......... Zamek w Pęzinie | sargath.bikestats.pl

Sargath

avatar Ten dziennik rowerowy prowadzi sargath z miasta Szczecin. Mam nakręcone 27671.67 kilometrów w tym 3202.19 w terenie. Śmigam z prędkością średnią 22.46 km/h i tyle wystarczy. Jeżdżę od dziecka, mój pierwszy rower to "czterokołowiec" Smyk. W pierszym dniu nauki złamało się kółko wspierające i okazało się że drugie nie jest potrzebne. Potem były inne i trafiła się dłuuuga przerwa,aż do momentu, kiedy zrozumiałem że poświęcenie dla własnej pasji i podążanie za ideą jest ważniejsze niż dla kogoś kto nie jest go wart. Pasja ukazuje jakie decyzje podejmujemy i w jakim kierunku zmierzamy ..., a Bikestats'a odkryłem w wakacje '10 :) .
button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

2011

button stats bikestats.pl

2010

button stats bikestats.pl

Kumple od kółka

Statystyka roczna

Wykres roczny blog rowerowy sargath.bikestats.pl

Zajrzało tu od października 2010

free counters
Dane wyjazdu:
111.23 km 0.00 km teren
04:51 h 22.93 km/h:
Rower:Onix

Zamek w Pęzinie

Sobota, 8 października 2011 · dodano: 24.10.2011 | Komentarze 3

Sobota i niedziela nie zapowiadała się ciekawie, a wręcz beznadziejnie, mimo to chciałem wykorzystać na maxa możliwość kręcenia na szosie. Dogadałem się więc z Adrianem, że śmigniemy jakąś krótszą traskę, bo zimno już i wg ICM’u od południa przewidywane długotrwałe opady. Jeden warunek, jak z rana pada to odpuszczamy, jak nie to jedziemy.

Padać z rana nie padało, ale chmury wisiały gotowe do ataku, mimo to szybko się zwinąłem, żeby dotrzeć na 9 do Zdrojów gdzie się ustawiliśmy. Po drodze koło stoczni wyprzedził mnie samochód dostawczy gońców rowerowych i wjeżdżając przede mnie wyraźnie dał mi się schować w tunel, szarpnąłem i wskoczyłem za okazją. Dzisiaj pierwszy dzień kiedy założyłem windstopper i miałem jechać spokojnie co by się nie zgrzać niepotrzebnie, więc gdy na liczniku miałem ponad sześć dyszek chciałem puścić, ale i tak dojechaliśmy razem do mostu długiego gdzie odbiłem w lewo, mimo to z wolnej jazdy nici, a na miejscu byłem o 15 minut za wcześnie.

Jak ochłonąłem i kompan się zjawił mogliśmy jechać dalej. Dzisiaj ja wymyślałem traskę, więc pierwsze co do głowy mi przyszło to zamek w Pęzinie, o którym czytałem w relacjach Shrinka i Michussa, a ostatnio jak tam byłem to o 22 i za wiele nie zobaczyłem. Odległość żadna więc idealnie pasuje na śniadaniową wycieczkę.

Jadąc do Stargardu zbaczamy na promenadę nad Miedwiem, cisza, spokój, niestety zaczynają się zbierać deszczowe chmury i z nieba lecą pierwsze zagubione krople deszczu.

Nie liczmy czasu, czas i tak policzy się z nami... © sargath7

Rowery dwa nad Miedwiem © sargath7

Stalowe chmury rozwiane nad stalową wodą oblane stalowym spojrzeniem © sargath7


W Stargardzie jeszcze nie padało, na stacji zrobiliśmy zakupy i spokojnie ruszyliśmy do Pęzina, zahaczając przy okazji o Trzebiatów :D

W Trzebiatowie :) © sargath7


Gdy dojechaliśmy do Pęzina okazało się że możemy pocałować klamkę, a właściwie rygiel bramy, bo była zamknięta. Jadąc przez Stargard dostrzegliśmy plakat z reklamą zamku i w razie co zapisałem sobie wtedy numery kontaktowe. Teraz byłem zadowolony, że mogę coś zaradzić na tę paradoksalną sytuację. Niestety jeden telefon nie odpowiadał, a drugi odebrał ochroniarz który akurat nie przebywał na zamku. W między czasie jednak pod zamek podjechał samochód w którym kierowca zdradzał zachowanie oczekiwania na otwarcie bramy, więc upatrzyliśmy w tym okazję. Po krótkiej chwili brama się otworzyła i wyszedł jakiś robotnik, który początkowo miał mieszane uczucia co do chęci wpuszczenia nas na teren obiektu, ale po krótkiej rozmowie w której wyjaśniliśmy że chcemy chociaż zwiedzić obiekt z zewnątrz i że jesteśmy z bardzo daleka ;)) zgodził się dając nam pełną swobodę w poruszaniu się wokół obiektu.

Na zamku w Pęzinie © sargath7

Na zamku w Pęzinie © sargath7

Na zamku w Pęzinie © sargath7

Na zamku w Pęzinie © sargath7

Na zamku w Pęzinie © sargath7


Do zamku dojechaliśmy w towarzystwie chmur które tylko i wyłącznie zwiastowały zbliżający się deszcz, jednak ku naszemu zdziwieniu niebo się momentalnie przetarło stwarzając idealne okoliczności na obfocenie całego obiektu.

Na zamku w Pęzinie © sargath7

Na zamku w Pęzinie © sargath7

Na zamku w Pęzinie © sargath7

Na zamku w Pęzinie © sargath7

Na zamku w Pęzinie © sargath7

Na zamku w Pęzinie © sargath7

Na zamku w Pęzinie © sargath7

Co jest przeszłością, a co przyszłością, chyba jednak wszystko jest teraźniejszością... © sargath7

Na zamku w Pęzinie © sargath7

Na zamku w Pęzinie © sargath7


Po dłuższej chwili na zamku, trzeba było się zbierać, bo śniadaniowy wypad zrobił się przedobiednim. Z Pęzina wyjechaliśmy o 14 jadąc z powrotem do Stargardu, ale tym razem od północnego wschodu, przez Ulikowo. Pogoda dopisywała i szkoda było już wracać, ale taki był plan i w sumie jak jest okazja wrócić suchym to należy ją wykorzystać, taa…
Kościół Wniebowzięcia NMP w Pęzinie © sargath7


Opuszczając jednak Stargard niebo zasłoniły chmury i zafundowały chłodny prysznic, jechaliśmy tak w deszczu do Motańca gdzie nie wytrzymałem kolejnych fal wody wlewających mi się do butów i uznałem że trzeba trochę przeczekać, a sądząc po horyzoncie za długo to nie powinno trwać. Zatrzymaliśmy się więc pod wiatą przystanku w Motańcu, przy okazji fundując rowerom czyszczenie z błota oraz w związku z przedłużającym się postojem poznaliśmy twórczość pasażerów tegoż przystanku którzy zabijając czas oczekiwania na właściwy sobie autobus, przelewają swoje myśli w postaci słów zaklętych w czarny mazak idealnie komponujący się z żółto-niebieskim podkładem wiaty. Dowiedziałem się miedzy innymi co sądzą pracownicy netto o swoim kierowniku i kupa innych podobnych postmodernistycznych wierszy :))

Czyszczenie z błota w Motańcu © sargath7


Kiedy wreszcie deszcz przestał padać mogliśmy ruszać, oczekiwanie dało jedynie to że teraz nie padało na nas z góry, niestety jezdnie płynęły i przyjmowanie kolejnych porcji wody do butów to tylko kwestia czasu. W nieskończoność czekać nie mieliśmy zamiaru, wskoczyliśmy na rowery i popędziliśmy do Szczecina, a motywatorem miał być jakiś szybki fast-food w barze na prawobrzeżu. Na miejscu zamówiliśmy po hot dogu. Zamówienie sprawdzone, bo już wcześniej odwiedzałem ten bar i za pięć zeta nie ma chyba nigdzie większych buł – bagatela coś ponad 30 cm, do tego warzywka i zajebisty sosik, parówa do nich to chyba na zamówienie robiona w wersji long :D:D:D
Po szamanku już solo do domu bez specjalnych atrakcji, po za pewnie kilkoma kierowcami pojebami, ale nie ma co opisywać , bo to już staje się nudne.
Kategoria Wycieczka, 100 km <



Komentarze
sargath
| 07:19 środa, 26 października 2011 | linkuj Seba - mówiłeś, że na szosie się nie liczy :)
Marek - no właśnie to nie jest ten Trzebiatów który znasz, fotkę zrobiliśmy dla jaj, to poprostu jakaś pomniejsza wieś, ten bardziej znany Trzebiatów jest sto km dalej :))
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!