Sargath
Ten dziennik rowerowy prowadzi sargath z miasta Szczecin. Mam nakręcone 27671.67 kilometrów w tym 3202.19 w terenie. Śmigam z prędkością średnią 22.46 km/h i tyle wystarczy. Jeżdżę od dziecka, mój pierwszy rower to "czterokołowiec" Smyk. W pierszym dniu nauki złamało się kółko wspierające i okazało się że drugie nie jest potrzebne. Potem były inne i trafiła się dłuuuga przerwa,aż do momentu, kiedy zrozumiałem że poświęcenie dla własnej pasji i podążanie za ideą jest ważniejsze niż dla kogoś kto nie jest go wart. Pasja ukazuje jakie decyzje podejmujemy i w jakim kierunku zmierzamy ..., a Bikestats'a odkryłem w wakacje '10 :) .Archiwum
Kategorie bloga
Unibike
Statystyka roczna
Zajrzało tu od października 2010
Dane wyjazdu:
189.03 km
0.00 km teren
Schloss Boitzenburg & Kröchlendorff
Niedziela, 25 września 2011 · dodano: 11.10.2011 | Komentarze 8
Poprzedni dzień spędzony na Żuławach i utrzymująca się przepiękna pogoda nastrajały do wykorzystania rowerowo niedzieli, więc wraz z Adrianem postanowiliśmy zrobić tradycyjny kurs na szosach, tym razem, albo znowu do rzeszy. Jako że większość tras jest już obcykana to pomysł na kierunek i cel nie przyszedł do głowy od razu.Głównym założeniem miała być krótka trasa, bo Adrian jeszcze męczy remont w domu. Wszystko w promieniu 50 km już zjechane i nic nowatorskiego nie mogłem wynaleźć, więc trzeba było porzucić chęć krótkiej traski co oczywiście przypadło nam do gustu :D:D:D
Przesuwający się kursor po mapie googla zatrzymał się na miejscowości Boitzenburg i od razu przypomniała mi się wycieczka Misiacza w tamte rejony z bardzo atrakcyjnym architektonicznie zamkiem.
Zgodnie z mapą mieliśmy do wykręcenia tylko 160 km, pogoda już z rana zaskoczyła wysoką temperaturą i umówiliśmy się na 9 w Tantow, więc wszystko sugerowało, że zdążymy jeszcze na obiad :)
Wyjechałem z domu tak o 7:40, bo do miejsca zbiórki ponad 30 km + zakupy i jeszcze naszła mnie chęć niespóźnienia się tym razem :P
W Kołbaskowie miałem świetny czas, więc zatrzymałem się przy sklepie, bo był to już ostatni dzwonek na zakupy w złotówkach. Oczywiście do sklepu wparowałem z rowerem na co ekspedientka z wrażenia rozlała kawę wychodząc z zaplecza, zanim coś kupiłem wywiązała się niemała konwersacja począwszy od granicy dobrego smaku wprowadzaniem roweru do sklepu, a kończąc na odsetkach utraty rowerów przez właścicieli w promieniu kilku metrów w obrębie jej sklepu. Gdy stwierdziłem, że nie będę jej rujnował statystyk i po prostu udam się do bardziej liberalnego sklepu, to momentalnie odezwała się w niej kapitalistyczna natura z lekką nutką komunistycznego podejścia do klienta.
W Tantow byłem dwadzieścia minut przed czasem, a gdy dochodziła 9 okazało się że mam nieodebrane połączenia od Adriana, który złapał kapcia jadąc przez most w Mescherin, stąd zaliczamy pierwszą małą obsuwę, ale okazuje się, że nie mamy już ograniczeń czasowych więc na lajcie jedziemy do Penkun i dalej do Prenzlau
Kopalnie w okolicach Penkun© sargath7
Panorama nad Prenzlau© sargath7
Messerschmitt'y atakują© sargath7
Nie wiem co się stało niemieckim kierowcom, ale tego dnia czułem się jakby był dzień ignorowania rowerzysty na szosie, bowiem na odcinku Penkun – Prenzlau miałem z 5 przypadków wyprzedzania na żyletę przez samochody na niemieckich blachach, nie liczę frajerów na polskich (przy drodze nie było ścieżki).
W samym Prenzlau mieliśmy bliższy kontakt z radiowozem z którego za pomocą megafonu zostaliśmy zmuszeni do zjechania na ścieżkę z kostki betonowej, w ogóle dzisiaj sporo policji na trasie w tym dwa punkty z pomiarem prędkości, więc może dlatego kierowcy tacy podenerwowani :D
Tak praktycznie cała nasza trasa do Boitzenburga przebiegała „Szlakiem Epoki Lodowcowej”, ale nie wiele jest na ten temat informacji w Internecie. W każdym bądź razie z Prenzlau do celu zostało już tylko ponad 20 km więc darowaliśmy sobie zakupy w markecie co później okazało się błędem.
Do Boitzenburga docieramy drogą wylotową 109, a potem L15 przez Gollmitz od tego momentu możemy się cieszyć świetnymi widokami prawdopodobnie pomorenowymi, a w środkowym odcinku wspaniałym tunelem ukształtowanym z konarów drzew rosnących przy drodze.
Już w Boitzenburgu dostrzegamy skręt do ruin dawnego klasztoru sióstr Cystersek i młyna wodnego z XVII w. którego koniec końców zapomniałem sfotografować, chciałem na końcu, a potem jakoś z pośpiechu z głowy wypadło, ehhh :(
Ale nie szkodzi nadrobi się w następnym roku na wiosnę :D
Ruiny klasztoru Cysterskiego© sargath7
Ruiny klasztoru Cysterskiego© sargath7
Ruiny klasztoru Cysterskiego© sargath7
Ruiny klasztoru Cysterskiego© sargath7
Opuszczając tereny poklasztorne pech chciał, że Adrian łapie drugiego kapcia w tym samym kole, chcieliśmy przemieścić się jak najdalej, a najlepiej jak najbliżej zamku, problem był tylko taki, że nie wiedzieliśmy gdzie jest dokładnie, a perspektywa rozszarpanej opony przez obręcz nie była warta tych kilku minut na zmianę dętki. Od klasztoru na flaku doczłapaliśmy się do pomnika przed kościołem gdzie rozłożyliśmy punkt serwisowy, Adrian bawił się z dętką, a ja miałem czas na focenie wszystkiego wokoło, powiem szczerze, że miasteczko jest bardzo ładne i jak na swoją wielkość, bardzo jest bogate w zabytki. Z pewnością nie tylko ja to zauważyłem, bo główne skrzyżowanie jest dość ruchliwe. Z obserwacji wynikało, że było wielu turystów w tych rejonach sądząc po rejestracjach różnych landów oraz zagęszczeniu ruchu motocyklowego.
Samo główne skrzyżowanie jest usytuowane w ciekawym położeniu pod względem ukształtowania terenu, bo na sporej skarpie, a właściwie wzgórzu i odchodzące od niego trzy główne ulice momentalnie opadają w dół. Na maksymalnym wyniesieniu znajduje się kościół z którego południowej strony stając na brzegu stromej skarpy, można zobaczyć dachy zamku Boitzenburg.
Zmarłym ku czci - Żywym ku przestrodze© sargath7
Kamieniczki w Boitzenburg'u© sargath7
Kościół w Boitzenburg'u© sargath7
Kamieniczki w Boitzenburg'u© sargath7
Kamieniczki w Boitzenburg'u© sargath7
Na serwisie koła trochę zeszło, bo Adrian koniecznie chciał kleić dętkę i kiedy kolejna łatka nie wytrzymała ciśnienia, postanowił skorzystać pod przymusem z oferty wymiany dętki na nową. Po chwili mogliśmy ruszać dalej, a już wystarczyło tylko zjechać ze sporej górki i przekroczyć bramę zamkową jednego z największych pałaców renesansowych w północnych Niemczech.
Zamek Boitzenburg© sargath7
Zamek Boitzenburg© sargath7
Zamek Boitzenburg© sargath7
Zamek Boitzenburg© sargath7
Smok zamku Boitzenburg© sargath7
Zamek Boitzenburg© sargath7
Zamek Boitzenburg© sargath7
Zamek Boitzenburg© sargath7
Zamek Boitzenburg© sargath7
Zamek Boitzenburg© sargath7
Chyba za dużo robiłem fotek, bo po chwili pojawiła się podejrzana ekipa wpatrująca się we mnie zamrażającymi spojrzeniami i z osiłkiem na tylnym siedzeniu. Strach się bać...
Szpiedzy Stasi, a najstraszniejszy agent na tylnym siedzeniu© sargath7
Zamek jest naprawdę spory i tak po prawdzie jeszcze wieje nowością i niedawnym remontem. Obok jest ciekawy park, ale nie skorzystaliśmy ze spaceru we dwoje tylko ruszyliśmy dalej, bo dowiedziałem się, będąc w recepcji zamku, że kilka kilometrów Boitzenburga w stronę Prenzlau jest jeszcze jeden zamek, a właściwie pałac Kröchlendorff.
Domki dawnych rzemieślników na podzamczu© sargath7
Aby dotrzeć do Kröchlendorff musieliśmy wrócić się ta samą drogą do Gollmitz, gdzie był drogowskaz na Kröchlendorff.
Młyn wodny w Gollmitz© sargath7
Staw w Gollmitz© sargath7
Kierunkowskaz mówił o celu za 3 kilometry, jednak patrząc po liczniku było coś około 6, ale naprawdę mimo upływającego czasu warto było odbić z trasy te kilka kilometrów. Zamek z pewnością nie jest tak imponujący jak ten w Boitzenburgu, ale i tak bardzo ciekawie się prezentuje.
Zamek Kröchlendorff© sargath7
Na włościach Kröchlendorff© sargath7
Jak wspomniałem wcześniej warto było zjechać z trasy, bowiem nie tylko jedną perełkę można w tej niepozornej i małej miejscowości podziwiać. Pałac jest piękny to fakt, ale kościół obok ...coś wspaniałego !!! Idealnie zachowany, zabezpieczony, odrestaurowany i... nieużywany, wrota zamknięte na cztery spusty. Ten neorenesansowy kościół jest dziełem Ferdinanda von Arnim którego polem popisu było wiele obecnych zabytków Berlina i Poczdamu !!!
Neogotycki kościół w Kröchlendorff© sargath7
Neogotycki kościół w Kröchlendorff© sargath7
Neogotycki kościół w Kröchlendorff© sargath7
Tereny wokół bardzo piękne, a co ciekawe jeszcze dalej za Boitzenburgiem jest kilka miejscowości wartych zobaczenia, jednak ze względu na odległość raczej dopiero na wiosnę, bo już dzień za krótki :)
Z tego dnia jestem bardzo zadowolony, bo jechałem zobaczyć jeden zabytek, a udało się złowić cztery, trasa koniecznie do powtórki :)
Gdy już uznaliśmy że czasowo grunt ucieka nam spod opon postanowiliśmy wracać szybszym tempem, po za tym woda i prowiant były na wykończeniu, dosłownym wykończeniu. Jechaliśmy więc zdecydowanie, ale tak żeby za dużo nie spalić, w końcu w Prenzlau jest sporo sklepów, taaa nawet tak duża miejscowość jak Prenzlau ma wszystko pozamykane na cztery spusty... oprócz stacji benzynowych. Niestety trzeba się było wrócić z jednego końca miasta na drugi, po drodze i tak nic nie będzie otwarte, więc jak mus to mus.
Na stacji kupiliśmy po browarku, napoje i batony. Świetną rzeczą jaka była na stacji to maszyna do liczenia bilonu którego mieliśmy sporo. Ekspedientka nawet nie dotyka pieniędzy wszystko robi maszyna, nawet wydaje resztę i... rozpoznaje polskie złote... niestety je wypluwa, wrzuca się tylko garść monet, maszyna zlicza tyle ile jest potrzebna, a resztę oddaje, naprawdę świetna sprawa.
Piwko walnęliśmy na okolicznej górce koło mostku, gdzie trochę posiedzieliśmy i przez takie przerwy trochę się tych przestojów uzbierało, co spowodowało, że Prenzlau opuszczamy już przy zapadającym zmroku. Dzień był naprawdę ciepły, jak wspomniałem wcześniej nawet z rana, a że nie planowaliśmy tak długiej wycieczki, ja nie zabrałem ciepłych ciuchów, a Adrian lampek, tak po prawdzie to ja też miałem ich nie zabierać, ale coś mnie tknęło i mówię co tam parę gram mnie nie zbawi ;)
Na początku było spoko jechaliśmy tą samą drogą do Penkun, ale gdy zrobiło się już całkowicie ciemno, zrobiło się także przeraźliwie zimno, mgły na polach zaczęły się podnosić co dawał do zrozumienia, że temperatura leci na łeb na szynę w dół.
Wiatr był coraz zimniejszy, i dłużej jechaliśmy robiło się coraz bardziej zimno, nawet wysoka kadencja nie pomagała, bo każdy zjazd powodował że czułem się jak bym zamieniał się sopel lodu. Teren był pofałdowany i w niższych partiach terenu zbierało się bardzo zimne powietrze, ulga przychodziła natomiast na przewyższeniach gdzie zalegały te cieplejsze masy powietrza i tak dojechaliśmy do Penkun, gdzie nie wytrzymałem i uznałem że trzeba dzwonić po transport, szkoda zdrowia. Jednak koniec końców dojechałem z Adrianem do skrzyżowania za Tantow gdzie się rozdzieliliśmy i pognałem do Kołbaskowa, skąd dopiero zabrałem się samochodem. Wyszło jak wyszło, ale i tak wycieczkę zaliczam na duży plus :)
Komentarze
rammzes | 20:46 wtorek, 11 października 2011 | linkuj
Ale ładny zamek! Też chce go zobaczyć, może za rok skoczymy? ;D
tunislawa | 20:34 wtorek, 11 października 2011 | linkuj
przepiękny ten schloss ! I zdjęcia i wycieczka super ! :)
rowerzystka | 19:02 wtorek, 11 października 2011 | linkuj
Ten kościół w Kröchlendorff prześliczny, dawno już nie widziałam takiego misternego wykończenia.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!