......... Międzyzdroje – od wschodu do zachodu... | sargath.bikestats.pl

Sargath

avatar Ten dziennik rowerowy prowadzi sargath z miasta Szczecin. Mam nakręcone 27671.67 kilometrów w tym 3202.19 w terenie. Śmigam z prędkością średnią 22.46 km/h i tyle wystarczy. Jeżdżę od dziecka, mój pierwszy rower to "czterokołowiec" Smyk. W pierszym dniu nauki złamało się kółko wspierające i okazało się że drugie nie jest potrzebne. Potem były inne i trafiła się dłuuuga przerwa,aż do momentu, kiedy zrozumiałem że poświęcenie dla własnej pasji i podążanie za ideą jest ważniejsze niż dla kogoś kto nie jest go wart. Pasja ukazuje jakie decyzje podejmujemy i w jakim kierunku zmierzamy ..., a Bikestats'a odkryłem w wakacje '10 :) .
button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

2011

button stats bikestats.pl

2010

button stats bikestats.pl

Kumple od kółka

Statystyka roczna

Wykres roczny blog rowerowy sargath.bikestats.pl

Zajrzało tu od października 2010

free counters
Dane wyjazdu:
202.97 km 0.00 km teren
08:12 h 24.75 km/h:
Rower:Onix

Międzyzdroje – od wschodu do zachodu...

Wtorek, 1 listopada 2011 · dodano: 23.11.2011 | Komentarze 10

... i na rybkę

Długi weekend zapowiadał się pod mega rowerowym znakiem i tak też było, więc na ostatni dzień, czyli Wszystkich Świętych (1.11.2011) postanowiłem położyć wisienkę na torcie w postaci konkretniejszej traski. Z pewnych względów nie miałem obowiązków do wypełnienia i dzień miałem w całości wolny, a że podobnie było u Adriana to zapowiadało się niezłe kręconko :)

Samopoczucie było mega pozytywne, a pogoda tylko jeszcze bardziej nakręcała do kręcenia :)
Kierunków do wyboru było sporo, ale chyba najciekawszym i najbardziej odpowiednim był po prostu wypad nad morze. Tak się dogadaliśmy i tak też zrobiliśmy. Z tego co pamiętam to na 8:00 ustawiliśmy się w Dąbiu, wcześnie, bo wcześnie robi się ciemno. Po za tym dystans nie najkrótszy, ale też nie powalający. Wybierając trasę kierowałem się też wiatrem który był z południa, wiedziałem już z góry, że przy tak lajtowej wycieczce czas płynie zbyt szybko, więc tym razem wyszedłem z założenia, że lepiej jak pomoże nam dojechać i utrzyma pozytywne samopoczucie, które pozwoli na blisko stukilometrową jazdę po ciemku, niż wymęczy nas na początku i zaszczepi w nas chęć powrotu pociągiem :)

Do Dąbia mam około 15 km więc wyjechałem z zapasem czasu. Po drodze sporo ciekawych ujęć wschodu słońca, z racji zapasu czasu mogłem trochę popstrykać.

Wschód słońca nad Trasą Zamkową © sargath7

Wschód słońca nad Dąbiem © sargath7


Wyjechałem za wcześnie i nie pozostało mi nic jak tylko czekać, a że Adrian postanowił się spóźnić to się trochę naczekałem. Miejsce zbiórki ustaliliśmy pod najpiękniejszą i najwyższą budowlą Dąbia czyli neogotyckim kościołem.

Kościół Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Szczecinie Dąbiu © sargath7


Było kilka stopni powyżej zera i musiałem robić co jakiś czas rundki rozgrzewkowe, bo się zbyt cienko ubrałem. Około 8:15 luzikiem ruszyliśmy bocznymi drogami w stronę Goleniowa, standardowo przez Rurzycę, bo innej drogi nie ma, no chyba że ktoś śmiga szybciej to jest jeszcze S3 :)
Ślimaczyliśmy się z lekka…

Jak podróż z sakwami © sargath7


Już przed Goleniowem zrobiło się znacznie cieplej, słońce przygrzewało mocno z racji czystego nieba. Wiatr który miał być w plecy w sumie, ani nie pomagał, ani nie przeszkadzał.
Kilometry upływały przy pogawędkach na tematy ogólne o istnieniu, o życiu i śmierci – w końcu to święto Wszystkich Świętych, musi być tematycznie ;)

W Stepnicy przez miasto przechodziła procesja i nie było przejazdu dla samochodów, my się jednak przecisnęliśmy, ale zepchnęli nas na boczne dziurawe ulice, którymi dojechaliśmy do plaży, tam jeden z dość długich postojów, jakoś ani ja ani Adrian nie kwapiliśmy się żeby zarządzić „wymarsz” :)

Na plaży w Stepnicy © sargath7

Prawdziwie wolny jest ten kto może rozłożyć skrzydła © sargath7

Samotność nie ma nic wspólnego z brakiem towarzystwa © sargath7

Nieraz tak niewiele potrzeba by osiągnąć spokój © sargath7

Kwitnące kwiaty w listopadzie © sargath7

Pereł brak... © sargath7

Nawet mając jasny cel droga nie zawsze jest łatwa, a zbaczając z niej możemy nieźle umoczyć... © sargath7


Temperatura powietrza była niska, ale słońce padało pod takim kątem, że nawet bezczynne stanie nie powodowało uczucia zimna. Z nad wody wiał akurat dość mocny wiatr dający uczucie rześkości, na powierzchni wody tworzyły się drobne zmarszczki odbijające promienie słoneczne jak mieniące się kosztowności. Szumu fal oblewających brzeg lub rozbijających się o filary mola pomieszany ze skrzekiem mew szukających pożywienia lub charakterystyczny śmiech kaczek w szuwarach to wszystko w nieznany sposób nie zakłócało ciszy panującej wokół, nawet zbłąkani spacerowicze którzy pojawili się na chwilę na molo.

Kiedy już udało się wyrwać z nad Zalewu, bez zbędnych zatrzymań dotarliśmy na farmy wiatrowe w okolicach Wolina.

Potęga bliskości © sargath7

Na farmie wiatrowej © sargath7


Z Wolina już główną drogą przy dość małym natężeniu ruchu dotarliśmy do celu. Ustaliliśmy, że najpierw robimy objazd, a na koniec obowiązkowa rybka w smażalniach pod Kawczą Górą. Czas leciał nieubłagalnie szybko, a słońce coraz bardziej zbliżało się do horyzontu. Jako że wiatr był z południa, to tafla Bałtyku była niezmącona, ciepłe powietrze było pchane z lądu, naprawdę z takim zestawieniem Bałtyk prezentował się bardzo ciekawie, zupełnie inaczej, niż gdy na plaży roi się od turystów leżących jeden na drugim i smażących się w upalnym słońcu, co chwilę słychać drących mordę sprzedawców kukurydzy, pączków i masy innych rzeczy, czekam tylko na telewizory i sprzęt agd. Do tego co jakiś czas powiew świeżości z wody robiącej za publiczną toaletę dla kulturalnych plażowiczów lub zapachem fajek od leżącego w pobliżu sb’eka, a przy okazji dla kontrastu jakiegoś psa który stanie i zacznie otrzepywać się z wody właśnie obok ciebie lub załatwi potrzeby fizjologiczne w piasek koło twojego koca... na szczęście teraz była idealna pora na pobyt nad Bałtykiem, mało ludzi, cisza spokój, żyć nie umierać.

Międzyzdroje - widok na Kawczą Górę © sargath7

Na molo w Międzyzdrojach © sargath7

Raz, dwa, trzy... szukam... © sargath7

Mewa © sargath7

Kutry rybackie © sargath7

Wrona siwa © sargath7

Nad Bałtykiem © sargath7

Quantum scimus, gutta est, ignoramus mare - To, co wiemy, kroplą jest, czego nie wiemy, to morze © sargath7


Tablicę końca Międzyzdrojów zostawiliśmy w tyle około 15:30, ale jakoś bez rozpędu i do Wolina dotarliśmy jak zaczęło robić się ciemno, a na farmach wiatrowych można już było podziwiać zachód słońca wiszący nad dachami chat miejscowości Gogolice.

Zachód nad Gogolicami © sargath7


Oznaczało to jakieś 80 km po ciemku, ale moje wcześniejsze planowanie okazało się skuteczne i z duża dawką pozytywnej energii mogliśmy jechać dalej. W ciągu dnia słońce ogrzało powietrze które na szczęście teraz zbyt szybko się nie ochładzało, a wiatr okazał się niegroźny. Nie wiem co nam dosypali do ryb, ale dopadła nas jakaś chmura dobrego humoru, jechało się wyśmienicie. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się, bo musiałem pogrzebać w telefonie, w tym czasie Adrian cykał foty, najlepsze były te robione z flash’em jak jechał jakiś samochód, jakoś każdy zwalniał momentalnie :D:D:D
W dalszej drodze było nie inaczej kupa żartów i dobrego humoru towarzyszyła nam cały czas, jedyny mankament to bolący tyłek. Normalnie czułem, że mógłbym śmigać całą noc, gdyby nie siodło, które wcześniej nie przysparzało mi zbyt wielu problemów, bo ogólnie jest bardzo wygodne, teraz jednak się zbuntowało :(
Tego dnia nie odwiedziliśmy cmentarzy, ale tak po prawdzie droga którą jechaliśmy była jednym wielkim cmentarzem, już wyjeżdżając ze Szczecina wpadłem na pomysł, liczenia krzyży stojących przy drodze, na powrocie było łatwiej, bo wszystkie były ładnie oświetlone zniczami, ale wynik był dość wysoki jak na stukilometrowy odcinek – 26 krzyży.

Po minięciu Stepnicy zauważyłem, że nie domagają już mi lampy, Adrianowi zresztą też, więc uznaliśmy że trzeba w Goleniowie zmienić baterie. Zakupy zrobiliśmy na stacji benzynowej gdzie strzeliliśmy po hot-dogu i kawie, podobnie jak dzisiaj z rana tylko jadąc w kierunku przeciwnym.
Po wymianie źródła zasilania o niebo lepiej, samochody szybciej nas dostrzegały i wyłączały szybciej długie światła, a i wzrosła wykrywalność dziur w asfalcie :)

W Szczecinie byliśmy około 20:00, już zdążyło się zrobić dość zimno, nie był to jednak mróz więc dało się jechać, rozdzieliliśmy się na krzyżówce na słonecznym, Adrian pojechał do Gryfina, a ja skierowałem się na lewobrzeże.
Kategoria 200 km <, Wycieczka



Komentarze
Misiacz
| 21:20 piątek, 25 listopada 2011 | linkuj Kurczę, kiedyś nie myślałem o 200 km jak o lightowej wycieczce, a jak o wyczynie...a teraz, cóż... dłuższy spacer ;)
P.S. Fajne fotki.
tunislawa
| 16:10 piątek, 25 listopada 2011 | linkuj zdjęcia super ...wpis później przeczytam , bo już na Masę muszę wychodzić :)))
sargath
| 07:24 piątek, 25 listopada 2011 | linkuj Michał - fakt wszystkie drogi znam, jakoś jak to pisałem to chyba zasugerowałem się najkrótszą :) w końcu można tam dojechać też przez Gdańsk ;))
Co do Stepnicy to nie wiedziałem, dzięki za czujność :)
Małgosia - dziękuje
Jotwu - cóż mogę powiedzieć, po prostu kocham jeździć :), a ze względu na to że robię wpisy z opóźnieniem to obecnie bariera zbliża się do przekroczenia 14000 :))
jotwu
| 06:47 piątek, 25 listopada 2011 | linkuj Fotki, fotkami ale do tego super maraton, świetny opis, no i kolejna bariera (13 000 km) przekroczona, no ale skoro jeździ się po dwieście kilometrów za jednym zamachem, to nie dziwota. To są wyczyny z kategorii sportowych, chylę czoła.
rowerzystka
| 00:06 piątek, 25 listopada 2011 | linkuj Czytam Twoje wpisy jak ciekawą książkę, a jeszcze przy tym te świetne zdjęcia i... te fantastyczne podpisy :))
michuss
| 19:37 czwartek, 24 listopada 2011 | linkuj Dystans zaiste imponujący.

Dwie uwagi: pierwsze primo;) - do Goleniowa zamiast przez Rurzycę można jeszcze przez Lubczynę, ewentualnie nadkładając spory kawałek przez Kliniska, Stawno, Podańsko (ale tam asfalt taki sobie). A drugie primo - Stepnica JESZCZE nie jest miastem. ;) Pozdrawiam.
sargath
| 20:55 środa, 23 listopada 2011 | linkuj Marek - średnia wyszła na lajcie, jechaliśmy szosami :))
Paweł - to było miesiąc temu nie było u nas tak źle z pogodą, można było spokojnie więcej trzasnąć :)
Robert - chyba jednak nie można wybaczyć, bo jechaliśmy szoskami :D
2befree
| 20:50 środa, 23 listopada 2011 | linkuj Fotki super !
Dystans jak sam napisałeś "nie powalający" ;D
Średnia turystyczna, ale że to taki wyjątkowy dzień był, to w sumie można Ci wybaczyć ;P Tym bardziej że jechałeś na góralu, prawda ? ;)

kundello21
| 20:25 środa, 23 listopada 2011 | linkuj Podpisy pod zdjęciami są takie mądre:)

Dystans powala i to w tym czasie...
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!