......... Wycieczka, strona 3 | sargath.bikestats.pl

Sargath

avatar Ten dziennik rowerowy prowadzi sargath z miasta Szczecin. Mam nakręcone 27671.67 kilometrów w tym 3202.19 w terenie. Śmigam z prędkością średnią 22.46 km/h i tyle wystarczy. Jeżdżę od dziecka, mój pierwszy rower to "czterokołowiec" Smyk. W pierszym dniu nauki złamało się kółko wspierające i okazało się że drugie nie jest potrzebne. Potem były inne i trafiła się dłuuuga przerwa,aż do momentu, kiedy zrozumiałem że poświęcenie dla własnej pasji i podążanie za ideą jest ważniejsze niż dla kogoś kto nie jest go wart. Pasja ukazuje jakie decyzje podejmujemy i w jakim kierunku zmierzamy ..., a Bikestats'a odkryłem w wakacje '10 :) .
button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

2011

button stats bikestats.pl

2010

button stats bikestats.pl

Kumple od kółka

Statystyka roczna

Wykres roczny blog rowerowy sargath.bikestats.pl

Zajrzało tu od października 2010

free counters
Wpisy archiwalne w kategorii

Wycieczka

Dystans całkowity:15499.96 km (w terenie 2458.00 km; 15.86%)
Czas w ruchu:662:51
Średnia prędkość:22.20 km/h
Liczba aktywności:166
Średnio na aktywność:93.37 km i 4h 16m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
133.10 km 0.00 km teren
05:32 h 24.05 km/h:
Rower:Onix

Altwarp

Sobota, 17 marca 2012 · dodano: 05.04.2012 | Komentarze 7

Na weekend zapowiadała się świetna pogoda, a do tego udało mi się wreszcie po raz pierwszy w tym roku wyciągnąć Adriana na wspólną traskę. W tabelach pogodowych jak zwykle ranek zimny, a okolice popołudnia to ostry skok temperatury, więc uznałem że godzina 10 na start będzie optymalna. Rano jednak chciałem trochę zmodyfikować plany i załatwić przy okazji jedną sprawę więc dryndnąłem do Adriana i okazało się że i on będzie miał mały poślizg. Po drodze zagapiłem się na fajną dziewczynę i przy nawrocie w celu zagadania wyrżnąłem szlifa i wygiąłem sobie prawą klamkę w szosie :P Koniec końców na moście długim byłem o 11 :D Adrian czekał na mnie jakieś pół godziny, ale jakoś mi się upiekło.

Po drodze musieliśmy zaliczyć sklep spożywczy i aptekę. Potem przypomniało mi się o kantorze co by mieć ojro na fisz buły, więc po drodze na głębokie myślałem gdzie są kantory, ostatecznie udało się dorwać kantor na osiedlu Zawadzkiego, potem jeszcze jeden sklep spożywczy i możemy kontynuować jazdę. Na głębokim byliśmy koło 12 i tu kolejny, chwilowy tym razem, postój, bo wypatrzyłem Gosię i Adama którzy jechali do Rieth, w sumie ten sam kierunek co ja i Adrian, ale Adam powiedział, że jadą spacerowym tempem więc od razu przypomniało mi się spacerowe tempo z ekipą RS :))

No nic pożegnaliśmy się i kierujemy się sami na Dobieszczyn. W Tanowie kolejni znajomi, tym razem Jarek (Gadzik), tylko mu odmachnęliśmy bo pruł wracając z porannej setki. Ledwo minęliśmy Tanowo, gdy z naprzeciwka co chwilę mijali nas szosowcy do samego Dobieszczyna, nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to że naliczyłem ich z 50 sztuków. Większość oczywiście szlachta ręki nie podniesie jak się ich pozdrawia, a z jednego mieliśmy ubaw, jechał w koszulce na ramiączkach ostro przypakowany już solarium w tym roku zaliczone, jak mu machnąłem pozdrowienie to spojrzał na mnie jak bym mu pokazał środkowy palec, chyba za dużo koksu wciągał i mózg mu się też przypadkiem skoksował.

Jako że śniadania dzisiaj nie zjadłem to mi o tym żołądek przypomniał i miałem ostre ssanie. Na szczęście dojechaliśmy już do granicy gdzie zrobiliśmy sobie popas. Po 10 może minutach patrzymy, a tu Adam z Gosią jadą, sobie pomyślałem od razu że spacerowym tempem to na pewno nie jechali. Połączyliśmy więc siły, bo w kupie raźniej :)

Popas w Dobieszczynie na granicy © sargath7
foto Adama

Rusałka © sargath7

słabo mi wyszła, ale fociłem na maksymalnym zoomie (24), bo strasznie płochliwe te motyle w tym roku :(

Na wspólnych rozmowach szybko czas minął i zanim się obejrzeliśmy, byliśmy w Rieth. Dłuższa chwila postoju głównie foto i jakoś się rozleniwiłem. Czas też za szybko uciekał, a niestety nie miałem całego dnia i powoli zakradała mi się do głowy chęć darowania sobie jazdy do Altwarp. Kusząca była alternatywa wracania w większej grupie, bo Gosia i Adam właśnie zawracali na Szczecin. Szybka walka z myślami i jednak dłuższa traska wygrała. Coś mnie tego dnia ciągnęło do Altwarp, może to ta niedoszła fisz buła obiecana przez Misiacza na poprzednim wypadzie :P

Na przystani w Rieth © sargath7

Przystań w Rieth © sargath7

W Rieth © sargath7

W Rieth © sargath7



Ostatnim razem jak odbiłem z Rieth na Altwarp jechałem na mtb teraz na szosie i jakoś z głowy mi wypadło, że trasa przez las podchodzi pod przełaj, a nie jak to mi się ubzdurało wygodnym asfaltem przez las. Na szczęście odcinek krótki, potem jednak bruki się zaczęły masakryczne, a w Warsin rozbierali chodnik który był jednym zbawieniem przed wybitymi zębami :P

Mały przełaj na trasie © sargath7

Adrian foci © sargath7

Przełajowy odcinek © sargath7


Jak dotarliśmy do Altwarp to się pokręciliśmy, pofociliśmy i pojedliśmy. Tak jeden jedyny lokal był otwarty gdzie sprzedawali fisz buły a’la Bismarck za 2 ojro. Kupiliśmy i zjedliśmy, buły dobre, ale zdzierstwo straszne, lepiej na browary kasę przeznaczyć. Piwo w Niemczech, a żarcie w Polsce :D:D:D


W Altwarp © sargath7

W Altwarp © sargath7

W Altwarp © sargath7

W Altwarp © sargath7

W Altwarp © sargath7

W Altwarp © sargath7

W Altwarp © sargath7

W Altwarp © sargath7

W Altwarp © sargath7

W Altwarp © sargath7

W Altwarp © sargath7

W porcie Altwarp © sargath7


Czas niestety nieubłagany więc nie było mowy o opierniczaniu się. Zresztą temperatura nad wodą nieciekawa. Słońce powoli chowało się za mleczną poświatą przez co promienie słońca nie dochodziły tak ciepłe na ziemię.

Krokusy koło Altwarp © sargath7


Powrót już bez przełaju przez Luckow, niestety z brukiem, a bardziej znaczący postój z racji czasowych dopiero w Tanowie pod delikatesami. Wypad z Adrianem jak zawsze udany. Pozdrowienia dla Gosi i Adama za miłe dotrzymanie towarzystwa na części trasy :)

Dane wyjazdu:
134.10 km 0.00 km teren
05:52 h 22.86 km/h:
Rower:Onix

Schwedt (Krajnik)

Sobota, 25 lutego 2012 · dodano: 21.03.2012 | Komentarze 4

Ostatnio pogoda była łaskawa i po śniegach nie było już dawno śladu, jezdnie coraz suchsze, znaczy się z czystym sumieniem coraz częściej będzie można wyciągnąć szoskę. Umówiłem się więc już kilka dni wcześniej z Pawłem - Axisem na ten weekend, bo ostatnimi czasy słabo mi idzie kręcenie, ale nie narzekam. Na masie jeszcze zwerbowałem Krzyśka (krzysiej) i w sobotę można było ruszyć z pl. Lotników około 10:00.

Mimo słońca i w miarę przyjemnej temperatury jak na luty, wiał strasznie silny wiatr o czym się przekonałem jadąc Piastów na wysokości akademika, otrzymałem nagle takiego strzała powietrznego, że wyniosło mnie na lewą stronę pasa ruchu tworząc cholernie niebezpieczną sytuację gdyby coś za mną jechało, ale miałem szczęście i poza koniecznością chwilowego zatrzymania nie było dodatkowych konsekwencji.

Do Schwedt tradycyjnie wałem nad Odrą gdzie wiało w ryj przez większość trasy do tego stopnia, że Axis rejestrował momentami na swoim liczniku prędkości poniżej 20 km/h. Za Gartz zastanawialiśmy się czy nie zawrócić i gdzieś w Gryfinie walnąć kebaba i rzucić to wszystko w cholerę, ale wiadomo zacisnęło się zęby i jakoś doczłapaliśmy się do Schwedt, skąd odbiliśmy na wcześniej ustalone jedzonko w knajpce koło mostu w Krajniku. Po drodze zastanawiałem się co zrobimy z rowerami z racji tego że jedzenie na dworze w taką wichurę mi się nie uśmiechało. Uznałem że po oparciu o szybę będą na widoku w miarę bezpieczne, ale jak się okazało po dojechaniu, restauracji ani widu, ani słychu, zamiast niej sklep tekstylny :((

Okazało się, że knajpa została sprowadzona do poziomu piwnicy i to tak ciasnej, że już zacząłem przyzwyczajać się do faktu jedzenia na dworze, ale obsługa o dziwo nie miała nic przeciwko abyśmy z bunkrowali się z rowerami i tak też zrobiliśmy, zamawiając po zupie i dwóch 30 cm pieczonych kiełbasach i dodatkowo zamówionym przeze mnie Żywcem (bo ustaliliśmy, że powrót też przez Niemcy) :)

Po jedzonku pokręciliśmy się trochę po Krajniku w poszukiwaniu dopalaczy w postaci mleczka w tubce, napojów i oczywiście sklepu który jest na tyle cywilizowany i ma terminal do płacenia kartą.

Droga powrotna to raczej boczny wiatr, momentami w plecy też wiało, ale za dobrze to być nie może niestety. Kilka kilometrów przed Gartz, Axis łapie kapcia, ale całość wycieczki utrzymywała nas w dobrych humorach więc nawet przy wrednym wietrze i kilku drobnych niedogodnościach panowała atmosfera niewybrednego humoru.

Dane wyjazdu:
84.48 km 50.00 km teren
04:34 h 18.50 km/h:
Rower:Ekspert

Trzebież - po śniegu

Sobota, 4 lutego 2012 · dodano: 14.03.2012 | Komentarze 11

Poniższy tekst jest subiektywnym odczuciem autora, więc osoby które pamiętają czasy kiedy w szkołach nauczyciel napieprzał ich linijką po łapach są proszeni, jeśli już, o skupienie się jedynie na zdjęciach ...

W piątkowe popołudnie czytając zaproszenie do wspólnego kręcenia po śniegu przez Montera na sobotę 4 lutego A.D. 2012, dałem się zwieść planowanym szybszym tempem i przyjechałem pod pomnik czynu polaków gdzie trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy.

Pomnik Czynu Polaków © sargath7


Z początku wszystko ok Monter i Bronik już czekali, potem zjawił się Yogi, ale!...
... za chwile na rozpalonym słońcem horyzoncie ujrzałem skuteczny spowalniacz tempa- Baśka - niezmordowany potencjalny dawca organów wycieczek rowerowych :P

No ale to jeszcze nic gdy dowiedziałem się, że po drodze na Głębokim czekać będzie Siwobrody, celebryta BS’owy, więc marzenia o powrocie koło 14-15:00 mogłem pogrzebać w pobliskiej kupce śniegu.

Jednak zawału mało nie dostałem gdy w oddali zobaczyłem sylwetkę Dornfelda, teraz to nawet 16:00 była zagrożona. Na szczęście okazało się, że jeszcze nie opanował techniki jazdy po śniegu O_o więc nie zaszczyci nas swoją obecnością :P

Na koniec dotarli jeszcze Misiacz i kolega Montera, więc wreszcie można było ruszać, zwłaszcza że już robiło się zimno.

Po dotarciu na Głębokie i dołączeniu Siwobrodego mieliśmy komplet ośmiu sztuk.

Wiatr nie przeszkadzał, ale to i tak nie miało znaczenia, bo prędkość była poniżej „wiatrowej”, a i tak o zgrozo postój mieliśmy już Tanowie. W między czasie Misiacz zniknął gdzieś w chaszczach. Co by nie było wykorzystałem czas na smarowanko palców nóg i rąk rozgrzewającą maścią, bo temperatura oscylowała w okolicach – 15* C i niestety to mój słaby punkt. Wszystkim się tak dobrze rozmawiało, że zastanawiałem się czy jesteśmy już u celu tej ekstremalnej wyprawy :P

Z zarośli wychodzi zwierz znany jako Misiacz © sargath7


W dalszej części spaceru rozpadał się śnieg, ale na szczęście nie wyhamował zbytnio zawrotnego pędu peletonu i zdziwiony byłem kiedy kilka razy licznik przekroczył nieprzekraczalną barierę dźwięku niektórych uczestników, a mianowicie 20 km/h. Po drodze wyprzedzało nas kilku kierowców debili chwalących się działającym w ich puszkach klaksonem. Tak w miarę spokojnej atmosferze i tętnie poniżej progu tlenowego dotarliśmy do skrętu na leśną drogę asfaltową przy leśniczówce Podbrzezie, gdzie zaliczyliśmy kolejny postój (to chyba trzeci już nie licząc startu :P).

Postój koło leśniczówki Podbrzezie © sargath7


Jak się okazało nasza niezniszczalna Baśka jak zwykle była chora, więc nie skorzystałem z podstępnej propozycji koedukacyjnego picia z jednego kubka zaproponowanej przez Nią herbaty z termosu.
Zatwardziali palacze stojąc lekko z boku pyknęli po jednym Popularnym bez filtra, a reszta normalnych pochłaniała w tym czasie kanapki, nawet ja tym razem wziąłem ze sobą wałówę co by przełamać stereotypy Misiacza.

Gdy wszystkim zrobiło się wystarczająco zimno to przypomnieli chyba sobie, że jesteśmy na wypadzie rowerowym, a nie na pikniku i po chwili zmierzaliśmy nad kultowe jezioro Piaski. Po konsultacji z Monterem zadecydowaliśmy, że przeciągniemy ekipę po małych wertepach, a nuż ktoś przytuli matę ziemię i grupa zobaczy jezioro z innej perspektywy, bo jak się okazało tylko ja z obecnych znałem ten skrócik. Oczywiście Siwobrody nie zawiódł organizatorów i już na pierwszej prostej badał grubość powłoki śnieżnej.

W drodze nad jezioro Piaski © sargath7

Niepozorny skrót © sargath7

Okolice j. Piaski © sargath7

Po pierwszej glebie Siwobrodego kilka osób postanowiło pokonać dystans z buta © sargath7

W Trzebierskim lesie © sargath7

Monter zachęca by brnąć dalej © sargath7

Zaproszenie Montera okazało się skuteczne © sargath7

Pogoda dopisuje © sargath7

Niezbadane szlaki © sargath7

Misiacz mówił, że to drzewo Shrinka, ale nie wiem dlaczego... © sargath7


Reszta narzekała i marudziła, ale jak dojechaliśmy na miejsce to wszystkim kopara opadła i zaczęły się zabawy na śniegu. Na miejscu byli jacyś dziwni turyści, co mieli radochę gdy zobaczyli rowerzystów, nie wiem ale to chyba była jakaś prywatna wycieczka z Polski. Baśce dostało się od większości sumie nie wiem za co, ale począwszy od serii śnieżnej, przez natarcie, po szlif na plecach. Siwobrody oberwał kulą w łeb, próbował się odgryźć, ale nie te lata niestety :P

J. Piaski © sargath7

J. Piaski © sargath7

J. Piaski © sargath7

Druga gleba Siwobrodego © sargath7

J. Piaski © sargath7

J. Piaski © sargath7

J. Piaski © sargath7

J. Piaski © sargath7

J. Piaski © sargath7


Dalej uderzyliśmy na Trzebież gdzie za namową Baśki podjechaliśmy na plażę.

Zamarznięty zalew © sargath7

Na plaży w Trzebieży © sargath7

Siwobrody – zamaskował brodę © sargath7

Monter © sargath7

Bronik © sargath7

Misiacz © sargath7

Baśka... no comment © sargath7

Yogi © sargath7

Kumpel Montera © sargath7

Takie tam przyrodnicze - ruda wiewióra napastuje niedzwiedzia polarnego :P © sargath7


Zwiększyłem częstotliwość zerkania na zegarek i wiedziałem już od dłuższego czasu, że 14 w domu jest nie realna, chyba, że zakrzywię czasoprzestrzeń, teraz marzeniem była 16. Niestety Monter wymyślił skróty. W międzyczasie Siwobrody zaliczył jeszcze kilka gleb dobijając do czterech. Na czwartej zrobił to tak perfekcyjnie, że go zgubiliśmy, więc dłuższy postój murowany. Po nardzie wywnioskowaliśmy, że pewnie został porwany przez dzieci z pobliskiej wioski przez którą przejeżdżaliśmy, bo pewnie został uznany za Mikołaja i chcieli go zlinczować za marne prezenty na Boże Narodzenie :D:D:D

Wszystko złożyło się na to, że musiałem w pewnym momencie się odłączyć, bo niestety nie dysponowałem całym dniem na wycieczkę w okolicach 100 km. Tak też się stało i kilka kilometrów przed Tanowem mknąłem już sam do Szczecina, choć trochę reperując niską średnią :P W domu byłem trochę po 16, czyli nieźle.
Kategoria Wycieczka


Dane wyjazdu:
130.11 km 0.00 km teren
06:17 h 20.71 km/h:
Rower:Ekspert

Altwarp

Sobota, 14 stycznia 2012 · dodano: 03.02.2012 | Komentarze 4

Po tygodniu bimbania czyli odpoczynku po traumatycznych wspomnieniach wycieczki z przed tygodnia postanowiłem dołączyć do ekipy którą rekrutował Jarek – Gadzik. Uznałem że z nim nie zmarznę i tempo będzie przyzwoite. Udałem się więc na Błonia gdzie był umówiony punkt zbiórki. Na miejscu był już Jarek i Pandi. Po chwili rozmowy i uzyskaniu informacji o potencjalnych uczestnikach, postanowiłem ubrać dodatkową warstwę ubrań - mam nadzieję że napisałem to wyjątkowo delikatnie i nikt z potencjalnych odbiorców nie zejdzie na zawał czytając ten wpis.

Bardzo pozytywną informacją okazała się obecność Misiacza z którym dawno nie zrobiłem żadnego kilometra. Po za tym jego obecność gwarantowała mocniejsze tempo, bo nie od dzisiaj wiadomo, że to koks i cyborg, do tego z dużym doświadczeniem. Gdzie mi do niego, na świecie mnie nie było jak kupował klucze jako balast do swych sakw :P:P:P

Kiedy zebrała się cała ekipa mogliśmy jechać zahaczając o Głębokie gdzie dołączył Misiacz. W sumie było nas dość sporo, a temperatura w okolicach lekko powyżej zera (dla zdziwionych to wpis z 14.01.2012). W sumie to co mogę wymienić z obecnych był Jarek - Gadzik, Paweł - Misiacz, Robert - Lewy, Krzysiek – Monter, Siwobrody – palacz numer 1 (dołączył w Pilchowie), Grom, Tomek, Jaszek i nieznany mi palacz numer 2.

Ekipa na Głębokim © sargath7


Pierwotnie ustalone było, że wszyscy jedziemy do Rieth i z powrotem terenem wschodnich rubieży puszczy Wkrzańskiej. Po drodze w Pilchowie zgarnęliśmy Siwobrodego. Nie będę ukrywał, że pomyślałem sobie, że teraz to do tego Rieth za szybko nie zajedziemy, a kolejnych ubrań już nie miałem. Jednak w miarę miło się zaskoczyłem, bo do Dobieszczyna przez większość czasu widziałem na liczniku dwójkę z przodu. Dopiero później dane mi było zrozumieć przyczynę takiego skoku formy Siwobrodego, a mianowicie jego magicznego soku z gumijagód który popijał dyskretnie wyciągając z za pazuchy niepozorną piersióweczkę.
Sam jednak trzymałem się z tyłu razem z Misiaczem i tak czas leciał na pogaduchach o sprawach ważnych i tych mniej ważnych. Po drodze było kilka postojów, m.in. w Ludwigschof.

Gadzik © sargath7

- koniec zabawy, czas na dopalacze!


Misiacz © sargath7

- nie ja dziękuje, już koksiłem przed wyjazdem!


Siwobrody i jego sok z gumijagód © sargath7

- sok z gumijagód czyni cuda…


Lewy © sargath7

- cholera, chyba teraz będzie mocniej, czas na ostatnie poprawki…


Pandi © sargath7

- fakt sok z gumijagód od Siwobrodego to przednia mikstura…


Tomek © sargath7

- no to teraz się zacznie…


Grom © sargath7

- marsz! marsz! z ziemi szwabskiej do Polski!!!


Jaszek © sargath7

- spokojnie chłopaki, miało być tempo umiarkowane…


Kolega Montera © sargath7

- eee tam dopalacze, nie lepiej ziołem się sztachnąć???


Krążą legendy że jechał z nami Sierżant Monter, ale niestety był tak szybki, że nie udało mi się go dorwać w objęcia migawki.
Koksy się rozkręciły i po chwili byliśmy w Rieth, ja i Misiacz oderwaliśmy się trochę od grupy co by być tam szybciej. Misiacz nie mógł zdzierżyć tempa wycieczki, mimo że podobno żarty się skończyły. Wrzuciliśmy trójkę z przodu i chwilę poczekaliśmy w centrum tej „wielkiej” metropolii. Jak reszta w tumanach kurzu do nas dołączyła to mogliśmy się wywietrzyć nad jeziorem Nowowarpieńskim.

Marina w Rieth © sargath7

Widok na Nowe Warpno © sargath7

Środek zimy wita wiosnę © sargath7


Nad wodą wiał przeszywający wiatr, więc postój zapowiadał się krótki.
Kiedy czas było się zbierać, Misiacz zaproponował ucieczkę ekipie i skok do Altwarp. Jak to zasugerował… szkoda żeby się poranny koks zmarnował na wycieczkę, która nie zrobi dzisiaj setki :P
Przystałem ochoczo na propozycję, zwłaszcza że obiecał bułę rybną na miejscu :)

W brzozowym lasku w drodze do Altwarp © sargath7


Do Altwarp jechaliśmy >asfaltową< ścieżką przez las, Niemcy jednak nie mają poszanowania dla natury :P
Po drodze tematy o pechu, wiatr też w sumie pechowo wiał w ryj, ale na ostatnim odcinku przed Altwarp otrzymaliśmy trochę szczęścia od losu i powiało trochę w plecy.
Jak się okazało nie byłem nigdy w Altwarp więc tym bardziej byłem zadowolony z podjętej decyzji. Misiacz nakręcał tempo więc szybko znaleźliśmy się na miejscu, gdzie zwiedzanie zacząłem od wioski smefów – tak powiedział przewodnik Misiacz…

Chatka papy smerfa © sargath7


…następnie do portu…
Będąc w porcie poczułem się oszukany, z obiecanej buły rybnej nici, lokal zamknięty na cztery spusty. W tym momencie jeszcze bardziej zgłodniałem, a niestety nie zabrałem jedzenia, bo jak już wspominałem miała to być szybka akcja, a nie zapuszczanie się na tyły wroga.

W porcie Altwarp © sargath7

W porcie Altwarp © sargath7

W porcie Altwarp © sargath7

W porcie Altwarp © sargath7


Misiacz podobno jak zwykle niewinny, więc walnąłem focha i oddaliłem się w kierunku nabrzeża, nad zatokę Nowowarpieńską, żeby pobyć w samotności :P:P:P

Nad zatoką Nowowarpieńską © sargath7

Czapla Siwa © sargath7

Nad zatoką Nowowarpieńską © sargath7

Nad zatoką Nowowarpieńską © sargath7


Potem na chwilę do miasta…

W Altwarp przy Seestrasse 55 © sargath7


… I na punkt widokowy

Widok na Uznam © sargath7


Wracając z Altwarp liczyliśmy na wiatr w plecy, no ale jak się umie liczyć to trzeba liczyć na siebie. Na dodatek pierwszeństwo prawie wymusiły nam trzy łosie, które nie miały chęci na pozowanie do zdjęć, więc foty nie będzie :P:P:P
Powiem szczerze, że miałem spore odcięcie mocy, nie wiem czy to przez tygodniowy brak ruchu, czy przez brak jedzenia, ale lekko nie było, zwłaszcza pod wiatr. W okolicach jednostki wojskowej Misiacz okazał mi miłosierdzie i podzielił się swoją ostatnią bułką :D
Siły wróciły momentalnie, nie wiem czym była posmarowana buła, ale dała mi mocnego kopa.
Szybko minęliśmy Dobieszczyn, a zbliżając się do Tanowa natknęliśmy się na ekipę dzików.


Alf w lesie © sargath7


Do Tanowa wpadliśmy z gotowym planem nalotu na lokalne delikatesy, machnęliśmy po kiełbasie z bułą, ja dodatkowo zapiłem czarnym frugo. No to frugo.

W domu byłem około 16 starego czasu :P


.

Dane wyjazdu:
56.16 km 20.00 km teren
h km/h:
Rower:Ekspert

XX Finał WOŚP Z Rowerowym Szczecinem

Sobota, 7 stycznia 2012 · dodano: 10.01.2012 | Komentarze 22

Na zaplanowaną wycieczkę przez RS miałem zamiar wybrać się bez względu na pogodę. Gdy wstałem w sobotę rano i spojrzałem przez okno pomyślałem, że będzie to szybka akcja w kilka osób, bo lekki deszczyk zwykle szybko przetrzebia szeregi rowerzystów. Jakie było moje zdziwienie, gdy na placu lotników zastałem dość sporą grupę uczestników, a nawet dziennikarzy. Koniec końców po dotarciu spóźnialskich liczyliśmy, aż 27 osób. Dobrze że wziąłem dodatkową bluzę, bo wśród rowerzystów było sporo maruderów nieprzekraczających progu 15 km/h. Dojazd na obrzeża Polic zajął nam ponad 2 godziny, masakra, aż z wrażenia zgłodniałem, dobrze że na traskę wybrał się m.in. Piotrek, z których robiliśmy szybkie rozgrzewkowe odskoki, bo chyba bym zamarzł, stojąc praktycznie w miejscu. Byłem pełen obawy myśląc o tym jakie tempo będzie jak wjedziemy w teren.

W lesie fajne błotko, trasa ogólnie fajnie zaplanowana, ale poziom uczestników, tragedia. Zaliczyłem kilka kałuż i od razu zaczęło cos mi trzeć i chrupać w hamulcach. Jak się później okazało przez 30 km jechałem z zablokowanymi co zaowocowało ich kompletnym wytarciem, ostały się ino blachy bez okładzin, a sprężynki się ulotniły nie wiadomo co z zaciskami, bo mi się tłoczki nie cofają, będę musiał w wolnej chwili je rozebrać.

Trasa spoko, błoto dopisało, pogoda jak na taki wypad, świetna, humor wśród uczestników, dopisał, natomiast czasowo, tragedia. Najgorzej było z przemoczonymi rękawicami, palce mi prawie odmroziło, jak wszedłem do klatki w bloku, to tak mnie uderzyła fala gorąca, że myślałem że mi końcówki palców odpadną :))

Tu o nas napisali:
http://www.24kurier.pl/Aktualnosci/Szczecin/Rowerem-dla-Orkiestry

Kilka fotek zrobionych przez Yogiego jak męczę kałużę :))

Sesja w puszczy © sargath7

Sesja w puszczy © sargath7

Sesja w puszczy © sargath7


Dane wyjazdu:
62.11 km 15.00 km teren
02:38 h 23.59 km/h:
Rower:Ekspert

Tanowo + miasto (start sezonu 2012)

Poniedziałek, 2 stycznia 2012 · dodano: 10.01.2012 | Komentarze 2

Jako, że po sylwku miałem dodatkowy dzień wolny od pracy postanowiłem się przewietrzyć. Trasa nic szczególnego, bardzo podobnie jak w grudniu. Więcej błota w lesie.
Kategoria Wycieczka


Dane wyjazdu:
89.78 km 45.00 km teren
04:10 h 21.55 km/h:
Rower:Ekspert

Szlak Orła Bielika

Środa, 28 grudnia 2011 · dodano: 08.01.2012 | Komentarze 14

W okresie między świętami, a Sylwestrem miałem tą przyjemność, jak to bywa co roku, byczyć się na urlopie. Plany były ambitne, ale rzeczywistość szybko je zrewidowała i tak naprawdę z całego tygodnia wolnego jeden przypadł na rower, więc postanowiłem wykręcić coś bardziej konkretnego, to niestety też nie wyszło i ledwo zbliżyłem się do setki. Pierwsze, że wstałem późno, drugie pogoda od jakiegoś czasu zdecydowanie pod psem, a trzecie gdzie tu w ogóle jechać, zwłaszcza że wypad solo. Trasę jednak udało się obrać na szybko z rana, bo przypomniałem sobie, że kilka osób opisywało niedawno „Szlak Orła Bielika” więc szybko podjąłem temat i bez zbędnego planowania ruszyłem na traskę. Upewniłem się tylko, że szlak zaczyna się w Pargowie, bo na więcej szczegółów nie miałem zbytnio czasu wychodząc koło 10 godziny z domu :P

Deszcz kropił już jak wychodziłem z domu, a wiatr dodatkowo zniechęcał, mimo to dojechałem do Kołbaskowa, następnie w Neurochlitz zjechałem na trasę rowerową do Gartz, gdzie odbiłem na nową ścieżkę do Pargowa. W Pargowie byłem kilka razy, ale chyba nigdy nie fotografowałem ruin tamtejszego kościoła z XIII w.

Ruiny kościoła w Pargowie © sargath7

Jedyne zachowane zdobienia ruin XIII wiecznego kościoła © sargath7

Sztukaterie © sargath7

Alfa i Omega © sargath7

Ruiny kościoła w Pargowie © sargath7

Zdewastowane nagrobki przy kościele © sargath7

Ruiny kościoła w Pargowie © sargath7


Brak przygotowania do wycieczki właśnie teraz zaczął się objawiać, bo rozglądając się wokoło nie widziałem żadnego znaku kierującego na przedmiotowy szlak. Ruszyłem więc po za tą małą wioseczkę i obawy okazały się nie słuszne, bo po chwili dostrzegłem tabliczkę informacyjną. Cały szlak do samego Siadła jest oznaczony perfekcyjnie, jedynie w końcowym odcinku z powodu wandali kilka znaków zostało przekrzywionych lub leżało pod słupkami lub drzewami. Natomiast od Siadła Dolnego jakaś masakra, zero znaków.

Co do samego szlaku to nie powiem bardzo atrakcyjny mimo szarości dnia. Już w początkowej fazie można było dostrzec ptactwo drapieżne, niestety nie był wśród nich Bielik, ale klimat naprawdę ciekawy. Wbrew ciągłym ostatnio opadom deszczu błota na ścieżkach nie było zbyt wiele, ale stan samej nawierzchni w wielu miejscach rozryty przez dziki w negatywny sposób wpływa na komfort jazdy.

Wjazd na szlak od strony Pargowa © sargath7

Na szlaku Orła Bielika © sargath7

Na szlaku Orła Bielika © sargath7

Na szlaku Orła Bielika © sargath7

Na szlaku Orła Bielika © sargath7

Na szlaku Orła Bielika © sargath7

Na szlaku Orła Bielika © sargath7

Na szlaku Orła Bielika © sargath7


Od Pargowa do Siadła szlak ma tendencję spadkową z dwoma w zasadzie istotnymi górkami posiadającymi niezły spadek i zakręty. Po drodze kolejne ruiny kościoła, tym razem w Moczyłach.

Ruiny kościoła w Moczyłach © sargath7

Stara płyta nagrobna © sargath7

Ruiny kościoła w Moczyłach © sargath7


Od Moczył szlak biegnie odkrytym terenem z widokiem na Dolinę Dolnej Odry.

Na szlaku Orła Bielika © sargath7

Na szlaku Orła Bielika © sargath7



W Siadle Dolnym © sargath7

Sztukateria starej kamienicy w Siadle Dolnym © sargath7


Gdy dojechałem do Siadła Dolnego skończyły się oznaczenia, pokręciłem się więc w kilku kierunkach, jednak dalej była lipa, dodatkowym zdziwieniem był dystans jaki przejechałem i któremu było daleko do zaplanowanej setuchny. Po chwili namysłu były dwie opcje, albo wracać do domu i olać dystans, ewentualnie po drodze zaliczyć kilka innych tras, albo przejechać się z powrotem szlakiem orła i wrócić przez Kołbaskowo tą samą drogą co przyjechałem. Wybrałem opcję drugą z racji niespodzianki jaką zafundowała mi pogoda, bo około 13 wyszło przepiękne słońce. Szybkim już tempem poruszałem się w stronę Pargowa, a szlak w przeciwnym kierunku dostarczał nowych atrakcji, a piękna pogoda dodatkowo pozytywnie nastrajała.

Na szlaku Orła Bielika © sargath7


Gdy znalazłem się z powrotem w Pargowie, konieczność powrotu przez Rosówek jakoś mi nie przypadła do gustu, a tego dnia byłem strasznie niezdecydowany. Dojechałem w zasadzie do Neurochlitz, gdzie do głowy przyszła mi myśl – skoro dwa razy jechałem szlakiem to dlaczego by nie zrobić trzeciej rundki i już legalnie wrócić od siadła do Szczecina, tak też zrobiłem, ale i tym razem nie znalazłem żadnych oznaczeń które doprowadziły by mnie do końca szlaku, więc ostatecznie Szlak Orła Bielika zaliczony trzykrotnie na odcinku Pargowo – Siadło Dolne i powiem szczerze, że chętnie bym tam pocisnął jeszcze raz :)
Kategoria Wycieczka


Dane wyjazdu:
39.02 km 0.00 km teren
01:50 h 21.28 km/h:
Rower:Ekspert

Po mieście

Niedziela, 18 grudnia 2011 · dodano: 19.12.2011 | Komentarze 3

Spokojna jazda po mieście z Axisem w deszczu :)

Ha! i jestem z wpisami na bieżąco :)))
Kategoria Wycieczka


Dane wyjazdu:
143.71 km 0.00 km teren
05:47 h 24.85 km/h:
Rower:Onix

Ueckermunde – kebab o zachodzie słońca

Sobota, 12 listopada 2011 · dodano: 17.12.2011 | Komentarze 3

Jak w tytule, po co się pierniczyć z opisem :P

Nie no nie będę taki jak Adrian i jakiś opis wyrzeźbię, mimo iż od wypadu minął ponad miesiąc i w sumie ledwo co pamiętam to się poświęcę.
No więc po Święcie Niepodległości nastał drugi dzień dłuższego weekendu, a że jakiś wypad mieliśmy zaplanowany już w poprzednim tygodniu to pozostało tylko nakreślenie trasy i oczywiście jak zwykle osobą która to musiała zrobić byłem ja. Pierwsza myśl, dawno nie jadłem kebaba i dawno nie byłem w Ueckermunde. Kebab o zachodzie słońca nad zalewem :P

Start z Mostu Długiego nie pamiętam o której, ale z rana jakoś. Piękne słońce zwisało nad horyzontem i byłem przed czasem, ha! Tak nie spóźniłem się. Po chwili doczłapał się Adrian z Gryfina i mogliśmy toczyć się ku granicy RFN’u. Nie powiem że było ciepło, jak na złość pizgało. Prawie cały listopad upały jak w lipcu tego roku, a tego dnia akurat okolice zera, w nocy to w ogóle mróz trzaskał.

Bądź niczym trawa, gdy wieje wiatr. Słabość jest siłą, co chroni twój świat. © sargath7

Ostatni na polu bitwy © sargath7

Słowa są skrzydłami umysłu © sargath7


Do Tanowa jakoś zeszło w mgnieniu oka i za szkółką leśną zrobiliśmy stopa co by Adrian mógł pogadać przez fona. Gadał tyle, że udało mi się mocno zmarznąć, a ponowne rozkręcenie się produkowało myśli o powrocie do domu. Daleko nie ujechaliśmy gdy wypatrzyłem w Dobieszczynie niemieckie oddziały zmechanizowane, jak się po chwili okazało były to nie tylko odziały niemieckie, a sojusz polsko-niemiecko-rosyjski, wg mojej historii najnowszej :P

Pojazdy wojskowe w Dobieszczynie © sargath7


Przyczajeni na pobliskiej skarpie mogliśmy obserwować ruchy wroga na perymetrze. Wg wstępnego raportu natknęliśmy się na miejsce przegrupowania i tymczasowy obóz z dobrze ulokowanymi okopami. Nasz kamuflaż jednak się nie sprawdził przez co zostaliśmy momentalnie wykryci, wróg jednak okazał się sprzymierzeńcem, a dla niektórych towarzyszem broni…

Adrian dołączył do odziału :) © sargath7


Historycznych pojazdów i przebranych ludzi była dość spora ekipa, pogadali my, ba! my się pobawiliśmy ich zabawkami, a oni naszymi :D
Z zaproszenia na grochówkę nie skorzystaliśmy, a szkoda w sumie, bo co mi się udało rozgrzać od Tanowa to dawno już zapomniałem, właściwie wtedy chyba jednak nie zmarzłem, bo teraz czułem się jak sopel lodu. Tak to jest jak się gada pół godziny o karabinach i formacjach, chłopaki jechali na wspomaganiu z piersiówek, my niestety jeszcze nie dojechaliśmy do granicy niemieckiej więc musieliśmy być bezalkoholowi :)
Po przegrupowaniu żołnierze ruszyli na Nowe Warpno, a my wróciliśmy do planu pierwotnego i skierowaliśmy się ku granicy NRD’owa ;) Rozgrzewkowo zarzuciliśmy tempo ekspresowe do Gegensee, gdzie zrobiliśmy chwilowy postój na uzupełnienie kalorii, a dalsza droga, nie obfitując w zdarzenia warte odnotowania, doprowadziła nas do Ueckermunde.

W porcie Ueckermunde © sargath7

Stary mechanizm mostu zwodzonego © sargath7

Priwall V © sargath7

Pod wieżą kościoła Mariackiego © sargath7

Z wiekiem cierpliwość jest bardziej znośna © sargath7

grunt to nie wdepnąć... © sargath7

Coffe Farm © sargath7

Kunszt ludzkich rąk © sargath7

Nie mając własnego zdania, pozwalamy innym na zbyt wiele © sargath7

Kiedyś w końcu trzeba przybić do brzegu... © sargath7


Mimo, iż nie dojechaliśmy zbyt późno to jedzenie i smęcenie po mieście z obowiązkowym zaliczeniem promenady zajęło nam wystarczająco dużo czasu, że miasteczko opuszczaliśmy w pierwszej fazie zmroku.
Na wylocie z Ueckermunde znajduje się tor motocrossowy, a że właśnie kilku motocyklistów kręciło na nim, a my pogodziliśmy się z faktem, że znowu wracamy po ciemku to postanowiliśmy niespiesznie popatrzeć jak im idzie.

Na torze motocrossowym © sargath7


Tor opuszczamy już z koniecznością odpalenia lampek. Początkowo jazda nie sprawiała jakichkolwiek problemów do póki nie zerwał się wiatr, który momentami przeszkadzał nawet na zalesionych odcinkach drogi. Mimo zimna, wiatru i zmroku, żeby tego było mało jakoś przed Ahlbeck poczułem charakterystyczne pływanie w tylnym kole. Bardziej niedogodnego momentu na złapanie flaka chyba nie mogło być, no dobra na szczęście nie padało. Zatrzymaliśmy się na poboczu i nie było wyjścia jak tylko zmieniać gumę, jedno wiem na pewno, że nie cierpię pompować szosy ręczną pompką. No nic zdjąłem oponkę i szukam przyczyny, a tu się okazuje, że dziury ani widu, ani słychu... hmm... pomyślałem, że to przypadek i pewnie powietrze zeszło przez źle dokręcony zawór, postanawiam złożyć wszystko z powrotem do kupy. W międzyczasie Adrian zabezpieczał tyły ostrzegawczo świecąc lampą Niemcom po gałach co zaowocowało sporym zainteresowaniem przejeżdżających samochodów, które zwalniały, a jeden gość nawet się zatrzymał z ofertą pomocy. Po chwili miałem wszystko złożone do kupy, a ręczną pompką udało mi się wtłoczyć ledwo 7 atmosfer więc o komforcie nie można było mówić, ale lepszy rydz niż nic :)
Udało mi się ujechać może z pięć kilometrów i z tyłu czuję znowu „miękki znos”, zacząłem sobie pluć w brodę, że jednak nie zainstalowałem świeżej gumy. Wszystkiego rozgrzebywać mi się nie chciało, więc co jakiś czas zatrzymywaliśmy i pompowałem, ale stopy robiły się coraz częściej więc miarka się przebrała. W tak urozmaiconej jeździe udało nam się doczłapać do Hintersee gdzie oświecony promieniami światła latarni przystąpiłem do serwisu, wszystko jako tako szło dopóki nie skończyłem pompować koła stwierdzając pod koniec, że skrzywiłem zawór, myślę spoko mam jeszcze jedną dętkę do domu około 40 km, ale nie chciało mi się znowu wszystkiego rozbierać, a po oględzinach mimo usterki powietrze nie uchodziło z zaworu, nie ma to jak prowizorka :)

Z ciągłym wrażeniem, że jadę na flaku udało się jednak dojechać bez przeszkód do Szczecina, gdzie na Bramie Portowej odbiłem w swoją stronę, a Adrian do Gryfina.

...otwiera się droga nowa tam gdzie księżyc sie chowa... © sargath7


Dane wyjazdu:
113.87 km 1.00 km teren
05:10 h 22.04 km/h:
Rower:Ekspert

Maciejewo

Piątek, 11 listopada 2011 · dodano: 04.12.2011 | Komentarze 9

Kolejny długi weekend listopadowy do tego Święto Niepodległości oraz utrzymująca się piękna pogoda wymuszały konieczność zagospodarowania czasu pod rowerowym znakiem. Jako że konkretniejsze plany miałem na sobotę, to na piątek 11 listopada inspiracji poszukałem na łamach lokalnego forum i podłączyłem się do ekipy szturmującej pałac w Maciejewie, ot taki romantyczny męski wypad.

Zbiórka na Moście Długim przyciągnęła Rammzesa, Montera, Łukiego, Ismaila, Bronika, Tobiaszka, Krzysieja no i mnie.

Pomysł jazdy mtb’kiem był bardzo trafiony, bo właśnie przypomniałem sobie jak dziurawa jest droga z Klinisk do Goleniowa, po za tym myśląc o spokojnym wypadzie, nie przypuszczałem że tempo będzie naprawdę tragiczne, oscylowało bowiem w okolicach 15 – 17 km/h, czyli prędkościach w zasadzie pieszego stojącego na czerwonym świetle?, nie! tak po prawdzie to prędkości ujemne podawane przez licznik jako wartość bezwzględna ;))
Na szczęście Krzysiej przyjechał na szosce i też go nogi świerzbiły więc często , gęsto robiliśmy szybkie odskoki z koniecznością późniejszego postoju w oczekiwaniu na resztę.
Trasa wiodła przez Kliniska, Tarnówko, Podańsko, Mosty z metą w tytułowym Maciejewie. Na sam koniec podkręciliśmy tempo i byliśmy na miejscu kilka minut przed resztą, miałem więc trochę zapasu czasu na fotki. Po dotarciu reszty delegacji padła propozycja na spróbowanie tutejszej herbaty, więc całą ekipą szturmem przyatakowaliśmy pałacową restaurację.

Z powrotem już w okrojonym składzie, bo Krzysiej pocisnął na Nowogard, a my lekko zmodyfikowaną trasą, spacerowo przez Goleniów i potem miało być na Rurzycę, ale jakoś tak wyszło, nie będę pokazywał palcem czyja to wina :)), wyjechaliśmy jak na Stepnicę i trzeba było walić drogą ekspresową do najbliższego zjazdu. Po drodze Bartek pokazał nam piaszczyste skróty przez las którymi niegdyś przebijał się swoją szosówką i koniec końców udało się wyjechać prosto do parku przemysłowego Goleniowa. Dalej już bez niespodzianek Rurzyca, Kliniska, Załom i Most Długi.

Spoko było tylko trochę zmarzłem :)))

No i jeszcze pozdrowienia dla kierowcy busa parkującego w pobliżu ścieżki rowerowej w Dąbiu, już chyba drzwi na oścież nie będzie otwierał :P

Kościół w Podańsku © sargath7

Jezioro Lechickie © sargath7

Pałac Maciejewo © sargath7

często to co na początku wydaje się skomplikowane z czasem okazuje się bardzo proste... © sargath7

Szczęście zagląda z ukrycia, ale zdradza je blask, którego często nie dostrzegamy... © sargath7

Sursum corda! - W górę serca... © sargath7

Na herbacie w pałacu © sargath7

Wystrój pałacu Maciejewo © sargath7

Zegar słoneczny © sargath7

Przypałacowe okolice © sargath7

Audi, vide, sile! - Słuchaj, patrz, milcz! © sargath7

Wolność na ziemi jest tylko złudzeniem... © sargath7

Kościół w Mostach © sargath7

- © sargath7
Kategoria 100 km <, Wycieczka