......... Trzcińsko Zdrój | sargath.bikestats.pl

Sargath

avatar Ten dziennik rowerowy prowadzi sargath z miasta Szczecin. Mam nakręcone 27671.67 kilometrów w tym 3202.19 w terenie. Śmigam z prędkością średnią 22.46 km/h i tyle wystarczy. Jeżdżę od dziecka, mój pierwszy rower to "czterokołowiec" Smyk. W pierszym dniu nauki złamało się kółko wspierające i okazało się że drugie nie jest potrzebne. Potem były inne i trafiła się dłuuuga przerwa,aż do momentu, kiedy zrozumiałem że poświęcenie dla własnej pasji i podążanie za ideą jest ważniejsze niż dla kogoś kto nie jest go wart. Pasja ukazuje jakie decyzje podejmujemy i w jakim kierunku zmierzamy ..., a Bikestats'a odkryłem w wakacje '10 :) .
button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

2011

button stats bikestats.pl

2010

button stats bikestats.pl

Kumple od kółka

Statystyka roczna

Wykres roczny blog rowerowy sargath.bikestats.pl

Zajrzało tu od października 2010

free counters
Dane wyjazdu:
153.43 km 0.00 km teren
06:02 h 25.43 km/h:
Rower:Onix

Trzcińsko Zdrój

Niedziela, 1 kwietnia 2012 · dodano: 16.04.2012 | Komentarze 9

Trzcińsko Zdrój © sargath7


Wypadało by zacząć od tego, że opisana wycieczka o mały włos miała się nie odbyć.
Z całego weekendu najwięcej czasu zwykle mam w sobotę i do tej pory ostatnimi czasy pogoda sprzyjała moim wojażom. Na ostatni dzień marca ustawialiśmy się wstępnie z Adrianem od połowy tygodnia, a jak przyszła sobota to się okazało, że cały dzień deszczowy. Dogadaliśmy się, że wieczorem dam znać co z niedzielą, ale jakoś tak czas szybko mi zleciał i co najlepsze wieczorem nad Szczecinem mieliśmy zamieć śnieżną, fakt faktem temperatura dodatnia i śnieg od razu się topił, ale myśl o rowerze jakoś przygasła i w sumie jak sobie przypomniałem, że miałem dać znać to było koło 1:00 w nocy, darowałem więc sobie – mówi się trudno, weekend bez roweru będzie. Rano jednak, tak przed 8:00 gdy się obudziłem, za oknem była tak świetna pogoda, że dzień bez roweru był by dniem straconym. Pomyślałem żeby dryndnąć do Adriana, ale tak z rana w niedzielę, nie wypada, no ale szkoda dnia... dzwonię, na szczęście nie spał i szybko dogadaliśmy się co do trasy.

Ogarnąłem się dość szybko i trochę po 10 byłem w Gryfinie. Adrian też był gotowy i zaproponował trzy traski – 50, 60 i 90 km do wyboru. Czasu miałem tak jak znam życie na max 100 km na dzisiaj, a już w obie strony do Gryfina pyknie mi prawie 60 dyszek, więc rozsądek nakazywał by wybranie wersji 50 km, no tak ale zawsze jest jakieś ale i człowiek zachłanny. Zapytałem czym się charakteryzują poszczególne traski, ale wystarczyło że Adrian wspomniał coś o kebabie na trasie 90 i jakoś człowiek mało asertywny się zrobił, więc wiadomo co było dalej :)

Koniec końców tak po 11 mijamy tablicę Gryfino i ciśniemy na południe. Po drodze jak zwykle pogaduchy, jazda spokojna, bez spięć. Na pierwszej lepszej fałdce w drodze do Bań, mijamy Romka, widać było że wali trening to go nie zatrzymywaliśmy. Pogoda cały czas zajebista, tylko trochę wiatr momentami wkurwiający.

Trasy krok po kroku nie będę opisywał, bo już i tak każdy pewnie śpi, więc teleportuję się do bram Trzcińska Zdrój, czyli najdalej wysuniętego punktu wycieczki. Jechaliśmy tam, bo miałem smaka na tamtejszego kebaba, ale wątpliwości zasiał Adrian, bo miasto jakieś takie wymarłe, w sumie niedziela, ale, ale przecież to polska. Niestety! Zamknięte, o to się zdenerwowałem :) Już mieliśmy do Pyrzyc walić, ale wyszło, że na powrocie w Chojnie coś na ruszta wrzucimy. Tak też się stało, w Chojnie trzasnęliśmy sobie po dwa hot-dogi i braszczyk. Następnie bez udziwnień przez Widuchową i do Gryfina. No i jak się nie foci to czasowo się można wyrobić w przyzwoitych porach. W Gryfinie meldujemy się około 15. Adrian zaprasza do siebie na herbatę, ale odmawiam, bo na horyzoncie widać nie pewne stalowe chmury, a mam nadzieję dojechać dzisiaj suchy do domu. Gdyby nie boczny wiatr to jechało by się przyzwoicie, jednak boczny wiatr to nic w porównaniu z frontowym jak zmieniłem kierunek na zachód, pod trasę zamkową podjeżdżałem żenująco wolno, bo ca 12 km/h tak w ryj nawalało, do tego zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. W domu melduję się koło 16:30. Jest dobrze, nie zmokłem i wypad zaliczony, ale małe górki i wiatr trochę mnie dzisiaj wymęczyły.

Kategoria 100 km <, Wycieczka



Komentarze
Misiacz
| 15:35 środa, 18 kwietnia 2012 | linkuj Hehe, no to i ja już wiem, że faktycznie to ja nic nie widziałem, bo papieża w Rzymie nie ma (choć fizycznie to Watykan w nim poniekąd jest).
Katedry w Chojnie też więc nie widziałem...bo jej tam nie ma, hehe :)))?
mimoza15
| 11:55 środa, 18 kwietnia 2012 | linkuj Mimoza - trochę musisz nad porównaniami popracować, lepiej by brzmiało - "być w Paryżu i wieży Eiffla nie widzieć", bo będąc w Rzymie można nie zobaczyć papieża. W końcu jest on w Watykanie. Dochodzą do tego jeszcze okoliczności, że papież mógłby być po za Italią na jakiejś pielgrzymce, a po za tym nie jest on jakimś okazem w zoo, żeby go oglądać i nie każdy ma taką potrzebę tak jak ja nie miałem potrzeby oglądać, no właśnie czego - katedry? to Chojna jest katedra?, bo mi się wydaje, że jest tylko kościół Mariacki i jakoś nie było mi po drodze. Zresztą byłem tam wielokrotnie i widziałem ten kościół i tu szok! - robiłem mu nawet zdjęcie. Lubię fotografować, ale nie należę do osób które przy dodawaniu wpisu wrzucają całą kartę z aparatu bez selekcji i tu popatrz chyba „katedra” nie przeszła selekcji…

No i jestem pouczona hahahha......
Misiacz
| 07:05 wtorek, 17 kwietnia 2012 | linkuj Mimoza, a ja byłem w Rzymie i papieża nie widziałem, za to katedrę w Chojnie tak :))).
sargath
| 06:24 wtorek, 17 kwietnia 2012 | linkuj Paweł - a tak zupełnie o nim zapomniałem :D:D:D

Romek - to fakt, ale jak na niziny to i tak mamy fajne te obszary po lodowcowe :)

Mimoza - trochę musisz nad porównaniami popracować, lepiej by brzmiało - "być w Paryżu i wieży Eiffla nie widzieć", bo będąc w Rzymie można nie zobaczyć papieża. W końcu jest on w Watykanie. Dochodzą do tego jeszcze okoliczności, że papież mógłby być po za Italią na jakiejś pielgrzymce, a po za tym nie jest on jakimś okazem w zoo, żeby go oglądać i nie każdy ma taką potrzebę tak jak ja nie miałem potrzeby oglądać, no właśnie czego - katedry? to Chojna jest katedra?, bo mi się wydaje, że jest tylko kościół Mariacki i jakoś nie było mi po drodze. Zresztą byłem tam wielokrotnie i widziałem ten kościół i tu szok! - robiłem mu nawet zdjęcie. Lubię fotografować, ale nie należę do osób które przy dodawaniu wpisu wrzucają całą kartę z aparatu bez selekcji i tu popatrz chyba „katedra” nie przeszła selekcji…

Grzesiek – no toż Misiacz napisał z 1936 roku :D:D:D
James77
| 06:17 wtorek, 17 kwietnia 2012 | linkuj skąd Ty bierzesz tyle tych starych fot, ja nie wiem... ;)
mimoza15
| 23:42 poniedziałek, 16 kwietnia 2012 | linkuj Być w Chojnie i katedrze fotki nie strzelić, to jak by być w Rzymie i papieża nie widzieć
wober
| 22:22 poniedziałek, 16 kwietnia 2012 | linkuj niby taki wykres jak w górach a i tak płasko było jak max 75metrów toż podjazd do puszczy ma 136m ;)
Misiacz
| 21:17 poniedziałek, 16 kwietnia 2012 | linkuj A to nie jest czasami zaległy wpis z kwietnia 1936 roku? :)))
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!