Sargath
Ten dziennik rowerowy prowadzi sargath z miasta Szczecin. Mam nakręcone 27671.67 kilometrów w tym 3202.19 w terenie. Śmigam z prędkością średnią 22.46 km/h i tyle wystarczy. Jeżdżę od dziecka, mój pierwszy rower to "czterokołowiec" Smyk. W pierszym dniu nauki złamało się kółko wspierające i okazało się że drugie nie jest potrzebne. Potem były inne i trafiła się dłuuuga przerwa,aż do momentu, kiedy zrozumiałem że poświęcenie dla własnej pasji i podążanie za ideą jest ważniejsze niż dla kogoś kto nie jest go wart. Pasja ukazuje jakie decyzje podejmujemy i w jakim kierunku zmierzamy ..., a Bikestats'a odkryłem w wakacje '10 :) .Archiwum
Kategorie bloga
Unibike
Statystyka roczna
Zajrzało tu od października 2010
Dane wyjazdu:
137.35 km
0.00 km teren
Nowe Warpno z lekką nutką dekadencji
Poniedziałek, 15 sierpnia 2011 · dodano: 25.08.2011 | Komentarze 13
Ostatnio dużo odpoczynku od roweru udaje się zażyć, tym razem odpoczynek wymuszony, bo Spec ociąga się z reklamacją butów. Pogoda dopisuje jak na złość, udaje mi się wygrać z chęcią pokręcenia tylko w niedzielę bycząc się na rybach, ale poniedziałek wolny więc tak nie może być. Wieczorkiem telefon do Adriana i już mamy traskę ustaloną. Mieliśmy się podłączyć do ekipy co napierała jak zwykle na Niemcy, ale szczerze powiedziawszy to myślałem o jakimś kameralnym wypadzie co by spokojnie pokręcić i pogadać, ot turystyka.Ustawiliśmy się na moście długim gdzie Adrian przyjechał z Gryfina i około 11 ruszyliśmy. Naszym luźnym, od niczego niezależnym celem było Nowe Warpno, po prostu dawno tam nie byłem. Zwykle do Trzebież jadę terenem, ale Adrian przyjechał szosówką więc nie chciałem go ciągnąć na błota :) Zaproponowałem alternatywną trasę przez po systemowe portowe dzielnice Szczecina w których czas się zatrzymał już dawno. Dla miłośników tamtego okresu jest tu jakieś 10 km materiału wizualnego - istne muzeum. Mijający nas kierowcy zachowywali się też w muzealny sposób widząc dwa rowery obok siebie…
Po minięciu Polic dotarliśmy do Trzebieży gdzie namierzyliśmy lokal w który ustaliliśmy że się posilimy w drodze powrotnej. Zastanawialiśmy się czy cokolwiek w święto będzie otwarte, ale jak się okazało praktycznie wszystko było otwarte, ludzi też było nie mało.
Z Trzebieży szybko do Nowego Warpna gdzie na początek terenem ku uciesze Adriana :P skoczyliśmy do Podgrodzia na rzut okiem na Zalew. Musieliśmy się jednak szybko zwijać bo komary siekały niemiłosiernie tutaj jak i po drodze. Nowe Warpno leży na cyplu otoczone z północy Zalewem Szczecińskim, od zachodu Zatoką Nowo Warpieńską, a od południa Jeziorem Nowo Warpieńskim. Dawniej miasto posiadało przejście graniczne do „rzeszy” i odwiedzane było tłumnie przez amatorów zakupów wolnocłowych :)
Obecnie ze względu na lokalizację ten kto tu przyjedzie może pomyśleć, że jest na końcu świata, albo ciemnej dupie. Fakt że coś się zaczyna dziać, ale rangę turystycznej miejscowości dawno straciło.
Po medytacji w marinie tłumnie obleganej przez aryjskich turystów, udaliśmy się z powrotem do Trzebieży gdzie wszamaliśmy Dorsza z fytami i surówką popitych małym browarkiem, bo rybka lubi pływać :)
Po jedzonku trzeba było wracać, ale po jedzonku tak ciężko było się ruszyć i do tego jakoś chłodniej się zrobił, że postanowiliśmy wyrównać temperaturę lodami w pobliskim sklepiku.
Powrotna traska prawie tak samo, po za odbiciem na Tanowo w Jasienicy.
Motyle wymyślają cudowne bajki, by je podszeptywać kwiatom© sargath7
Skorupka na bezkresnej tafli oceanu© sargath7
Czas wypłynąć na szerokie wody© sargath7
Ten kto podgląda przyszłość nie pozna nigdy smaku zaskoczenia© sargath7
Sieci na grube ryby...© sargath7
Nic nie czynić jest to niejako przestać żyć na świecie© sargath7
Żagiel, zdając się być posłusznym wiatrom, pokonuje je© sargath7
Zachęta przed sklepem w Szczecinie, świe”rz”ość widać z daleka.
Wyrok śmierci podpisany przez analfabetę liczy się podwójnie© sargath7
Dane wyjazdu:
144.79 km
40.00 km teren
Łobez – czarny szlak dziedzictwa techniki i architektury – symbolicznie z XIII legionem
Sobota, 13 sierpnia 2011 · dodano: 23.08.2011 | Komentarze 10
Horyzont zwiastował nadejście świtu, a pogoda odzwierciedlała nastroje w państwie. Nad Labes (Łobez) Posejdon rozpostarł ciemne stalowe chmury które nie wróżyły pokoju na tych spokojnych terenach, a właściwie przybliżały niechybnie konflikt zbrojny ku uciesze Marsa. Wojska Galów gromadziły kolejne oddziały panosząc się po północnych rubieżach cesarstwa.Wysoczyzna Labes dla Legata Sebastianus’a Shrink’uriusa miała ogromne strategiczne znaczenie, odpowiadał za nią przed Cezarem, posłał więc po swój XIII legion i wiernych Centurionów.
Natychmiast po przyjęciu wysłanego przez wodza speculatores z pergaminem ruszyłem ja Centurion Primus pilus Paulus Sargath’us i Centurion Optio Paulus Axis’ium wedle rozkazu na tereny Germanii do Naugardu (Nowogardu) gdzie mieliśmy otrzymać kolejne wytyczne i przegrupować się. Pędziliśmy rydwanem, nie dając wytchnienia mechanicznym koniom ani przez chwilę. Czarnym duktem pośród lasów, pól i jezior dążyliśmy do celu jakby od tego zależało nasze życie, w mgnieniu oka minęliśmy Gollnow (Goleniów), żeby za chwilę znaleźć się u celu.
Na miejscu czekała na nas już reszta XIII legionu, Trybun we własnej osobie oraz Centurion Priori Gregorius i Centurion Posteriori Victorius.
Po odszykowaniu naszych wierzchów ruszyliśmy pośpiesznie do celu czyli do Labes, po drodze Legat wyjaśnił wszystkim dokładne cele i spoczywające na każdym zadania. Ogólnie chodziło o patrole na szlakach okalających miasto, były to głównie szlaki handlowe, przy których często posiadali swe majątki Nobiliowie lub znajdowały się tam cenne walory sztuki i techniki czy też architektury.
Na nasze nieszczęście Luna sprzymierzyła się z wrogiem, co rusz można było natknąć się na jej wysłanników. W drodze do Stramehl (Strzmiele) zły urok rzucał egipski pomiot.
a gdzie wy tak zap***cie© sargath7
Po wkroczeniu do prowincji Stramehl skierowaliśmy się najsampierw do tamtejszego latyfundium, należącego do familii von Borcke, mieszczącego w sobie archiwum Imperium. Na szczęście cenne zasoby nie wpadły jeszcze w ręce wroga. Poinformowaliśmy o naszym poselstwie korzystając z nowoczesnej kołatki umieszczonej w murach obronnych.
Nowoczesna kołatka© sargath7
W międzyczasie próbowałem stworzyć ładny szkic pałacu, ale przeszkadzały mi w tym zaparkowane rydwany byle gdzie lub gdzie popadnie przed budowlą, cóż za brak kultury jak przystało na prawdziwych włościan.
Pałac rodziny von Borcke© sargath7
Zająłem się właśnie podziwianiem piękna kwiatów o szerokiej symbolice rozsianych po ogrodzie starając się umieścić je jak najlepiej w podręcznym szkicowniku RAW, gdy z pałacu wybiegła piękna niczym Wenus księżniczka rzymska, a w rękach mocno trzymała grube rzemienie które opasały gardła dwóch wielkich brytanów, potwornych stworów Hadesa. Krew we mnie zawrzała na widok tak pięknej urody i ugodzony strzałą Amora czując się niczym Apollo zapytałem księżniczkę czy zaszczyci mnie numerem seryjnym swojego gołębia pocztowego, ale chyba się zawstydziła pozostałymi legionistami i przebiegła z rumianymi policzkami starając się ukryć spojrzenie w cieniu drzewa obok którego akurat przemykała.
Makro przed pałacem© sargath7
W Labes przekroczyliśmy teoretycznie bezpieczną granicę i od tego momentu trzeba było uważać gdzie wierzch stawia kopyta, gdyż znajdowaliśmy się już na czarnym szlaku.
Początek czarnego szlaku koło Łobza© sargath7
Po drodze nasi żołnierze zabezpieczyli jedną z nowoczesnych maszyn rolniczych, taki zaawansowany sprzęt był by cenną zdobyczą w rękach wroga.
Zabytkowa maszyna rolnicza© sargath7
Podczas przemierzania zalesionego obszaru Helios roztoczył nad nami wachlarz swej nieskończoności pieszcząc nas ciepłymi promieniami, spowodowało to pewne rozluźnienie w szeregach i nawet Legat Sebastianus pozwolił sobie na chwilę nieuwagi co zaowocowało odwróceniem od niego bogini Fortuny. Jego los podzielił także Centurion Gregorius. Wojsko nabrało niepewności do swojego dowódcy, nie ma się jednak co dziwić, dowódca któremu nie sprzyjają bogowie to nie jest dobry znak.
Gleba prosto w błoto w wykonaniu Seby i Grześka© sargath7
Za prowincją Prütznow (Prusinowo) natknęliśmy się na porzucone maszyny oblężnicze wroga, nie było jednak powodu do jakiejkolwiek reakcji, gdyż takie widoki są dość często spotykane, po za tym chodzą słuchy, że wchodzenie na tego typu machiny może skończyć się całowaniem stóp Hadesa.
Ozdoby krajobrazu© sargath7
Kolejnym obiektem do inwentaryzacji był most koło którego rozbiliśmy krótki obóz, po oględzinach uznaliśmy, że jest dobrze ukryty więc nie ma potrzeby dodatkowe zabezpieczenia.
Na moście kolejowym© sargath7
W Petersfelde (Poradz) mieliśmy pierwszy kontakt z wrogiem który sprytnie ukrył się przy okolicznym wiatraku na odkrytym terenie zaparkował swój śmierdzący rydwan, bez problemu został otoczony z prawej i lewej flanki, jako że nasze siły były przeważające musiał uznać naszą wyższość i czym prędzej wycofał się za horyzont.
Wiatrak koło Poradza© sargath7
Obok budowli zauważyłem wiadomość od bogów, a mianowicie pająka będącego symbolem pomyślności, więc w lepszych humorach mogliśmy kontynuować naszą kampanię, a skacząca zielona żaba utwierdziła w nas świadomość poparcia Heliosa i Luny.
Oko Saurona© sargath7
Żaba zielona© sargath7
Powoli zaszywaliśmy się w ciemnych borach…
Na szlaku w lesie© sargath7
… aby za chwilę przemierzać bezkresne palące piaski pustyni…
Piaski pustyni© sargath7
… a martwe drzewa nie wróżyły sielanki.
Martwe drzewa© sargath7
Shrink i martwe drzewo - epicki tytuł :))© sargath7
Jednak Demeter czuwała nad błogosławionym XIII legionem i podnosiła na duchu roztaczając piękne widoki pośród bezkresnych gorących piasków, choć nie wiem czy nie był to po prostu fatamorgana.
Fatamorgana© sargath7
Gdy dotarliśmy do Schlönwitz (Słonowice) szybkim tempem udaliśmy się do latyfundium rodziny Cezara z przylegającymi doń winnicami obradzającymi obficie co rok dzięki zasłużonym darom dla Dionizosa. Na włości Imperatora wejść nie mogliśmy z prawnego i fizycznego punktu widzenia, więc po rzetelnej ocenie bezpieczeństwa galopowaliśmy w stronę prowincji Grossenhagen (Tarnowo).
Pałac w Słonowicach© sargath7
Fontanna koło pałacu© sargath7
W Grossenhagen czas jakby się zatrzymał, spokój, cisza. Słychać tylko szum strumienia spadającego ze sztucznego progu który napędza koło młyńskie. Ludzie nie opuszczają w popłochu swoich domów, ba! Nawet szykowała się uczta weselna.
Młyn nad Regą© sargath7
Młyn nad Regą© sargath7
Stare zębatki© sargath7
Okolice młyna© sargath7
Mogła to być jednak cisza przed burzą, gdyż w pobliżu wioski natrafiliśmy na ślady wrogich wojsk, które prawdopodobnie koczowały w pobliskim bunkrze…
Bunkier koło Rynowa© sargath7
Ruina pałacu w Rynowie© sargath7
… co potwierdziło spustoszenie w prowincji Rienow (Rynowo), jedna z letnich siedzib familii von Borcke została ograbiona i kompletnie zniszczona, cóż za barbarzyństwo. Ruina teraz pewnie posłuży jako materiał budulcowy dla domów okolicznego plebsu. Ruszyliśmy więc w pościg na przełaj, po drodze kolejny pozytywny znak – symbol życia.
Zagęszczenie motyli© sargath7
Po chwili w środku głuszy zauważyliśmy uciekające ścierwo na skradzionym rydwanie, już prawie go doszedłem, ale wystarczyła chwila nieuwagi i w sprytny sposób zajechał mi drogę przy okazji ochlapując błotem strzemiona w moim wierzchu. Zeźliłem się niemiłosiernie lecz ścierwo zbiegło.
Próbowaliśmy mu odciąć drogę przebijając się przez brody i bagna, ale szczęście nas opuściło.
Drewniane mosty w lesie© sargath7
Po wieli milach znoju nasze zadanie jest na ukończeniu, powoli zamykamy pętlę i inwentaryzujemy ostatni obiekt gospodarczy. Młyn jest w opłakanym stanie, a ciała strażników odpłynęły już dawno z nurtem. Mam nieodparte wrażenie, że gdybyśmy pętlę rozpoczęli w odwrotnym kierunku moglibyśmy nabić kilka czerepów na włócznie.
Młyn koło Łobza© sargath7
Zbiornik koło młyna© sargath7
Już mamy ruszać w dalszą drogę gdy niebiosa dają nam kolejny znak – symbol nieśmiertelności i odnowy. Tak! To niechybnie znak do odnowy, trzeba się słuchać bogów.
Ważka na kierownicy Shrinka© sargath7
Odnajdując drogę do kwatery głównej legionów rzymskich, mijamy po drodze piękny budynek Senatu. Senatorzy we własnych osobach ostro ciągnęli z gwinta na ganku młode wino z okolicznych winiarni, sielanka!
Piękna kamienica koło dworca w Łobzie© sargath7
…
CIĘCIE!!!
Koniec treningu!
Dziękuje wszystkim za udaną wycieczkę i oby do następnej :))))
Ekipa na końcu czarnego szlaku w Łobzie© sargath7
Podpisano: Centurion Primus pilus Paulus Sargath’us
P.S. Luna jednak trwała ze mną do końca.
Księżyc w pełni© sargath7
Dane wyjazdu:
27.32 km
0.00 km teren
Hotel „Preussenhof” - Szczecin przed 1945r. i dziś
Piątek, 12 sierpnia 2011 · dodano: 19.08.2011 | Komentarze 7
Hotel „Preussenhof” - wybudowany w 1802 r. przy Luisenstraße 10-11 (obecnie ulica Staromłyńska w Szczecinie). Hotel wg niemieckiej opinii publicznej tamtego okresu był określany mianem najlepszego hotelu między Berlinem a Pekinem. W jego obrębie znajdował się piękny ogród, kawiarnia oraz restauracja. Hotel i istniejąca przy niej restauracja mogła pochwalić się zabawianiem takich osobistości jak cesarz Austrii Franciszek I, następca tronu Włoch, król Albert z Saksonii oraz co ciekawe Hans Christian Andersen w czwartek 1 sierpnia 1844 roku wracał przez Szczecin z Drezna do Kopenhagi. W czasie wojny podczas nocnego nalotu na Szczecin z 20/21 kwietnia 1943 roku hotel został trafiony bombą w wyniku czego spłonął dach. Po wojnie został odbudowany, a obecnie budynek wojewódzkiego sądu administracyjnego.Hotel Preussenhof 1927-1931© sargath7
żródło zdjęcia portal - www.sedina.pl
Hotel „Preussenhof” obecnie sąd administracyjny© sargath7
Hotel Preussenhof 1927© sargath7
żródło zdjęcia portal - www.sedina.pl
Hotel „Preussenhof” obecnie sąd administracyjny© sargath7
Więcej z serii Szczecin przed 1945r. i dziś
Kategoria Praca, Szczecin dawniej i dziś
Dane wyjazdu:
25.21 km
0.00 km teren
Praca po cywilu
Czwartek, 11 sierpnia 2011 · dodano: 19.08.2011 | Komentarze 0
We wtorek buty Speca poszły na gwarancję więc musiałem przejść na platformy, miałem wstawić fotkę platform na korbie XT, ale zaoszczędzę niektórym tego wieśniackiego widoku :D:D:D, w zamian fotka wiatraka. Jest to drewniany wiatrak, typu koźlak z około 1830 r. i jedyny tego typu w woj. zachodniopomorskim znajduje się w Mierzynie na przeciwko hotelu Julian.Wiatrak koźlak w Mierzynie 1830 r.© sargath7
Dzisiaj noga strasznie słabo dawała, nogi wyskakiwały z platform, a strój cywilny mokry po pięciu minutach, ehhh uzależnienie od sprzętu...
Kategoria Praca
Dane wyjazdu:
60.03 km
20.00 km teren
Maraton „MTB” Miedwie 2011
Sobota, 6 sierpnia 2011 · dodano: 17.08.2011 | Komentarze 11
To był dobry dzień.Wyniki:
OPEN – 9/654
OPEN Mężczyźni – 9/537
M2 – 9/135
A było to tak, na miejscu zjawiłem się około 9:30, blachosmrodem. Koło amfiteatru czekało już kilkoro znajomych Gadzik, Baśka i Lewy. Już na początku atmosfera wokół była zajebista, masa zawodników i obserwatorzy. Jak to przed startem bywa, czuć lekkie podniecenie które wzmaga się do momentu startu, aby w jednej chwili ulotnić się. Szybko doprowadziłem sprzęt do używalności i przebrałem się w obcisłe :) . Za ten czas przybyła reszta ścigantów Tomek, Piotrek, Adrian, Marcin i jeszcze kilku innych.
Ze względu na dużą ilość zawodników i zawodniczek nie było startu wspólnego tylko osobno z podziałem na kategorie. Na początek start kobiet więc szybko ustawiłem się wzdłuż barierek na linii startu co by popatrzeć na dziewczyny, a naprawdę było na co, zwłaszcza w pierwszej linii siostrzyczki z AGA TEAM :))) . Tam też zauważyłem koksa Wober’a który dzisiaj wcielił się w rolę fotografa, także część poniższych fotencji zamieszczam dzięki jego uprzejmości.
Kiedy dziewczyny wystartowały, na linii ustawili się panowie dodatkowo z podziałem na kategorie wiekowe (panie startowały razem bez względu na wiek), na początek M6, więc się szybko ulotniłem, bo już fajne widoki się skończyły.
Zgarnąłem maszynę i zacząłem się przepychać do znajomych rozsianych na tyłach czekających na start M2, M3, M4. Gadzik z Gryfem wystartowali na luzie z zamiarem rekreacyjnego przejazdu z dłuższą pauzą na bufecie. Natomiast reszta czyli silny trzon M2 był gotowy do startu agresywnego. Pierwotnie ugadaliśmy się z Tomkiem, Piotrkiem, Marcinem i Robertem, że startujemy w grupie i ciśniemy na maxa więc trzeba było zająć miejsca z przodu.
Podczas oczekiwania ponad 30 - 40 minut, zanim każda kategoria wystartuje, trochę deprymowało niektórym już na starcie uchodziło powietrze z dętek, na szczęście zawsze znalazł się ktoś kto pomógł.
Kiedy odjechała kategoria M3 szybko przebiłem się jako jedyny na pierwszą linię. Start honorowy zapewnił mniej wypadków i dopiero po wjechaniu na główną drogę zaczęło się prawdziwe ściganie. Przy starcie honorowym jednak było trochę przepychania i dałem się trochę powyprzedzać, żeby nie szarpać i poobserwować tych co mogą się liczyć w tym wyścigu. Gdy zaczęło się ściganie na serio i odjechał kład bezpieczeństwa, całe czoło mocno szarpnęło, wielu pocisnęło do przodu żeby zaraz zostać wchłoniętym przez peleton. Po drodze można było zauważyć, że niektórzy w peletonie to chyba nigdy nie jechali, co chwilę słychać było jak ktoś komu obtarł koło, zajechał drogę lub przyhamował ostro efekty często były dramatyczne, efektowne wywrotki i całowanie matki ziemi.
Na razie trzymałem się w kupie, bo raźniej, co chwilę było szarpanie, stopniowo po kilku zawodników się wykruszało i grupka robiła się coraz mniejsza i po chwili jak się obejrzałem nie było za nami już nikogo. Zaczęły się zmiany i pierwsze wyprzedzania zawodników którzy startowali wcześniej. Kto nie wytrzymał tempa na początku praktycznie nie miał by szans na dojście, bo ataki były co chwilę.
Około 20 km było nas może już tylko 15 osób, co chwilę było zmaganie z wyprzedzaniem zawodników, którzy jechali powoli i niech chcieli zjechać mimo wyraźnych sygnałów. Na asfaltach prędkość oscylowała w okolicach 40-45km/h, aż nie dowierzałem jak zerkałem na zegar, momentami na prostej było prawie 60 km/h.
Przed 27 km po peletonie poszło info że zatrzymujemy się na bufecie, ale była to tylko zmyła i dwóch się na to nabrało, przyhamowali i już nas nie doszli. Na płytach jumbo kolejne wykruszenia, straciłem wtedy kontakt z czołówką i to był błąd. Jak był skręt na górki to zrobił się zator, bo cwaniaki na cienkich oponach się pozakopywali, wtedy za mocno szarpnąłem i łańcuch spadł, na początku myślałem, że to koniec, że pękł, ale nie na szczęście to tylko zrzuta i momentalnie usterka usunięta, jednak wystarczyło to, aby czołówkę zgubić na amen. Czołówka czyli 5-7 zawodników urwało się, a ja zostałem z 5 gośćmi i jakoś to szło.
Na około 15 km do mety jechałem już sam, a jadąc pod górę odcięło mi prąd, musiałem się zregenerować, więc wsiadłem na koło jednego z kolesi co mnie wyprzedzał, po około 2-3 km poczułem że jest lepiej. Niestety nie miałem już, żelu bo wypadł mi gdzieś po drodze z kieszeni. Było stanowczo za wolno więc zerwałem się i jechałem już sam, cisnąłem ostro i myślałem że dojechałem czołówkę, tak mi powiedział jeden z zawodników. Przyczaiłem się więc, na 5 km do mety zaczęło się kolejne wykruszanie, zostałem z dwoma gośćmi i nie miałem zamiaru szarpać, jak się okazało i tak nie jechałem w czole, a siły na dojście były na debecie. Tak ze 3km przed metą trzymałem się ich koła, ładnie grzali, ze trzy razy wyszedłem na zmianę.
Okazało się że trasa miał 5 km więcej niż w regulaminie, ale dzięki objazdowi w czerwcu wiedziałem w którym punkcie jestem. Ostatni kilometr to czysta taktyka, nie wyszedłem już na zmianę i trzymałem się koła wspomnianych wcześniej dwóch zawodników, było to już w terenie więc i tak zmiany nie były konieczne, ale tempo trzeba trzymać i się nie męczyć. Jak minęliśmy szlaban przed końcem promenady trzymałem się mocno i tak z 300 metrów przed kreską wyjechałem im z koła już na maksa kręcąc ostatnie metry, za mną jakiś koleś na przełajówce wziął mnie z prawej, ale i tak udało się dwa miejsca ugrać do przodu.
Jestem bardzo zadowolony z wyniku, ale jednak jakiś nie dosyt jest, bo do zwycięzcy miałem tylko 98 sekund straty, gdyby nie łańcuch na piachach to było to do wygrania, albo przynajmniej pudło mogło by być, ale za rok też będzie szansa :)
Co do organizacji to mimo iż to mój drugi start w maratonach to jestem pod ogromnym wrażeniem, naprawdę maraton Gryfa może się schować.
Wpisowe o połowę mniejsze na Miedwiu
Obiad to obiad, a nie jakaś zupa z gara w dodatku zimna
Nagrody kosmos na Miedwiu
Atmosfera przebija wszystko
Dziękuję tu organizatorom i zawodnikom, zwłaszcza znajomym, było ZAJEBIŚCIE !!!
Gratulacje dla zwycięzców !!!
Dobry humor przed startem© sargath7
Na starcie nr 211© sargath7
Start honorowy© sargath7
Ciśniemy do mety© sargath7
Z Piotrkiem i Tomkiem na mecie© sargath7
Kategoria Maratony
Dane wyjazdu:
66.18 km
0.00 km teren
Praca + treningowa dokrętka
Piątek, 5 sierpnia 2011 · dodano: 16.08.2011 | Komentarze 2
Nad jeziorem© sargath7
Po pracy trening rozruchowy na wysokiej kadencji po Wzgórzach Szczecińskich.
Kategoria Praca, Trening mtb
Dane wyjazdu:
25.20 km
0.00 km teren
Praca
Czwartek, 4 sierpnia 2011 · dodano: 16.08.2011 | Komentarze 2
Życie jest jak dmuchawiec, szybko przemija...© sargath7
Kategoria Praca
Dane wyjazdu:
42.22 km
0.00 km teren
Police - szybka rozkrętka jedną nogą
Wtorek, 2 sierpnia 2011 · dodano: 16.08.2011 | Komentarze 4
Skalne chmury© sargath7
Jak w tytule pętelka przez Police, tym razem to Axis nie chciał się pobrudzić jadąc w terenie, tak działa kąpiel w błocie po osie kół :))
Traska do Polic przez Tanowo, a powrót starą portową dzielnicą Szczecina. Miało być szybko, ale nie było, tzn. dla mnie było, bo niestety kolano dalej się odzywa i na dodatek kolejny dzień kręcenia tylko lewą nogą :( Tym razem w 100% udało się robić trzysta sześćdziesiątki i w związku z tym siedziałem głównie Axisowi na kole, pod koniec kilka razy kryzys gdzieś w okolicach górek na powrocie z Polic, trochę opóźniałem kumpla i średnia spadła :(
Teoretycznie należał by się odpoczynek, ale przed maratonem nad Miedwiem wolne od kręcenia jest nie wskazane.
Kategoria Trening mtb
Dane wyjazdu:
52.30 km
20.00 km teren
Świdwie
Poniedziałek, 1 sierpnia 2011 · dodano: 15.08.2011 | Komentarze 4
Spider - pet© sargath7
Rozjazdowy poniedziałek, ostatni dzień urlopu i odskocznia od deszczowego nalotu na Ińsko :)
Chciałem coś asfaltowego, bo rower wypucowany, ale Axis uparł się na teren więc padło na Świdwie, a i pogoda odpowiednia do tego kierunku. Śmignęliśmy więc od Głębokiego, przez Bartoszewo do Tanowa terenem, a potem odbicie na Węgornik, czyli trasa oklepana jak bębny murzyńskie.
Tempo poniżej wycieczkowego, bo jechałem zachowawczo, co by nie pochlapać sprzętu, no niech ten jeden dzień chociaż będzie czysty :D:D:D
Drugą przyczyną smęcenia był ból kolana przywieziony z gór, więc wpadłem na pomysł, że będę kręcił tylko lewą nogą, prawa tylko grawitacyjnie, udało się w 80%.
Po drodze przed samym rezerwatem zemścił się teren Axisowi i atakując sporą kałużę wpadł po ośki w bagno :D:D:D
Na miejscu pod wieżą spotkaliśmy gościa z nadleśnictwa który obecnie tam rezyduje, pierwszy raz widzę tam kogoś, w środku nawet fajnie urządzona chatka. Zwykle jak nie ma nikogo, a zwykle nie ma nikogo to przeskakuję przez płot i lecę po pomoście nad samo jezioro, tym razem nie za bardzo, ale okazało się że gość jest miłośnikiem fotografii i przymknął oko na ten fakt i po kilku sekundach już szedłem pomostem. Po powrocie wymieniliśmy się zdjęciami :)
Ewakuacja z rezerwatu już asfaltem :D
Czerwony szlak© sargath7
W rezerwacie Świdwie© sargath7
W rezerwacie Świdwie© sargath7
W rezerwacie Świdwie© sargath7
W rezerwacie Świdwie© sargath7
W rezerwacie Świdwie© sargath7
W rezerwacie Świdwie© sargath7
W rezerwacie Świdwie© sargath7
W rezerwacie Świdwie© sargath7
Kategoria Wycieczka
Dane wyjazdu:
132.13 km
25.00 km teren
Ciepły letni deszcz wśród bezdroży Ińskiego Parku Krajobrazowego
Czwartek, 28 lipca 2011 · dodano: 12.08.2011 | Komentarze 19
Ważka - dziasiaj jest jej 1 ze 120 dni życia i do tego pada :/© sargath7
„O mały włos”, a właściwie o kilka kropel deszczu i mogło do tej wyprawy nie dojść, a jak miało dojść?
…
A no dawno dawno temu gdy szlachetny mąż Sir Shrink nawiedził przedmieścia Stettina, kiedy świat był pokryty lodem, mróz kruszył kości, a wiatr łamał nawet najmocniejszych jeźdźców ruszyliśmy na podboje krzyżackich terenów. Podczas braterstwa walki, znoju, w zdrowiu, chorobie i chętnych dziewek, zostałem sklasyfikowany jako godny przemierzania bezkresnych terenów na wschód od Nowogrodu i okolicznych rubieży. Gdy mijały kolejne księżyce obietnice jakby przybladły niczym lico niewiasty i po trosze popadały w czeluście piekielne więc cza było upomnieć się o swą słuszność!
Czem prędzej posłałem pachoła z wekslem do pana na włościach, posłaniec przyjęty został odpowiednio i wywiązała się z tego korespondencja nie mała. Wreszcie gdy miał nadejść właściwy ranek i wczas było wstawać z łożyska to…. Kurwa!!!
….a miało być tak piknie, słuńce miało okalać nas promieniami podczas kampanii…. w rzyciach nam się niechybnie poprzewracało. Podczołgałem się do okna w ścianie i rozwarłem okiennice, deszcz łomotał o glebę jak opętany. Szybko skrobnąłem kilka słów w pergamin i przytroczyłem do odnóża gołębia, natychmiast dostałem w odzewie hasło niczym gromkie zawołanie do bitwy – JEDZIEMY!!!
Cóż więc było począć poprawiłem tylko siodło na wierzchu przytroczyłem zbroję i ruszyłem w stronę Nowogrodu.
Po krótkim przegrupowaniu na miejscu, jeśli można nazwać przegrupowaniem grupę dwóch szalonych mężów zamierzających udać się w siną dal na swych wierzchach w czasie słoty i zawieruchy totalnej.
Dwór w Kulicach© sargath7
Po kilku stajaniach dotarliśmy do dworu w Kulicach, ale aura zawistnej pogody wypłoszyła wszystkich i żywego ducha nie uraczyliśmy, pocwałowaliśmy więc dalej już kompletnie zlani tym ciepłym letnim deszczem. Słusznym tempem przemierzaliśmy osady, wioski i miasta w naszej inspektorskiej chęci.
Osada Daber (Dobra) odkryła przed nami uroki ruin dawnej warowni z XIII wieku należącej do von Dewitzów, zostaliśmy tam przez chwilę uwieczniając pozostałości dawnego bogactwa na płótnach jpg.
Ruiny zamku von Dewitz© sargath7
Ruiny zamku von Dewitz© sargath7
Ruiny zamku von Dewitz© sargath7
Ruiny zamku von Dewitz© sargath7
Zabytkowe kamieniczki w Dobrej© sargath7
Po zawitaniu na rynek i krótkim postoju, otoczeni pięknymi kamieniczkami i kilkoma krzątającymi się w pobliżu mieszczanami pogalopowaliśmy sumiennie w stronę wsi Wangerin (Węgorzyno).Tam też mknęliśmy za jakimś szalonym wozem drabiniastym z zawrotną szybkością, z mego skromnego doświadczenia oceniłem na jakieś sześć dziesiątek stajań w ciągu jednej z dwudziestu czterech części doby.
Bociany polują parami© sargath7
Shrink po wyjściu z zakrętu© sargath7
Ścinam zakręt© sargath7
Przemierzaliśmy górki i dolinki z uśmiechem na naszych mokrych gębach podziwiając piękno otaczającego nas świata, niech no rzuci który rękawicę, a chlasnę go nią w ryj jeśli powie iż łżę prawiąc, że do dobrej wyprawy jest potrzebne coś więcej niż zuch kompan i trochę otaczającego świata, a to że po wyprawie się należy dzban przedniej okowity i chętna dziewka to inna historia.
Gdy skończyły się utwardzone dukty, zaczęły się ubłocone trakty leśne które wielbią kopyta naszych wierzchów. Wcześniej jednak zatrzymaliśmy się w zadumie obok starego i zapomnianego żalnika w równie zapomnianej osadzie Dłusko leżącej w sąsiedztwie jeziora o tej samej nazwie.
"Centrum Dłuska"© sargath7
Stary cmentarz koło ruin kościoła w Dłusku© sargath7
Shrink terenowo po bezdrożach© sargath7
W rezerwacie przyrody Głowacz© sargath7
Przebijając się prze głuszę, kamienne ścieżki i grząskie bagna znaleźliśmy się na absolutnym odludziu, napieraliśmy jednak dalej aż droga praktycznie przestała się odznaczać, a na skraju lasu dostrzegliśmy chatkę, zadbaną z uprzątniętym obejściem i uchylonymi złowieszczo drewnianymi drzwiczkami. Cisza, która odbijała w głowie jak echo w studni, została nagle przerwana przez dwa warczące i napierające w naszymi kierunku ogary. Nie zdążyłem nawet wydobyć oręża gdy były już przy strzemionach mego wierzcha. Myślałem, pogryzą, rozerwą, zabiją, ale nie!... z chaty wyszła kobieta wglądająca na wróżbitkę?, zielarkę?, a może czarownicę, która jednym machnięciem palca uciszyła zwierza. Zastanawialiśmy się czy nie skończymy jako składnik w kotle który zauważyłem za stodołą w którym bulgotała jakaś czarna maź. Do ucieczki nie było sensu się zrywać, bo bestie zaatakują zanim przesunę się o choćby piędź. Serce łomotało w piersi, palce oplatały głowicę miecza schowanego w pochwie, a nogi spięte gotowe do szarpnięcia czekały w pogotowiu. Jednak niepotrzebnie bowiem kobieta nie dość że nie okazała złych zamiarów to jeszcze wskazała nam kierunek gdzie pożądaliśmy naszych celów.
Czas zmienia wszystko© sargath7
Druty kolczaste© sargath7
W miejscowości Ścienne© sargath7
Iński Rak© sargath7
Jeszcze trochę drogi było przed nami, ale udało się tymczasem dotrzeć do centrum miasteczka Ińsko, gdzie zatrzymaliśmy się w miejscowej karczmie na jakąś dobrą strawę. Przemoczeni i ubłoceni robiliśmy wielkie dziwy wśród gospodarza i obsługujących niewiast. Zamówiliśmy jadło i siedliśmy w na drewnianych stolcach. Za chwilę podano nam orientalne danie w postaci placka ze słonecznej Italii. Z gąsiora napitek przelałem do antałka i siorbnąłem zdrowo zagryzając kawałem placka,
- Zdrowie wasze w gardła nasze! – chrypnąłem gardłowo obijającym się echem po izbie.
Tak siedzieliśmy jedząc i pijąc, aż kałduny były pełne i nie mogliśmy się ruszyć. Trzeba było jednak wracać, zmierzch się zbliżał nieubłagalnie. Ledwo wgramoliłem swoją rzyć na wierzchowca i powolnym kłusem zaczęliśmy okrążać jezioro.
W drodze do Kamiennego Mostu© sargath7
Łabędzie z młodymi© sargath7
Słonecznik...© sargath7
... i jeszcze więcej w pobliżu Dobrej© sargath7
Przemierzając w drodze powrotnej kolejne miejscowości postanowiliśmy taką wyprawę jeszcze powtórzyć pospiesznie, gdyż ubawiliśmy się setnie. Na koniec jeszcze zwiedziłem w osadadzie Daber (Dobra) intrygujące miejsce ze zgromadzonymi wehikułami z przyszłości.
Stara bocznica koleji wąskotorowej© sargath7
Stara bocznica koleji wąskotorowej© sargath7
Gdy powróciliśmy do grodu Nowogrodzkiego, Sir Shrink jak przystało na prawdziwego władcę ziemskiego uraczył mnie u siebie w zamku starawą w towarzystwie swojej zacnej małżonki, dzięki czemu do swych włości wracałem z pełnym kałdunem.
…
Dzięki Seba za organizację i naprawdę świetną zabawę, naprawdę było warto się zmoczyć ! :)
Więcej lepszych zdjęć u Shrinka
.