Sargath

Archiwum
Kategorie bloga
Unibike
Statystyka roczna

Zajrzało tu od października 2010
Dane wyjazdu:
111.23 km
0.00 km teren
Zamek w Pęzinie
Sobota, 8 października 2011 · dodano: 24.10.2011 | Komentarze 3
Sobota i niedziela nie zapowiadała się ciekawie, a wręcz beznadziejnie, mimo to chciałem wykorzystać na maxa możliwość kręcenia na szosie. Dogadałem się więc z Adrianem, że śmigniemy jakąś krótszą traskę, bo zimno już i wg ICM’u od południa przewidywane długotrwałe opady. Jeden warunek, jak z rana pada to odpuszczamy, jak nie to jedziemy.Padać z rana nie padało, ale chmury wisiały gotowe do ataku, mimo to szybko się zwinąłem, żeby dotrzeć na 9 do Zdrojów gdzie się ustawiliśmy. Po drodze koło stoczni wyprzedził mnie samochód dostawczy gońców rowerowych i wjeżdżając przede mnie wyraźnie dał mi się schować w tunel, szarpnąłem i wskoczyłem za okazją. Dzisiaj pierwszy dzień kiedy założyłem windstopper i miałem jechać spokojnie co by się nie zgrzać niepotrzebnie, więc gdy na liczniku miałem ponad sześć dyszek chciałem puścić, ale i tak dojechaliśmy razem do mostu długiego gdzie odbiłem w lewo, mimo to z wolnej jazdy nici, a na miejscu byłem o 15 minut za wcześnie.
Jak ochłonąłem i kompan się zjawił mogliśmy jechać dalej. Dzisiaj ja wymyślałem traskę, więc pierwsze co do głowy mi przyszło to zamek w Pęzinie, o którym czytałem w relacjach Shrinka i Michussa, a ostatnio jak tam byłem to o 22 i za wiele nie zobaczyłem. Odległość żadna więc idealnie pasuje na śniadaniową wycieczkę.
Jadąc do Stargardu zbaczamy na promenadę nad Miedwiem, cisza, spokój, niestety zaczynają się zbierać deszczowe chmury i z nieba lecą pierwsze zagubione krople deszczu.

Nie liczmy czasu, czas i tak policzy się z nami...© sargath7

Rowery dwa nad Miedwiem© sargath7

Stalowe chmury rozwiane nad stalową wodą oblane stalowym spojrzeniem© sargath7
W Stargardzie jeszcze nie padało, na stacji zrobiliśmy zakupy i spokojnie ruszyliśmy do Pęzina, zahaczając przy okazji o Trzebiatów :D

W Trzebiatowie :)© sargath7
Gdy dojechaliśmy do Pęzina okazało się że możemy pocałować klamkę, a właściwie rygiel bramy, bo była zamknięta. Jadąc przez Stargard dostrzegliśmy plakat z reklamą zamku i w razie co zapisałem sobie wtedy numery kontaktowe. Teraz byłem zadowolony, że mogę coś zaradzić na tę paradoksalną sytuację. Niestety jeden telefon nie odpowiadał, a drugi odebrał ochroniarz który akurat nie przebywał na zamku. W między czasie jednak pod zamek podjechał samochód w którym kierowca zdradzał zachowanie oczekiwania na otwarcie bramy, więc upatrzyliśmy w tym okazję. Po krótkiej chwili brama się otworzyła i wyszedł jakiś robotnik, który początkowo miał mieszane uczucia co do chęci wpuszczenia nas na teren obiektu, ale po krótkiej rozmowie w której wyjaśniliśmy że chcemy chociaż zwiedzić obiekt z zewnątrz i że jesteśmy z bardzo daleka ;)) zgodził się dając nam pełną swobodę w poruszaniu się wokół obiektu.

Na zamku w Pęzinie© sargath7

Na zamku w Pęzinie© sargath7

Na zamku w Pęzinie© sargath7

Na zamku w Pęzinie© sargath7

Na zamku w Pęzinie© sargath7
Do zamku dojechaliśmy w towarzystwie chmur które tylko i wyłącznie zwiastowały zbliżający się deszcz, jednak ku naszemu zdziwieniu niebo się momentalnie przetarło stwarzając idealne okoliczności na obfocenie całego obiektu.

Na zamku w Pęzinie© sargath7

Na zamku w Pęzinie© sargath7

Na zamku w Pęzinie© sargath7

Na zamku w Pęzinie© sargath7

Na zamku w Pęzinie© sargath7

Na zamku w Pęzinie© sargath7

Na zamku w Pęzinie© sargath7

Co jest przeszłością, a co przyszłością, chyba jednak wszystko jest teraźniejszością...© sargath7

Na zamku w Pęzinie© sargath7

Na zamku w Pęzinie© sargath7
Po dłuższej chwili na zamku, trzeba było się zbierać, bo śniadaniowy wypad zrobił się przedobiednim. Z Pęzina wyjechaliśmy o 14 jadąc z powrotem do Stargardu, ale tym razem od północnego wschodu, przez Ulikowo. Pogoda dopisywała i szkoda było już wracać, ale taki był plan i w sumie jak jest okazja wrócić suchym to należy ją wykorzystać, taa…

Kościół Wniebowzięcia NMP w Pęzinie© sargath7
Opuszczając jednak Stargard niebo zasłoniły chmury i zafundowały chłodny prysznic, jechaliśmy tak w deszczu do Motańca gdzie nie wytrzymałem kolejnych fal wody wlewających mi się do butów i uznałem że trzeba trochę przeczekać, a sądząc po horyzoncie za długo to nie powinno trwać. Zatrzymaliśmy się więc pod wiatą przystanku w Motańcu, przy okazji fundując rowerom czyszczenie z błota oraz w związku z przedłużającym się postojem poznaliśmy twórczość pasażerów tegoż przystanku którzy zabijając czas oczekiwania na właściwy sobie autobus, przelewają swoje myśli w postaci słów zaklętych w czarny mazak idealnie komponujący się z żółto-niebieskim podkładem wiaty. Dowiedziałem się miedzy innymi co sądzą pracownicy netto o swoim kierowniku i kupa innych podobnych postmodernistycznych wierszy :))

Czyszczenie z błota w Motańcu© sargath7
Kiedy wreszcie deszcz przestał padać mogliśmy ruszać, oczekiwanie dało jedynie to że teraz nie padało na nas z góry, niestety jezdnie płynęły i przyjmowanie kolejnych porcji wody do butów to tylko kwestia czasu. W nieskończoność czekać nie mieliśmy zamiaru, wskoczyliśmy na rowery i popędziliśmy do Szczecina, a motywatorem miał być jakiś szybki fast-food w barze na prawobrzeżu. Na miejscu zamówiliśmy po hot dogu. Zamówienie sprawdzone, bo już wcześniej odwiedzałem ten bar i za pięć zeta nie ma chyba nigdzie większych buł – bagatela coś ponad 30 cm, do tego warzywka i zajebisty sosik, parówa do nich to chyba na zamówienie robiona w wersji long :D:D:D
Po szamanku już solo do domu bez specjalnych atrakcji, po za pewnie kilkoma kierowcami pojebami, ale nie ma co opisywać , bo to już staje się nudne.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!