniu nauki złamało się kółko wspierające i okazało się że drugie nie jest potrzebne. Potem były inne i trafiła się dłuuuga przerwa,aż do momentu, kiedy zrozumiałem że poświęcenie dla własnej pasji i podążanie za ideą jest ważniejsze niż dla kogoś kto nie jest go wart. Pasja ukazuje jakie decyzje podejmujemy i w jakim kierunku zmierzamy ..., a Bikestats'a odkryłem w wakacje '10 :) .
button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

2011

button stats bikestats.pl

2010

button stats bikestats.pl

Kumple od kółka

Statystyka roczna

Wykres roczny blog rowerowy sargath.bikestats.pl

Zajrzało tu od października 2010

free counters
Dane wyjazdu:
114.11 km 0.00 km teren
05:11 h 22.01 km/h:
Rower:Onix

Bad Freienwalde i uroki PKP w pełnej krasie

Niedziela, 11 września 2011 · dodano: 22.09.2011 | Komentarze 5

Budząc się około 6:30 tego dnia naprawdę nie myślałem, że to będzie, aż tak długi dzień. Absolutnie nie twierdzę, że był to źle spędzony dzień, wręcz przeciwnie :)

No więc odpowiadając na zaproszenie Krzyśka (Monter) musiałem dotrzeć na dworzec główny na godzinę przed 8:12 o której to miał odjechać pociąg do Mieszkowic, czyli miejscowości startowej przedmiotowej wycieczki. Wiedziałem, że na pewno będę ja i Krzysiek oraz Tomek (Yogi) z RS – niestety nie dotarł.

Na dworzec dojechałem bez problemów ze sporym zapasem czasu, przy okazji spotykając starego znajomego, a w międzyczasie zjawiła się Baśka vel Rudzielec, więc poszliśmy kupić bilety. Babka w kasie oczywiście miała jak zwykle problemy, tym razem z wpisaniem numeru biletu na rower, ale to szczegół, bo godzina odjazdu zbliżyła się znacznie, a reszty ekipy ani widu, ani słychu… nagle! do poczekalni wpada Krzysiek, jadąc rowerem przelatuje koło nas wyraźnie zdenerwowany, a po tym co udało mi się usłyszeć z jego ust, były to delikatnie mówiąc „pretensje” w stronę PKP. Jak się za chwilę okazało słuszne, bowiem trafił na kolejną nierozgarniętą kasjerkę Podkurwiającego Krzyśka Przedsiębiorstwa.

Po chwili jednak pakowaliśmy się do pociągu i już w dobrych humorach zmierzaliśmy do Mieszkowic i o dziwo bez problemów się w nich znaleźliśmy. W planach była inna trasa więc Mieszkowice zwiedzone pobieżnie, ale właściwie to co najważniejsze zostało zaliczone.

Komin koło dworca w Mieszkowicach © sargath7

Wieża też koło dworca © sargath7

Mury obronne z XIII wieku © sargath7

Szachulcowa zabudowa © sargath7

Gotycki kościół pw. Przeienienia Pańskiego © sargath7

Zabytkowa kamieniczka © sargath7


Będąc na rynku w Mieszkowicach, Krzysiek wypatrzył starego Flaminga (czerwonego składaka), Baśka robiła za modelkę i jak widać na zdjęciu, tak się nieumiejętnie oparła, że wygięła sztycę ;) :P

Baśka i Flaming © sargath7


Na stacji benzynowej jeszcze małe pompowanko i spokojnym tempem kręciliśmy do Gozdowic, gdzie podobno miał czekać na nas prom. W Gozdowicach jeszcze zatrzymaliśmy się przy pomniku sapera znajdujący się przy okolicznym muzeum, do którego nie wchodziliśmy, ale wstęp w przystępnej cenie, bo z tego co pamiętam to około 2/4 zł.
http://gozdowice.pl/prom.htm

Przy pomniku sapera w Gozdowicach © sargath7


Do promu był już rzut moherowym beretem, czasowo się wstrzeliliśmy idealnie i do transferu zostało nam jakieś 15 minut więc był czas na kilka fotek. Koszt przekroczenia Odry suchym butem SPD to 3 zł więc nie ma tragedii, ale mogli by zrobić jakieś fajniejsze bilety (które zbieram), a nie tylko zwykły paragon fiskalny :(

Nasz prom "Bez Granic" © sargath7

Tak patriotycznie przy polskim słupku :D © sargath7

Polski brzeg Odry © sargath7

Baśka i jej nowe hobby © sargath7

Odra jak Wisła szeroka © sargath7

Wspomnienia są kotwicą czasu... © sargath7


Nawału chętnych przekraczających Odrę nie było, raptem jeden samochód i kilku rowerzystów z rzeszy. Sam transfer to rzecz niespełna 5 minut, a od granicy na początek pojechaliśmy do Neulewin z krótkim zatrzymaniem przy informacji turystycznej znajdującej się w tym miejscu na trasie Odra-Nysa. Chcieliśmy się dostać na trasę starej kolejki wąskotorowej o której wspomniał Tomek, ale okazało się że nawierzchnia jest szutrowa z wieloma ubytkami czego nie mogła strawić moja szosa, dlatego odpuściliśmy temat i przemieszczaliśmy się równymi asfaltami.

Zabytkowy dom, zabytkowy motor... i zabytkowi niemcy © sargath7

I znów wiatr w oczy... © sargath7


Z Neulewin zgodnie z planem mieliśmy dojechać do Wriezen, ale trochę nam zeszło, bo Baśka chciała jechać bardziej turystycznie niż to możliwe. Jako że tempo było spacerowe to po drodze wyhaczyłem zajebiste jabłka rosnące przy drodze, więc się zatrzymałem na degustację, nie miałem jednak jogurtu do popicia, ale jabłka były zajebiste :P

Baba z wozu koniom lżej © sargath7


Już w Wriezen chwilę się pokręciliśmy zahaczając oczywiście o ryneczek. Miasto standardowo wymarłe, gdzieniegdzie tylko jakiś Goebbels się przewinął, czyli standard. Na ryneczku który ogólnie nie zachwycał znajdowały się ruiny kościoła, a obok zgrupowanie szkaradnych rzeźb z brązu, m.in. na szczycie betonowej fałdy siedział pseudo Lucyfer, któremu nie zapomniano odlać nawet fallusa.

Odnowiona wieża ruin kościoła w Wriezen © sargath7

Cegielnia w Wriezen © sargath7

Stary browar w Wriezen © sargath7

Lucyferek © sargath7


Pogoda jak widać po zdjęciach była wyborna, ale jak opuszczaliśmy ryneczek to temperatura zaczynała już doskwierać, w sensie za ciepło się robiło, ale nie narzekam, bo piękna jesień tego lata nam towarzyszy.

Kościół na wylocie z Wriezen © sargath7


Tak ogólnie kilometrów niewiele nawinęliśmy na koła, a czas jakoś miał to gdzieś i uciekał jakby go kto gonił, więc w Wriezen wszystkiego niestety nie pofocilismy.

Piece do wypału cegły w Rathsdorf © sargath7


Następnie kierunek na Bad Freienwalde. Nazwa co najmniej dwuznaczna, oczywiście zależy jak kto tłumaczy, bo „darmowy las”, albo „darmowo w lesie” to… no, ale pewnie się nie znam.
Tak na poważnie już, to miasto jest świetne i trzeba mu poświęcić troszkę więcej czasu, nie wszystko jest idealne, ale standardowo jak to w miastach rzeszy jest czysto i spokojnie, na pewno nie jest to wymarłe miasto, ale jak na tej wielkości kurort, bo jest to kurort ze względu na odkryte tutaj pokłady borowinowe, to jest tu naprawdę spokojnie. Jest wiele zabytków, podobno ktoś policzył, że ponad setka, niezliczona ilość kamienic wiele pamiątek także pozostawili Rosjanie, niestety jest też wiele opuszczonych i popadających w ruinę budynków, ale to chyba tylko dodaje smaczku temu miejscu.
W sercu miasta ulokowany jest piękny, XIII wieczny kościół gotycki p.w. św. Mikołaja, otoczony piękną starówką i zachowanymi w świetnym stanie, obecnie odrestaurowanymi kamienicami. Największą atrakcją jednak są cztery wieże w mieście: Bismarckturm, Aussichtsturm, Schanzenturm, Eulenturm.
Jak ktoś lubi zabawę w zaliczanie zabytków tak jak ja to odwiedzając każdą z wież dostaje się pieczęć do specjalnej broszury, którą za free otrzymuje się w jednej dowolnej wieży, a za zebranie wszystkich otrzymuje się dyplom. Tak tak wiem zabawa dla dzieci :P. Niestety ze względu na późną porę udało mi się zaliczyć tylko dwie wieże – do 17 każda. Dlatego w planie jest kolejne podejście z dokładnym przeczesaniem miasta. Koszt wdrapania się na wieżę to 1/2 euro.

Kościół św. Mikołaja © sargath7

Ambona w kościele św. Mikołaja © sargath7

Wieża kościoła św. Mikołaja © sargath7

Zabudowa starówki © sargath7

Hala koncertowa św. Jerzego © sargath7

Kamienica koło dworca © sargath7

Kamienica Policji © sargath7

Kamieniczka na rogu Konig- i Karl-Marx-strasse © sargath7

Budynek z 1925 r. © sargath7

Wieża Aussichtsturm © sargath7

Żuk gnojownik © sargath7

Widok z wieży Aussichtsturm © sargath7

Wieża Bismarckturm © sargath7

Herb na wieży Bismarka © sargath7

Niejeden pająk zwali gruchę, nim zdąży spuścić się na muchę © sargath7

Widok z wiezy Bismarka © sargath7

Widok w stronę centrum Bad Freienwalde © sargath7






Niestety to miasto miało być tylko etapem przejściowym, a okazało się jednak najdalej wysuniętym punktem naszej wycieczki. Z drugiej wieży zszedłem przed 17:00, a pociąg z Chojny, gdzie zgodnie z planem mieliśmy się udać do Szczecina, odjeżdżał o 18:50 musieliśmy więc zagęścić ruchy co nie było łatwe, bo Baśka kręciła dalej turystycznie :P

Na wahadłach między Cedynią, a Chojną o mało nie doszło do uroczystego pogrzebu sprasowanej wiewiórki, nie wiedział bym że ten rudo-czerwony placek na asfalcie przypominający rzadką sraczkę mógł być kiedyś sympatycznym stworzeniem wpierdalającym żołędzie, gdybym nie został oświecony przez Baśkę :P

Za poganianie, popędzanie i zmuszanie do szybszej jazdy, Baśka zemściła się na mnie i na Krzyśku uroczyście nas opierdalając na peronie dworca, za rzekome spóźnienie się na pociąg, który wg rozkładu miał być 18:37,a nie jak mówił Krzysiek o 18:50, ale jak się okazało tymczasowo rozkład został zmieniony o czym zostaliśmy poinformowani przy okienku, więc jednak się nie spóźniliśmy, ba! pociąg jest spóźniony około 30 minut, w końcu to PKP :)

Dobrze, że zatrzymaliśmy się po piwko i napoje w pobliskim sklepie, bo mimo, iż zbliżała się godzina 19 to w sumie jeszcze długi dzień przed nami miał nastać, albo długi wieczór choć jeszcze o tym nie wiedziałem stojąc na dworcu i przy okazji spotykając kolejnego starego znajomego, więc zapowiadała się spoko atmosfera w pociągu, świat jest jednak mały :)

Pociąg wpada na peron i wsiadamy, k… mówiłem żeby jechać na kołach do Szczecina, cały pociąg zawalony jak w Indiach, na szczęście na rowery znalazło się miejsce, ludzi tyle że atmosfera się zagęściła i temperatura wzrosła, plus taki, że browarek był zimny :)

Ogólnie w pociągu była masa młodych ludzi i było bardzo wesoło, o dziwo nie znalazł się żaden amator pykania dymka z partyzanta, co dodatkowo pozytywnie nastrajało. Jechaliśmy sobie starannie wyselekcjonowanym składem PKP już kilkanaście dobrych minut, średnia nie była zbyt wysoka, bo PKP wychodzi z założenia, że turystyka przed wszystkim. Nagle! coś szarpnęło, ale co tam, ten kto jechał kiedyś PKP to wie że nie ma się czym przejmować. Po szarpnięciu nastąpiło zatrzymanie, no to pewnie stoimy pod sygnalizatorem namiętnie informującym kolorem czerwonym, normalka nie?

Po jakiś 15? może 20? minutach szarpnęło i jedziemy, nadal nikt nic nie podejrzewa, w składzie śmiechy i luźna atmosfera, czego nie można powiedzieć o temperaturze, tylko niektóre okna się otwierają. Po chwili znowu stop, co jest?!, aaa to stacja Widuchowa, tylko po co staliśmy przed nią wcześniej będąc w oddaleniu jakieś 300-400 metrów ?, nadal nikt nic nie podejrzewa, pełen luzik :)

Gwizd! i jedziemy he he, srrrru… szarpnięcie i stoimy znowu… zaraz za stacją, co jest k….
Teraz każdy coś zaczął podejrzewać, ale stoimy nadal luzik, stoimy i stoimy… i stoimy … tak z 30 minut. Wtem słychać jakieś zamieszanie, poszły teksty że kogoś lokomotywa smyrnęła :))) Baśka ostatnio miała do tego szczęście :D:D:D Zamieszanie spowodowane przeciskaniem się konduktora w naszą stronę, odważny typ powiem szczerze, sam jeden przyszedł powiedzieć jak gdyby nigdy nic, że silniki postanowiły odpocząć, znaczy się spierdoliły się…

….ale spoko opcje są dwie, (tyle opcji, że pogubić się idzie :) ), opcja pierwsza to może na ratunek nam pośpieszy w żółwim tempie skład nazwany „ratunkowym” z Gryfina, opcja numer dwa to, że poczekamy na skład który planowo, fajne słowo „planowo”, jedzie „zaraz” po naszym czyli „planowo” wyjeżdżający z Chojny o 20:40.

No kurcze jesteśmy rowerami to proponuję ucieczkę z tej krainy nieskończonej ilości „ratunkowych opcji”, propozycja zostaje przyjęta z mieszanymi uczuciami, nie dość że zasięgu brak w fonie to jeszcze zaczyna padać, moja propozycja zostaje zmiażdżona niczym aluminiowa puszka po piwie.

Deszcz przeradza się w ulewę z piorunami. Część ludzi ucieka z tonącego statku lub jak kto woli stojącego składu PKP. My siedzimy dalej, ale są plusy tej sytuacji, nie wyłączyli nam światła :)

Mija kolejne 30, może 40 minut, postanawiam iść do konduktora, okazało się, że „skład ratunkowy”, czyli opcja numer jeden wyparowała, zniknęła, zdematerializowała się. Wracam do ekipy i zarządzam abordaż, zrywam plombę na awaryjnym otwieraniu drzwi i już w deszczu idziemy na peron oddalony o jakieś 50! metrów. W końcu lepiej jak zajmiemy jakieś lepsze miejsca podczas szturmu nowego składu.

Opcji numer dwa, czyli pociągu z Chojny, ani widu, ani słychu, deszcz jeszcze mocniej naparza, więc proponuje schronienie się gdzieś w budynku kolejowym, gdzie dostrzegam coś w stylu poczekalni. Z zewnątrz widać że jest zapchana na full, ale oceniając ilość ludzi, miłośników moknięcia na peronie jakieś miejsce się jeszcze znajdzie. Oczywiście kilku patafianów zaczęło sapać, gdzie się pcham z rowerem, że nie ma miejsca, zdjąłem więc lampę z roweru i okazało się że każdy oblega wejście gotowy do startu, a na tyłach jest kupa miejsc. Wchodzę więc z rowerem na tył, niestety się rozdzielam z ekipą. Stoję w ciemnej poczekalni, bo nie było tam lamp. Oczywiście jak ja się wcisnąłem do tej poczekalni to jeszcze za mną pół peronu. Weszło tyle osób, że poczułem się jak sardyna w puszce, jak wychodziłem z pociągu to narzuciłem przeciw deszczówkę i teraz w sumie na łeb mi deszcz nie padał, ale za to pociłem się jak mops, bo nie szło jej zdjąć w takim ścisku.

Stoimy już z 15 minut, nuda totalna, więc zaczęła się publiczna prezentacja smartfonów w większości kto ma mocniejszą latarkę lub jaśniejszy wyświetlacz. Wtem!!! Na zewnątrz zrobiło się jaśniej jakby od reflektorów nadjeżdżającego pociągu, długo na reakcję nie trzeba było czekać, fala ruszyła do drzwi, kompresja totalna, jeszcze chwila i jeden drugiego by zaczął tratować. Po chwili słychać zażenowanie… to samochód przyjechał po kogoś :D:D:D

Sardynki zaczęły wracać do puszki, nastąpiło przetasowanie, w końcu każdy chce stać pod drzwiami. Kilka minut mija i znowu smartfony w dłoń i mamy amatorski mapping, gra świateł do woli każdy teraz ma swoje 5 minut, albo i więcej. Na zewnątrz zaczęło tak lać, że oddalona o może 30 metrów latarnia widziana przez uchylone drzwi poczekalni, jakby przygasła. Burza była chyba już nad nami, bo pioruny tak zapierniczały, że w uszach dzwoniło. Jak nie pierdzielnie, jak nie jebnie, srrru wszystkie światła na peronie pogasły….

Chwila do namysłu, rozlegają się brawa, pomyślałem sobie, że nasza sytuacja dopóki nie wysiedliśmy z pociągu nie była taka zła :(

Po kolejnej chwili poszedł szmer że pociąg jedzie, już nie było fali na drzwi, wszyscy z dystansem potraktowali rzekomą plotkę, co niektórzy odważni poszli to sprawdzić, ciemno jak w dupie, więc kolejni też poszli, skoro nie wracali to ruszyła fala i wyszliśmy na peron, faktycznie w oddaleniu około 500 metrów widać reflektory pociągu. Wszyscy ustawili się na peronie gotowi do ataku na drzwi, gdy … reflektory zgasły i tyle go widzieliśmy – normalnie pociąg widmo.
Znaczy się nocujemy w Widuchowej, zajebiście, większość postanawia wracać na stare śmieci, czyli do naszego pociągu, jak się wszyscy zapakowali to oczywiście też do przedziału rowerowego, trzeba było trochę hołoty wyprosić.

Tak więc stoimy w punkcie wyjścia. Po kilku minutach idzie konduktor, oznajmić nam, że trakcja się zerwała i zrobiła sobie urlop na torach. Bałem się zapytać jakie mamy opcje, ale ktoś inny zapytał, …już nie ściemniał prawdopodobnie kilka godzin lub nawet noc w pociągu….

Po oczekiwaniu przez blisko godzinę dostaliśmy propozycję od Tomka, że może po nas przyjechać i zabrać z rowerami do samochodu, normalnie szacun dla człowieka, że chciało mu się w taki zasrany wieczór jechać na jakieś zadupie po nas. Mimo iż po chwili jak mieliśmy skorzystać z zaoferowanej pomocy, pociąg ruszył, nie wiem jakim cudem, ale ruszył, to oficjalnie tutaj wielkie dzięki dla Tomka za pomoc. Dziękuje!!!.

Przed godziną 0:00 jesteśmy na Głównym, oczywiście deszcz napiernicza, bo jak mogło by być inaczej. W domu jestem koło 0:30.

Dzięki dla Baśki i Krzyśka za wycieczkę oraz Tomkowi (Yogi) za pomoc.
Tak jak napisałem na początku i tak było zajebiście, chociaż będzie co wspominać :)

Niewolnicy PKP © sargath7


fotka z rana :)


Komentarze
Misiacz
| 20:52 piątek, 23 września 2011 | linkuj Hehe, "rzut moherowym beretem"...;)))
Uważaj, bo wybory niedługo, nie wiadomo, kto wygra. Niejaki Ziobro pewnie już widział ten wpis i o 4:00 nad ranem zaraz po wyborach zapukają do Ciebie smutni panowie w prochowcach! ;)))
Jak tak czytam u Ciebie o PKP, to przypominają mi się filmy o repatriantach wracających tygodniami do kraju po II wojnie światowej. Dornfeld ma rację - to że "toto" jeszcze jeździ, to cud. ;)
dornfeld
| 20:29 piątek, 23 września 2011 | linkuj Koń jaki jest każdy widzi, tak samo jest z tą wycieczką, widać, że przygód nie brakowało. Dorzucę więc tylko swoje trzy grosze w temacie kolei. Odnośnie rozkładu to na całej stacji porozwieszane są plakaty ze zmianami w rozkładzie z prośbą by każdorazowo przed podróżą sprawdzać czy nie ma zmian, jest sporo modernizacji a to chyba dobrze. Zmiany takie łatwo można sprawdzić w Internecie na stronie http://www.przewozyregionalne.pl/, na górze w okienku „Tymczasowe zmiany w kursowaniu pociągów na stacji” wystarczy wpisać jej nazwę i mamy pełną informacje o wszystkich pociągach. Zresztą o rozkładzie jazdy nie decydują Przewozy Regionalne, ale samorządy oraz Polskie Linie Kolejowe. Co do awarii to trudno mieć o to pretensje do kolei, jeżeli była spowodowana burzą i walnięciem pioruna w transformator o czym poinformowały mnie niezależne źródła. Odnośnie niezorientowanych kasjerek, ten artykuł wszystko wyjaśnia to również pochodna prywatyzacji:

http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34889,7489814,Spolki_kolejowe_walcza_o_pasazerow_dezinformacja.html

Czy będzie lepiej? Oto jest pytanie ale raczej nie biorąc pod uwagę politykę rządu, której przejawem jest ostatni wniosek o przesunięcie 1, 2 miliarda Euro na inwestycje kolejowe na drogi, raczej nie. W tej sytuacji nie należy narzekać lecz podziwiać naszą kolei, że tak dobrze funkcjonuje, że w ogóle jeszcze jeździ. Odnośnie tłoku, to w niedzielę wieczorem zawsze podmiejskich pociągach do Szczecina jest najwięcej ludzi, w sobotę czy w tygodniu pociągi na tej relacji są puste.
James77
| 06:10 piątek, 23 września 2011 | linkuj wycieczka fajna, foty ciekawe...
Ale podróże PKP wszystko przebijają ;)
rowerzystka
| 21:19 czwartek, 22 września 2011 | linkuj Jak dobrze, ze opatrzność uchroniła mnie od tej wycieczki :))))
No ale jeden plus jest, znów czytam z ciekawością Twego bloga :))
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!