......... Ueckermunde – kebab o zachodzie słońca | sargath.bikestats.pl

Sargath

avatar Ten dziennik rowerowy prowadzi sargath z miasta Szczecin. Mam nakręcone 27671.67 kilometrów w tym 3202.19 w terenie. Śmigam z prędkością średnią 22.46 km/h i tyle wystarczy. Jeżdżę od dziecka, mój pierwszy rower to "czterokołowiec" Smyk. W pierszym dniu nauki złamało się kółko wspierające i okazało się że drugie nie jest potrzebne. Potem były inne i trafiła się dłuuuga przerwa,aż do momentu, kiedy zrozumiałem że poświęcenie dla własnej pasji i podążanie za ideą jest ważniejsze niż dla kogoś kto nie jest go wart. Pasja ukazuje jakie decyzje podejmujemy i w jakim kierunku zmierzamy ..., a Bikestats'a odkryłem w wakacje '10 :) .
button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

2011

button stats bikestats.pl

2010

button stats bikestats.pl

Kumple od kółka

Statystyka roczna

Wykres roczny blog rowerowy sargath.bikestats.pl

Zajrzało tu od października 2010

free counters
Dane wyjazdu:
143.71 km 0.00 km teren
05:47 h 24.85 km/h:
Rower:Onix

Ueckermunde – kebab o zachodzie słońca

Sobota, 12 listopada 2011 · dodano: 17.12.2011 | Komentarze 3

Jak w tytule, po co się pierniczyć z opisem :P

Nie no nie będę taki jak Adrian i jakiś opis wyrzeźbię, mimo iż od wypadu minął ponad miesiąc i w sumie ledwo co pamiętam to się poświęcę.
No więc po Święcie Niepodległości nastał drugi dzień dłuższego weekendu, a że jakiś wypad mieliśmy zaplanowany już w poprzednim tygodniu to pozostało tylko nakreślenie trasy i oczywiście jak zwykle osobą która to musiała zrobić byłem ja. Pierwsza myśl, dawno nie jadłem kebaba i dawno nie byłem w Ueckermunde. Kebab o zachodzie słońca nad zalewem :P

Start z Mostu Długiego nie pamiętam o której, ale z rana jakoś. Piękne słońce zwisało nad horyzontem i byłem przed czasem, ha! Tak nie spóźniłem się. Po chwili doczłapał się Adrian z Gryfina i mogliśmy toczyć się ku granicy RFN’u. Nie powiem że było ciepło, jak na złość pizgało. Prawie cały listopad upały jak w lipcu tego roku, a tego dnia akurat okolice zera, w nocy to w ogóle mróz trzaskał.

Bądź niczym trawa, gdy wieje wiatr. Słabość jest siłą, co chroni twój świat. © sargath7

Ostatni na polu bitwy © sargath7

Słowa są skrzydłami umysłu © sargath7


Do Tanowa jakoś zeszło w mgnieniu oka i za szkółką leśną zrobiliśmy stopa co by Adrian mógł pogadać przez fona. Gadał tyle, że udało mi się mocno zmarznąć, a ponowne rozkręcenie się produkowało myśli o powrocie do domu. Daleko nie ujechaliśmy gdy wypatrzyłem w Dobieszczynie niemieckie oddziały zmechanizowane, jak się po chwili okazało były to nie tylko odziały niemieckie, a sojusz polsko-niemiecko-rosyjski, wg mojej historii najnowszej :P

Pojazdy wojskowe w Dobieszczynie © sargath7


Przyczajeni na pobliskiej skarpie mogliśmy obserwować ruchy wroga na perymetrze. Wg wstępnego raportu natknęliśmy się na miejsce przegrupowania i tymczasowy obóz z dobrze ulokowanymi okopami. Nasz kamuflaż jednak się nie sprawdził przez co zostaliśmy momentalnie wykryci, wróg jednak okazał się sprzymierzeńcem, a dla niektórych towarzyszem broni…

Adrian dołączył do odziału :) © sargath7


Historycznych pojazdów i przebranych ludzi była dość spora ekipa, pogadali my, ba! my się pobawiliśmy ich zabawkami, a oni naszymi :D
Z zaproszenia na grochówkę nie skorzystaliśmy, a szkoda w sumie, bo co mi się udało rozgrzać od Tanowa to dawno już zapomniałem, właściwie wtedy chyba jednak nie zmarzłem, bo teraz czułem się jak sopel lodu. Tak to jest jak się gada pół godziny o karabinach i formacjach, chłopaki jechali na wspomaganiu z piersiówek, my niestety jeszcze nie dojechaliśmy do granicy niemieckiej więc musieliśmy być bezalkoholowi :)
Po przegrupowaniu żołnierze ruszyli na Nowe Warpno, a my wróciliśmy do planu pierwotnego i skierowaliśmy się ku granicy NRD’owa ;) Rozgrzewkowo zarzuciliśmy tempo ekspresowe do Gegensee, gdzie zrobiliśmy chwilowy postój na uzupełnienie kalorii, a dalsza droga, nie obfitując w zdarzenia warte odnotowania, doprowadziła nas do Ueckermunde.

W porcie Ueckermunde © sargath7

Stary mechanizm mostu zwodzonego © sargath7

Priwall V © sargath7

Pod wieżą kościoła Mariackiego © sargath7

Z wiekiem cierpliwość jest bardziej znośna © sargath7

grunt to nie wdepnąć... © sargath7

Coffe Farm © sargath7

Kunszt ludzkich rąk © sargath7

Nie mając własnego zdania, pozwalamy innym na zbyt wiele © sargath7

Kiedyś w końcu trzeba przybić do brzegu... © sargath7


Mimo, iż nie dojechaliśmy zbyt późno to jedzenie i smęcenie po mieście z obowiązkowym zaliczeniem promenady zajęło nam wystarczająco dużo czasu, że miasteczko opuszczaliśmy w pierwszej fazie zmroku.
Na wylocie z Ueckermunde znajduje się tor motocrossowy, a że właśnie kilku motocyklistów kręciło na nim, a my pogodziliśmy się z faktem, że znowu wracamy po ciemku to postanowiliśmy niespiesznie popatrzeć jak im idzie.

Na torze motocrossowym © sargath7


Tor opuszczamy już z koniecznością odpalenia lampek. Początkowo jazda nie sprawiała jakichkolwiek problemów do póki nie zerwał się wiatr, który momentami przeszkadzał nawet na zalesionych odcinkach drogi. Mimo zimna, wiatru i zmroku, żeby tego było mało jakoś przed Ahlbeck poczułem charakterystyczne pływanie w tylnym kole. Bardziej niedogodnego momentu na złapanie flaka chyba nie mogło być, no dobra na szczęście nie padało. Zatrzymaliśmy się na poboczu i nie było wyjścia jak tylko zmieniać gumę, jedno wiem na pewno, że nie cierpię pompować szosy ręczną pompką. No nic zdjąłem oponkę i szukam przyczyny, a tu się okazuje, że dziury ani widu, ani słychu... hmm... pomyślałem, że to przypadek i pewnie powietrze zeszło przez źle dokręcony zawór, postanawiam złożyć wszystko z powrotem do kupy. W międzyczasie Adrian zabezpieczał tyły ostrzegawczo świecąc lampą Niemcom po gałach co zaowocowało sporym zainteresowaniem przejeżdżających samochodów, które zwalniały, a jeden gość nawet się zatrzymał z ofertą pomocy. Po chwili miałem wszystko złożone do kupy, a ręczną pompką udało mi się wtłoczyć ledwo 7 atmosfer więc o komforcie nie można było mówić, ale lepszy rydz niż nic :)
Udało mi się ujechać może z pięć kilometrów i z tyłu czuję znowu „miękki znos”, zacząłem sobie pluć w brodę, że jednak nie zainstalowałem świeżej gumy. Wszystkiego rozgrzebywać mi się nie chciało, więc co jakiś czas zatrzymywaliśmy i pompowałem, ale stopy robiły się coraz częściej więc miarka się przebrała. W tak urozmaiconej jeździe udało nam się doczłapać do Hintersee gdzie oświecony promieniami światła latarni przystąpiłem do serwisu, wszystko jako tako szło dopóki nie skończyłem pompować koła stwierdzając pod koniec, że skrzywiłem zawór, myślę spoko mam jeszcze jedną dętkę do domu około 40 km, ale nie chciało mi się znowu wszystkiego rozbierać, a po oględzinach mimo usterki powietrze nie uchodziło z zaworu, nie ma to jak prowizorka :)

Z ciągłym wrażeniem, że jadę na flaku udało się jednak dojechać bez przeszkód do Szczecina, gdzie na Bramie Portowej odbiłem w swoją stronę, a Adrian do Gryfina.

...otwiera się droga nowa tam gdzie księżyc sie chowa... © sargath7



Komentarze
tunislawa
| 21:10 niedziela, 18 grudnia 2011 | linkuj oj ...rzeczywiście się działo ! szkoda ,że tak późno nam o tym opowiadasz ! Fotki jak zwykle powalające ...a podpisy .... co tu gadać....dobre ! Pozdrawiam serdecznie ! :))
James77
| 16:01 niedziela, 18 grudnia 2011 | linkuj foty przednie. Jak mógłbyś pominąć opis takiej wycieczki? ;) Działo się!
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!