......... Wpisy archiwalne Maj, 2011, strona 2 | sargath.bikestats.pl

Sargath

avatar Ten dziennik rowerowy prowadzi sargath z miasta Szczecin. Mam nakręcone 27671.67 kilometrów w tym 3202.19 w terenie. Śmigam z prędkością średnią 22.46 km/h i tyle wystarczy. Jeżdżę od dziecka, mój pierwszy rower to "czterokołowiec" Smyk. W pierszym dniu nauki złamało się kółko wspierające i okazało się że drugie nie jest potrzebne. Potem były inne i trafiła się dłuuuga przerwa,aż do momentu, kiedy zrozumiałem że poświęcenie dla własnej pasji i podążanie za ideą jest ważniejsze niż dla kogoś kto nie jest go wart. Pasja ukazuje jakie decyzje podejmujemy i w jakim kierunku zmierzamy ..., a Bikestats'a odkryłem w wakacje '10 :) .
button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

2011

button stats bikestats.pl

2010

button stats bikestats.pl

Kumple od kółka

Statystyka roczna

Wykres roczny blog rowerowy sargath.bikestats.pl

Zajrzało tu od października 2010

free counters
Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2011

Dystans całkowity:2017.47 km (w terenie 415.00 km; 20.57%)
Czas w ruchu:89:08
Średnia prędkość:22.63 km/h
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:74.72 km i 3h 18m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
193.73 km 80.00 km teren
09:02 h 21.45 km/h:
Rower:Ekspert

Świnoujście Szczecin – bliżej natury na wyspie Uznam

Sobota, 21 maja 2011 · dodano: 31.05.2011 | Komentarze 16

Po ostatnim rajdzie po Uznamie, ochota na kolejną dawkę wrażeń przyszła dość szybko, ale dopiero po miesiącu znalazł się czas. Co ważne pogoda dopisała, bo po doświadczeniach z poprzedniego wypadu miałem mieszane uczucia kiedy porównywałem pogodę nad morzem i w Szczecinie, a Szczecin nie leży nad morzem !!! – takie info dla tych z południa. Tak mi się przypomniało jak byłem w górach ilu to błyskotliwych geografów spotkałem, jeden dał by sobie rękę uciąć, że rok wcześniej pływał w czymś co było „morzem” w jego mniemaniu, a w moim co najwyżej J. Dąbskim, bo chyba nie był aż tak spalony, że dał się nabrać na zalesione klify na Głębokim.

No więc wracając do relacji to pierwsze co musiałem to zmusić Pawła – Axisa do zwleczenia się o bladym świcie i stawienia się o niebywale wczesnej porze, czyli 7:10 na Głównym w Szczecinie. Do pociągu zdążyliśmy w samą porę, mówiłem żeby się wcześniej spotkać, ale dobra grunt że się nie spóźniliśmy. Babka w kasie chyba jeszcze nie wstała, albo szukała jelenia który będzie sponsorował te wygodne, pojemne i przyjazne rowerzystom składy PKP (polska kraść pozwala) . Nie skasowała kwoty z poprzedniego rachunku i gdy wytknąłem jej że jest o około 50 zł za dużo to spojrzała na mnie jak na debila. Zacząłem się zastanawiać, że pogoń do standardów zachodnich jest pożądana, ale powinni najpierw poprawić stan składów, a dopiero potem podnosić ceny. Babka ruszyła chyba jakimś semaforem w głowie, przeliczyła wszystko ponownie i wali do mnie tekstem „rzeczywiście :O, dobrze że pan zauważył”

Wsiedliśmy do pociągu do komfortowego, idealnie przystosowanego , pozbawionego wszelkich zbędnych i niepotrzebnych urządzeń przedziału, bo po co komu wieszaki na rowery.

W przedziale siedział jakiś „czerwony” dziadek - rowerzysta. Czerwony, jak jego czerwone poglądy. Gryzłem się w język, że zagaiłem rozmowę, bo przez 1,5 godziny musieliśmy z Pawłem wysłuchiwać o tym, że za komuny Polacy byli gorsi od ruskich, pomijając historyjkę o polskim „dygnitarzu” który go potrącił.
Po drodze dosiadło się około 6 – 7 rowerzystów czego oczywiście nie pomieścił wielce pojemny przedział polskiego TGV, musieli się zadowolić przedsionkiem.
Po emocjonującej podróży, przeprawiliśmy się promem i zrobiliśmy zakupy. Następnie czerwonym szlakiem okrążyliśmy wyspę od wschodniej strony, gdzie po omacku wjechaliśmy na niebieski szlak.

Wiatrak na plaży w Świnoujściu © sargath7

Ropucha © sargath7


Granicę przekroczyliśmy najbardziej wysuniętym na południe pieszym przejściu granicznym. Jak zwykle wrażenie jakbyśmy byli daleko od polski, zaraz po zejściu z tego raptem dwudziesto metrowego mostku.

Na granicy © sargath7

Rekiny na granicy © sargath7


Następnie musiałem być dość przekonywujący w kwestii namówienia Pawła na trasę mocno alternatywną w drodze do Szczecina, bo chciałem zobaczyć jak najwięcej, a on zaplanował sobie powrót koło 16 co było z lekka nie wykonalne :)
Na szczęście jako że wie jak to jest ze mną na wypadach rowerowych i pewnie nie tylko on, to prawdopodobnie miał w to wszystko wkalkulowane ze dwie, trzy godzinki zapasu, szkoda tylko że tego zapasu nie pomnożył, razy dwa lub trzy :P, ale o tym później.

Szybko zboczyliśmy z kursu Szczecin i po chwili dojechaliśmy do Kamminke, gdzie odbiliśmy, po rundce po marinie, stromym podjazdem w stronę Garz, po drodze zatrzymując się jeszcze na punkcie widokowym.

Falochrony w Kamminke © sargath7

Punkt widokowy w Kamminke © sargath7

Na punkcie widokowym w Kamminke © sargath7


Następnie kolejno Kutzow i Zirchow ściśle trzymając się wyznaczonej trasy, czyli zygzakiem po wyspie.
Za Zirchow z powrotem na Świnoujście, tak tak wszystko zgodnie z planem :)
Po dwóch kilometrach odbijamy drogą leśną w stronę Ahlbeck, cały czas trzymamy się niebieskiego szlaku rowerowego wyspy Uznam. Kilometry lecą bardzo powoli, ze względu na ogrom miejsc w których muszę się zatrzymać.

Pierwsze dłuższe zatrzymanie nad pięknym i czystym jeziorkiem Krebssee.

Jezioro Krebssee © sargath7

Nad jeziorem © sargath7

Wąż - szybka gadzina, ledwo go złapałem w kadr © sargath7

Żuk Gnojownik © sargath7


Jezioro otoczone lasem, można by tam wrosnąć na dłużej, ale komary zapewniały szybką rotacje turystów w tych rejonach więc zbyt długo nie było dane nam tam posiedzieć, po uzupełnieniu węglowodanów dojechaliśmy do głównej drogi i ponownie zmieniliśmy kierunek o 180 stopni, tym razem na południe do Ulrichshorst, tutaj też przeskoczyliśmy z niebieskiego na czerwony szlak.

Stadnina w Ulrichshorst © sargath7


Dalej poruszaliśmy się szosą przez centralną część rezerwatu Gothensee.

Tereny rezerwatu Gothensee © sargath7

Po drodze do Labomitz © sargath7

W stronę Labomitz © sargath7

Przed Katschow © sargath7


Cały czas czerwonym szlakiem mijamy po kolei Reetzow, Labomitz, Katschow gdzie po drodze zastanawiamy się czy nie przesiąść się na sprzęt zapewniający szybszą eksplorację wyspy.

Nie ma pilota, kluczyki w stacyjce, a gogle na wolancie © sargath7


Żar z nieba, bo zrobiło się bardzo ciepło, zaczął dość mocno doskwierać co zaowocowało nabyciem szybkiej opalenizny kolarskiej której nie mogę się pozbyć do dnia dzisiejszego :)

W okolicach Mellenthin oczywiście moją uwagę przykuł Zamek na wodzie, jednak po bliższych oględzinach, słowo zamek jest trochę zbyt na wyrost, ot taki hotelik Bończa w Dąbiu, dodatkowo nie wziąłem euro, a cierpliwości Axisa i tak nie należało nadwyrężać, wstęp dla zainteresowanych dwie monety.

Do Usedom poszło już znacznie szybciej, przejechaliśmy Morgenitz, Krienke i tam odbiliśmy ponownie na południe w stronę Usedom, mijając po drodze Suckow.

Przed Suckow © sargath7


Jeśli by się skusić jazdą na północ z pewnością było by ciekawiej, ale czas jakoś biegł przeciw proporcjonalnie do pokonywanych kilometrów, więc sprężyliśmy się i główną drogą dotarliśmy do Usedom, dalej jednak czerwonym szlakiem.
Uliczka w Usedom © sargath7

Plac ratuszowy i kościół Mariacki © sargath7

Anklamer Tor © sargath7


Za Usedom nawet ja zacząłem się niepokoić zapasem czasu którego nie było, a w ręcz go brakowało. Z mapy wynikało, że w miejscowości Karnin jest przeprawa promowa, więc zaproponowałem, aby skrócić drogę, zaoszczędzilibyśmy wtedy grubo ponad 30 kilometrów, omijając tym samym Anklam.

Most kolejowy linii Ducherow - Świnoujście w Karnin © sargath7


Po dojechaniu do Karnina dość fatalną drogę, coś w stylu Nowe Warpno – Dobieszczyn, okazało się że promu nima, ale jest stary most, tylko że tak właściwie to ostało się jedynie jego środkowe przęsło. Był to stary stalowy most linii Ducherow - Świnoujście, a zachowane środkowe przęsło było zwodzone i równolegle unoszone w razie potrzeby. Na licznikach ponad 70 km, a przed nami jeszcze cos koło 130 więc lampy z pewnością nie będą bezrobotne dzisiejszego dnia.

Po uzupełnieniu węglowodanów zebraliśmy się i trzeba było dalej trzymać się pierwotnego planu, po opuszczeniu Uznamu, mocno ograniczyliśmy postoje których właściwie nie było, aż do Anklam.

W Anklam trochę się pokręciliśmy, co tam goniący nas czas dla turysty rowerowego :)

Nad rzeką w Anklam © sargath7

Krzywy dom na jednej z uliczek w Anklam © sargath7

Plac ratuszowy z fontanną i kościołem św. Mikołaja © sargath7

Brama Kamienna © sargath7

Kamieniczka przy głównej ulicy w Anklam © sargath7

Kościół NMP © sargath7

Baszta murów obronnych © sargath7

Z miasta zamiast kierować się w stronę Pasewalku na wprost szosą, urozmaiciliśmy sobie trasę jadąc drogą rowerową do Ueckermunde. To był błąd, bo nadłożyliśmy drogi znacznie, a stan nawierzchni wpłynął na prędkość jazdy diametralnie. Natomiast widoki rekompensowały w 100% straty czasowe. Jadąc po wale, mając po obu stronach wodę, a w około nieskazitelną naturę skąpaną w majowym słońcu, można się zapomnieć i zostać na dłużej. Przekładały się to na notoryczne krótkie postoje. Jeden taki szybki postój okupiony szybką glebą w moim wykonaniu, zaciął mi się blok w crankach i walnąłem bezwładnie na bok chroniąc podobnie jak przed miesiącem aparat i rozwalając sobie łokieć w tym samym miejscu i odświeżając rany na kolanie :)

Na trasie rowerowej w stronę Ueckermunde © sargath7

Gęsia rodzinka © sargath7

Martwy las w pobliżu Kamp © sargath7


Do Ueckermunde wpadliśmy około 19. Jedzenie i woda już na wykończeniu. Jadąc koło zaznajomionego Tureckiego Kebabu weszliśmy do środka w celu zasięgnięcia informacji o jakimś pobliskim kantorze, ale można to podciągnąć pod pytanie retoryczne. Już mieliśmy się zbierać kiedy turas mówi że „można płacić w zloty”... hehehe szybko zamówiliśmy mega porcje, które zostały policzone po zajebistym kursie, a mianowicie 3,70, kiedy to w Szczecinie najtaniej było za 3,90. Może nie było zbyt dużej różnicy, ale spodziewałem się sporego narzutu z powodu takiego udogodnienia.
W porcie Ueckermunde © sargath7

Port w Ueckermunde © sargath7


W między czasie popatrzyliśmy sobie na festyn w wykonaniu jakiegoś German Bandu udającego szkocki zespół, dający popis gry na dudach.

German Band © sargath7

Nad Jeziorem Nowowarpieńskim © sargath7


Skoro już byliśmy zadowoleni i z pełnymi brzuchami kontynuowaliśmy traskę dalej droga rowerową przez Rieth i Hintersee.
Za Dobieszczynem już się ściemniło, więc jeszcze szybka fota szerokiego grona uczestników.

Obok leśniczówki Podbrzezie © sargath7


W domu byłem około 22:00. Było zajefajnie. Podziękowania dla Pawła za cierpliwość :)




Dane wyjazdu:
25.07 km 0.00 km teren
01:05 h 23.14 km/h:
Rower:Ekspert

Only Job

Piątek, 20 maja 2011 · dodano: 27.05.2011 | Komentarze 6

Tylko praca, bo jutro Swinemunde.

Piątkowe chmury tuz przed zachodem © sargath7
Kategoria Praca


Dane wyjazdu:
48.99 km 15.00 km teren
02:06 h 23.33 km/h:
Rower:Ekspert

Trening

Czwartek, 19 maja 2011 · dodano: 27.05.2011 | Komentarze 4

Po pracy próba treningu z Axisem, ale nie wyszło ze względu na deszcz, po dojechaniu do domu świeciło już piekne słońce, mówiłem żeby poczekać, ehhh...

Zachód po deszczu © sargath7
Kategoria Praca, Trening mtb


Dane wyjazdu:
78.06 km 30.00 km teren
03:15 h 24.02 km/h:
Rower:Ekspert

Fontanna Orła Białego - Szczecin przed 1945r. i dziś

Środa, 18 maja 2011 · dodano: 26.05.2011 | Komentarze 0

Fontanna Orła Białego – fontanna znajdująca się na placu Orła Białego w Szczecinie, umiejscowiona przed Pałacem pod Globusem, została wykonana przez trójkę berlińskich artystów – Johanna Grael’a projektanta oraz Johanna Kocha i Angerera rzeźbiarza i kamieniarza. Artyści cieszyli się poważaniem na dworze króla Fryderyka Wilhelma I, więc prośba o podkreślenie walorów ówczesnego rynku została skierowana we właściwe ręce. Jest to najstarsza zachowana barokowa fontanna która tak naprawdę była studnią i elementem dawnego szczecińskiego wodociągu mającego swoje źródła na Wzgórzach Warszewskich i doprowadzała do centrum wodę za pomocą drewnianych rur. Cała układanka była koncepcją Szwajcar’a Dubendorf’a członka szczecińskiej kolonii francuskiej. Pierwsze uroczyste uruchomienie nastąpiło w 1732r. ale pierwotnie studnia była umiejscowiona przy kamienicach od strony ul. Koński Kierat.

Podstawa fontanny składa się z misy przypominającej kształt czterolistnej koniczyny opisanej na kwadracie w którego narożach pierwotnie znajdowały się posągi gryfów. W centralnej części znajduje się cokół w którym na każdym z boków widoczne są półokrągłe nisze z maszkaronami i przytwierdzonymi u ich dołu misami w kształcie konchy. Nieco wyżej w narożach cokołu znajdują się kolejne misy w kształcie muszli wspierane postumentami. Na samej górze znajduje się już ostatnia misa wypełniona kamieniami i zwieńczona figura Orła Białego, trzymającego pod szponami postacie żółwia i jaszczurki. Całość została wykonana z piaskowca.

W czasie oblężenia miasta w 1813r. studnię uszkodzono, a w 1866r. została przeniesiona na obecne miejsce tj. przed Pałac pod Globusem. Remont kapitalny fontanny przeprowadzono dopiero w latach 1990-92. Niestety fontannę prześladuje pech, bo kolejny remont trzeba było wykonać już w 2005 roku, wtedy też jakiś baran z urzędu wydał pozwolenie na wycięcie okalających fontannę drzew, odsłaniając tym samym szkaradny budynek Polmozbytu (za jaja bym takiego powiesił). Obecnie od roku fontanna znowu nie jest na chodzie (powinni kogoś rozstrzelać).

Roßmarktbrunnen 1935 © sargath7

żródło zdjęcia portal - www.sedina.pl

Fontanna Orła Białego © sargath7

Roßmarktbrunnen 1911-1935 © sargath7

żródło zdjęcia portal - www.sedina.pl

Fontanna Orła Białego w Szczecinie © sargath7


Dystans to popołudniowy trening z Axisem i oczywiście praca.

Więcej z serii Szczecin przed 1945r. i dziś

.

Dane wyjazdu:
232.73 km 10.00 km teren
09:21 h 24.89 km/h:
Rower:Ekspert

Niederfinow Chorin - kryptonim T.E.S.C.O.

Sobota, 14 maja 2011 · dodano: 25.05.2011 | Komentarze 16

Czyli tajna akcja inwigilacyjna Szczecińskiego BS na Landkreis Barnim która nastąpiła w pewien sobotni majowy dzionek. Prowokacji dopuścił się Jarek pseudonim Gadbagienny, który uznawany jest za zaginionego, zdemaskowany jednak i obecnie tajny agent BS, który po wybadaniu możliwości rekrutów uznał, że więcej daje praca pod przykrywką, a opisując swoje zimowe akcje podjazdowe na terytorium wroga zdradzał swoją taktykę.

Do swoich celów wykorzystał oddanych sprawie cyklorebeliantów, których zwerbował sprytnie za pomocą ogólno polskiego serwisu RS, tworząc tym samym silny oddział uderzeniowy. Pisząc szyfrem zrozumiałym dla zainteresowanych ustalił czas i miejsce desantu z którego dalej ruszyliśmy opancerzonymi, zubożonym uranem, wozami bojowymi klasy Rover.

Miejscem startu miał być niepozorny parking, a znakiem rozpoznawczym logo na jednej z pobliski hal czyli T.E.S.C.O. (Tajna Ekspedycja Sekty Cyborgów - Overlord) . Godzina zero operacji mieściła się w przedziale 8:00 – 8:20 na którą stawili się oprócz mnie i wspomnianego wcześniej prowodyra, Paweł vel Misiacz, Adrian vel Gryf (dołączył w Gartz), Krzysiek vel Monter, Robert vel Lewy, Marcin vel Rake.
Ekipa na starcie :) © sargath7


Na początek ruszyliśmy spokojnym nie odznaczającym się tempem do granicy w Rosówku gdzie odebrałem od podstawionego człowieka w kantorze środki do zakupu ekwipunku na tyłach wroga.Następnie jechaliśmy wzdłuż granicy gdzie po minięciu Mescherin dotarliśmy do Gartz skąd zgarnęliśmy kolejnego tajniaka Gryfa.
Mescherin © sargath7


Dla upamiętnienia akcji zrobiliśmy sobie fotkę pod łukiem który zaburzał skanery radarów, dzięki czemu mieliśmy schronienie przed zdemaskowaniem. Z Gartz poruszaliśmy się trasą Odra Nysa, tempo narzucał Jarek, a w trosce aby nikt nie przysnął w czasie drogi to tak 28-30 km/h przyciskał, ekhm znaczy się w jego przypadku smyrał korbę.
Komplet w porcie Gartz © sargath7


Gdzieś między Gartz, a Schwedt przyczailiśmy się na skraju lasu gdzie trzeba było omówić dalszą taktykę, tam też dowódca tłumaczył nam na wojskowej mapie, strategiczne punkty w których możemy spodziewać się dużego zagęszczenia i oporu wroga.
Wykład taktyczny © sargath7

Łabędzie przed Schwedt © sargath7

Po wyjechaniu z lasu jechaliśmy otwartym terenem do samej twierdzy Schwedt, po drodze odpierając ataki wrogo nastawionych niemców. Po instrukcjach naszego drużynowego poligloty Misiacza wiedzieliśmy że najlepszą taktyką zwalczania wroga, jest łyknięcie niemieckiej wiagry, która idzie w rękę i krzyknięcie „Zig Haj” co się do pewnego czasu sprawdzało, bo w miarę szybko przedostaliśmy się na obrzeża miasta, tam jednak nie było już tak łatwo , wrogowie byli bardziej podejrzliwi i dalsza droga była istnym slalomem, a nad głową pamiętam jak świszczały mi zwroty „Sznela”, obyło się jednak bez ran . Niestety opór był tak duży, że musieliśmy się wycofać do schronu w pobliskim Krajniku, tam też uzupełniliśmy ekwipunek. Jarek pokazał pieprzony granat solowy, którym miał zamiar poczęstować jakiegoś prusaka oraz pokrowiec na mikrofilm przypominający kanapkę którą w razie kompromitacji można skonsumować.
Przegrupowanie w Krajniku © sargath7

Ekwipunek Jarka 007 © sargath7



Po chwili ponawialiśmy atak próbując objechać zaognione punkty, gdzie po drodze mijaliśmy jakiś nieznany odział rebeliantów, prawdopodobnie z pobliskich przyczółków. Dalsza droga jednak nie mogła przebiegać założoną trasą, ze względu na zaminowanie jej przez pobliski odział zmechanizowany, cynk otrzymał dowódca od stojącego przy drodze, chudego jak tyka o pociągłej strzałkowej twarzy, konfidenta. Dobrze że trenowałem ostatnio na poligonie Wkrzańskim akcje terenowe, bo teraz wyszło mi to na dobre ze względu na stan i ukształtowanie okolicznych terenów.

[url=http://photo.bikestats.eu/zdjecie,182773,w-drodze-do-criwen.html]
W drodze do Criwen © sargath7

W drodze Criwen © sargath7

Z mocnym opóźnieniem dotarliśmy do Criwen. W miarę bezpieczną drogą udało się dotrzeć do Hochensaaten gdzie był pierwszy punkt sabotażowy, razem z Misiaczem wzbogaciliśmy pobliski zbiornik wodny śmiertelnymi toksynami domowej produkcji. Szybko przemieściliśmy się do Oderbergu gdzie ocenialiśmy możliwości taktyczne koryta tamtejszej rzeki.
Oderberg © sargath7

Aby nie rzucać się w oczy po szybkim przegrupowaniu w Oderbergu, zaczęliśmy napierać na kluczowy punkt misji, a mianowicie Niederfinow i tamtejszy teleport osiowy dla podwodnych statków atomowych. Na miejscu ja Monter i Rake zostaliśmy wyznaczeni do zbadania planów i wyniesienia schematów konstrukcji. W tym celu musieliśmy zdobyć przepustki na teren obiektu. Możliwe to było dzięki wcześniejszym staraniom Gada. Przepustki zostały już wcześniej przygotowane i należało je tylko wyjąć z pobliskiej skrytki płacąc paserowi 2 euro. Następnie z duszą na ramieniu przeszliśmy przez ścisłą kontrolę i pokierowaliśmy się ku przeznaczeniu.
Podnośnia statków w Niederfinow © sargath7

Podnośnia statków w Niederfinow © sargath7

Podnośnia statków w Niederfinow © sargath7

Treidellok na podnośni © sargath7

Udało się ustalić dane techniczne obiektu, oraz ten zaawansowany XX wieczny system, a także że wróg potajemnie buduję jeszcze lepszy technologicznie podobny obiekt w pobliżu. Ze względu na już standardowy brak czasu czym prędzej opuściliśmy strefę „0” i odmeldowaliśmy się u Gada gdzie poza pochwałami i obiecanym wnioskiem do odznaczenia, dostaliśmy pozwolenie na szaber w pobliskich barach, gdzie ja z Rake’m pałaszowaliśmy Wursta. Po chwili odpoczynku trzeba było ruszać, bo zgodnie z wyliczeniami mieliśmy duże opóźnienie misji.

Od ostatniego celu mieliśmy tylko kilka kilometrów, ale ze względu na problemy pod Schwedt tutejszy oddział pruski dowiedziały się o naszej obecności. Dlatego przebijaliśmy się przez las. Nie była to jednak w 100% bezpieczna droga, bo jak wiadomo grasowały tam oddziały Werwolfu. Droga okazała się zaminowana, na co psioczył dość mocno Misiacz, ale udało się jednak przejechać bez strat. Naszym oczom ukazała się potężna twierdza, która jak donosiło dowództwo prowadziła badania na schwytanych rodakach. Trzeba było to sprawdzić. Przyczailiśmy się koło jednego z murów i ustaliliśmy taktykę. Do środka mogła wejść tylko jedna osoba, więc początkowo zgłosiłem się na ochotnika, ale potem zacząłem się wahać i już z rozkazu dowódcy udałem się do twierdzy będącej pod przykrywką klasztoru, pozornie rzeczywiście wyglądało to jak klasztor. Udając pruskiego studenta udało mi się nawet zmniejszyć budżet wyprawy płacąc jednynie 2,5 euro łapówki dla Gertrudy stojącej na warcie. Nie wzbudzającym podejrzeń tempem przebiłem się przez błonia mijając stada rozsypującego się personelu laboratoryjnego i przebiegłem wzdłuż łukowych korytarzy wychodzących na dziedziniec. Podczas fotografowania obiektu na potrzeby artyleryjskie mało nie zostałem zdemaskowany, przez jedną Helgę. Robiłem zdjęcie gdy w kadr weszło mi jakieś próchno pruskie, przez co wypowiedziałem głośno najpopularniejszy i niewinny spójnik polskich zdań, szybko ugryzłem się w język i czmychnąłem do pobliskiej komnaty która prowadziła do piwnic. Nie wiem czy cynk o praktykach jakie miałem tu zastać okazał się fałszywy, czy po prostu coś pominąłem, bowiem lochy były puste z wszechogarniającym chłodem i wilgocią. Jednak po dokładniejszej eksploracji znalazłem ślady różnych nieznanych medykamentów, oznaczało że wszystko niedawno zostało przeniesione. Operacja była tajna w 100% co oznaczało, że mamy w ekipie kreta !

Dało mi to dużo do myślenia, a miałem już swoje podejrzenia.
Klasztor Chorin © sargath7

Klasztor Chorin © sargath7

Klasztor Chorin © sargath7

Klasztor Chorin © sargath7

Klasztor Chorin © sargath7

Bez w klasztorze, składnik trucizn wyskokowych :) © sargath7

W lochach klasztoru © sargath7

Klasztor Chorin © sargath7

Cała akcja zajęła mi tylko kilka minut, ale dla towarzyszy czekających w ukryciu była to niemal wieczność, prawdopodobnie z powodu ciągłych patroli wokół twierdzy. Wszyscy odetchnęli z wielką ulgą gdy wróciłem cały i zdrowy. Mogliśmy ruszać. Kierowaliśmy się z powrotem na Schwedt. Traska przebiegała bez większych problemów poza niezidentyfikowanymi pojazdami patrolującymi pobliskie drogi. Machiny te były napędzane siłą niemieckich zwiędłych mięśni przez co były dość wolne, ale z dużym śmiercionośnym potencjałem.

Ze względu na nieznane walki po drugiej stronie rzeki udało się nam bez problemów okrążyć Schwedt i dotrzeć do miejsca przegrupowania w okolicach śluzy. Tam Misiacz popełnił nie wybaczalny błąd, naruszając ciszę radiową łącząc się z Jurkiem który w zemście za nie możliwość dołączenia do ekipy okazał się wtyczką wroga.
Dowód w sprawie przeciwko Misiaczowi :) © sargath7

Teraz wszystko zrozumiałem, w dodatku mam na wszystko dowody. Podczas pobytu w Niederfinow Misiacz już wtedy meldował do nieznanego odbiorcy nasze poczynania, wróg miał przez to czas, aby przenieść laboratoria z twierdzy Chorin. Jednak to nie wszystko co nas czekało. Jurek rozwścieczony, że jesteśmy cali i zdrowi, co gorsza suszy, postanowił przetestować nową broń biologiczną i nagle piękne słońce schowało się za grubymi stalowymi chmurami.
Cisza przed... Zemstą Jurka © sargath7


Misiacz wykorzystał chwilę naszego zdziwienia takimi niespotykanymi zawirowaniami pogodowymi i dał dyla. Większość ruszyła za nim jednak ja zostałem z Gryfem który został rany od bardzo toksycznych kropli lecących z nieba. Nałożyło się to po osłabieniu na treningu z poprzedniego tygodnia kiedy to musiał pokazać możliwości swojej głowy w jak najlepszym procentowym świetle. Zdrajcę udało się złapać na odcinku między Schwedt a Gartz. Tam też dołączył do nas Bartek, który uczestniczył w walkach o wyzwolenie Coca Coli pod Schwedt i wracając dostał się w wir Zemsty Jurka. Toksyczne krople stopiły mu oponę w jego odrzutowym Cyklonie.

Dalej jechaliśmy już mocno zmoczeni i napromieniowani przez co Misacz wykorzystał okazję do ucieczki, a cała drużyna została rozproszona.

Mission Complete

A tak już na poważnie to dzięki panowie za wycieczkę. Poniżej filmik z akcji T.E.S.C.O. :D:D:D



Dane wyjazdu:
62.99 km 20.00 km teren
02:36 h 24.23 km/h:
Rower:Ekspert

Plac Orła Białego - Szczecin przed 1945r. i dziś

Czwartek, 12 maja 2011 · dodano: 24.05.2011 | Komentarze 2

Plac Orła Białego – do końca II w.ś. nosił nazwę Rossmarkt czyli Rynek Koński. Po bombardowaniu artyleryjskim w XVIII w. podczas rządów państwa pruskiego stał się najbardziej reprezentatywnym miejscem w Szczecinie. Plac otaczają ulice Staromłyńska, Łaziebna, Grodzka, Staromiejska, Koński Kierat i Mariacka. Patrząc w stronę południową dostrzeżemy Katedrę św. Jakuba znajdującą się na dawnym Rynku Węglowym, który w połączeniu z Rynkiem Końskim tworzył od XIV w. pierwotny „hipermarket” Szczecina. W przeciwieństwie do starówki dawna zabudowa zachowała się w większym stopniu, choć i tak wiele zostało zastąpionych betonowymi szkaradami, np. budynkiem Polmozbytu będącym pierwszym żelbetonowym tworem w Europie. Mimo to plac i tak jest jednym z najpiękniejszych wizytówek Szczecina. Strona zachodnia zachowała Pałac Pod Globusem, Pałac Klasycystyczny i Pałac Joński. W średniowieczu znajdował się tu młyn koński, stąd jego pierwotna nazwa, natomiast nowa wzięła się od fontanny znajdującej się w centrum placu – Fontannie Orła Białego, na cokole fontanny bowiem znajduje się posąg Orła Białego. Trochę bardziej na południe znajduje się także posąg rzymskiej bogini urodzaju Flory. Niedługo powinna rozpocząć się rewitalizacja placu dzięki czemu samochody zostaną wywalone stamtąd na zbity pysk, a plac stanie się miejscem spotkań i występów artystów ulicy.
Roßmarkt 1911-1935 © sargath7

żródło zdjęcia portal - www.sedina.pl

Plac Orła Białego - kamienice z północnej strony © sargath7


Roßmarkt 1892-1897 © sargath7

żródło zdjęcia portal - www.sedina.pl
z kolekcji Piotra Hamrola

Plac Orła Białego - kamienice z zachodu © sargath7


Dystans to praca i popołudniowy trening z Axisem i Yetusem.

Więcej z serii Szczecin przed 1945r. i dziś

.

Dane wyjazdu:
25.73 km 0.00 km teren
01:06 h 23.39 km/h:
Rower:Ekspert

Pomnik Carla Loewe’go – Szczecin przed 1945r. i dziś

Środa, 11 maja 2011 · dodano: 23.05.2011 | Komentarze 2

Carl Loewe – Niemiec urodzony w 1796 r. osiedlił się w Szczecinie w wieku 24 lat. Był wybitnym kompozytorem i jedynym mieszkańcem Szczecina który zyskał rozgłos poza granicami państwa niemieckiego, niestety dopiero po śmierci, za życia był niedoceniany jak większość mu podobnych artystów. Pracował jako organista i kantor w katedrze św. Jakuba gdzie miał okazję gry na 80 głosowych organach, znajdujących się pierwotnie w kościele. Wniósł wiele do życia kulturalnego Szczecina. Tworzył muzykę m.in. do utworów Mickiewicza i Goethe’go. W 1866r. przeniósł się do Kolonii gdzie w 1869r. zmarł na zawał.

30 listopada 1897 r. 28 lat po śmierci kompozytora odsłonięto pomnik, wg projektu Hansa Weddo von Glümer’a, przy wieży katedry, a jego serce wmurowano w górną część południowego filaru obok barokowych organów. Posąg stał na blisko dwu metrowym cokole z czerwonego granitu do 1945r. Po wojnie nie udało się ustalić czy został zniszczony czy ukryty. Nieoficjalne źródła mówią o wywiezieniu go w głąb Niemiec lub ukryciu w jednym z okolicznych budynków które do dnia dzisiejszego mają nie odkryte przejścia i korytarze. Pod pomnikiem umieszczono brązowe figury putt (amorów), a wszystko otoczono metalowym ogrodzeniem. W 1992r. na cokole postawiono figurę Matki Boskiej skierowaną w stronę katedry (pierwotny pomnik Loewego stała plecami do kościoła). W katedrze znajdują się tablice pamiątkowe poświęcone Loewemu.
Loewe Denkmal © sargath7

żródło zdjęcia portal - www.sedina.pl

Obecny pomnik Matki Boskiej © sargath7


Loewe Denkmal © sargath7

żródło zdjęcia portal - www.sedina.pl

Pomnik Matki Boskiej na starym cokole © sargath7



Więcej z serii Szczecin przed 1945r. i dziś

Dane wyjazdu:
69.19 km 35.00 km teren
03:04 h 22.56 km/h:
Rower:Ekspert

Trening PNR

Wtorek, 10 maja 2011 · dodano: 23.05.2011 | Komentarze 4

Po pracy udałem się na umówione spotkanie przed Arkonką gdzie od teraz co wtorek prawdopodobnie będę śmigał z ekipą „Polska na rowery”. Na trening z BS zjawili się m.in. Paweł, Bartek, Piotrek, Marcin, Robert. Przebieg treningu to interwały 8/2. Trochę za spokojnie, ale może w przyszłości będzie mocniej, Zaczynaliśmy w około 15 osób, a do końca zostało już tylko 8. Traska obejmowała głównie czerwony szlak.

Przy okazji poniżej moja nowa koszulka grupowa.
Nowa koszulka © sargath7
Kategoria Trening mtb, Praca


Dane wyjazdu:
40.44 km 30.00 km teren
01:58 h 20.56 km/h:
Rower:Ekspert

Dolny Śląsk – Urlop Maj 2011 – podsumowanie

Poniedziałek, 9 maja 2011 · dodano: 22.05.2011 | Komentarze 7

Po dziewięciu dniach kręcenia w górach i nie tylko, zatęskniłem za terenowymi ścieżkami puszczy Wkrzańskiej, więc gdy tylko w poniedziałek dotarłem do Szczecina postanowiłem zaliczyć kilka znajomych ścieżek. Dodatkowym problemem urlopowego pedałowania była jazda solowa, która preferuję, ale tylko od czasu do czasu, a tak świetne tereny jak górki na Śląsku o wiele lepiej było by odkrywać w grupie. Dlatego też dzisiejsze po urlopowe kręcenie w towarzystwie Pawła i Bartka.
Zrobiliśmy m.in. traskę Family Cup które odbyło się podczas mojej nieobecności w puszczy Wkrzańskiej. Potem Qustorp, czerwony, niebieski, czyli standardzik na odświeżenie.

Przy okazji dodaję małe podsumowanie urlopu majowego i zmontowany filmik.

8 dni jazdy
682,63 km przejechanych
31,53 h całkowity czas jazdy
22,08 km/h średnia prędkość całkowita
72,3 km/h prędkość maksymalna
0 przebitych dętek
1 spalony hamulec
0 skoszonych pieszych
61 przejechanych miast i wsi
3 główne szczyty zdobyte
21 litrów wypitych płynów (liczba zawiera tylko napoje bezalkoholowe)
33 szt. batonów zjedzonych
4 pory roku zaliczone w ciągu całego wypadu (zaczęło się wiosennie, następnie jesień z postępującą zimą, do lata w ostatnich dniach)
...i nieskończona ilość pieknych widoków



Dane wyjazdu:
207.11 km 15.00 km teren
07:52 h 26.33 km/h:
Rower:Ekspert

Przełęcz Rędzińska i Zamek Książ - dzień ósmy (30.04 – 8.05)

Niedziela, 8 maja 2011 · dodano: 20.05.2011 | Komentarze 7

Wczorajsza krótka przebieżka po mieście dała mi do myślenia i odświeżyła chęć kręcenia korbą. Na dzisiaj miałem przygotowany plan. Zamierzałem zaliczyć Przełęcz Rędzińską czyli najtrudniejszy podjazd Rudaw Janowickich gdzie spadki dochodzą do 17%. Miał to być taki ostatni skok w stronę gór, bo jakoś to wszystko szybko się kończyło.

Wstałem trochę po 6:00 i zaczynałem się pakować i zgodnie z planem ruszyć około 8:00. Za oknem kolejny motywator, czyli piękna pogoda, czyste niebo które nie mogło sprawić, aby jakakolwiek kropla deszczu mogła dotknąć ziemi. Takie myślenie to jednak można między bajki włożyć, bo po 7:00 mniej więcej na niebie dosłownie teleportowały się stada chmur i zapewniły mi maksimum wkurwienia zakrywając ostatni pozytywny kawałek nieba. Ewidentnie zanosiło się na deszcz, mój wyjazd stanął pod znakiem zapytania, bo jednak odcinek dość długi, a na starcie się przemoczyć to mi się nie uśmiechało. Zacząłem zwlekać ile się dało, a nawet momentami szukać alternatywy w postaci fotela przed telewizorem. Życiowe rozterki trwały do 10:00 kiedy uznałem „walić to” jadę!

Niby zanosiło się na deszcz, ale nie padało. Z Legnicy skierowałem się na Jawor krajową 3, z racji weekendu ruch był mniejszy, więc mniejsza ilość śmierdzieli w puszkach mogła zdołować mój nastrój, który nie pamiętał już super ekstra motywacji z godziny 6:00. Kilka kilometrów przed Jaworem miałem kryzysowy moment gdy zaczęło padać. Zacisnąłem jednak zęby i po przejechaniu Jaworu dotarłem do Bolkowa, a stamtąd do Marciszowa. Przed miasteczkiem jeszcze był piękny zjazd sponsorowany literką P i cyferką 7. Cyferką 7, bo nachylenie było tak duże, a wiaterek korzystny, że po asfaltowej nawierzchni rowerek leciał i z łatwością na liczniku zagościła prędkość poprzedzona cyfrą siedem właśnie, natomiast literka P jak Pojeb który wyprzedzał mnie na tym pięknym zjedzie na żyletkę.

Po dotarciu do Marciszowa udałem się w stronę mostu, gdzie miała się rozpocząć Rędzińska górka. Może i się zaczęła, ale bez problemów to obejść się nie mogło. Przed wyjazdem zrobiłem sobie miejsce mapki i przebiegu trasy, ale zdjęcia mi wcięło jak na złość. Dobrze że coś w głowie zostało, bo chyba bym wyszedł z siebie. Z opisu zapamiętałem, że start jest na moście nad Bobrem, a zbaczając z głównej drogi patrzę jest most i jest rzeka :) Wyciągam aparacik co by cyknąć początek do przyszłej relacji. Nie wiem jednak czy coś podświadomie było nie tak, ale uznałem, że lepiej jeszcze się upewnić, czy w dobrym kierunku jadę. Rozglądnąłem się i tylko zauważyłem jakiegoś przedszkolaka na rowerku, no nic co mi szkodzi, może się orientuje w okolicy. Pytam jak dojechać na Wieściszowice, a on odpowiada mi że muszę się wrócić i w centrum będzie zjazd. Myślę chyba jednak nie orientuje się, ale wpadłem na pomysł, że zapytam o Kolorowe Jeziorka, które pamiętam były zaznaczone na planie. Dzieciak podał mi znowu ten sam kierunek. Mówię nie ma bata trzeba się jeszcze kogoś spytać bo małolat mnie w maliny wpuści. Udało mi się dorwać jeszcze z 3 osoby które chyba same nie wiedziały skąd są, bo jak się zapytałem w sumie wszystkich czterech to tak cztery strony świata otrzymałem, pamiętam że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, ale chyba nie na moja skromną przełęcz. Co się okazało, po analizie wybrałem kierunek i trasę którą opisał mały rowerzysta, bo uznałem że kto jak kto, ale tylko dziecko zna poprawną trasę do Kolorowych Jeziorek :) Strzał okazał się w dziesiątkę i ku mojemu zdziwieniu odkryłem przyczynę mojego problemu, a mianowicie nikt nie wspominał, że w tej wioseczce są dwa mosty nad Bobrem :)

Widok z mostu nad rzeką Bóbr © sargath7


Nachylenie na tym etapie to bułka z masłem więc szybko dotarłem do Wieściszowic, pierwsze trudniejsze odcinki zaczęły się gdy odbiłem we wsi na Kolorowe Jeziorka. Kolorowe bo jest to pozostałość po kopalniach pirytu które były w tym rejonie. Natomiast barwy wynikają z duże zawartości minerałów w wodzie i duże go zakwaszenia od wpływu siarki.
Opłacało się pomęczyć zbaczając z trasy, bo tereny wokół jeziorek zadowolą większą grupę maniaków mtb. W dodatku miedzy nimi prowadzi szlak rowerowy. Także wszystko na legalu Misiacz :)

Jeziorko Zielone © sargath7

Skały siarki © sargath7

"Siarą| było by się tędy nie przejechać :) © sargath7

Jeziorko Purpurowe © sargath7

Motocykliści wyhaczyli teren na akrobacje © sargath7

W tym samym czasie nad stawy wpadła grupa amatorów krosu motocyklowego, ale szybko się znudzili i przestali rozjeżdżać szlaki i zbędnie informować o braku tłumików w swoich maszynach.
Jeziorko Zielone i Purpurowe leżą koło siebie, a do Błękitnego trzeba się trochę namęczyć, bo leży znacznie wyżej niż poprzednie, a prowadzi do niego dość stromy podjazd terenowy.

Jeziorko Błękitne © sargath7

Laguna © sargath7


Tereny wokół były mocno zawilgocone, a w połączeniu z tamtejszą glebą stworzyło papkę która szybko polubiła się z moim rowerem, że gdy zjeżdżałem z powrotem do Wieściszowic to elementy ramy wyglądały jak odlewy z gipsu.

Kościół we Wieściszowicach © sargath7


Zaraz za wsią zaczęło się to na co miałem ochote od dłuższego czasu, czyli mega podjazd i do tego z nowym dywanikiem asfaltowym. Pod takie cacko jeszcze nie wdrapywałem się rowerem, a Miodowa w Szczecinie to płaska ścieżka z zakrętami. Zaraz po opuszczeniu stawów niebo się przetarło i wyszło piękne słońce. Trochę nie w porę, bo myślałem że na podjeździe się rozgrzeję i tak się stało z nawiązką, nie narzekam jednak bo nagroda w postaci widoczków rekompensuje wysiłek. Jak sobie pomyślę, że teraz bym siedział w domu i zobaczył takie niebo to pluł bym w brodę, że zrezygnowałem przez kilka chmurek na niebie.

Początek najtrudniejszego odcineka trzykilometrowego - średnio około 11% nachylenia do max 17% © sargath7


Asfalt jednak przed szczytem się kończy i zaczynają się wertepy, ale już na wypłaczonym odcinku drogi.

Widoki po zdobyciu przełęczy © sargath7

Krzyż Milenijny © sargath7

Widoki po zdobyciu przełęczy © sargath7

Widoki po zdobyciu przełęczy © sargath7

Widoki po zdobyciu przełęczy © sargath7


A więc udało się, plan zaliczony. Pogoda piękna czasu jeszcze dużo, rzut okiem na mapę Polski, oczywiście nie ma opcji abym wracał tą samą drogą. Plan był na maksimum 150 km, no cóż plany lubią też nie wychodzić w pozytywny sposób. Podobnie jak z zamkiem Czocha, nie mogłem odpuścić zamkowi w Książu więc kierunek na Wałbrzych. Najpierw jednak trzeba zjechać z tej górki oczywiście z drugiej strony.
Tak w ramach wyjaśnienia, zjazdy nie były mile widziane, bo byłem strasznie leniwy i nie zrobiłem tylnego hamulca, zdemontowałem tylko zacisk w domu :)
Zjazd ograniczał się do hamowania pulsacyjno – asekuracyjnego, co nie przeszkadzało w rozpędzeniu się do 50-60km bez napędzania. Hamować za bardzo nie mogłem bo całkowita utrata hamulców nie była w planie. i akurat ten plan został zrealizowany.
Kościół w Rędzinach © sargath7

Kościół w Pisarzowicach © sargath7

Przed Kamienną Górą © sargath7


Do samej Kamiennej Góry był zjazd więc udało się zregenerować. W Kamiennej nie zatrzymywałem się bo czas gonił ze względu na chęć zwiedzania zamku w Książu, a kasy zamkowe otwarte do 18:00. Zatrzymałem się na stacji i zachciało mi się Sprite’a . Mimo doświadczeń wlałem go do bidonu, a po paru set metrach gdy zapragnąłem łyka to miałem go już na całym kokpicie i ramie, co zaowocowało w późniejszym czasie w połączeniu z błotem do mozolnego mycia sprzętu.
Zamiast cisnąć na Wałbrzych ściąłem sobie drogę przez Szczawno Zdrój i około 17 byłem przed zamkiem. Przed twierdzą był umiejscowiony parking strzeżony więc wpadłem na pomysł zostawienia go pod czujnym okiem strażnika. Jak się okazało za popilnowanie sprzętu nie musiałem nic płacić, bo rowerzyści nie płacą :)

Lew strzegący zamku © sargath7

Zamek Książ © sargath7


Już na luzie udałem się do kasy gdzie bez problemu udało się nabyć bilet studencki. Zły jednak byłem bo nie udało się załapać na zwiedzanie z przewodnikiem (tylko do 17:00) i najciekawsze podziemia z tajemnicami II w. ś. zostały poza moim zasięgiem. Zamieszczam fotki tylko z zewnątrz, bo publikowanie środka jest zabronione mimo wykupienia pozwolenia na fotografowanie za 8zł, ale tylko do własnych zbiorów.
Rzeźby roślinne na tarsach zamku © sargath7

W ogrodach zamku © sargath7

Jedna z wież zamku Książ © sargath7

Ściana południowa zamku © sargath7

Herb rodowy na południowej ścianie © sargath7

Frontowe wejscie do zamku z zejścia do tarasów © sargath7


Obskoczenie wszystkiego zajęło mi ponad godzinę, albo lepiej (dobrze że nikt na mnie nie czekał :D:D:D), a po zwiedzaniu posilałem się w pobliskim barze, gdzie zadzwonił do mnie Jurek, jeszcze wtedy rowerowy, teraz niestety już nie, bo praca go pochłonęła :)
Następnie na koniec skoczyłem na punkt widokowy, niestety taka pora że wszystko pod słońce, czyli kaszanka z fotek wyszła.
Zamek Książ z punktu widokowego © sargath7

Zamek Książ © sargath7


Gdy zamierzałem odwiedzić zamek w Książu uznałem, że wrócę pociągiem z Wałbrzycha, jednak na dworcu okazało się, że nie ma bezpośredniego połączenia Wałbrzycha z Legnicą i trzeba się przesiadać w Jaworzynie Śląskiej. Jako że słoneczko jeszcze dobrze dawało, było koło 19:00, więc uznałem że bujnę się do Jaworzyny, bo szkoda czasu na przesiadki, a taka opcja pociągiem to jakieś cztery godzinki w plecy, ze względu na przesiadki. Gdy doczłapałem się do Jaworzyny to się wkurzyłem, że od razu nie skręciłem na Legnicę i nie olałem pociągu. Pociąg bowiem dopiero za 1,5 godziny. Czułem się jednak na siłach i nie chciało mi się czekać , pogoda świetna, a w końcu to już naprawdę ostatni dzień na Śląsku. Uznałem że wracam rowerem do Legnicy. Na liczniku ponad 120 km więc luzik. Nie wiem co mi się we łbie ubzdurało, że muszę jechać przez Bloków i w Strzegomiu zamiast na Jawor machnąłem się na Bolków, przez co do woreczka kilometrów w tym dniu dołożyłem kolejną dwudziestkę. Na szczęście wiatr był moim sprzymierzeńcem i ani specjalnie nie przeszkadzał, a wielokrotnie wręcz pomagał, licznik wskazywał 35 – 40 km/h. Nie wiem jak mi to wyszło, ale w domu byłem po 22:00 więc szybciej niż zaplanowałem :)