......... | strona 21 | sargath.bikestats.pl

Sargath

avatar Ten dziennik rowerowy prowadzi sargath z miasta Szczecin. Mam nakręcone 27671.67 kilometrów w tym 3202.19 w terenie. Śmigam z prędkością średnią 22.46 km/h i tyle wystarczy. Jeżdżę od dziecka, mój pierwszy rower to "czterokołowiec" Smyk. W pierszym dniu nauki złamało się kółko wspierające i okazało się że drugie nie jest potrzebne. Potem były inne i trafiła się dłuuuga przerwa,aż do momentu, kiedy zrozumiałem że poświęcenie dla własnej pasji i podążanie za ideą jest ważniejsze niż dla kogoś kto nie jest go wart. Pasja ukazuje jakie decyzje podejmujemy i w jakim kierunku zmierzamy ..., a Bikestats'a odkryłem w wakacje '10 :) .
button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

2011

button stats bikestats.pl

2010

button stats bikestats.pl

Kumple od kółka

Statystyka roczna

Wykres roczny blog rowerowy sargath.bikestats.pl

Zajrzało tu od października 2010

free counters
Dane wyjazdu:
25.19 km 0.00 km teren
01:05 h 23.25 km/h:
Rower:Ekspert

Praca

Poniedziałek, 17 października 2011 · dodano: 02.11.2011 | Komentarze 3

...jeden numer, a znaczeń tak wiele... © sargath7
Kategoria Praca


Dane wyjazdu:
93.22 km 40.00 km teren
04:53 h 19.09 km/h:
Rower:Ekspert

Trzebież terenowo

Sobota, 15 października 2011 · dodano: 31.10.2011 | Komentarze 6

Pogoda dopisuje, temperatury może nie zachwycają zwłaszcza z rana, ale brak deszczu i bezchmurne niebo w połowie października są jak cisza przed burzą, albo czarny asfalt przed wielkim śniegiem. Pewnie znowu zima zaatakuje znienacka i ostudzi niektórym zapał do kręcenia. Póki jednak jest ładnie nie można narzekać, słusznie bowiem rzecze ten kto wie iż darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Mimo tych pozytywnych aspektów, na szosie już nie ma z kim śmigać, jedni sezony pokończyli innych akademie pochłonęły. No cóż pozostało odkurzyć mtb zobaczyć co w terenie i wśród głuszy leśnej słychać.

Ustawiłem się więc z Pawłem na terenową traskę do Trzebieży i zgodnie z leśnym zwyczajem miało to być z Głębokiego. Nie wiem jakim cudem, ale byłem wcześniej co oznacza, że się nie spóźniłem. Musiałem więc z dziesięć minut poczekać, a mimo października było nader gorąco i połączenie windstoppera z bluzą termo było nietrafionym pomysłem. Tak czekając zauważyłem dwie dziewczyny na mtb ;), jednego szosowca, ten to był dobry podjechał na ławeczki ustawił sprzęt w pozycji na punktowanie do lansu, pokręcił się coś tam pomarudził i pojechał, ale sprzęt nie powiem, zajebisty. Dookoła Głębokiego jeszcze śmigała jakaś kadra młodzików, bo tak ze dwa razy peletonik przemknął koło ławeczek, a poza tym jeszcze masa aktywnych emerytów. Nie można oczywiście zapomnieć o tłumie „kijkowców”, aaa i co najlepsze kąpielisko nawiedziły morsy. Jak im zdjęcia strzelałem to kilku chciało mnie zwerbować, ale mimo iż tego dnia było naprawdę gorąco jakoś nie nabrałem chęci na orzeźwiający skok do wody.

Morsi rytuał © sargath7


No więc jak się naczekałem na Axisa to wreszcie raczył przyjechać i mogliśmy realizować plan terenowy. Trasa bez udziwnień czyli cały czas czerwony szlak do samej Trzebieży, większość znana i lubiana po za odcinkiem od jeziora Piaski, tam mieliśmy dopiero rozdziewiczać ścieżki. Oczywiście nie przepuściliśmy okazji odwiedzenia Bartoszewa, Świdwia i wszystkich innych jezior po drodze.

Nad Jeziorem w Bartoszewie © sargath7

Ptactwo w rezerwacie © sargath7

Jesień w rezerwacie © sargath7


Na asfaltowym odcinku od leśniczówki Podbrzezie do Piaskowej Góry trafiliśmy na dwóch baranów w blacho smrodach, nad jezioro się zachciało, ale nogami nie ma komu już przebierać, więc dupę trzeba podholować, ehh takim to powinni samochody w Odrze topić... najlepiej razem z właścicielem.

W drodze do jeziora Piaski, bardzo wiosennie © sargath7


Po standardowym odwiedzeniu pomostu od strony zachodniej jeziora za cel obraliśmy sobie jego wschodnie brzegi. Ostatnim razem jak byłem tutaj z Jurkiem, to spotkaliśmy rowerzystę który wspominał o pomoście właśnie z drugiej strony. Nie prowadzą tam jednak żadne szlaki więc początkowo zabrnęliśmy w bagna, cofać się nie chciałem, ale jednak opłacało się, oznakowanie jednak było, wbrew pozorom banalne, bo od głównej drogi trzeba się kierować po prostu do „punktu czerpania wody”. Jadąc wzdłuż drogi zauważyłem niecodzienny widok, a właściwie nowe rozwiązanie zastosowania słupa wiszącego, a może porostu jest to pierwotna wersja telekomunikacji bezprzewodowej lub trafniej bezsłupowej :)

Środek był komuś niezbędny, grunt że działa :) © sargath7


Po kilkuset metrach udało się odnaleźć drugi pomost, rowerzysta nie kłamał, a widoczek bombowy. Tyle razy już przyjeżdżałem nad to jezioro i za każdym razem traciłem takie zacne widoki siedząc po drugiej stronie.

Jezioro Piaski z troche innego punktu... widzenia © sargath7

od tego jak upadniemy nie zawsze sami decydujemy © sargath7

Co jest górą, a co dołem? © sargath7

Cisza i spokój... © sargath7


Właściwie to wycieczka mogła się już zakończyć w tym miejscu, bo za nic nie chciało mi się stąd ruszać, czyste niebo, słońce mocno przygrzewające co jak na tę porę roku jest atutem, niezmącona niczym tafla jeziora i kolory zbliżającej się jesieni wokoło. Jednym mankamentem tego miejsca jest, że wie o nim z pewnością większa ilość ludzi sądząc po górach śmieci w krzakach. Śmieciarzom nie wystarczy, że podstawią swojego blachosmroda przy samym brzegu, oni muszą jeszcze zaznaczyć teren informując, że napełniali swoje zbiorniki tłuszczowe.

Jak już udało się zwlec z pomostu na którym sabotowaliśmy wycieczkę ze 20 albo 30 minut, nieudanie oczywiście, bo po chwili już jechaliśmy ponownie czerwonym szlakiem w stronę Trzebieży, a że pierwszy raz ten odcinek robiliśmy terenowo, więc wypatrywaliśmy oznaczeń szlaków raz gubiąc szlak by za chwilę się wrócić i odnaleźć go ponownie. Nie dziwię się jednak, że było przy tym trochę zamieszania skoro niektórym się we łbie poprzewracało i postanowili pozrywać znaki.

Oznakowanie szlaku ... pod drzewem © sargath7


Mimo wszystko docieramy do drogi nr 114 w Brzózkach i kontynuując trasę czerwonego szlaku dojeżdżamy do Zalewu Szczecińskiego na skraju linii brzegowej obok polany rekreacyjnej odkrywamy stary pałac otoczony trzymetrowym murem strzeżony przez agresywnego wilczura. W Internecie udało mi się znaleźć jedynie że chatka jest do kupienia za jedyne 35 baniek, wraz okolicznym terenem i przypałacową stajnią, muszę się zastanowić może wciągnę :D:D:D

Pałac nad Zalewem Szczecińskim © sargath7

Zalew Szczeciński © sargath7

Piękno ma to do siebie, że doceni je nawet ktoś bez wyobraźni © sargath7


Trzymając się uparcie czerwonego szlaku jechaliśmy wzdłuż linii brzegowej co jakiś czas odbijając nad samą wodę, przy jednym z takich odbić natrafiamy ciekawe klify, których nie pokaże, bo zdjęcia nie wyszły, klisza pękła :P. Nieopodal dostrzegliśmy jednak alternatywę dla czerwonego szlaku, a mianowicie ciekawego singletrack’a, długo się jednak nie cieszyliśmy, bo... się skończył. Pojechaliśmy więc na przełaj bezścieżkowo. Po drodze zauważyłem monetę w runie leśnym i aby ubiec Axisa rzuciłem się na nią, nie wiem tylko dlaczego Axis uparcie twierdzi, że to była gleba :P:P:P

Zabawy w bezścieżkowy przełaj zakończyły się koniecznością poratowania się gps’m i grzecznym powrotem na czerwony szlak który już bez stresu doprowadził nas do Trzebieży gdzie po zakupach ruszyliśmy do domu nudną jak flaki z olejem asfaltową szosą do Szczecina przez Jasienicę i Tanowo.
Kategoria Wycieczka


Dane wyjazdu:
66.50 km 0.00 km teren
02:09 h 30.93 km/h:
Rower:Onix

Road Training #3

Piątek, 14 października 2011 · dodano: 27.10.2011 | Komentarze 10

Bezpośrednio po pracy wyjątkowo wykręciłem małą rundkę przez Lubieszyn, Dobrą, Stolec, Dobieszczyn i Tanowo. Odcinek Buk - Stolec to jakaś masakra na szosie, ostatnio jechałem tam kilka miesięcy temu na mtb, więc droga nie wyryła mi się w pamięci jako nieprzejezdna, od dzisiaj odcinek ten jest u mnie skreślony. Do Lubieszyna bardzo mocny wiatr, za Dobrą trochę się uspokoiło, ale zdziwiła mnie mokra szosa, do Dobieszczyna dalej mocy wiatr i dopiero po nawrocie zupełnie inna jazda :)

Rundka zrobiona w ramach treningu, a własciwie odświeżenia, bo ostatnio z czymś mocniejszym to u mnie trochę krucho, niedługo czas się przesiąść na szersze oponki :)

Tak jak przypuszczałem za dużo było ostatnio rozleniwienia nogi nie specjalnie współpracowały.

cień jest niczym bez światła, a światło traci sens bez cienia © sargath7

najważniejsze to obrać dobry punkt widzenia © sargath7
Kategoria Praca, Trening szosa


Dane wyjazdu:
26.20 km 0.00 km teren
00:55 h 28.58 km/h:
Rower:Onix

Szczecin nocą #3

Środa, 12 października 2011 · dodano: 26.10.2011 | Komentarze 5

Fontanna przed UM © sargath7
Kategoria Praca, Szczecin nocą


Dane wyjazdu:
143.33 km 0.00 km teren
06:10 h 23.24 km/h:
Rower:Onix

Ku pamięci Tomka i Bolka

Niedziela, 9 października 2011 · dodano: 26.10.2011 | Komentarze 3

W niedzielę 9.10.2011 ustawiłem się z Jarkiem (Gadzikiem) na moście długim skąd ruszyliśmy na prawobrzeże gdzie zgarnęliśmy po drodze Adriana, Magdę i Romka. W takim składzie udaliśmy się do Stargardu gdzie mieliśmy dołączyć do grupy z którą ruszymy na objazd trasy ostatniego treningu śp. Tomka Kosika i Bolka Szmuca. Z ul. Wielkopolskiej w Stargardzie, po krótkiej przemowie rodzin zabitych rowerzystów, rozpoczęliśmy przejazd zakończony pod Pyrzycami w miejscu tragedii mającego miejsce dnia 25.09.2011 r. Zaczynaliśmy dość pokaźna grupą, a po drodze na trasie dołączały się kolejne osoby, suma sumarum do celu dojechaliśmy w ponad stuosobowym peletonie. Na miejscu ekipa z STC ustawiła pamiątkowe krzyże, padło kilka słów rodzin i przyjaciół upamiętniających kolarzy, a następnie uczciliśmy ich pamięć chwilą ciszy.

Kilka zdjęć które ustrzeliłem.
Jarek - Gadzik © sargath7

Magda i Romek © sargath7

Bartek © sargath7

Adrian © sargath7

Pamiątkowe krzyże w miejscu tragedii © sargath7


Powrót indywidualnie z Jarkiem i Adrianem, przez Gryfino gdzie odstawiamy Adriana i sami już przez Mescherin, gdzie łapię kapcia pierwszego na szosie, na szczęście nie groźnego, powietrze schodzi bardzo powoli, musiałem tylko raz dopompowywać w okolicach Kołbaskowa, jedno pompowanie na 30 km więc uznaję je za niegroźne.

Dane wyjazdu:
111.23 km 0.00 km teren
04:51 h 22.93 km/h:
Rower:Onix

Zamek w Pęzinie

Sobota, 8 października 2011 · dodano: 24.10.2011 | Komentarze 3

Sobota i niedziela nie zapowiadała się ciekawie, a wręcz beznadziejnie, mimo to chciałem wykorzystać na maxa możliwość kręcenia na szosie. Dogadałem się więc z Adrianem, że śmigniemy jakąś krótszą traskę, bo zimno już i wg ICM’u od południa przewidywane długotrwałe opady. Jeden warunek, jak z rana pada to odpuszczamy, jak nie to jedziemy.

Padać z rana nie padało, ale chmury wisiały gotowe do ataku, mimo to szybko się zwinąłem, żeby dotrzeć na 9 do Zdrojów gdzie się ustawiliśmy. Po drodze koło stoczni wyprzedził mnie samochód dostawczy gońców rowerowych i wjeżdżając przede mnie wyraźnie dał mi się schować w tunel, szarpnąłem i wskoczyłem za okazją. Dzisiaj pierwszy dzień kiedy założyłem windstopper i miałem jechać spokojnie co by się nie zgrzać niepotrzebnie, więc gdy na liczniku miałem ponad sześć dyszek chciałem puścić, ale i tak dojechaliśmy razem do mostu długiego gdzie odbiłem w lewo, mimo to z wolnej jazdy nici, a na miejscu byłem o 15 minut za wcześnie.

Jak ochłonąłem i kompan się zjawił mogliśmy jechać dalej. Dzisiaj ja wymyślałem traskę, więc pierwsze co do głowy mi przyszło to zamek w Pęzinie, o którym czytałem w relacjach Shrinka i Michussa, a ostatnio jak tam byłem to o 22 i za wiele nie zobaczyłem. Odległość żadna więc idealnie pasuje na śniadaniową wycieczkę.

Jadąc do Stargardu zbaczamy na promenadę nad Miedwiem, cisza, spokój, niestety zaczynają się zbierać deszczowe chmury i z nieba lecą pierwsze zagubione krople deszczu.

Nie liczmy czasu, czas i tak policzy się z nami... © sargath7

Rowery dwa nad Miedwiem © sargath7

Stalowe chmury rozwiane nad stalową wodą oblane stalowym spojrzeniem © sargath7


W Stargardzie jeszcze nie padało, na stacji zrobiliśmy zakupy i spokojnie ruszyliśmy do Pęzina, zahaczając przy okazji o Trzebiatów :D

W Trzebiatowie :) © sargath7


Gdy dojechaliśmy do Pęzina okazało się że możemy pocałować klamkę, a właściwie rygiel bramy, bo była zamknięta. Jadąc przez Stargard dostrzegliśmy plakat z reklamą zamku i w razie co zapisałem sobie wtedy numery kontaktowe. Teraz byłem zadowolony, że mogę coś zaradzić na tę paradoksalną sytuację. Niestety jeden telefon nie odpowiadał, a drugi odebrał ochroniarz który akurat nie przebywał na zamku. W między czasie jednak pod zamek podjechał samochód w którym kierowca zdradzał zachowanie oczekiwania na otwarcie bramy, więc upatrzyliśmy w tym okazję. Po krótkiej chwili brama się otworzyła i wyszedł jakiś robotnik, który początkowo miał mieszane uczucia co do chęci wpuszczenia nas na teren obiektu, ale po krótkiej rozmowie w której wyjaśniliśmy że chcemy chociaż zwiedzić obiekt z zewnątrz i że jesteśmy z bardzo daleka ;)) zgodził się dając nam pełną swobodę w poruszaniu się wokół obiektu.

Na zamku w Pęzinie © sargath7

Na zamku w Pęzinie © sargath7

Na zamku w Pęzinie © sargath7

Na zamku w Pęzinie © sargath7

Na zamku w Pęzinie © sargath7


Do zamku dojechaliśmy w towarzystwie chmur które tylko i wyłącznie zwiastowały zbliżający się deszcz, jednak ku naszemu zdziwieniu niebo się momentalnie przetarło stwarzając idealne okoliczności na obfocenie całego obiektu.

Na zamku w Pęzinie © sargath7

Na zamku w Pęzinie © sargath7

Na zamku w Pęzinie © sargath7

Na zamku w Pęzinie © sargath7

Na zamku w Pęzinie © sargath7

Na zamku w Pęzinie © sargath7

Na zamku w Pęzinie © sargath7

Co jest przeszłością, a co przyszłością, chyba jednak wszystko jest teraźniejszością... © sargath7

Na zamku w Pęzinie © sargath7

Na zamku w Pęzinie © sargath7


Po dłuższej chwili na zamku, trzeba było się zbierać, bo śniadaniowy wypad zrobił się przedobiednim. Z Pęzina wyjechaliśmy o 14 jadąc z powrotem do Stargardu, ale tym razem od północnego wschodu, przez Ulikowo. Pogoda dopisywała i szkoda było już wracać, ale taki był plan i w sumie jak jest okazja wrócić suchym to należy ją wykorzystać, taa…
Kościół Wniebowzięcia NMP w Pęzinie © sargath7


Opuszczając jednak Stargard niebo zasłoniły chmury i zafundowały chłodny prysznic, jechaliśmy tak w deszczu do Motańca gdzie nie wytrzymałem kolejnych fal wody wlewających mi się do butów i uznałem że trzeba trochę przeczekać, a sądząc po horyzoncie za długo to nie powinno trwać. Zatrzymaliśmy się więc pod wiatą przystanku w Motańcu, przy okazji fundując rowerom czyszczenie z błota oraz w związku z przedłużającym się postojem poznaliśmy twórczość pasażerów tegoż przystanku którzy zabijając czas oczekiwania na właściwy sobie autobus, przelewają swoje myśli w postaci słów zaklętych w czarny mazak idealnie komponujący się z żółto-niebieskim podkładem wiaty. Dowiedziałem się miedzy innymi co sądzą pracownicy netto o swoim kierowniku i kupa innych podobnych postmodernistycznych wierszy :))

Czyszczenie z błota w Motańcu © sargath7


Kiedy wreszcie deszcz przestał padać mogliśmy ruszać, oczekiwanie dało jedynie to że teraz nie padało na nas z góry, niestety jezdnie płynęły i przyjmowanie kolejnych porcji wody do butów to tylko kwestia czasu. W nieskończoność czekać nie mieliśmy zamiaru, wskoczyliśmy na rowery i popędziliśmy do Szczecina, a motywatorem miał być jakiś szybki fast-food w barze na prawobrzeżu. Na miejscu zamówiliśmy po hot dogu. Zamówienie sprawdzone, bo już wcześniej odwiedzałem ten bar i za pięć zeta nie ma chyba nigdzie większych buł – bagatela coś ponad 30 cm, do tego warzywka i zajebisty sosik, parówa do nich to chyba na zamówienie robiona w wersji long :D:D:D
Po szamanku już solo do domu bez specjalnych atrakcji, po za pewnie kilkoma kierowcami pojebami, ale nie ma co opisywać , bo to już staje się nudne.
Kategoria Wycieczka, 100 km <


Dane wyjazdu:
26.21 km 0.00 km teren
00:56 h 28.08 km/h:
Rower:Onix

Praca

Piątek, 7 października 2011 · dodano: 20.10.2011 | Komentarze 5

Punkt widzenia?.... © sargath7
Kategoria Praca


Dane wyjazdu:
83.80 km 0.00 km teren
02:58 h 28.25 km/h:
Rower:Onix

Na skraj rzeszy

Wtorek, 4 października 2011 · dodano: 20.10.2011 | Komentarze 5

Po pracy krótka traska z Axisem do Niemiec, przez Dobrą do Blankensee, dalej kierunek na Book, ale odbiliśmy w lewo przed nim na Plowen i z powrotem do Blankensee.
Temperatura leci na pysk, niedługo czas na długie gaty.
Tempo spokojne, ot tak żeby pogadać i pokręcić.
Słońce szybko zachodzi i powrót na światłach, mimo krótkiego odcinka.
W dystansie dojazd do pracy of course.


Picchio
Kategoria Niemcy, Praca, Wycieczka


Dane wyjazdu:
26.18 km 0.00 km teren
00:55 h 28.56 km/h:
Rower:Onix

Ul. Mariacka - Szczecin przed 1945r. i dziś

Poniedziałek, 3 października 2011 · dodano: 19.10.2011 | Komentarze 3

Ul. Mariacka (Kleine Domstrasse) – obecnie od północy zamyka ją ul. Plac Żołnierza Polskiego, a od południa ul. Grodzka. Swoją nazwę wzięła od placu który przecina, czyli pl. Mariackiego, który zaś swoje miano posiadł od kościoła NMP istniejącego od XIII – XIX wieku – więcej o historii tej lokalizacji.
Do XVI wieku ulica jest podzielona na trzy uliczki o odmiennych nazwach głównie związanych z ulokowanymi przy nich ważnymi budynkami lub od nazwisk ważniejszych mieszkańców tychże ulic. Dopiero od czasów reformacji przyjmuje nazwę Małej Tumskiej (Lutteke Domstrate) początkowo częściowo, a później na całej obecnej długość. W okresie kiedy Szczecin przechodził z rąk do rąk i wzrosło zapotrzebowanie na podniesienie obronności miasta, a władze pruskie przystąpiły do realizacji Twierdzy Szczecin, Mała Tumska została zamknięta od północnej strony bramą Anklamską (obecnie Królewska) która spowodowała wzrost znaczenia komunikacyjnego na rzeczonej ulicy, ponownie także wprowadzono nową nazwę ulicy - Kleine Dohmstrasse. W 1945 po przejęciu Szczecina przez władze polskie ulica otrzymuje nazwę Cieszymira, aby już dziesięć lat później otrzymać obecną nazwę Mariackiej kierując się względami historycznymi tej okolicy.
Do najważniejszych instytucji znajdujących się na obecnej Mariackiej, oprócz nieistniejącego już kościoła NMP, było Kolegium Jageteuffela posiadające miano od nazwiska założyciela, Otto Jageteuffela, ówczesnego burmistrza Szczecina. Kolegium dawało schronienie ubogim chłopcom i dawało wykształcenie rzemieślnicze w zależności od potrzeb okresu w którym działało. Data rozpoczęcia działalności Kolegium to 1399 r. natomiast rozwiązanie nastąpiło wraz z zakończeniem II w. ś. czyli w 1945 r. po 546 latach. Ze względu na długi czas działalności było połączone m.in. ze Szkołą Radziecką i Gimnazjum Miejskim.

Kleine Domstraße 1893 © sargath7

źródło zdjęcia portal - www.sedina.pl
ul. Mariacka © sargath7


Kleine Domstraße 4 © sargath7

źródło zdjęcia portal - www.sedina.pl
ul. Mariacka 4 © sargath7



Więcej z serii Szczecin przed 1945r. i dziś

.

Dane wyjazdu:
302.11 km 0.00 km teren
10:54 h 27.72 km/h:
Rower:Onix

Nocny akcent z „trójką” z przodu

Sobota, 1 października 2011 · dodano: 17.10.2011 | Komentarze 11

Tego dnia wstając rano już wiedziałem, że nie zabraknie ludzi do kręcenia, okazji do czegoś zobaczenia i kilometrów za sobą do zostawienia. Na rano umówiłem się więc z zacną ekipą wychwalającą boga szos, co mi się też ostatnio zdarza, a mianowicie ekipa składała się w fazie pierwszej z Magdy, Romka, Adama, Tomka, Eryka no i oczywiście mnie :D

Pogoda byłą już z rana wyborna, jak na początek października, było wręcz upalnie. Bezchmurne niebo bardzo pozytywnie wpłynęło na motywację do kręcenia.

Na początek więc ustawiłem się z Adamem na Moście Długim skąd pognaliśmy na Prawobrzeże by dołączyć do reszty ekipy na stacji benzynowej w Dąbiu. Dalej ruszyliśmy na Gryfino, gdzie niestety Adam musiał się od nas odłączyć i nieudało się go przekonać na wykręcenie całej traski :)

Ekipa w Gryfinie © sargath7


Za Gryfinem już w fazie drugiej, bez Adama, skręciliśmy na Banie i spokojnym tempem zmierzaliśmy w stronę Chojny. W czasie jazdy przewijały się różne sprzyjające kręceniu i poprawie humoru tematy.
Po drodze jak to po drodze, a właściwie rowie leży zwykle to i owo, począwszy od wszelakiej maści kotów, poprzez dziki obiedzone do białej kości, a kończąc na padle borsuka, który w tym momencie stał się tematem numer jeden, bowiem dowiedzieliśmy się o szokującej wiadomość dotyczącej śmierci karła porno którego z tego co pamiętam zagryzły właśnie borsuki, naszym informatorem był Eryk, który był na bieżąco z najnowszymi faktami :D
W wesołej i pogodnej atmosferze mimo jak się okazuje licznego czyhającego niebezpieczeństwa czającego się na każdym kroku wokół nas, zmierzaliśmy w stronę Chojny.

Ekipa w Baniach © sargath7


Chyba jednak jakiś borsuk chciał... znaczy się pech chciał, że nie dane nam było zakończyć w komplecie tej traski, a to z powodu feralnej szprychy w maszynie Romka, która śmiałą się zerwać :(
Tak więc do Chojny z prędkością awaryjną, co by nie kusić więcej szprych, dojechaliśmy już bez niespodzianek, oczywiście bez pamiątkowej foty się nie obeszło :)

Rozjazd w Chojnie © sargath7


W bardzo już okrojonym składzie, po zjechaniu do pit stopu Romka i Magdy, rozpoczęliśmy fazę trzecią, czyli kierunek Myślibórz. Do tej pory średnia plasowała się kategorii wycieczkowej jak na szoski, ale zostaliśmy obdarowani przez Romka magicznymi napojami które już mu nie były potrzebne z racji awarii i które wpłynęły na średnią w kolejnych etapach. Jechało się nad wyraz dobrze i w mgnieniu oka minęliśmy Trzcińsko Zdrój i znaleźliśmy się w Myśliborzu za którym dołączył Krzysiek jadący w kierunku przeciwnym do naszej zaplanowanej trasy. Tak więc rozpoczynając fazę czwartą mknęliśmy w stronę Pyrzyc.

W Pyrzycach mieliśmy kupić znicze co by postawić na miejscu tragedii z przed kilku dni, niestety nigdzie nie było takich wynalazków, oprócz cmentarza, na który już z racji ograniczeń czasowych nie wracaliśmy. Podjechaliśmy więc tylko na feralne miejsce, gdzie stał już pierwszy pamiątkowy krzyż, na miejscu można było jeszcze zauważyć ślady krwi, kawałki zniszczonego sprzętu i ubrań.

Krzyż w miejscu tragedii koło Pyrzyc © sargath7


Po krótkiej rozmowie ruszyliśmy w stronę Szczecina. Na wysokości Starego Czarnowa dołączyli do nas ponownie Magda i Romek, składy się przetasowały i zrobiły dwie grupy, jedna goniąca do domu, a druga dokręcająca :)
Rozpoczynając ostatnią fazę piątą szybkiego powrotu do domu wraz z Tomkiem i Krzyśkiem ruszyliśmy do Szczecina gdzie udało mi się odnotować dobry czas dający mi zapas minut do przygotowania na jazdę numer dwa. Dane z licznika po powrocie do domu to 190 km ze średnią 30,06.
Zjadłem tylko obiad ogarnąłem się i czas na dalszą drogę czyli kierunek Stargard. W okolicach domu ustawiłem się z Robertem i razem ruszyliśmy na Nocny rajd w rejonie Stargardu.

Bardzo dobrym tempem dojechaliśmy do Kobylanki, gdzie dołączył Michał. Plan zakładał, że najpierw uderzamy na cmentarz odwiedzić groby zamordowanych rowerzystów pod Pyrzycami (niestety nie mogłem być na pogrzebie). Do Stargardu wjechaliśmy już po ciemku i tutaj wielkie dzięki dla Michała za przewodnictwo, bo Stargard po ciemku wygląda zupełnie inaczej i pewnie nie dali byśmy rady tak sprawnie wszystko rozegrać. Prawie po drodze zabraliśmy jeszcze ekipę z Coolbika i szybko na cmentarz. Przed samym cmentarzem mijamy ekipę RS, która już zawijała się na miejsce zbiórki nocnego przejazdu. Szybko więc skoczyliśmy sami odwiedzić groby. Na miejscu masa zniczy i kwiatów, krótka rozmowa, nad nami czyste rozgwieżdżone niebo, trzeba ruszać. Gonimy więc na miejsce zbiórki i ... jesteśmy pierwsi nie licząc jakiejś samotnej rowerzystki siedzącej na krawężniku. Po kilku dziesięciu minutach zaczęło się zjeżdżać towarzystwo. Znajomych od groma więc wymienię tylko tych z BS – Robert, Michał, Krzysiek, Małgosia, Tunisława i Dornfeld.

Kilkanaście minut po 21 ruszylismy na nocny przejazd, zrobiło się już nieco zimno więc wciągnąłem na siebie wszystko co miałem, ale okazało się, że to za mało, bo prędkość przejazdu oscylowała w tempie pieszego, do tego trasa terenowa, znaczy się asfalt miał tyle ubytków, że chyba było go mniej niż dziur. Średnia poniżej 10 km/h. Gdyby nie kupa znajomych to chyba bym zaliczył ten przejazd do najgorszych w karierze.

Robert, ja i Marcin na nocnym rajdzie © sargath7


Po wszystkim tworzymy trzy grupy, jedna jedzie przez las, a dwie szosą, jedna szybka druga spacerowa. Oczywiście w ramach rozgrzewki dołączam do szybkiej i pędzimy do Szczecina.

W centrum już razem z Robertem kierujemy się do domów. Jakieś 500 metrów przed chatą stwierdzam, że brakuje mi z pięć kilometrów do „trójki” z przodu, więc czas na dokrętkę, kierujemy się w stronę Polic. Jedziemy razem tylko do zakrętu przy ul. Pokoju, gdzie zawijam z powrotem. Póki jechałem z Robertem to droga była prawidłowo oświetlona, teraz z moim migaczem każda dziura moja :(

Około pierwszej jestem w chacie.

Fot nie ma i nie będzie więcej, bo nie miałem aparatu.

Dzięki wszystkim za jazdę, a było sporo znajomych, oj sporo, pozdrawiam i do następnego :)