Sargath
Ten dziennik rowerowy prowadzi sargath z miasta Szczecin. Mam nakręcone 27671.67 kilometrów w tym 3202.19 w terenie. Śmigam z prędkością średnią 22.46 km/h i tyle wystarczy. Jeżdżę od dziecka, mój pierwszy rower to "czterokołowiec" Smyk. W pierszym dniu nauki złamało się kółko wspierające i okazało się że drugie nie jest potrzebne. Potem były inne i trafiła się dłuuuga przerwa,aż do momentu, kiedy zrozumiałem że poświęcenie dla własnej pasji i podążanie za ideą jest ważniejsze niż dla kogoś kto nie jest go wart. Pasja ukazuje jakie decyzje podejmujemy i w jakim kierunku zmierzamy ..., a Bikestats'a odkryłem w wakacje '10 :) .Archiwum
Kategorie bloga
Unibike
Statystyka roczna
Zajrzało tu od października 2010
Dane wyjazdu:
125.72 km
0.00 km teren
Pasewalk – „...to Polacy, szukają Poloneza...”
Sobota, 11 czerwca 2011 · dodano: 20.06.2011 | Komentarze 9
Na sobotę był zaplanowany zalew, ale Rammzes przełożył na 18.06. więc trzeba było wykręcić jakąś szybką setkę. Wybór padł na Pasewalk, miało być konkretnie i szybko, a wyszedł totalnie wyluzowany sobotni wypadzik w kameralnym gronie z przypadkowym nalotem (lub naskokiem) na niemieckie czereśnie.Jako że miała to być szybka traska to spotkaliśmy się jak tradycja nakazuje, na Moście Długim i tu oprócz fotki tradycje się skończyły.
Most Długi© sargath7
Rammzes traktował tą szybką traskę jako pobudkę, bo jak widać na focie jeszcze śpi :)
Pogoda była wyśmienita, ani za ciepło, ani za zimno, po prostu bomba, aż żałowaliśmy, że jednak nie skoczyliśmy dookoła zalewu. Na początek w ramach odstępstw od tradycji ruszyliśmy na zachód, zamiast na wschód. Szybkie tempo na początek pod górkę tak na rozgrzewkę, aby po trzystu metrach zrobić pierwszy postój... przy sklepie. Z Gryfem musieliśmy załadować plecak niezbędnymi węglowodanami, a potem przed sklepem jeszcze krótka pogawędka i w drogę.
Już właściwie na przedłużonym starcie mogło by się okazać, że wycieczkę prawe byli byśmy zmuszeni kontynuować we dwóch lub dwóch i pół, bo Piotrek chciał sobie skrócić drogę pod rusztowaniem i gdyby nie refleks to został by „jeźdźcem bez głowy”, a tak został prawie bez plecaka.
Dalej już bez niespodzianek zrobiliśmy mega długi odcinek do granicy w Lubieszynie :), i z Linken do Bismarku już nową zajebiaszczą droga rowerową.
Przed Locknitz pierwszy dłuuuższy popas, bo wypatrzyliśmy czereśnie, w końcu to wyjazd turystyczny nie :P. Właściwie to wypad się tu zakończył, aby znowu się zacząć gdzieś po 40 minutach, bo tyle nam zeszło :)))
Czereśnie© sargath7
Chaber w polu© sargath7
Nie wiem czym opryskane były te czereśnie bo humory spotęgowały nam się znacznie i do Pasewalku wjechaliśmy bardziej z myślą o zimnym piwku, trawce i ławeczce w cieniu pod drzewem niż kręceniu korbą. Ławka się znalazła szybko i na dość długo przykleiła się nam do spodenek rowerowych, brakło tylko zimnego piwka :)
K.... gdzie my jesteśmy© sargath7
Im dłużej siedzieliśmy na ławce tym mniej chciało nam się z niej podnosić. Szacuję że prawie z godzinę tam zabawiliśmy, ale niech nikt nie pomyśli że żałuję, ot godzinka w doborowym towarzystwie.
Po przekątnej placu siedziała grupka chyba lokalnych mieszkańców, w stylu młodszych amatorów winka w polskiej wsi. Jako że mieliśmy sjestę wykorzystałem okazję na fotografię i pokręciłem się trochę po rynku. Co prawda Pasewalk już miałem kilkakrotnie w swoich zbiorach fotograficznych, ale fakt nigdy nie byłem tu przy tak pięknej pogodzie. Podczas gdy w zainteresowanie mojego obiektywu weszła fontanna w centralnym miejscu placu to tym samym ja stałem się obiektem zainteresowania wspomnianych wcześniej typków, okazało się że fontanna robiła za chłodziarkę. Szybko jednak właściciele ów trunków się po nie zgłosili wyjmując „kiepskie mocne full’e” sądząc po kolorze puszek i powrócili na pierwotne miejsce w celu konsumpcji :)
Fontanna na tle koscioła ....© sargath7
... i widok na rynek z pod akrad© sargath7
Dzwonki przed ratuszem© sargath7
Zabytkowa kamieniczka na rynku© sargath7
Szybowiec© sargath7
Zegar© sargath7
Panorama na rynku w Pasewalku© sargath7
Ludzi w niemieckim mieście jak na lekarstwo, ale jednak trochę się ich kręciło, pewna grupka niczym wycieczka zainteresowała się fontanną (ma powodzenie :)), mieliśmy zagwostkę czy to Polacy czy Niemcy, ale Adrian rozwalił mnie tekstem „...to Polacy, szukają Poloneza...”, te czereśnie naprawdę były czymś spryskane :). Nie da się tego opisać w słowach :)
Jako że dzionek długi, a atmosfera świetna więc uznaliśmy że wracamy traską inną niż przyjechaliśmy wybierając kierunek na Penkun. Obliczyliśmy czas i luzik kupa czasu!, Penkun blisko więc jedziemy, nie wiem ile przejechaliśmy, może z pięć kilosów? a tu znak „Schloss Brollin”, nie musze pisać jaki był kierunek?
Widok na Schloss Brollin© sargath7
Wyglądało to bardziej na farmę niż zamek, ale spoko klimacik zachowany jak z przed wojny z zewnątrz, tylko co poniektóre obiekty wzbudzały zainteresowanie, albo fotografie na niektórych budynkach w stylu surrealistycznym. Wszystkie budynki odremontowane z zachowaniem pierwowzoru, trzon stanowiły większe hale podobne do polskich pgr’ów z wstawionymi oknami z PCV i niezłymi wnętrzami, z mojego punktu widzenia świetne połączenie. W centralnym miejscu spalarnia z zabytkowym, zachowanym kominem i wielkim piecem, człowiek by się zmieścił więc rola okresu wojennego pieca została odkryta. Bardziej w głębi był chyba przedmiotowy zamek, ba! miał nawet wieżyczkę.
W między czasie zwiedzania, wyhaczyła nas jakaś Niemka prawdopodobnie zajmująca się opieką nad zamkiem, chciała nas oprowadzić po terenie z opcją historyczną, ale niestety my "Ich verstehe nicht" więc tylko zostaliśmy zaproszeni na piąty międzynarodowy Dance Exchange który będzie w sierpniu na terenie zamku.
Schloss Brollin© sargath7
Komin spalarni - Heizhaus© sargath7
Krzewy na terenie zabudowań Brollin© sargath7
Pierwotny teleport© sargath7
Po kolejnej dłuższej przerwie kontynuowaliśmy pierwotną trasę na Penkun, zatrzymując się tylko na chwilę przed Fahrenwalde co by strzelić fotę remontowanemu wiatrakowi. Miał być popas, ale obyło się bez :)
Wiatrak w Fahrenwalde© sargath7
Dalej jednak było Brussow i tamtejsze jezioro, też nam zeszło bo ławeczka na jeziorkiem była w cieniu więc nam zeszło :), ale trochę, tak z 25 minut :)))) Były nawet opcje kąpieli, ale zaniechaliśmy tego, bo jazda z mokrą wkładką w kroku jakoś mi nie podeszła :)
Jezioro Brussower see© sargath7
Gdy byliśmy już na dobrej drodze i cel był na wyciągnięcie ręki, na drodze stanęły nam znowu czereśnie, albo raczej my zboczyliśmy na ich drogę :)
Tym razem to już chyba rekordzik postojów tego dnia, ale tym razem zrobiliśmy zapasy do plecaków więc usprawiedliwione.
Zdobycze zagraniczne© sargath7
Pole maku© sargath7
Do Penkun wjechaliśmy ze sporym opóźnieniem , właściwie to mieliśmy tam być jak byliśmy w Brollin :). Standardowo zajechać trzeba było pod zamek, dalej jednak Adrian zaproponował drogę alternatywną...
Zamek w Penkun z innej perspektywy© sargath7
...i pomknęliśmy od wschodniej strony miasta do Storkow.
Sztuczne jezioro po kopalni piasku i ...© sargath7
... farma wiatrowa© sargath7
Po drodze było jeszcze sporo drzew na których unosiły się w powiewach lekkiego wiaterku dorodne, dojrzałe i soczyste owoce czereśni, kuszące swoim bordowym kolorem oblanym w promieniach zachodzącego słońca... za wredne stalowe chmury które wytrąciły mnie z lirycznego nastroju i wyleczyły z chęci sprowokowania kolejnego postoju.
Stalowe chmury pokonują jasność© sargath7
Trzeba było podkręcić tempo i tak w mgnieniu oka znaleźliśmy się w na skrzyżowaniu Tantow – Gartz, gdzie Adrian pomknął do siebie do Gryfina, oczywiście po obowiązkowym 20 minutowym postoju :)))
Ja z Piotrkiem natomiast skierowaliśmy się na Rosówek. W Szczecinie oczywiście deszcz nas nie złapał, w sumie to nie wiem czy oczywiście, ale dopiero jak dojechałem do domu pokropiło trochę i tyle było deszczu z wielkiej chmury.
Podsumowując - dzięki panowie za wypad, było zajefajnie!!!
Dane wyjazdu:
43.30 km
0.00 km teren
Sail Szczecin
Piątek, 10 czerwca 2011 · dodano: 17.06.2011 | Komentarze 2
Po pracy z Axisem śmigneliśmy oblukać co ciekawego dzieje się na Dniach Morza w Szczecinie, niestety atrakcji nie uświadczyliśmy więc zawinęlismy się do domu, bo poza masą budek z żarciem i tandetnymi pamiątkami była kupa ludzi więc szkoda średniej :))Piekło na wyciągnięcie ręki© sargath7
Kategoria Praca
Dane wyjazdu:
56.13 km
0.00 km teren
***
Środa, 8 czerwca 2011 · dodano: 17.06.2011 | Komentarze 1
po pracy rundka na prawobrzeżeBMC TT01 :)© sargath7
Kategoria Praca
Dane wyjazdu:
26.40 km
0.00 km teren
***
Wtorek, 7 czerwca 2011 · dodano: 17.06.2011 | Komentarze 0
Po pracy na serwis, próba odratowania tylnej obręczy, chyba się skończy na wymianie, ale wybiegam za bardzo w przyszłość :))Łysy daje dalej :)© sargath7
Kategoria Praca
Dane wyjazdu:
138.31 km
50.00 km teren
Wolgast - Uznamu ciąg dalszy
Poniedziałek, 6 czerwca 2011 · dodano: 15.06.2011 | Komentarze 17
Poniedziałek, zamiast pracy, jeden dzień urlopu, który miał pełnić rolę regeneracyjnego po niedoszłej wycieczce do Berlina. Wycieczki nie było, odpoczynek niepotrzebny, więc do rozważenia miałem kierunek północ lub południe. Na północy nie w pełni zjechany Uznam lub na południu Frankfurt, bardziej się skłaniałem do Frankfurtu, ale pociąg do Kostrzynia był za wcześnie więc padło na Uznam. Z resztą pogoda sprzyjała wypadom nad morze, a że był poniedziałek to pojechałem sam.Za bilet na rower wyszło poza weekendem 4,5 zł. Przyjechałem specjalnie wcześniej na dworzec, żeby zająć sobie miejsce, bo jak wiadomo przedział rowerowy w pociągu zbytnio go nie przypomina, a w korzystnych warunkach stoją tam tylko dwa rowery. Jednak PKP sprawiło mi niespodziankę i podstawili skład z wieszakami, do tego przedział pusty, bo przecież to poniedziałek, też parodia w weekendy kiedy jest największe obłożenie rowerzystów to dają wagony niedostosowane i niesprzyjające przewozowi rowerów.
W przedziale rowerowym© sargath7
Przez całą drogę nie dosiadł się nikt z rowerem, natomiast przez większość drogi siedział w przedziale kierownik pociągu, ale wystarczyło że go opuszczał, a momentalnie przylatywał jakiś nałogowy palacz chcąc skorzystać z okazji puszczenia szybkiego dymku. Praktycznie same tumany robiące zdziwione miny gdy oznajmiałem, że sobie nie ulżą.
Standardowo w pół do dziesiątej wjechałem na prom w Świnoujściu i po przeprawie skierowałem się ku granicy. Tym razem wziąłem ze sobą wałówę w postaci kanapek więc darowałem sobie bar w którym stołujemy się zwykle z Axisem jak robimy rundkę po Uznamie i od razu śmignąłem od granicy na Ahlbeck.
Kościół w Ahlbeck© sargath7
Molo w Ahlbeck© sargath7
Za cel obrałem Wolgast, czyli górną bramę na Uznam. Mając doświadczenia z poprzednich wypadów i czasu który upływa w mgnieniu oka podczas pobytu tutaj, uznałem że pojadę bezpośrednio, bez zbędnych postojów, do Zinnowitz.
Do południa było bardzo ciepło, ale też bardzo przyjemnie, bo jadąc wzdłuż wybrzeża wiatr od morza sprezentował błogi wiaterek który dawał trochę ochłody. Tym razem nie zatrzymywałem się na każdym kroku aby strzelić fotkę więc mogłem się skupić na chłonięciu tego co wokół mnie. Turystów było mało, albo w ogóle, tak do Bansin, a już za pustki ze względu na dzień powszedni. Jadąc przez las który dawał cień można było naprawdę odpocząć, momentami powiewy chłodniejszego powietrza dodawały chęci na wiele, wiele więcej. Dźwięk szumiących górnych konarów drzew i akompaniament schowanych w nich ptaków powodował wrażenie jakby gdzieś w oddali odbywał się koncert. Zapach który momentami przypominał woń zdartej kory z sosny i wypływającej żywicy, czy też zapach ściółki leśnej przeplatany z aromatem konwalii oraz świeżo zerwanych igieł z pobliskiego iglaka. To wszystko połączone z szelestem rozgniatanego piasku, wydobywającym się z pod opon obracających się po leśnym dukcie zabrało mnie z daleka od codzienności, dając maksimum odprężenia i poczucie wolności.
Kiedy las się skończył i trzeba było powrócić do rzeczywistości przyspieszyłem znacznie aby minąć szybko spokojne i zadbane miasteczka o charakterze typowo nadmorskim, które już widziałem i zwiedzałem na poprzednich wycieczkach w te strony.
Okolice Uckeritz© sargath7
Jestem jednak na bakier w planowaniu czasowym i w Zinnowitz znalazłem się znacznie wcześniej niż planowałem. Temperatura wzrosła odczuwalnie i robiło się coraz bardziej uciążliwie. Pokręciłem się chwilę po miasteczku i ruszyłem już nowym szlakiem bezpośrednio do Wolgast.
Kościół w Zinnowitz© sargath7
Do Wolgast dojechałem wzdłuż głównej drogi drogą rowerową przez odkryty teren, na którym jednak wiatr nie był zbyt uciążliwy, a momentami nawet pomagał. W okolicy chyba był jakiś zlot garbusów, bo na szosie było ich od zatrzęsienia. Do Wolgast wjechałem od frontu przez główny most zwodzony na Pianą. Wyszło mi, że na objazdówkę mam około czterech godzin, a koniec końców Wolgast okazał się tak mały o zwartej budowie i dużym skupieniu akcyjnych miejsc, że po godzinie zastanawiałem się co robić dalej.
Heisse Dune© sargath7
Most zwodzony nad Pianą© sargath7
Marina w Wolgast© sargath7
Fragment starego mostu zwodzonego© sargath7
Kolejowy Statek Parowy w Wolgast© sargath7
Stary spichlerz© sargath7
Zabytkowe uliczki w Wolgast© sargath7
Ratusz w Wolgast© sargath7
Plac ratuszowy© sargath7
Fontanna przed ratuszem© sargath7
Sygnaturka ratusza© sargath7
Fontanna koło ratusza© sargath7
Uliczka w Wolgast, w tle kościół św. Piotra© sargath7
Kosćiół św. Piotra© sargath7
Zabudowa starego miasta© sargath7
Zabytkowy budynek poczty, obecnie na sprzedaż© sargath7
Jako że czas chyba ze względu na upał płynął wyjątkowo wolno postanowiłem spróbować zachwalanych przez Misiacza kanapek rybnych Fischbrotchen w sklepiku koło portu i sercu Wolgastu.
Nie wiem czy zbyt dużo oczekiwałem od kanapki za 3 euro, ale powiem szczerze, że nie ma się czym podniecać, zwykła bułka, do tego rybka (w moim przypadku makrela), sałata i cebula, bez kiełków z Chin :), ale taki zestaw to w domu jadam lepszy, a za trzy eurasie to kilka. Spoko przy okazji spróbuję innych zestawów.
Fischbrotchen© sargath7
Po szamanku uznałem, że nie ma co przedłużać i pokręcę się jednak po wyspie i żeby nie jechać tą samą drogą po przejechaniu ponownie przez most zwodzony nad Pianą odbiłem na zachód. Nie dało się jednak uciec przed żarem jaki lał się z nieba, bo od Wolgastu do Bałtyku znajdują się tereny w 100% wolne od lasów. Po drodze poczułem mocny spadek energii więc po znalezieniu pseudo cienia pod osamotnionym drzewem uznałem, że czas na czekoladę którą targam od Szczecina.
Okazało się po otwarciu plecaka, że czekolada ze stałego stanu skupienia zmieniła się w ciekły tworząc mi niezłe bajorko i zalała mi portfel, telefon na szczęście był bardziej z boku więc nie ucierpiał, ale czekoladowe dziesięć euro spowodowało rozdarcie wewnętrzne, bo z jednej strony nieźle to wyglądało, ale z drugiej to wszystko miałem upitolone i suma sumarum nie było mi do śmiechu, teraz żałuję że fotki nie strzeliłem. Tak to jest jak się w taki upał wozi napoczętą czekoladę. Druga tabliczka była nie rozerwana, więc wyglądała jak żel w foliowym opakowaniu. Nie miałem więcej słodyczy energetycznych więc zrobiłem małą otwór w opakowaniu i wypiłem, wyssałem i wylizałem to co dnia poprzedniego kupowałem w sklepie i nazywało się czekolada. Po ‘najedzeniu lub napiciu jak kto woli, ruszyłem dalej.
Ze względu na nadmiar czasu chciałem skoczyć do Peenemunde, ale upał i kończące mi się zapasy wody zadecydowały, że w Karlshagen odbijam z powrotem w kierunku Świnoujścia. W drodze powrotnej co jakiś czas zajeżdżałem na plaże jak pozwalał na to podjazd, bo w piachu nie chciało mi się babrać. Na jednej ze strzeżonych plaż ratowniczka aktualizowała temperatury na tablicy pod wieżą – 35* w cieniu, 20* woda – nie niestety nie wskoczyłem do wody i potem żałowałem. W czarnym plecaku który miałem na plecach musiało być ponad 50* więc nie dziwie się czekoladzie i jej zmiennym stanom skupienia.
Mewa śmieszka© sargath7
Falochron koło Koserow© sargath7
Jadąc wzdłuż wyspy na dłużej zatrzymałem się tylko w rezerwacie między Uckeritz, a Bansin. W poprzednią stroną na tym odcinku urzekł mnie las, a teraz na powrocie okoliczne mokradła. Wokoło było dużo cienia, na liczniku dopiero nie cała seta, a ja się czuje jak po dwóch albo i więcej.
W jednym z rezerwatów Uznamu© sargath7
Mokradła w rezerwacie© sargath7
W rezerwacie© sargath7
Rzeźby natury© sargath7
Fraza "Nasi tu byli" nabiera innego znaczenia...© sargath7
Górki w okolicach Bansin© sargath7
Aleja hoteli w Bansin© sargath7
Żeby niepotrzebnie nie tracić czasu przyspieszyłem, bo uznałem że załapie się na wcześniejszy pociąg, a przy okazji odwiedzę znajomego w Świnoujściu.
Czasu miałem jak na złość z nadmiarem, a jak ostatnio robiłem Uznam z innego końca to 70 kilosów robiłem cały dzień, a potem zasuwałem do Szczecina na złamanie karku, no ale chęć dokumentowania fotograficznego wycieczki robi swoje :)
Po wjeździe do polski znaki przypomniały mi dlaczego mamy tak beznadziejne rowerowe statystyki w Polsce.
I wszystko jasne - "Rzeczpospolita nierowerowa"© sargath7
Ciekawostka jest opłata za rower w pociągu, jadąc do Świnoujścia zapłaciłem za rower 4,5 , natomiast do Szczecina kasjerka naliczyła mi 5,5. Wiadomo to tylko złotówka, ale nie lubię takich sytuacji niejasnych. Pytam się więc czy z powrotem jest drożej, musiałem nawet pokazać stary bilet . Okazało się że bilet był wykupiony na przewóz psa :). Mimo tego kasjerka powiedziała, że nie ma problemu i taki bilet też teraz dostałem. Konduktor też nie robił problemów, nawet słowem nic nie wspomniał.
Więc pamiętajcie w dni powszednie przewozicie psa :))))
Dane wyjazdu:
42.15 km
30.00 km teren
Wkrzańska - eksploracja
Niedziela, 5 czerwca 2011 · dodano: 11.06.2011 | Komentarze 6
Nie udało mi się pojechać do Berlina, bo poprzednia noc była dość dłuuuga, do tego lekkie odwodnienie i pozamiatane, Sternfahrt nie dla mnie w tym roku :(Regeneracja - blisko 32 godziny snu z przerwami na szamanko :)
W niedziele z rana siły wróciły więc z Axisem śmigneliśmy do puszczy, dzisiaj lajtowo, bo straszy upał, zaopatrzyłem się pancernie w wodę i w lekko ponad 2 godziny poszło prawie 3 litry. Jak jazda na luzie to zapodaliśy totalnego spontana i eksplorowaliśmy nowe ściezki.
Sky Inferno© sargath7
Kategoria Trening mtb, Wycieczka
Dane wyjazdu:
71.50 km
30.00 km teren
Wkrzańska
Piątek, 3 czerwca 2011 · dodano: 11.06.2011 | Komentarze 3
Po pracy szybka przebieżka z Pawłem i Piotrkiem po puszczy, tym razem bez strat sprzętowych :)Łysy nocą© sargath7
Kategoria Praca, Trening mtb
Dane wyjazdu:
68.18 km
0.00 km teren
Trening PNR
Wtorek, 31 maja 2011 · dodano: 11.06.2011 | Komentarze 0
praca i trening we Wkrzańskiej z teamem - interwały 6/2 Kategoria Praca, Trening mtb
Dane wyjazdu:
37.20 km
0.00 km teren
***
Poniedziałek, 30 maja 2011 · dodano: 11.06.2011 | Komentarze 0
Wschód księżyca© sargath7
praca, serwis, wizyta u znajomego
Kategoria Praca
Dane wyjazdu:
74.13 km
30.00 km teren
Bukowa - crash testy
Niedziela, 29 maja 2011 · dodano: 10.06.2011 | Komentarze 2
Po sobotniej szosowej wycieczce należał się uczciwie trening po górkach, więc ustawiłem się z Pawłem, Marcinem i Piotrkiem na wypad do Bukowej. Na moście długim trochę na mnie poczekali, bo po drodze była niezła kraksa i ciekawość wpłyneła na czas dojazdu (foty na końcu). W Zdrojach dołaczył Piotrek.Plan zakładał starą traskę maratonu, więc zaczęliśmy od szkoły, trochę czasu mineło od wyścigu i poczatek poszedł jako tako, ale później coś poszło nie tak i ciagnelismy już po swojemu, bo szkoda było czasu na ciągłe zatrzymania i zerkania na mapę.
W międzyczasie gdzies po drodze chłopaki pomylili trening mtb z szosowym i siedzenie na moim kole skończyło się co dla niektórych na poboczu. Wychodząc z łuku trzymałem się koleiny, która była dość głęboka, więc gdy przedemną wyrósł konar drzewa, zatrzymałem się chyba zbyt gwałtownie. Piotrek który jechał za mną dupnął centralnie w moje tylne swoim przednim szybując na pobocze, Paweł zaliczył lot przez kierę, a Marcin skosił hak Pawłowi.
Ogólnie uderzenie nie było mocne w moim odczuciu, ale wystarczyło, aby zósemkować koło Piotrka. Myślałem, że to koniec wypadu, ale udało się mu prowizorycznie naprostować.
Myśłaem, że jestem jedynym który nie ucierpiał, ale jednak miałem lekkie bicie na tylnym kole, niestety zbagatelizowałem sprawę i zniszczyłem obręcz doszczętnie, przez co obecnie posiadam zastępczaka bez rewelacji.
Profesjonalne centrownie :)© sargath7
Poniżej fotki z kraksy na skrzyżowaniu koło TME. Marcedes Vito prowadzony przez kobitke wjechał na czerwonym i dostał strzała bocznego od autobusu będącego na pierwszeństwie. Kierowca autobusu dość mocno poturbowany, ale o własnych siłach udzielał wywiadu mimo całej ręki we krwi, pacjentki z merca już nie było więc raczej przeżyła, ale kabinka w jej samochodzie była sprasowana, a poducha cała w krwi, akurat uderzenie było centralnie w bok przy kierowcy, samochód niby cały, ale wewnątrz ledwo mysz by się przecisnęła
Nowy Solaris© sargath7
Mercedes Vito© sargath7
Kategoria Trening mtb