Sargath
Ten dziennik rowerowy prowadzi sargath z miasta Szczecin. Mam nakręcone 27671.67 kilometrów w tym 3202.19 w terenie. Śmigam z prędkością średnią 22.46 km/h i tyle wystarczy. Jeżdżę od dziecka, mój pierwszy rower to "czterokołowiec" Smyk. W pierszym dniu nauki złamało się kółko wspierające i okazało się że drugie nie jest potrzebne. Potem były inne i trafiła się dłuuuga przerwa,aż do momentu, kiedy zrozumiałem że poświęcenie dla własnej pasji i podążanie za ideą jest ważniejsze niż dla kogoś kto nie jest go wart. Pasja ukazuje jakie decyzje podejmujemy i w jakim kierunku zmierzamy ..., a Bikestats'a odkryłem w wakacje '10 :) .Archiwum
Kategorie bloga
Unibike
Statystyka roczna
Zajrzało tu od października 2010
Dane wyjazdu:
249.26 km
0.00 km teren
Pętla przez Dolinę Dolnej Odry, Pojezierze Myśliborskie i Równinę Pyrzycką
Sobota, 17 września 2011 · dodano: 30.09.2011 | Komentarze 6
Ostatnimi czasy w weekendy z Adrianem śmigamy jakieś dalsze trasy, tak było też dzisiaj. W piątek dostałem od niego kilka propozycji tras i wszystkie ponad dwie stówki, powoli zaczyna to być regułą. W propozycjach były traski do rzeszy lub na wschód, ale ostatecznie padło na południe.Ustawiliśmy się więc w Gryfinie tak na 10 co bym mógł spokojnie dojechać. Z rańca temperatura około 8*C + mgła + w 100% zachmurzone niebo = podkopane chęci do jazdy, ale co tam kręcić trzeba :)
Po wyjściu na powietrze do szali goryczy doszedł przeszywający i zimny wiatr, po pierwszym zjeździe zacząłem się zastanawiać, czy nie ma przymrozku mimo trzech warstw ubrań, ale kilka szybszych akcentów i się rozgrzałem. Jak zawsze sprawdzam pogodę na ICM głównie wiatr i opady - na ten dzień, miało być suchutko, ale chyba nie uwzględnili szybkiej ulewy w Daleszewie, tego było już za wiele. Uznałem, że trzeba skrócić trasę, bo zaczęła mi się zacierać granica między przyjemnością idącą z kręcenia, a szalonym wypadem w skrajnych warunkach, ale!... nie wiem czy o tym pisałem, bowiem zauważyłem dziwną prawidłowość, iż uczestnictwo Adriana w wycieczce prawdopodobnie gwarantuje świetną pogodę. Poinformowałem go o konieczności skrócenia trasy i doszliśmy do wniosku, że wyjdzie w praniu, a na razie śmigamy zgodnie z planem, tak też zrobiliśmy i po nawinięciu kilku kilometrów na koła pogoda zmieniła się o 180*, zaszczycając słońcem, temperatura rosła momentalnie, ostał się ino wiatr, no ale sytuacja z marnej osiągnęła pułap powyżej oczekiwań, więc cos w tym jest :D:D:D
W jakiejś dziurze zabitej dechami zatrzymaliśmy się na małe zakupy w przydrożnym sklepie, obok którego tętniło życiem poranne leczenie kaca przez rdzennych mieszkańców wioski. Prawdopodobnie była to wioska tubylców uzależnionych od adrenaliny, bowiem sielankowy widok zaburzała wielka cysterna stojąca obok sklepu, a obok niej kilku kaskaderów z odpalonymi fajkami zachowywało się jakby tego typu scenkę mieli doskonale opanowaną. Uznałem że może ich wzrok o tak wczesnej porze nie jest wystarczająco ostry po trudach dnia poprzedniego związanych ze skomplikowaną sztuką testowania różnorakiej maści alkoholi, zwróciłem więc uwagę na fakt tego wystrzałowego połączenia, lecz wnet zostałem poinformowany przez jednego z magistrów lotnych związków chemicznych, iż „nie wybuchnie”, uspokoiło mnie to znacznie, bo w końcu człowiek tak doświadczony to nie lada autorytet…
Po zakupach kontynuowaliśmy jazdę do Chojny, bo nie wspomniałem że w tym kierunku zmierzaliśmy i po drodze krótki postój koło Widuchowej na fotki przy „Starym Trakcie”.
Na Starym Trakcie© sargath7
Zły duch nie ośmiela sie wstapic do namiotu,w ktorym znajduje sie koń czystej krwi© sargath7
Do Chojny jest rzut beretem, ale sporo po drodze górek i wiatr jakiś taki nie sprzyjający, że jechało się marnie, nogi ciężkie nie chciały współpracować i tak się ciągnęliśmy, po minięciu Chojny, do Cedyni.
Wieża kościoła mariackiego w Chojnie© sargath7
Na wylocie z Cedyni zauważyłem kilka przydomowych straganów z jabłkami na które od razu nabrałem ochoty więc zjechałem co by kilka kupić, właścicielka jednak, jak tylko podjechałem, oznajmiła, że możemy sobie po kilka gratisowo wziąć i mimo że nalegałem to o zapłacie nie chciała słyszeć. Wzięliśmy więc po jabłku, a babka zaczęła jednostronną konwersację o tym jak to źli i niedobrzy Niemcy są wybredni jak kupują jej jabłka i o tym że jej wredna sąsiadka sprzedała więcej towaru. Jak słusznie zauważył Adrian to była sprytnie ukryta opłata za owoce, nie pozostało nic tylko cierpliwie wysłuchać monologu o sytuacji politycznej Cedyni, gdyż niegrzecznie było by się tak po prostu ulotnić. Po około 10 minutach udało się wyrwać i ruszyć w dalszą drogę.
Kościół w Cedyni© sargath7
Koło Cedyni znajduje się rezerwat florystyczny „ Wrzosowiska Cedyńskie”, a że mamy środek września to wypadało by wykorzystać ten zbieg sprzyjających okoliczności i przyjrzeć się z bliska czym może nas zachwycić nasza Złota Polska Jesień.
Wrzosowiska Cedyńskie© sargath7
Wrześniowy Wrzos© sargath7
Od Cedyni mieliśmy już tylko jedno w głowie – bar w Starych Łysogórkach. Jadąc wzdłuż rozlewiska Odry oprócz pięknych widoków otrzymaliśmy cholernie niekorzystny wiatr na tyle, że najchętniej bym się walnął pod pobliskim drzewkiem i sączył zimne piwko, a rowerowanie odłożył na inny termin :) Po drodze za Osinowem minęliśmy współczesny tabor Cyganów przemieszczających się B-ajerami M-łodego W-ieśniaka, akurat urządzali sobie barbecue na dziko i chyba zabrakło węgla bo jeden po paru minutach wyprzedzał nas na żyletę :/
Po drodze oczywiście obowiązkowe zdjęcie szczytu techniki ZSRR ...
Josif Stalin 2© sargath7
… a po chwili czekamy na zupkę, znaczy się ja czekam na zupę, a Adrian już siorbie :D:D:D
Postój na dobrą zupkę© sargath7
Jako że nie było żurku i ogórkowej to wciągnąłem pomidorową która bardzo pozytywnie wpłynęła na samopoczucie, a temperatura powietrza osiągnęła rewelacyjny kolarski pułap 20*C.
Kościół pw. Narodzenia NMP w Zielinie© sargath7
W Gozdowicach już czułem że znowu z kolejnego wypadu będę wracał po zmroku, po regeneracji jechało się znacznie lepiej, podkręciliśmy trochę tempo i przemykając przez Mieszkowice (w których byłem tydzień temu) dojechaliśmy do Dębna co oznaczał, że nie będzie taryfy ulgowej i jedziemy pierwotną trasą. Powiem szczerze że z kilometra na kilometr jechało się znacznie lepiej, z pewnością miał na to przełożenie wiatr do którego odwracaliśmy się coraz bardziej plecami :)
Kościół Piotra i Pawła© sargath7
Orzeł w koronie na rynku w Dębnie© sargath7
Stara kamieniczka w Dębnie© sargath7
USC w Dębnie© sargath7
Na rynku w Dębnie natknąłem się na bojową pszczołę (prawdopodobnie nasłaną przez Misiacza), cholera mi siadła na szyi, a nie wiedziałem o tym i chciałem się podrapać, zdzira jedna zaplątała się w rękawiczkę i dziabnęła mnie ostatecznie w szyję. Przynajmniej się dowiedziałem, że nie jestem uczulony na takie atrakcje, bo nigdy nie dostąpiłem zaszczytu użądlenia :D:D:D
Do Myśliborza poszło z górki, do tego zmiany co kilometr i jesteśmy na miejscu.
W Myśliborzu© sargath7
Kamieniczka w Myśliborzu© sargath7
Rada miejska© sargath7
Kolegiata Jana Chrzciciela© sargath7
Brama Nowogródzka© sargath7
Brama Pyrzycka© sargath7
Pamiątki z wakacji :)© sargath7
Za Myśliborzem koło Renic wbijamy się na starą „trójkę” jeszcze wtedy myślałem o tej drodze bardzo pozytywnie, teraz będzie mi się kojarzyć tylko z jednym...
Do Lipian ciągnęliśmy żwawym tempem, tam też trzeba było ustalić, czy trzymamy się pierwotnej trasy i ciśniemy na Gryfino, czy Adrian robi kółko przy okazji podprowadzając mnie pod Szczecin, odpowiedź jest prosta – jedziemy dłużej razem czyli kierunek na Pyrzyce.
Tytan walczy z Heliosem© sargath7
Zdążyło się już ściemnić ostro i jakieś pięć kilometrów przed Pyrzycami zatrzymałem się na dołożenie jednej warstwy ubrań, jak już kończyłem zabawę z garderobą obok przejechała ciężarówka robiąc spory rumor, okazało się że jechała na dwóch kapciach z prawej strony. Szybko zacząłem się organizować, bo ciężarówka jechała ponad 40 dychy, więc pomyślałem tylko o jednym „dawca” ale za nim byłem gotowy oddaliła się spory kawałek. Jednak podjęliśmy decyzję gonimy! i na maksa wyciskamy co by się zbliżyć do życiodajnego pędu, na licznikach prawie pięć dyszek i tak ze 4 kilometry, masakra dorwaliśmy ją dopiero na wlocie do Pyrzyc, na pierwszym lepszym rondzie podjechałem do kierowcy zapytać gdzie jedzie, okazało się jednak że na najbliższą stację i dupa, energia poszła na marne, a mogło być tak pięknie :)
Potem to już nuda, jazda po ciemku, w Szczecinie na Słonecznym się z Adrianem rozdzielamy, a ja cisnę do domu, energia jest jeszcze spora, gdybym nie był umówiony na terenik na niedzielę to bym dokręcał do trzech stówek :)
Już w centrum zrobiłem krótki postój na Trasie Zamkowej porobić nocne fotki zainspirowany jednymi z ostatnich zdjęć Atheny i Odysseusa :)
Planuję nowy cykl na zimę – „Szczecin nocą”, bo niedługo zawieszam do wiosny „Szczecin dawniej i dziś” :D
Co do wpisu to wyszło faktycznie 260,26, ale włączyła się jakaś debilna automoderacja i mimo wysyłania maili do admina była totalna zlewka, więc wpisałem miniej kilosów :/
Komentarze
rowerzystka | 10:33 niedziela, 2 października 2011 | linkuj
Jak zawsze ciekawy wpis, mimo dużej ilości km zdążyłeś dużo zobaczyć i sfocić. Gratulacje :)
rammzes | 15:21 piątek, 30 września 2011 | linkuj
kuźwa, Wy to się nudzicie... Jak dobra pogoda to nigdzie się nie ruszają w dalekie wyprawy, ale gdy słońce zajdzie, i zrobi się zimno to jeżdżą :D
michuss | 11:25 piątek, 30 września 2011 | linkuj
Dopiero doczytałem do końca. Tym bardziej gratuluję ;)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!