Sargath
Ten dziennik rowerowy prowadzi sargath z miasta Szczecin. Mam nakręcone 27671.67 kilometrów w tym 3202.19 w terenie. Śmigam z prędkością średnią 22.46 km/h i tyle wystarczy. Jeżdżę od dziecka, mój pierwszy rower to "czterokołowiec" Smyk. W pierszym dniu nauki złamało się kółko wspierające i okazało się że drugie nie jest potrzebne. Potem były inne i trafiła się dłuuuga przerwa,aż do momentu, kiedy zrozumiałem że poświęcenie dla własnej pasji i podążanie za ideą jest ważniejsze niż dla kogoś kto nie jest go wart. Pasja ukazuje jakie decyzje podejmujemy i w jakim kierunku zmierzamy ..., a Bikestats'a odkryłem w wakacje '10 :) .Archiwum
Kategorie bloga
Unibike
Statystyka roczna
Zajrzało tu od października 2010
Dane wyjazdu:
149.49 km
0.00 km teren
Torgelow i osada Wkrzan - Ukranenland
Sobota, 28 maja 2011 · dodano: 09.06.2011 | Komentarze 6
Misiacz, winowajca całego zamieszania, pewnego majowego dzionka zaproponował wspólny wypad do Torgelow i tamtejszej wioski Wkrzan. Wypad miał być absolutnie turystyczny, wiem że to abstrakcja, tak się nie da, ale zawsze można próbować. Co dziwne tym razem się udało, tak myślę przynajmniej na początku… hmm właściwie to bardziej po środku.Jako że wypad turystyczny to i z założenia nie spodziewaliśmy się dzikich tłumów zwłaszcza, że Misiacz zaproponował godzinę startu ocierającą się o blady świt, czyli 7:00, jak na sobotę to wcześnie, nawet zgredy sąsiedzi jeszcze śpią, ale okazało się że pod koniec tygodnia mamy sporą grupkę która połknęła haczyk turystycznego wypadu. Łącznie dyszka z czego osiem osób na starcie i fotce poniżej.
Ekipa na starcie© sargath7
Sargath, Ismail, Odysseus, Athena, Monter, Gryf, Rammzes, Misiacz
Boss wyprawy miał mało czasu na turystykę, trzeba było się spieszyć powoli, więc w spacerowym tempie dociągnęliśmy się do Dobrej gdzie zgarnęliśmy resztę ekipy - Exit’a i Michała.
Następnie obiecanym Gryfowi asfaltem, gładkim jak stół, dojechaliśmy do granicy w Buku, skąd bocznymi i bardzo ruchliwymi dróżkami minęliśmy Rothenklempenow, aby przemknąć koło cudownego i jak zwykle śmierdzącego Breitenstein, by w końcu osiągnąć cel pośredni przedmiotowej wycieczki, a mianowicie Koblentz.
Jezioro Kleinersee w Koblentz© sargath7
W Koblentz są dwa jeziora o przeciwważnych wielkościach, na mniejszym wszyscy postanowili wgramolić się na mini pomost wędkarski, który mimo solidnej konstrukcji zachowywał się bardzo elastycznie, powiem szczerze że cieszę się iż pomost wytrzymał test wytrzymałościowy, bo mimo maja temperatura powietrza nie była rewelacyjna, nie wspominając już o temperaturze wody.
Natomiast większe jezioro jest zwykle pomijane przez turystów ze względu na nie oznakowany i dość mylący dojazd który biegnie teoretycznie przez teren prywatny, a brzegi jeziora są niespecjalnie dostępne ze względu na trawiasto leśny charakter. Dociekliwi szukacze z pewnością znajdą w chaszczach wieżę obserwacyjną z widokiem na całe jezioro Grosser Koblentzersee.
Jezioro Grosser Koblentzersee© sargath7
Ekipa w krzaczorach© sargath7
Nad jeziorem w Koblentz© sargath7
Żółty Irys© sargath7
Po krótkim odcinku offroad’owym podjechaliśmy na stary cmentarz z zachowanym mauzoleum rodziny von Eickstedt. Tam też ekipa zgłodniała, trochę dziwne miejsce na posiłki, ale spoko mnie też zaczęło ssać, a że byłem przygotowany na jakiegoś niemieckiego fast food’a humor mi się poprawił, szybko jednak zostałem wyleczony z optymistycznego nastroju przez Athenę, która przypomniała mi o szalonej epidemii panującej w Niemczech którą zgotowali wredni i nie dobrzy farmerzy Hiszpańscy zsyłając dobrze wyszkolony oddział Ogórków Zabójców, coś jak z filmu Attack of the Killer Tomatos! Tylko że tam grały pomidory, ale i tak się potem okazało że atakowały nie tylko wściekłe ogórki, ale cała włoszczyzna z ogródka nie zidentyfikowanej seniority z pod Barcelony. Sprawa utknęła w martwym polu, ale myślę że i tak niedługo dojdą, że łapy maczał w tym TUSK (Turecki Usmażony Super Kebab).
Jak wspomniałem wcześniej byłem nastawiony na jakiegoś tuska z warzywami, ale musiałem się obejść smakiem, a pod nosem Gryf kusił smakowitym makaronem z indykiem, albo Ismail świeżym jajem, od kury rzecz jasna.
No nic trzeba będzie coś upolować u Wkrzan. Ruszylismy więc w dalszą drogę aby po chwili znaleźć się w Krugsdorf i nad tamtejszym jeziorem Kiessee.
Jezioro Kiessee© sargath7
Pałac w Kurgsdorf© sargath7
Po wyjeździe na drogę Pasewalk – Ueckermunde dostaliśmy wiatru w plecy więc na liczniku wreszcie zaczęły pojawiać się prawidłowe wskazania co zaowocowało szybszym dotarciem do celu. Na początek zaliczyliśmy Castrum Turglowe które znajdowało się centrum miasta, niestety zaliczanie trwało szybko, bo wspomniane centrum średniowieczne, było po prostu zamknięte. W środku można było dostrzec tylko jednego tubylca który łupał jedną dechą o drugą, po głębszych oględzinach wyglądało to jednak jakby coś budował za pomocą dostępnych narzędzi, a właściwie bez narzędzi. W sumie zobaczyć takiego pra, pra Słowianina z flexem w reku, albo wiertarką to był by dziwny widok. Tak swoją drogą to ciekawe co się stało z resztą tubylców... stawiam browa, że zjedli za dużo tusków popijając colą :D:D:D
Castrum Turglowe© sargath7
Willa stowarzyszenia centrum średniowiecznego© sargath7
Monter i Ismail zmieniają środek lokomocji© sargath7
Rzeka Uecker© sargath7
Nad rzeką w Torgelow© sargath7
Jadąc wzdłuż rzeki Uecker jakieś dwa kilometry od centrum dotarliśmy do kluczowego celu wypadu czyli Ukranenlandu, średniowiecznej wioski naszych przodków Słowian, a właściwie Wkrzan. Trochę się naczytałem za dużo podkoloryzowanych opisów w wikipedii, a w rzeczywistości inaczej trochę to wyglądało.
Do osady udało się wejść ze zniżką, dzięki Athenie, na bilecie grupowym, więc wkrzaniliśmy się do środka omijając miejscowego tubylca.
Wkrzański osadnik© sargath7
Osada Wkrzan w Torgelow© sargath7
Widać jakie było zaangażowanie naszych przodków do piłki nożnej sądząc po nie skoszonym boisku na pierwszym planie. Wioska ogólnie wymarła, no tak ale nie ma co się dziwić, w zadaszonej szaszłykarni na skraju wioski w menu uwzględniono colę...
Na konkurs przeciągania liny, czy strzelania z łuku nie było chętnych, a zresztą nawet jak by byli to i tak nie było obsługi. Ekipa się rozpierzchła po rozległych połaciach osady, więc uderzyłem do średniowiecznego portu słowiańskiego.
Koga Svantevit© sargath7
W słowiańskiej marinie stały zaparkowane tylko dwie łódki. Misiacz jedną nawet próbował podwędzić, ale chyba zrezygnował ze względu na potężnego u-locka którym była przymocowana do brzegu.
Przycisk do papieru :)© sargath7
"Palmy" w osadzie© sargath7
Wkrzańskie chaty© sargath7
Wnetrze jednej z chat© sargath7
Wreszcie po dotarciu do centrum wioski :), wydobyłem z tłumu towarzyszy kilku rdzennych mieszkańców którzy podobno w sezonie mieszkają tu na stałe, jednak wnętrza chat na to nie wskazują, a kalesony na sznurach pełnią w większości chat funkcję ozdobną lub będące świadectwem zamożności właściciela chaty, bo w jednych było mniej, a w drugich więcej portek i luźnych koszul na sznurach.
Mieszkańcy osady nie byli zbytnio zainteresowani przybyciem delegacji z Polski i nie chcieli pozować do zdjęć, ani opowiadać ciekawych historii po polsku.
Pokerowy kącik w osadzie© sargath7
"Wodo-ciąg" w osadzie© sargath7
Po dogłębnym przeczesaniu wioski udaliśmy się na krótki popas w okolicach wejścia do wioski, gdzie Gryf kolejny raz kusił swoim makaronem. Po szybkim szamanku tego co kto miał ruszyliśmy na poszukiwanie zdrowej żywności dla mnie, niestety weekend w Niemczech nie sprzyja takim operacjom.
Popas po zwiedzaniu© sargath7
Po objechaniu miasteczka zostało tylko zaliczenie Lidla, gdzie wybór był cholernie ciężki, ale na szczęście Misiacz wyraził chęć towarzyszenia w zwiedzaniu tej ciekawej osady żywnościowej. Udało się wyrwać tradycyjną krakowską i jakiegoś sandwich’a. Jako że wszyscy odpoczęli w oczekiwaniu pod sklepem (kolejka była długa :) ) więc ruszyliśmy żwawym tempem do domu reperując średnią do zadowalającego poziomu :))), ja wiem że miało być turystycznie, ale Misiacz powiedział że jak na 16 nie będzie w domu to jego browarek zostanie rozdysponowany więc trzeba było nakręcić tempo co by kolegę poratować ;)
Ziemia niczyja© sargath7
Dane wyjazdu:
67.00 km
0.00 km teren
Masa maj - mobilizacyjna
Piątek, 27 maja 2011 · dodano: 02.06.2011 | Komentarze 6
I kolejna masa za mną, niedawno pamiętam jak dodawałem kwietniową, a tu już czerwiec mamy, ehh szybko ten czas leci.Słońce przygrzało i ludzie przypomnieli sobie o swoich dwóch kółkach i przy okazji o masie. Niektórzy przyjechali z zakurzonymi siodełkami, inni pewnie schodząc do piwnicy zdali sobie sprawę, że trzeba kupić nowy rower, bo stary zmienił właściciela, a jeszcze inni nie przyjechali w ogóle z różnych znanych im powodów.
Jak by nie patrzeć ilość uczestników była dzisiaj co najmniej zadowalająca, a nawet powyżej oczekiwań, niestety założenia były znacznie wyższe, bo masa majowa była pod hasłem „mobilizacyjnej”.
Szacunkowa liczba przybyłych ca 400 – 500 osób, a miało być ponad 700, miało być, ale nie było, no ale nie ma co się dziwić skoro tak na dobrą sprawę jedynym źródłem, mobilizującym do uczestnictwa, są miejsca odwiedzane w dużej większości przez już stałych uczestników, ale mniejsza z tym to i tak była rekordowa liczba w jakiej reprezentowałem jednostkę swoją osobą.
Jako że nadal startujemy dzielnicowo to po pracy skoczyłem zdobyć szprychówkę z kolejnej dzielnicy tym razem prawobrzeże. Udałem się do Zdrojów i stamtąd z Marcinem w stronę centrum i pl. Lotników. Po dotarciu na miejsce ludzie dopiero się zbierali, ale po kilkunastu minutach na placu było już ciasno.
Co ciekawe nie zauważyłem dzisiaj żadnego pawiana w kaczystowskiej koszulce, może po prostu źle patrzyłem, ale w sumie lepiej że nie rzucają się w oczy, prawdopodobnie ich fuhrer zarządził inną akcję prewencyjną coś w stylu wyzwalania nowego miejsca pod pomniki pamięci.
Po starcie z pl. Colleoniego© sargath7
ul. Cyryla i Metodego© sargath7
ul. Staszica© sargath7
Nowa szprychówka© sargath7
Kategoria Akcje rowerowe, Praca
Dane wyjazdu:
28.28 km
0.00 km teren
Pałac Klasycystyczny - Szczecin przed 1945r. i dziś
Czwartek, 26 maja 2011 · dodano: 01.06.2011 | Komentarze 0
Pałac Klasycystyczny – zwany jest także pałacem Velthusena umiejscowiony na rogu ulic Staromłyńskiej i Łaziebnej. Wzniesiony w latach 1778-1779 przez G. Velthusena który był szczecińskim kupcem pochodzącym z Holandii. Budynek przystosował do jako skład wina, a za względu na zamiłowanie do sztuki nadał mu barokowo klasycystyczny wygląd. Od 1853r. mieściła się tu fabryka i sprzedaż fortepianów Wolkenhauera, a w latach 1920-44 pałac był siedzibą Prowincjonalnego Banku Pomorskiego. Pod koniec wojny 18 sierpnia 1944 pałac uległ zniszczeniu podczas alianckich nalotów, odbudowany dopiero w 1962 r. W nadprożach środkowej kondygnacji umieszczono popiersia dwudziestu polskich i zagranicznych kompozytorów, dodatkowo fasada budynku w wielu miejscach nawiązuje zdobieniami do specjalności Velthusena, np. sceny winobrania. Do dni dzisiejszego budynek jest siedzibą Zespółu Szkół Muzycznych im. Feliksa Nowowiejskiego.Wolkenhauersches Haus 1906-1927© sargath7
żródło zdjęcia portal - www.sedina.pl
Pałac Klasycystyczny© sargath7
Więcej z serii Szczecin przed 1945r. i dziś
.
Kategoria Praca, Szczecin dawniej i dziś
Dane wyjazdu:
25.25 km
0.00 km teren
***
Środa, 25 maja 2011 · dodano: 01.06.2011 | Komentarze 0
CF7
Kategoria Praca
Dane wyjazdu:
58.24 km
15.00 km teren
Trening PNR
Wtorek, 24 maja 2011 · dodano: 01.06.2011 | Komentarze 0
Po pracy co wtorkowy trenig grupowy w lasku Arkońskim. Mało osób się dzisiaj zebrało ze wzgledu na pogodę która w środku dnia zafundowała deszcz. Główny element podjazdy siłowe pod Quistorpa. W trakcie trenigu jeszcze trochę pokropiło, ale nieszkodliwie. Kategoria Praca, Trening mtb
Dane wyjazdu:
27.84 km
0.00 km teren
Pałac Pod Globusem/Grumbkowa - Szczecin przed 1945r. i dziś
Poniedziałek, 23 maja 2011 · dodano: 01.06.2011 | Komentarze 0
Pałac Pod Globusem/Grumbkowa – pałac mieszczący się na placu Orła Białego. Wybudowany w latach dwudziestych XVII wieku (dokładna data jest kwestią sporną). Wybudowany na potrzeby siedziby naczelnego prezesa i kanclerza Filipa Otto von Grumbkowa, stąd pierwotna nazwa pałacu. Zaprojektowany przez Filipa Gerlacha i de Montarques’a – berlińskich architektów, natomiast zdobienia wykonał rzeźbiarz J. Glume. W 1759 roku urodziła się w pałacu księżniczka Zofia Dorota Wirtemberska późniejsza caryca Rosji Maria Fiodorowna, żona cara Pawła I, a po dwudziestu trzech latach budynek trafił w ręce rodziny Wietzlow. Podczas wojen Napoleońskich pałac został zburzony, a w jego miejsce postawiono nowy gmach, zaprojektowany przez Franza Wichardsa, wprowadzając przy tym wiele zmian będąc od 1890 roku już w rękach Towarzystwa Ubezpieczeniowego "National" i pozostając w niezmienionej formie do dnia dzisiejszego przyjmując styl neobarokowy. Zewnętrzne mury gmachu pokryto licowaną silikatową cegłą i zmieniono dekorację zewnętrznej fasady. W oknach parteru umieszczono ozdobne kraty. W tympanonie widać herb z gryfem pomorskim, a pod nim głowę kobiety, otoczony motywami roślinnymi, symbolami żeglarskimi i lekarskimi. Wierzchołek tympanonu ozdobiono globusem opartym na dwóch lwach który symbolizował światowy zasięg interesów firmy National, od niego też wzięła się nazwa pałacu – „Pod Globusem”. Od zakończenia wojny pełnił rolę ośrodka szkoleń partyjnych, a od 1961 był siedzibą Liceum Medycznego i Urzędu Marszałkowskiego. Obecnie znajduje się w nim Akademia Sztuki.National Versicherung 1931© sargath7
żródło zdjęcia portal - www.sedina.pl
Pałac pod Globusem© sargath7
Więcej z serii Szczecin przed 1945r. i dziś
.
Kategoria Praca, Szczecin dawniej i dziś
Dane wyjazdu:
56.15 km
0.00 km teren
W poszukiwaniu szosy...
Niedziela, 22 maja 2011 · dodano: 01.06.2011 | Komentarze 8
Z Axisem skoczyliśmy na giełdę/bazar/jarmark/targowisko w Płoni w poszukiwaniu okazji do zakupu szosy, na miejscu jednak było multum ciężkich trekkingów. Poszukiwania szosy zakończone niepowodzeniem, może dlatego, że bezzębny handlarz nie posiadał avatara jak na foto :))
Kategoria Trening mtb
Dane wyjazdu:
193.73 km
80.00 km teren
Świnoujście Szczecin – bliżej natury na wyspie Uznam
Sobota, 21 maja 2011 · dodano: 31.05.2011 | Komentarze 16
Po ostatnim rajdzie po Uznamie, ochota na kolejną dawkę wrażeń przyszła dość szybko, ale dopiero po miesiącu znalazł się czas. Co ważne pogoda dopisała, bo po doświadczeniach z poprzedniego wypadu miałem mieszane uczucia kiedy porównywałem pogodę nad morzem i w Szczecinie, a Szczecin nie leży nad morzem !!! – takie info dla tych z południa. Tak mi się przypomniało jak byłem w górach ilu to błyskotliwych geografów spotkałem, jeden dał by sobie rękę uciąć, że rok wcześniej pływał w czymś co było „morzem” w jego mniemaniu, a w moim co najwyżej J. Dąbskim, bo chyba nie był aż tak spalony, że dał się nabrać na zalesione klify na Głębokim.No więc wracając do relacji to pierwsze co musiałem to zmusić Pawła – Axisa do zwleczenia się o bladym świcie i stawienia się o niebywale wczesnej porze, czyli 7:10 na Głównym w Szczecinie. Do pociągu zdążyliśmy w samą porę, mówiłem żeby się wcześniej spotkać, ale dobra grunt że się nie spóźniliśmy. Babka w kasie chyba jeszcze nie wstała, albo szukała jelenia który będzie sponsorował te wygodne, pojemne i przyjazne rowerzystom składy PKP (polska kraść pozwala) . Nie skasowała kwoty z poprzedniego rachunku i gdy wytknąłem jej że jest o około 50 zł za dużo to spojrzała na mnie jak na debila. Zacząłem się zastanawiać, że pogoń do standardów zachodnich jest pożądana, ale powinni najpierw poprawić stan składów, a dopiero potem podnosić ceny. Babka ruszyła chyba jakimś semaforem w głowie, przeliczyła wszystko ponownie i wali do mnie tekstem „rzeczywiście :O, dobrze że pan zauważył”
Wsiedliśmy do pociągu do komfortowego, idealnie przystosowanego , pozbawionego wszelkich zbędnych i niepotrzebnych urządzeń przedziału, bo po co komu wieszaki na rowery.
W przedziale siedział jakiś „czerwony” dziadek - rowerzysta. Czerwony, jak jego czerwone poglądy. Gryzłem się w język, że zagaiłem rozmowę, bo przez 1,5 godziny musieliśmy z Pawłem wysłuchiwać o tym, że za komuny Polacy byli gorsi od ruskich, pomijając historyjkę o polskim „dygnitarzu” który go potrącił.
Po drodze dosiadło się około 6 – 7 rowerzystów czego oczywiście nie pomieścił wielce pojemny przedział polskiego TGV, musieli się zadowolić przedsionkiem.
Po emocjonującej podróży, przeprawiliśmy się promem i zrobiliśmy zakupy. Następnie czerwonym szlakiem okrążyliśmy wyspę od wschodniej strony, gdzie po omacku wjechaliśmy na niebieski szlak.
Wiatrak na plaży w Świnoujściu© sargath7
Ropucha© sargath7
Granicę przekroczyliśmy najbardziej wysuniętym na południe pieszym przejściu granicznym. Jak zwykle wrażenie jakbyśmy byli daleko od polski, zaraz po zejściu z tego raptem dwudziesto metrowego mostku.
Na granicy© sargath7
Rekiny na granicy© sargath7
Następnie musiałem być dość przekonywujący w kwestii namówienia Pawła na trasę mocno alternatywną w drodze do Szczecina, bo chciałem zobaczyć jak najwięcej, a on zaplanował sobie powrót koło 16 co było z lekka nie wykonalne :)
Na szczęście jako że wie jak to jest ze mną na wypadach rowerowych i pewnie nie tylko on, to prawdopodobnie miał w to wszystko wkalkulowane ze dwie, trzy godzinki zapasu, szkoda tylko że tego zapasu nie pomnożył, razy dwa lub trzy :P, ale o tym później.
Szybko zboczyliśmy z kursu Szczecin i po chwili dojechaliśmy do Kamminke, gdzie odbiliśmy, po rundce po marinie, stromym podjazdem w stronę Garz, po drodze zatrzymując się jeszcze na punkcie widokowym.
Falochrony w Kamminke© sargath7
Punkt widokowy w Kamminke© sargath7
Na punkcie widokowym w Kamminke© sargath7
Następnie kolejno Kutzow i Zirchow ściśle trzymając się wyznaczonej trasy, czyli zygzakiem po wyspie.
Za Zirchow z powrotem na Świnoujście, tak tak wszystko zgodnie z planem :)
Po dwóch kilometrach odbijamy drogą leśną w stronę Ahlbeck, cały czas trzymamy się niebieskiego szlaku rowerowego wyspy Uznam. Kilometry lecą bardzo powoli, ze względu na ogrom miejsc w których muszę się zatrzymać.
Pierwsze dłuższe zatrzymanie nad pięknym i czystym jeziorkiem Krebssee.
Jezioro Krebssee© sargath7
Nad jeziorem© sargath7
Wąż - szybka gadzina, ledwo go złapałem w kadr© sargath7
Żuk Gnojownik© sargath7
Jezioro otoczone lasem, można by tam wrosnąć na dłużej, ale komary zapewniały szybką rotacje turystów w tych rejonach więc zbyt długo nie było dane nam tam posiedzieć, po uzupełnieniu węglowodanów dojechaliśmy do głównej drogi i ponownie zmieniliśmy kierunek o 180 stopni, tym razem na południe do Ulrichshorst, tutaj też przeskoczyliśmy z niebieskiego na czerwony szlak.
Stadnina w Ulrichshorst© sargath7
Dalej poruszaliśmy się szosą przez centralną część rezerwatu Gothensee.
Tereny rezerwatu Gothensee© sargath7
Po drodze do Labomitz© sargath7
W stronę Labomitz© sargath7
Przed Katschow© sargath7
Cały czas czerwonym szlakiem mijamy po kolei Reetzow, Labomitz, Katschow gdzie po drodze zastanawiamy się czy nie przesiąść się na sprzęt zapewniający szybszą eksplorację wyspy.
Nie ma pilota, kluczyki w stacyjce, a gogle na wolancie© sargath7
Żar z nieba, bo zrobiło się bardzo ciepło, zaczął dość mocno doskwierać co zaowocowało nabyciem szybkiej opalenizny kolarskiej której nie mogę się pozbyć do dnia dzisiejszego :)
W okolicach Mellenthin oczywiście moją uwagę przykuł Zamek na wodzie, jednak po bliższych oględzinach, słowo zamek jest trochę zbyt na wyrost, ot taki hotelik Bończa w Dąbiu, dodatkowo nie wziąłem euro, a cierpliwości Axisa i tak nie należało nadwyrężać, wstęp dla zainteresowanych dwie monety.
Do Usedom poszło już znacznie szybciej, przejechaliśmy Morgenitz, Krienke i tam odbiliśmy ponownie na południe w stronę Usedom, mijając po drodze Suckow.
Przed Suckow© sargath7
Jeśli by się skusić jazdą na północ z pewnością było by ciekawiej, ale czas jakoś biegł przeciw proporcjonalnie do pokonywanych kilometrów, więc sprężyliśmy się i główną drogą dotarliśmy do Usedom, dalej jednak czerwonym szlakiem.
Uliczka w Usedom© sargath7
Plac ratuszowy i kościół Mariacki© sargath7
Anklamer Tor© sargath7
Za Usedom nawet ja zacząłem się niepokoić zapasem czasu którego nie było, a w ręcz go brakowało. Z mapy wynikało, że w miejscowości Karnin jest przeprawa promowa, więc zaproponowałem, aby skrócić drogę, zaoszczędzilibyśmy wtedy grubo ponad 30 kilometrów, omijając tym samym Anklam.
Most kolejowy linii Ducherow - Świnoujście w Karnin© sargath7
Po dojechaniu do Karnina dość fatalną drogę, coś w stylu Nowe Warpno – Dobieszczyn, okazało się że promu nima, ale jest stary most, tylko że tak właściwie to ostało się jedynie jego środkowe przęsło. Był to stary stalowy most linii Ducherow - Świnoujście, a zachowane środkowe przęsło było zwodzone i równolegle unoszone w razie potrzeby. Na licznikach ponad 70 km, a przed nami jeszcze cos koło 130 więc lampy z pewnością nie będą bezrobotne dzisiejszego dnia.
Po uzupełnieniu węglowodanów zebraliśmy się i trzeba było dalej trzymać się pierwotnego planu, po opuszczeniu Uznamu, mocno ograniczyliśmy postoje których właściwie nie było, aż do Anklam.
W Anklam trochę się pokręciliśmy, co tam goniący nas czas dla turysty rowerowego :)
Nad rzeką w Anklam© sargath7
Krzywy dom na jednej z uliczek w Anklam© sargath7
Plac ratuszowy z fontanną i kościołem św. Mikołaja© sargath7
Brama Kamienna© sargath7
Kamieniczka przy głównej ulicy w Anklam© sargath7
Kościół NMP© sargath7
Baszta murów obronnych© sargath7
Z miasta zamiast kierować się w stronę Pasewalku na wprost szosą, urozmaiciliśmy sobie trasę jadąc drogą rowerową do Ueckermunde. To był błąd, bo nadłożyliśmy drogi znacznie, a stan nawierzchni wpłynął na prędkość jazdy diametralnie. Natomiast widoki rekompensowały w 100% straty czasowe. Jadąc po wale, mając po obu stronach wodę, a w około nieskazitelną naturę skąpaną w majowym słońcu, można się zapomnieć i zostać na dłużej. Przekładały się to na notoryczne krótkie postoje. Jeden taki szybki postój okupiony szybką glebą w moim wykonaniu, zaciął mi się blok w crankach i walnąłem bezwładnie na bok chroniąc podobnie jak przed miesiącem aparat i rozwalając sobie łokieć w tym samym miejscu i odświeżając rany na kolanie :)
Na trasie rowerowej w stronę Ueckermunde© sargath7
Gęsia rodzinka© sargath7
Martwy las w pobliżu Kamp© sargath7
Do Ueckermunde wpadliśmy około 19. Jedzenie i woda już na wykończeniu. Jadąc koło zaznajomionego Tureckiego Kebabu weszliśmy do środka w celu zasięgnięcia informacji o jakimś pobliskim kantorze, ale można to podciągnąć pod pytanie retoryczne. Już mieliśmy się zbierać kiedy turas mówi że „można płacić w zloty”... hehehe szybko zamówiliśmy mega porcje, które zostały policzone po zajebistym kursie, a mianowicie 3,70, kiedy to w Szczecinie najtaniej było za 3,90. Może nie było zbyt dużej różnicy, ale spodziewałem się sporego narzutu z powodu takiego udogodnienia.
W porcie Ueckermunde© sargath7
Port w Ueckermunde© sargath7
W między czasie popatrzyliśmy sobie na festyn w wykonaniu jakiegoś German Bandu udającego szkocki zespół, dający popis gry na dudach.
German Band© sargath7
Nad Jeziorem Nowowarpieńskim© sargath7
Skoro już byliśmy zadowoleni i z pełnymi brzuchami kontynuowaliśmy traskę dalej droga rowerową przez Rieth i Hintersee.
Za Dobieszczynem już się ściemniło, więc jeszcze szybka fota szerokiego grona uczestników.
Obok leśniczówki Podbrzezie© sargath7
W domu byłem około 22:00. Było zajefajnie. Podziękowania dla Pawła za cierpliwość :)
Dane wyjazdu:
25.07 km
0.00 km teren
Only Job
Piątek, 20 maja 2011 · dodano: 27.05.2011 | Komentarze 6
Tylko praca, bo jutro Swinemunde.Piątkowe chmury tuz przed zachodem© sargath7
Kategoria Praca
Dane wyjazdu:
48.99 km
15.00 km teren
Trening
Czwartek, 19 maja 2011 · dodano: 27.05.2011 | Komentarze 4
Po pracy próba treningu z Axisem, ale nie wyszło ze względu na deszcz, po dojechaniu do domu świeciło już piekne słońce, mówiłem żeby poczekać, ehhh...Zachód po deszczu© sargath7
Kategoria Praca, Trening mtb