Sargath

Archiwum
Kategorie bloga
Unibike
Statystyka roczna

Zajrzało tu od października 2010
Wpisy archiwalne w kategorii
Wycieczka
Dystans całkowity: | 15499.96 km (w terenie 2458.00 km; 15.86%) |
Czas w ruchu: | 662:51 |
Średnia prędkość: | 22.20 km/h |
Liczba aktywności: | 166 |
Średnio na aktywność: | 93.37 km i 4h 16m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
46.07 km
0.00 km teren
Praha Česká - dzień szósty (30.04 – 8.05)
Czwartek, 5 maja 2011 · dodano: 16.05.2011 | Komentarze 7
Tak jak wspominałem w poprzedniej relacji na dzień dzisiejszy zaplanowałem sobie odskocznie od ośnieżonych szlaków w Szklarskiej i postanowiłem uderzyć do Złotego Miasta. Pomysł zrodził się podczas przejażdżki kulturo znawczego po Harrahov, bo jak by nie patrzył to pivko to element kulturalny i obowiązkowy dla każdego turysty z czym pewnie większość zgodzi się ze mną na pewno.Śmigając po wspomnianym miasteczku natrafiłem w kawiarni na ozdobną mapkę Czech na której zaznaczone były najciekawsze miejsca Moravsky Kras’u. W oczy oczywiście rzuciła mi się Praga, jako miejsce które miałem w planach, ale bardzo alternatywnych i którą odrzuciłem miesiąc temu ze względu na brak czasu, teraz przyszła pora na takie „koła ratunkowe” . Urlop w pełni więc trzeba korzystać, poczyniłem więc małe przygotowania i zdobycze informacyjne, głównie dotyczące sposobów komunikacji, dojazdu i poruszania się, czyli pełna logistyka.
Miałem nawet moment wahania czy do rajdu po Pradze korzystać z roweru ze względu na masakryczną ilość turystów nawiedzająca to piękne miasto. Podjąłem jednak decyzje słuszną i zabrałem na pakę rower, bo jak urlop rowerowy to na całego.
Wieczorkiem zachwycałem się smakiem kultury Harrahov’skiej i tego co matka natura zrodziła, a ojciec gorzelnik nie spasteryzował, więc wyjechałem dopiero o 9:00. Rowerek zapakowany, na stacji w Jakuszycach kupiłem winietę, bo Czesi jajcarze wymyślili sobie płatne autostrady. Winieta kosztowała mnie 250kc, a do autostrady trzeba było jeszcze ciągnąć się ze 40-50km za zasranym autobusem, albo dziadkiem w Samarze. Ogólnie droga spoko, ale żeby płacić za dziury w autostradzie to coś nie tak, ale u nas nie lepiej też kasują i to nieraz z góry i co 5 km.
Dobra koniec narzekania i tak jest zajebiście, pogoda dopisuje, świeci piękne słońce i jest bardzo ciepło, no właśnie mogłem zabrać krótkie galoty, a tak popierniczałem w długich.
Gdy dojechałem już na przedmieścia Pragi, około 10:30, kierowałem się na Cerny Most gdzie jest kupa centrów handlowych i można zostawić w bezpiecznym miejscu auto i co ważne za free. Na parkingu szybki przeskok w ciuchy rowerowe, zmontowanie roweru i już kieruję się w stronę centrum.
Praga to ogromne miasto więc zastanawiałem się nad przeskokiem bezpośrednio do centrum przy pomocy metra i tak też zrobiłem, bo przeliczając skalę planu wyszło mi ponad 20 km, a nie przyjechałem tu na zwiedzanie podsystemowych osiedli betonowych tylko zabytków.
Do metra wsiadłem około 11, bo Azjatka z kiosku sprzedającego bilety zrobiła sobie fajrant. Automatom na peronie nie ufałem za bardzo, bo nie podawały opcji przewozu rowerów, więc pozostało czekac pod kioskiem. Oczekiwanie umiliłem sobie zakuskiem w kawiarence nad dworcem. Mieli tam przepyszne ciastka z polewą karmelową, no i mam już pierwszy powód, aby tu wrócić.
Kiedy kupiłem wreszcie bilet to jak wspomniałem było już trochę po 11, po drodze łapy wyciągały jakieś dwie kobity z grupy szturmowej „Świadków dworcowych” i wciskały mi kolorowe gazetki ze zboczoną rodzinką na okładce co zęby suszą na zielonej trawce. Dworcowe bo zawsze w Szczecinie na dworcu takie odziały widziałem, nieraz robią naloty na mieszkania z pytaniami „dlaczego ich nikt nie kocha”. Co do gazetki myślę sobie papier toaletowy na kwaterze jeszcze mam, a z kolorowego marny pożytek , ale w dyskusje się nie wdawałem, bo aluzji i tak by nie zrozumiały. Z resztą kto by zrozumiał, jakby tak 24h na dworcu stał i ludzi w wała próbował zrobić.
No ale wracając do metra to się okazało, że rower jedzie za darmo, a ja kupiłem bilet na jeden przejazd za 26kc, czyli taniocha. W tym momencie pozbyłem się wszystkich drobnych co później nie będzie zbyt dobrym posunięciem, ale o tym w swoim czasie.
Metro szybkie i często jeździ, jechałem z 15 min więc rowerem do centrum, bez znajomości miasta pewnie bym się toczył z godzinę lub dłużej. Przejazd metrem okazał się opłacalny, wysiadłem w samym środku Starego Miasta i ruszyłem powoli w stronę Hradczan. Już od początku zauważyłem, że budzę nie małe kontrowersje, ale faktycznie rowerzystów w Pradze bardzo mało. Infrastruktura rowerowa w dzielnicach Stare i Nowe Miasto, Hradczany, Mała Strana, Josefov i Smichov po prostu nie istnieje. Z drugiej strony mogłem się ubrać bardziej po cywilu, bo chyba i mój strój wzbudzał dziwne zainteresowanie.
Po drodze jadąc przez Rynek, można zauważyć taką mieszankę kulturowa jakiej w Polsce nigdzie się nie doświadczy. Ludzi faktycznie masa, jeden na drugim, ciężko było się poruszać, ale i tak cały czas fotka za fotką leciała więc nie było to zbytnim utrapieniem.

Brama Prochowa© sargath7

Hotele na starym mieście© sargath7

Kamieniczki na Rynku Staromiejskim© sargath7

Kościół Marii Panny przed Tynem, Dom pod Kamiennym dzwonem i deptak rynku na Starym Mieście© sargath7

Kościół św. Mikołaja na Starym Mieście© sargath7

Narodni galerie© sargath7

Ratusz Staromiejski© sargath7

Staromiejski zegar astronomiczny Orloj© sargath7

Wełtawa© sargath7

Rudolfinum© sargath7

Uliczka w stronę Zamku Praskiego© sargath7

Plac zamkowy na Hradczanach© sargath7

Widok z Hradczan na Małą Stranę© sargath7

Katedra św. Wita i ja :)© sargath7
No tutaj zrobiłem sobie fotę na statywie i jakąś mam na pamiątkę, pośmigałem sobie trochę po zamku, pogoniła mnie trochę gwardia – mówili że na „kole” nie wolno, bo rower po czesku to kolo i dalej już go prowadziłem co by ich bardziej nie wkurzać.

Katedra św. Wita od strony klasztoru św. Jerzego© sargath7

Kaplica klasztoru św. Jerzego© sargath7

Nadświetle wrót klasztoru św. Jerzego© sargath7
Jak wyjechałem z zamku to dość mocno mnie przycisnęło, a wc ani widu ani słychu, widziałem jeden na zamku, ale co tam pewnie w okolicy ich pełno więc nie będę się wracał, kręcę kręcę i lipa. Patrzę koło domu Havla, jest! jadę, a tam automaty, no właśnie to o czym wspominałem, a maszynki banknotów nie przyjmują, pytam się babci klozetowej czy mi 1000kc rozmieni, ale gdzie tam i pogoniła mnie z rowerem. Pokręciłem się po okolicy i już zwijam się, ale kręcę, to jak na złość ślepe zaułki, wreszcie zacząłem odbijać od centrum, trwało to trochę, zanim znalazłem krzaczory, masakra jakaś żeby normalnych wc nie było w pobliżu, Klaus się słabo stara w stolicy, w Berlinie kibel na kibelku i nie rzuca się w oczy.
Następnie zajechałem do Ogrodów Królewskich, tutaj też nie można na rowerku więc zmyłem się szybko.

Fontanna w ogrodach królewskich© sargath7

Dywany tulipadów w ogrodach królewskich© sargath7

Widok na katedrę z ogrodu przylegającego do zamku© sargath7
Następnie uderzyłem na Małą Stranę, gdzie jest tandetna replika wiezy Eiffla o wysokości 1/5 orginału – foty nie będzie bo szkoda kliszy :D. Na ogromnych połaciach terenów zielonych w tej dzielnicy można się nawet wyżyć na górkach, zjazdach i podjazdach, a w nagrodę jest piękny widok na Hradczany.

Kościół św. Mikołaja na Małej Stranie© sargath7

Kościół św. Mikołaja na Małej Stranie w widoku z pod wieży Eiffla© sargath7
Potem kierowałem się na most Karola, ale okrężną drogą i objechałem dzielnicę Smichov po drodze robiąc zdjęcia widoków z mostów lub na mosty, kierując się oczywiście w stronę mostu Karola.

Widok z mostu Palackeho na Nowe Miasto i Vysehrad© sargath7

Widok z dzielnicy Smichov na most Jiraskuv© sargath7

Kanał obok mostu Karola jak w Wenecji© sargath7

Staromiejska wieża mostowa przed mostem Karola© sargath7

Widok z Mostu Karola na Hradczany i most Manesuv© sargath7
W następnej kolejności uderzyłem na Nowe Miasto.

Kościół przy ul. Jecna na Nowym Mieście© sargath7

Tańczący dom© sargath7

Widok na most Karola i Hradczany© sargath7
Czasu zostało już bardzo mało więc kierowałem się na Stare Miasto, żeby pojeździć jeszcze po dzielinicy Josefov

Plac Wacława i muzeum narodowe© sargath7

Bajkowe domy w dawnej dzielnicy żydowskiej Józefów© sargath7
Około 18 -19 zapakowałem się do metra i przed 20 mijałem tablice „Szczecin 500 km”, ale to jeszcze za wcześnie :D Jeszcze jeden wypadzik po górkach w Szklarskiej.
Podsumowując wypad do Pragi to pierwsze zło to czas, za mało, stanowczo za mało, nie wiem czy tydzień by wystarczył, a jak bez roweru to jeszcze więcej, mimo iż Praga nie jest zbytnio nastawiona na rowerzystów. Teraz mam chęć na zwiedzanie Pragi nocą, podobno jeszcze lepsze wrażenia :)
Dane wyjazdu:
71.99 km
0.00 km teren
Harrahov – Świeradów Zdrój - dzień piąty (30.04 – 8.05)
Środa, 4 maja 2011 · dodano: 15.05.2011 | Komentarze 7
Śnieg który wczoraj spadł niezaproszony z nieba, nie wziął do swojego białego, zmarzniętego i ubitego móżdżka, że wrażeń majowo-śniegowych mój rower i ja mamy po śrubki w mostku i nie przyjechaliśmy do Szklarskiej na sanki. Jako że po południu dnia poprzedniego wyszło ładne słonko (fakt, faktem mróz był), a w nocy padał ulewny deszcz to w nocy śniły mi się szlaki bez śniegu. Jak się obudziłem to zastanawiałem się czy to był na pewno deszcz. Śniegu było nadal sporo co motywowało jedynie do lepienia bałwana, a na koniec do założenia mu czerwonej koszulki z napisem „Kaczyści-Cylkiści”, a w ręce wsadzenia po lewej sierpa, a po prawej młota, albo lepiej wbicia młota w łeb.Dobra trzeba coś robić, przyjechałem na urlop odpoczywać, więc trzeba się trochę zmęczyć na rowerku. Uznałem, że dzisiejsza trasa będzie w stylu gdzie koła powiozą, oczywiście po konsultacji z mózgiem. Zapakowałem się asekuracyjnie na dłuższy dzień mimo iż zbierało się tylko na krótki. Wyjechałem na główną ulicę, pokręciłem się i doszedłem do wniosku, że śniegu dużo więc na szlak nie ma co jechać, ale szosą jechać da się jak najbardziej. Pognałem więc do Harrahov główną drogę nr 3, na początek podjazd na rozgrzewkę, a potem zjazd do samego Harrahov. W nocy chyba solniczki ostro soliły drogę, bo w tym momencie z jezdni można było zeskrobywać sól. W sumie nie wiadomo co będzie, przez takie zawirowania pogodowe, wysypią całe zapasy na drogi i sól wskoczy do grona polskiej linii produktów „wszystko po pięć złotych”.
Na wjeździe do miasta stoją radary prędkości, od razu pokazało że przekraczam, ale z Jakuszyc mniej niż 60 jechać się nie dało. Zakręt się zbliżał więc hamować i tak trzeba było, a u Czechów rower traktowany na równiejszych prawach z samochodem niż w Polsce, więc zwolniłem co by pokuty nie dostać :D:D:D. Tak swoją drogą jakaś organizacja mogła by zająć się badaniem czy taki impuls lecący w stronę rowerzysty nie jest szkodliwy :), np. Pisiory, ostatnio cicho siedzą, chyba skończyły się miejsca pod tablice pamiątkowe, albo to z powodu wiosennych transferów klubowych.
No ale jestem już w Harrahov, a tam szok, śniegu nima! To jakiś żart, czyżby padało tylko w Szklarskiej ? Ślady jednak są, ale znikome, hmm wniosek się nasuwa, że w Polsce gówno dłużej się rozkłada... znaczy się topi.

Śnieg w południowej dolnie niezauważalny© sargath7

Okno jednej z chat w Harrahov© sargath7

Mały kościół, a za nim huta szkła i do tego czynna© sargath7
Przy głównej ulicy na Nowym Świecie znajduje się huta szkła i browar. Browar lepszy, ale to dwa w jednym, browar się nazywa Minipivovar Novosad. Pomyślałem luknę ile za piwko wołają i co mają. Wchodzę do środka, a tam takie wielkie okna, a za nimi piece i robotników trochę się kręci i dmuchają :) Szybko wyciągam aparacik i wchodzę na schody gdy zatrzymuje mnie jakiś stary Czech, taki w stylu średniowiecznego karczmarza, tasaka tylko nie miał. Coś tam gwarzy pod nosem, a ja go ni w ząb nie kumam, Czesi mają to do siebie, że jak my do nich po Polsku to oni kumają, ale odwrotnie to już lipa. W końcu go zaczaiłem, że na dół to za kaskę się wchodzi, ale bez fotek, a jak bez fotek to nie wchodzę. Podszedłem do lodówki z browarkiem, a tam piwko patriotycznie tylko to co robi browar dla robotników z huty co by się im raźniej w szkło dmuchało :). Już się chwytam za drzwi lodówki, a „karczmarz” – że on sam – warczy. Myślę sobie chyba koleś ma jakieś zaszłości do Polaków za 1968 rok.
Dorwałem piwko Frantisek, jest to smaczek regionalny, wersja ciemna i jasna rozlewane do butelek PET 1,5l po 75 koron za sztukę – czyli jakieś 12 zł za butlę. Można konsumować na miejscu i brać na wynos, jako że rowerem na trzeźwego śmigam to łyknąłem na wynos dwie butelki, jedno ciemne jedno jasne, ale do foty pełne nie dotrwało :D. Szkoda, że więcej nie wziąłem, ale nie chciałem się za bardzo obciążać, bo nie wiadomo co jeszcze w planach, w końcu to koła dzisiaj mnie niosą, a jak by nie patrzył to 6 piwek :).
No i co chyba istotne, niebo w gębie zwłaszcza jasne, ale o tym wiedziałem już w domu :D

„Kvasnicove nepasterizovane pivo vyrabene tradicnim zpusobem”© sargath7
Następnie ruszyłem ulicą w dół do najważniejszego obiektu z którego słynie ta wioska, a mianowicie skoczni narciarskich, tak swoją droga to ciekawe jak by się skakało z takiej skoczni na rowerku :D

Ciekawa chatka między drzewami© sargath7

Milnica trochę podeschła© sargath7

Pomnik poległych w I w.ś.© sargath7

Skocznie narciarskie w Harrahov© sargath7

K125 i K185© sargath7

Kościół św. Wacława© sargath7

i wieża kościoła© sargath7
Jak już pokręciłem się po mieście i miałem dość skierowałem się do domu, krótko bo krótko, ale zawsze, przez cały dzień myślałem o dzisiejszym wyjeździe do Szczecina, bo czekać, aż stopi się śnieg ze szlaków to mogę do czerwca. Kręcąc pod górę trochę pokombinowałem i wykombinowałem, że jednak zostanę i wymyśliłem fajną alternatywę, ale o tym w następnej relacji, a w związku z tym że reszta dnia jest do zaplanowania wpadłem na pomysł rundki do Świeradowa Zdrój. Podjechałem na kwaterę, zostawiłem piwko w lodówce i od razu ruszyłem w stronę zakrętu śmierci.

Widok na Szrenicę z zakrętu© sargath7

i na schronisko na Szrenicy© sargath7
Droga od zakrętu do Świeradowa jest cały czas z górki, a nawierzchnia w 70% trasy jest beznadziejna, na szczęście odcinek z mega zjazdem na którym udało mi się zarejestrować na liczniku prędkość 72km/h jest wyremontowany.
W połowie drogi zatrzymałem się na chwilę, żeby zadzwonić , stałem z prawej strony nikomu nie wadząc i każdy mnie mijał bez problemu, ale znalazł się taki patafian jeden co z kilometra już łapsko na klaksonie miał, pozdrowiłem go słowami i gestami. Najgorsze jest to że baran ze Szczecina był, pewnie podniecony że przyjechał w góry z drugiego końca Polski.
Gdy dotoczyłem się do miasteczka to do centrum trzeba się było wdrapać pod stromy ale krótki podjazd, na początek serce miasta, czyli park i dom zdrojowy.

Park w Świeradowie Zdrój© sargath7

Dom Zdrojowy© sargath7

W Świeradowie śniegu za wiele też nie ma© sargath7

Jedna z wież kościóła św. Józefa© sargath7

Szyszki :)© sargath7
Świeradów jest miejscowością uzdrowiskową więc pełno tam kuracjuszy z przeważającą ilością niemieckich roczników Made In Adolf. Ciężko było zrobić jakąś „czystą” fotkę fontanny ale się udało, w koło bowiem kręciło się przez dłuższy czas kilka Gertrud podpierając się balkonikami. Myślę sobie ze współczuciem, biedni niemcy tyle represji ich spotkało po wojnie, że muszą się teraz leczyć w Polsce...

Fontanna koło parku© sargath7

Fontanna koło parku© sargath7

Fontanna koło parku© sargath7

Fontanna koło parku© sargath7
Po czasie uznałem że wystarczy na dzisiaj, zwłaszcza że zbierały się stalowe chmury które nie wyglądały zbyt ciekawie, a do domu jeszcze ze 20 km i to cały czas pod górę, jedynym pocieszeniem był fakt, że wiatru nie było prawie w ogóle. Udało się jednak wrócić przed samym deszczem. Tak na dobrą sprawę to chciałem jeszcze odwiedzić Nove Mesto pod Smrkem, ale to się jeszcze nadrobi :)
Kategoria Czechy, Dolny Śląsk - Urlop Maj 2011, Górskie wypady, Wycieczka
Dane wyjazdu:
28.11 km
0.00 km teren
Szklarska Poręba – biegun… śniegu?… w maju? - dzień czwarty (30.04 – 8.05)
Wtorek, 3 maja 2011 · dodano: 13.05.2011 | Komentarze 7
Wyjeżdżając 30 kwietnia do Szklarskiej z zamiarem urlopowania się połączonego z aktywnym rowerowaniem byłem zły na pogodę która miała się pogorszyć, akurat na mój urlop. Wiedziałem, że ma się ochłodzić nawet do 5 stopni. Ok. Myślę sobie trzeba zabrać pełen ekwipunek na chłodne dni. Zabrałem nawet kalesony. I co? Przydały się :D . Tylko zachowałem się samolubnie, bo sam się opancerzyłem, a rower w wersji letniej :/ . Nie wziąłem opon z kolcami. No ale… po kiego grzyba w maju mi opony z kolcami. Zwłaszcza że przez ostatnie dni kwietnia mieliśmy falę upałów. Ok poprzednie dni opisałem we wcześniejszych relacjach i wyglądało to jak wyglądało, trochę słońca trochę deszczu, dobra nawet drobny śnieg, ale, ale na wysokości 1300 m więc to się da przełknąć, zresztą ten kto czytał ten wie :).Wracając do dnia dzisiejszego czyli 3 maja – majóweczka w pełni, słoneczko, piwko i zielona trawka, heh dobre, chyba na Kanarach.
Budzę się o 6:00 i zaczynam przygotowywać się do wyjazdu bo mam dzisiaj w planach grubą traskę, a w górach lepiej po zachodzie nie wracać. No, większość przygotowana, w myślach tekst z dnia poprzedniego „bo jutro może być gorzej”, a to jutro to dzisiaj już… .
Po wczorajszym deszczu już przemyślałem dzisiejszy wypad i deszcz mi nie straszny, błotniki przygotowane, ciuchy nieprzemakalne wszystko gotowe. Jakoś tylko ciemno w pokoju z rana… a no tak nie podniosłem rolet.
Trzeba mi było nie podnosić. Kręcę, kręcę i zastygam, myślę sobie czy ja spałem do grudnia??? Data w komórce jednak wskazuje zgodnie z rozsądkiem Święto Konstytucji więc nie lunatykuję. Chyba.
Naglę dostaję takiego kopa jak bym w serce załadował sobie mega szprycę adrenaliny. Wpadam do garażu, wyciągam rower, na piersiach dynda aparat. Stawiam go pod iglakami koło garażu i ot taka foteczka, trochę zamazana, ale moje bycie pod wrażeniem trochę zatrzęsło mi rękami, a biała sraczka z nieba niczego nie ułatwiała.

Tak to 3 maja w Szklarskiej© sargath7
Następnym razem napęd zmieniam w czerwcu dopiero :D
Wyszedłem jeszcze na ulicę, straszna breja, chyba była dodatnia temperatura, ale w okolicach 6 śniegu było jeszcze mało więc resztki mojego optymistycznego nastroju podpowiadały mi „to się zaraz stopi, przecież to maj, majówka, jeszcze tydzień temu śmigałeś w krótkich gaciach” .
Wróciłem do pokoju obmyślając nowy plan, jako że się nie spieszyłem za bardzo, bo nie ma na co już to trochę mi zeszło, jak zajrzałem za okno ponownie to już się zastanawiałem czy zamiast roweru nie wypożyczyć nart. Teraz tak napierniczał ten śnieg, że po minucie na dworze można być pomylonym z bałwanem (w kwestiach wizualnych oczywiście). Walnąłem jakieś mocniejsze śniadanie i postanowiłem, że pokręcę po mieście, porobię foty. Wyjechałem przed dom, a tam na samochodzie ze 45 cm śniegu !!!. Gdyby się nie topił to chyba by było ze 100cm i złamały by się amory pod ciężarem śniegu :D
No nic jadę, nie będę siedział na dupie, bo nie po to tu przyjechałem, po za tym całą zimę w Szczecinie przejeździłem i było zajebiście, szczególnie z ekipą którą pozdrawiam (o kogo chodzi to każdy wie).

Mam nadzieję, że ptaki te co siedziały na tych drutach wczoraj nie zwiały na południe© sargath7

Pada śnieg, pada śnieg ... w maju !!!© sargath7
Na letnich oponkach fajnie się zjeżdżało z górek, które były w Szklarskiej nie małe, w ogóle Szklarska to jedna wielka górka. Tak sobie jeździłem i fociłem i sobie myślę jak tu udowodnić że to maj, bo przyjadę do Szczecina zdjęcia pokaże, na BS wrzucę i nikt nie uwierzy, powiedzą że daję zdjęcia z zimy, ale nie mam dowodzik.

Takiego połączenia nigdy nie widziałem© sargath7
No dobra, ale jak ktoś powie, że te gałęzie wrzuciłem do zamrażarki, hmm… o wybawcy z TVN 24, jak ztaczałem się z górki patrzę kręcą materiał coś w stylu „ z kamerą wśród śniegu… w maju” to taka anomalia lekka, no bo w końcu mamy efekt cieplarniany, grożą nam temperatury w zimie typowo letnie. Ekoterroryści na pewno mają rację, bo to pewnie przez zniszczenie siedliska Miedziopiersi północnej, czy innego tego podobnego… . No dobra jak kręcą relację to świat się o tym dowie, o efekcie ciep… efekcie zimarnianym .
Wyjeżdżam na główną ulicę, a tam szok, wszyscy spierniczją, samochody stoją jeden za drugim i ciągną w stronę Jeleniej Góry, właściwie nie ciągną tylko stoją. Potem dowiedziałem się, że korek jest, aż do Jeleniej, a prędkość średnia to 3 km/h. Jechałem sobie po mieście, a po drodze ludzie na mnie palcem „o rowerzysta”, no tak w Polsce to w sumie nie spotykane zjawisko, a do tego w maju to już w ogóle masakra jakaś.

Masowy wyjazd z Szklarskiej w maju :)© sargath7
Spoko, będzie więcej miejsca dla mnie, jak już wyjadą wszyscy zaprawieni w bojach traperzy „miejscy”, nie będzie trzeba omijać tych atletów co ćwiczą biegi triatlonowe kwatera-browar-wc, a potem wracający baletowym krokiem z airbagiem zamiast brzucha. W restauracji nie będzie trzeba czekać 40 minut na jedzenie, a obiekty warte uwiecznienia w pliku JPG nie będą przysłonięte niepotrzebnymi statystami.
Po paru rundkach po mieście wpadłem na pomysł, aby odwiedzić Zakręt Śmierci, taki gwóźdź programu. Dawno tam nie byłem, właściwie byłem na nim jak byłem może w podstawówce, wtedy w sumie robił wrażenie, a teraz zakręt jak zakręt, ale w scenerii majowo-zimowej może być, szkoda tylko, że śnieg tak sypał, że nie widać było widoczku.

W drodze do zakrętu© sargath7

Rower na zakręcie w prawo© sargath7

Rower na zakręcie w lewo© sargath7

Rower na Zakręcie Śmierci - w maju!© sargath7

I z powrotem do Szklarskiej© sargath7

Szklarska w Białej Dolinie© sargath7
Ulice którymi dało się jako tako jechać, zamieniały się w rwące potoki, po zakręcie zjechałem w stronę wodospadu Szklarki, ale na szlaku zalegała bardzo gruba warstwa śniegu więc pojechałem z powrotem do miasta, już mocno przemoczony, więc skierowałem się na kwaterę, bo dalsze snucie się po mieście nie miało sensu, a nadal nie byłem w pełni wyleczony.
Ciuchy fajnie szybko na grzejniku doszły do stanu używalności, a śnieg przestał padać późnym popołudniem, do tego słoneczko wyjrzało około godziny 18 więc zebrałem się i uderzyłem na ponowny podbój miasta.
Samochodów już nie było, miasto właściwie wymarłe, cisza spokój, cała Szklarska dla mnie!!!

Majowe krajobrazy© sargath7

Wiosna w pełni© sargath7

Przyroda też jest zaskoczona© sargath7

Strumień© sargath7

Zasypane miasto© sargath7

Wiosną wszystko budzi się do życia© sargath7

Góry w maju pięknie się prezentują© sargath7

Anomalie pogodowe - efekt cieplaniany© sargath7

Krajobrazy po burzy snieżnej© sargath7

Mróz tworzy sztukę© sargath7

Karkonosze w maju© sargath7

Jasne niebo pozytywnie nastraja© sargath7

Idealne zestawienie barw - zielony, niebieski, biały© sargath7
Kategoria Dolny Śląsk - Urlop Maj 2011, Górskie wypady, Wycieczka
Dane wyjazdu:
76.13 km
20.00 km teren
Szrenica 1362 m n.p.m. – dzień trzeci (30.04 – 8.05)
Poniedziałek, 2 maja 2011 · dodano: 12.05.2011 | Komentarze 14
Zupełnie odwrotnie do dnia poprzedniego byłem tego poranka tak naładowany na kolejny dzień, że nie przeszkadzał mi fakt, że nie przygotowałem na dzisiaj żadnej konkretnej traski. Niestety pogoda dała ciała na całej linii, po wczorajszym pięknym słońcu dzisiaj czarne chmury wisiały nad Karkonoszami i zwiastowały niechybne opady deszczu. Zwlekałem do ostatniej chwili, a nawet zasięgnąłem porady u tutejszych gospodarzy. Dowiedziałem się, że - dzisiaj lepiej wykorzystać to co jest, bo jutro może być gorzej – słowa niczym wróżba prorocza spowodowały, że wyzbyłem się resztek wahania i czym prędzej wyjechałem na szlak.Po chwili kręcenia podjazdem wzdłuż krajowej 3 w kierunku Jakuszyc zaczął padać deszcz i na nowo miałem wątpliwości przed jakimkolwiek wypadem. Na początek mimo deszczu podjechałem do Kruczych Skał które znajdują się na terenie miasta. Było tam pełno osobników którzy chyba pierwszy raz na oczy widzieli skałki, a właściwie skałeczki, fakt efektownie wyglądające, ale nie to żeby się tak podniecać, wnioskując po zachowaniu.

Krucze skały© sargath7
Kiedy zacząłem po kamieniach wkręcać się do Wodospadu Kamieńczyka, deszcz dał mi się tak we znaki, więc uznałem że zaliczam wodospad i wracam, nie będę ryzykował całkowitego rozchorowania się i zmarnowania reszty urlopu. Kamienie robiły się coraz bardziej śliskie i nawet na górskich przełożeniach miałem drobne zrywy tylnego koła, a piesi turyści nie ułatwiali zadania idąc całym duktem więc był problem z ich omijaniem, a i zdarzali się tacy co poczuli się dotknięci że jadę tam rowerem, na szczęście byli i tacy co dopingowali.

Wodospad Kamieńczyka© sargath7

Wodospad Kamieńczyka© sargath7
Po dojechaniu do wodospadu deszcz już tylko mżył, a jak się okazało (wcześniej nie zwróciłem uwagi), droga od wodospadu biegnie na szczyt Szrenicy :D. Kolejne kilka chwil wahania i się zawziąłem wskoczyłem na siodełko i zacząłem wjeżdżać w stronę szczytu, na bramce przy kasie do KPN’u wyskoczył gość i drąc japę, że rowerem tu nie można. Mówię mu, że biorę to na siebie, a on że na siebie to 500 zł mandatu jest, no to odpowiedziałem, że zaryzykuję.
Po kilkuset metrach kiedy już skończyły się kocie łby i nachylenie zaczęło się zmniejszać, zauważyłem, że z góry zjeżdża samochód straży leśnej, odbiłem na prawo i wbiłem się między drzewa licząc że ze względu na słabą widoczność mnie nie zauważą, ale miałem pecha :D:D:D Strażnik opuścił szybę i krzyknął żebym podjechał, no to myślę sobie, pozamiatane. Chwilę pogadaliśmy, okazało się, że byli bardzo wyluzowani i nie mają nic do rowerzystów, ale przepisy przepisami i jak teraz grzecznie zejdę na dół to obejdzie się bez mandatu, na to ja że w tych butach nie da się iść, więc dogadaliśmy się że i tak jadą w dół to odprowadzą mnie wzrokiem i mam zjeżdżać powoli :)))
Cieć na kasie był bardzo zadowolony, pytam go czy się da od strony czeskiej dojechać (bo nie miałem zamiaru rezygnować), ale nie wiedział lub nie chciał powiedzieć, za to skierował mnie na zielony szlak od zachodniej strony góry i mówi że tam da radę. No to od wodospadu Kamieńczyka pocisnąłem w dół szlakiem rowerowym, wyłożony asfaltem więc bez pedałowania 50 na liczniku gościła, a klamki w pogotowiu i tak lekko tarły tarcze :)

Na zielonym szlaku© sargath7
Wyjechałem na drogę główną i pojechałem szosą w kierunku wskazanym przez tego patafiana z kasy. Skręciłem na zielony szlak i patrzę w górę spadek średni, ładny szuterek i równy zero kamieni, już zacząłem o gościu zmienić zdanie na lepsze, gdy po jakimś czasie droga się skończyła i zaczął się strumień, myślę sobie pewnie przez chwilę będzie trzeba podprowadzić, ale mijam dwójkę turystów i pytam jaka droga wyżej, a na to gość do mnie, że jeszcze gorzej niż tu i że widział już wiele, ale jak wjadę tędy na siodle to może się ze mną o coś założyć. Nie kombinowałem i zawróciłem, czas wypróbować czeską stronę lub wrócić do domu. Chciałem zakręcić koło Jakuszyc i wrócić do Szklarskiej, ale na horyzoncie nad Czechami niebo robiło się błękitne.

Na czeskim szlaku© sargath7
Dzisiaj chyba już ze sto razy zmieniałem trasę i plany, ale skoro pogoda daje szanse to dlaczego by nie skorzystać. Przekroczyłem granicę w Jakuszycach i dojechałem do szlaku rowerowego. Zaczęło się zaliczanie podjazdu, kolejne zakręty, nachylenie średnie i tak przez kilka kilometrów. Droga równa i asfaltowa więc jak dojechałem do pierwszego zjazdu to sześć dyszek wyszło na luzie, nie cisnąłem więcej, żeby oszczędzać siły na pojazdy, które dość mocno męczyły zwłaszcza że skierowany byłem pod wiatr. Po kilkunastu kilometrach dorwałem wiatę drewnianą gdzie zatrzymałem się na dłuższy postój na którym uzupełniłem kalorie i osłoniłem się od parszywego wiatru.

Zjazd z daleka© sargath7

Zjazd z bliska :)© sargath7

Pogoda zmieniała się jak w kalejdoskopie© sargath7

Widoki z Kamenne Budki© sargath7

Widoki z Kamenne Budky© sargath7

Chmury przewalały się nad głową jak podczas tornada© sargath7

Czeskie Karkonosze© sargath7

Mega zjazdy zawsze mile widziane, szkoda że pod wiatr© sargath7

Czeskie Karkonosze© sargath7
Przez wiatr droga się strasznie dłużyła, po drodze mijałem trzech prawdopodobnie czeskich rowerzystów, a poza tym droga była cała moja. Po kolejnej serii podjazdów dotarłem do skrzyżowania (1135 m n.p.m.) ze szlakiem prowadzącym do Voseckiej Boudy czyli czeskiego schroniska pod szczytem Szrenicy, mój szlak prowadził dużym objazdem do Harrahov. Ze względu na wiatr i ponowne zrypanie pogody poważnie myślałem o opcji jazdy na Harrahov i powrotu bez zdobycia Szrenicy, jednak turyści którzy zmierzali do góry zmobilizowali mnie wewnętrznie i ruszyłem na szczyt.

Vosecka Bouda© sargath7
Widok na schronisko jeszcze z dołu.

Pod Voseckou Boudou© sargath7
Koło schroniska kierowałem się żółtym szlakiem i dość mocnym nachyleniem . Momentalnie wjechałem w strefę totalnej mgły. Dziesięć metrów to był max jaki oferowała widoczność. Gdy wjechałem już na górną grań, na wysokość około 1290 m, skręciłem na czerwony szlak już po polskiej stronie.

Na czerwonym szlaku© sargath7

Jak bym odszedł dalej to rower mógłbym zgubić© sargath7
Mgła była tak gęsta, że na około słyszałem rozmowy grupek turystów, a dopiero po paru sekundach wyłaniali się z mgły. Po drodze zatrzymałem jednego gościa z zapytaniem czy strażnicy nie kręcą się w okolicach szczytu, poinformował mnie, że około godziny temu patrol zjechał na dół więc luzik. Po chwili drogi myślałem że mi się przywidziało, ale nie szok zaczął padać śnieg :D:D:D . Na koniec krótki i stromy podjazd czarnym szlakiem i tak jestem na Szrenicy

Schronisko na szczycie Szrenicy© sargath7

Micha mi się cieszy© sargath7
Oczywiście fotograf upierdzielił mi nogi, ale spoko, zawsze to jakieś zdęcie :D, a schronisko ledwo widać przez mgłę.
W schronisku opędzlowałem obiad i pogadałem z tamtejszym pracownikiem schroniska który był bardzo zainteresowany moim podjazdem, po krótkiej rozmowie uznałem że zjadę czerwonym szlakiem, bo dowiedziałem się od gościa, że patrol o tej porze zjeżdża na bazę i można śmiało cisnąć :D . Na początek zjazd czarnym do schroniska na Hali Szrenickiej.

Schronisko na Hali Szrenickiej na 1200 m n.p.m.© sargath7
Czerwonym zjeżdżałem praktycznie cały czas na hamulcu 50 km/h po trylince i nieźle mną wytrzęsło nie mówiąc już o kocich łbach na końcowym odcinku do tego rozpadał się mocny deszcz który przemoczył mnie do suchej nitki, ale Szrenica zaliczona :D:D:D
Kategoria Czechy, Dolny Śląsk - Urlop Maj 2011, Górskie wypady, Wycieczka
Dane wyjazdu:
81.22 km
70.00 km teren
Izerska Pętla - dzień drugi (30.04 – 8.05)
Niedziela, 1 maja 2011 · dodano: 11.05.2011 | Komentarze 9
Dzień poprzedni był jednak przydługi przez co obudziłem się strasznie nie wyspany i totalnie bez weny na pedałowanie. Dodatkowo choróbsko które przyczepiło się do mnie jak rzep psiego ogona nie odpuszczało i nasilało zrezygnowani e jakie mnie dopadło. Momentami chciałem wrócić do wyra i nic nie robić cały dzień.Jednak to co było za oknem nastrajało pozytywnie, więc mimo znacznego spadku temperatury na dworze, a lekkiego wzrostu na ciele, zacząłem w okolicach 8 przygotowywać się do wyjazdu i niewiele po 9 podjeżdżałem już pod pierwsze wzniesienia.
Na dzisiejszy rajd wybrałem dłuższą traskę co się zwała Izerską Pętlą wg map które dostałem za free w informacji turystycznej, naprawdę fajne i dokładne mapki, które wielokrotnie wskazały mi lepszę droge niż to gówno przybite gwoździami do drzew przez jakieś Stowarzyszenie Cyklistów, ale spoko miała być przygoda więc na żywioł trzeba iść.
No więc jadąc w górę w stronę huty szkła i obok stacji kolejowej w Górnej Szklarskiej wjechałem na asfaltową ścieżkę biegnącą wzdłuż rzeki Kamienna.

Rzeka Kamienna© sargath7

Złota rzeka© sargath7

Czystość rzeki pierwsza klasa© sargath7
Właściwie to był strumień, bo nie wiem czy można to nazwać rzeką, ale woda w niej czysta, że aż miałem chęć napełnić nią bidon. Momentami wzdłuż drogi leżał śnieg jeszcze z poprzedniej zimy i patrząc na pogodę nie myślałem że może go tu być niedługo znacznie więcej o tej porze roku, ale o tym w nastepnych relacjach :)

Na szlaku© sargath7
Gdy skończył się wreszcie asfalt, zaczął się upragniony szuterek, po przecięciu linii kolejowej, zacząłem kierować się do krajowej 3 biegnącej na Jakuszyce. Mogłem oczywiście skrócić sobie drogę jadąc z Szklarskiej do Jakuszyc szosą, ale trasy terenowe wygrywają w każdym calu z mojego punktu widzenia. Im bliżej Jakuszyc tym droga robiła się bardziej kamienista, a widoczki robiły się coraz lepsze. Po dotarciu do stacji benzynowej nakupiłem zapas węglowodanów i ruszyłem drogą nr 13 z Polany Jakuszyckiej. Jak na żywioł to po całości :) Była to pętla więc wybrałem kierunek zgodny ze wskazówkami zegara. Na początek bonusik bo trasa leciała w dół do samych Czech zahaczyłem o zadupia Harrachov, gdzie wyjechałem super mega zjazdem na dworzec kolejowy gdzie stały archaiczne pociągi czeskie. Gdy dojechałem do wiaduktu i zaliczyłem zakrętasa 180 stopni znalazłem się na .... polu golfowym przez który biegnie szlak na skraju lasu. Już wcześniej ubolewałem nad oznaczeniami, ale żeby kolor szlaku znakować blaszany kubeł na śmieci to chyba żart.
W Polsce w górach gdy droga ma spadek to w poprzek pod skosem idą rynny odwadniające zrobione z drewnianych korytek, natomiast w tych rejonach na skarpach Czesi oszczędzają na drewnie i urozmaicili szlak robiąc koryto z następującą po nim muldą co zapewniało na zjeździe niezapomniane przeżycia zakończone oczywiście bez gleby.

Fragment zjazdu na szlaku rowerowym po czeskiej stronie© sargath7
Następnie zgodnie z mapą powinienem przeciąć rzekę Izerę w pobliskiej okolicy, jednak oznaczeń nie było, a nie chciało mi się szukać pod kamieniami więc pojechałem na czuja i potem momentami żałowałem :)
Droga zaprowadziła mnie na nie ten brzeg co chciałem i cisnąłem w górę nie oznaczonym szlakiem wzdłuż Izery która była jedynym zaufanym kierunkowskazem, z mapy wynikało że w pobliżu jest most więc jest dobrze :) Tylko z mapy nie wynikało że różnica poziomów jest deczko inna :)

Hmm chyba nie ten poziom© sargath7
Dobra spoko nie jest źle droga dalej prowadzi pod mostem więc pewnie będzie zaraz parę serpentyn i będzie ok... taa jasne po parunastu metrach droga się skończyła, a ja nie miałem zamiaru się cofać więc rower na plecy i zacząłem się wdrapywać pod chyba 60% nasyp na wysokość chyba ze 30 m zsuwając się raz po raz, ale wreszcie się wdrapałem.... a tam co ? most kolejowy. Mówię sobie spoko to pewnie przez niewyspanie nie zauważyłem tej mega odznaczające się drogi kolejowej na mapie :)
Zejście zpowrotem w dół nie wchodziło znowu w grę więc wszedłem na most. Po lewej spróchniałe dechy, daję sobie spokój chcę żyć , po prawej blachy wchodzę, rozklekotane że hej, chyba daw no nikt ich nie dokręcał . Szybko zapomniałem o moście gdy zobaczyłem widok z niego.

Izera na południe© sargath7

Izera na północ© sargath7

Wszystkie odcienie zieleni© sargath7
Gdy skończyłem sesję zdjęciową, zapakowałem się i chciałem ruszać, spojrzałem na tory i w myślach zachciało mi się pociągu, tak dla atrakcji, ale myślę na takim starym rozklekotanym moście pewnie nic nie jeździ, ruszam więc na drugą stronę, a tu jak nie zaczęło się wszystko trząść za plecami słyszę gwizd lokomotywy, odwracam się i patrzę tylko czy mi starczy miejsca, czy skakać mam do rzeki, przycisnąłem się do barierki razem z rowerem i mało się nie zlałem ze strachu jak mnie mijał za plecami pociąg, a pod nogami klekotały blachy pomostowe. Musiałem chwilę postać zanim się ruszyłem, a potem ugryźć się w język na przyszłość przed wypowiadaniem durnych życzeń :)
Szybko ruszyłem w stronę zejścia z mostu, ale nie było zejścia tylko kamienisty nasyp zakręcający nie w tą stronę. Z lewej skarpa spadająca do rzeki, a z prawej ściana skalna :)

Ściana skalna za mostem© sargath7
Wiem wiem, ale na foty zawsze jest pora :)))
Przebiegłem szybko po podkładach kolejowych i zsunąłem się ze skarpy podpierając rowerem. Dojechałem do rozstaju i skierowałem się już właściwą drogą na Orle.
Wreszcie zaczęły się podjazdy, długie pojazdy, a właściwie duże pagórki.

Kierunek na Orle© sargath7
Po drodze wyczaiłem granitowy postument ku czci Renault...LOL

Co to robi na szlaku nie mam pojęcia, nie znam czeskiego© sargath7
Jadąc koło rezerwatu Bukowiec skierowałem się na boczny szlak, bo w ciągu całej drogi nie trzymałem się ściśle wyznaczonego szlaku zaliczając odcinki specjalne.

Odcinek specjalny do Orle© sargath7
W pobliżu Orle trzeba przekroczyć rzekę, zapewnia to mostek z którego rzeka tworzy ciekawy krajobraz.

Punkt przekroczenia Izery© sargath7

Izera w okolicach Orle© sargath7
Przejście prze rzekę oznacza jednocześnie powrót do Polski

Na granicy PL - CZ© sargath7
W tych miejscach szlaki są dość wymagające dla rowerzystów, których była spora ilość na granicy i większość pchała lub ciągnęła swoje sprzeta :)

Izera przy Kobylej Łące© sargath7
Po przejściu granicy dojechałem to Rezerwatu Torfowisko Doliny Izery gdzie na Kobylej Łące poprosiłem chyba jakiegoś kobylca o zrobienie fotki, ale reszty chyba nie muszę wyjaśniać ...

Panorama 180 Torfowisk Doliny Izery© sargath7

Panorama 360 Doliny© sargath7
Z tamtąd już szybkim tempem dotarłem do Chatki Górzystów , gdzie była kupa zziajanych turystów, a w dolinie wiało bardzo mocno i ten odcinek miałem z mocnym wiatrem w twarz, nie zjaechałem do chaty, bo mijało się to z celem przy takim naporze turystów.

Chatka Górzystów© sargath7
Potem zgodnie z trasą 13 w stronę Bagien Izerskich, aby przeciąć Kozi Potok.

Kozi Potok© sargath7
Następnie powinienem skierować się na południe w stronę Sinej Drogi, ale chyba dałem ciała na jakimś rozjeździe i zrobiłem mega kółko z mega podjazdem, ale udało się wrócić na właściwy tor gdzie wyjechałem przy Jagnięcym Jarze.

Nad Jagnięcy Jarem, na wprost droga :)© sargath7
Do Rozdroża pod Cichą Równiną dojechałem zjazdem na którym zregenerowałem siły. Tam też zaczęły zbierać się chmury. Skierowałem się Górnym Duktem Końskiej Jamy (fajne maja tam nazwy :))) skąd rozciągał się piękny widok na Kopalnię Kwarcu Stanisław i Jakuszyce.

W oddali Kopalnia Kwarcu© sargath7

Na Końskim Dukcie :)© sargath7

W dole Jakuszyce© sargath7
Z Jakuszyc już podobną drogą udałem się do Szklarskiej :)
Dzionek zapisany na duży plus, pogoda dopisała, mimo niskiej temperatury, a niektóre etapy trasy rozgrzewały :)
Kategoria Wycieczka, Czechy, Dolny Śląsk - Urlop Maj 2011, Górskie wypady
Dane wyjazdu:
33.85 km
5.00 km teren
Góry Izerskie – dzień pierwszy (30.04 – 8.05)
Sobota, 30 kwietnia 2011 · dodano: 10.05.2011 | Komentarze 12
Ostatni dzień kwietnia rozpoczynający długi weekend majowy postanowiłem przeznaczyć na aktywny wypoczynek urlopowy gdzieś w górach, padło na Kotlinę Kłodzką, wszystko zacząłem planować już miesiąc wcześniej, a jakiś tydzień przez godziną zero wszystko było dopięte na ostatni guzik. Jednak jak to w życiu bywa plany potrafią nie wypaplać w całości lub częściowo, a mianowicie nocleg który miałem zarezerwowany w okolicach Kłodzka nie wypalił z pewnych przyczyn i na dwa dni przed wyjazdem zostałem bez noclegu. Pewnie w normalnym okresie nie było by problemów ze znalezieniem alternatywy, ale był to moment nawału turystów związany z majówką długo-weekendową. Mimo licznych wysiłków nie udało mi znaleźć czegoś odpowiedniego, bo w większości pensjonatów gdzie były o dziwo wolne miejsca były dostępne tylko opcje dwu osobowe, a tym razem w planach miałem wypad samotny :) . Z pomocą przyszła mi koleżanka i podała namiary na nocleg w Szklarskiej Porębie. Mogę już po powrocie powiedzieć że jestem bardzo zadowolony z tej zamiany nawet mimo pogody która krzyżowała na każdym kroku moje plany.Do Szklarskiej dotarłem samochodem krajową 3, wcześniej w planach był pociąg, ale liczba rzeczy którą miałem zamiar zabrać była stanowczo zbyt duża więc darowałem sobie ten wariant. Zastanawiałem się nad opcją jazdy przez Niemcy, ale darowałem sobie i pocisnąłem przez Polskę i bardzo dobrze bo jechało się wyśmienicie, był mały ruch i można było przycisnąć, teraz pozostaje tylko oczekiwać na płatne fotki od przydrożnych fotografów, jeśli takowe się zdarzyły :))) . Średnia wyszła bardzo piękna, ale nie będę złośliwy i nie wpisze dystansu na bikestatsa :).
Wyjechałem ze Szczecina dość późno zatrzymując się tylko koło klasztoru w Paradyżu.

Wieże klasztoru w Paradyżu© sargath7
W Szklarskiej byłem koło 18. Nie zamierzałem się jednak opierniczać, bo pogoda na następne dni nie wróżyła dobrych wiadomości, z resztą już tego dnia zaczęło się chmurzyć. Złożyłem rowerek i z racji ograniczonej ilości czasu postanowiłem się pokręcić po mieście w celu rozpoznawczym. Pojeździłem trochę po mieście, w sumie nie cykając fotek przy byle czym bo wszędzie było pełno pseudo „turystów” miłośników „aktywnego” wypoczynku pod parasolkami z widokiem na góry i stolikiem zaopatrzonym w kilka kufli piwa, zdyszanych po kilkuset metrach chodzenia po mieście. Z drugiej strony mniej mięsa armatniego na ścieżkach :).
Najciekawszym punktem tej krótkiej wycieczki był wodospad Szklarki do którego prowadziła droga rowerowa, wspólna z marudnymi pieszymi, ale zawsze coś na legalu :)

Szklarka z mostu przy krajowej 3© sargath7

Kolory w rzece zachwycały© sargath7

Skałki w dolinie© sargath7

Twarze w skałach© sargath7

Wodospad Szklarki© sargath7

Górna półka wodospadu Szklarki© sargath7
Tutaj mały bonusik, droga rowerowa z odcinkiem do Street’u :)

Szlak rowerowy© sargath7
W ciągu całego wyjazdu dawałem wielokrotnie ludziom aparat aby zrobili mi fotkę na tle „czegoś” i zwykle robili mi fotki na tle „czegoś”, nie koniecznie tego co chciałem. Jestem totalnym amatorem jeśli chodzi o fotografię, ale jak ktoś by mnie poprosił, abym zrobił mu zdjęcie na tle np. wodospadu to bym starał się tak ustawić, aby był widoczny i wodospad i postać fotografowana. Wg mnie najważniejszym obiektem jest tło na którym się ustawiamy i ono powinno być najlepiej wyeksponowane, a osoba pozująca powinna być wkomponowana tak aby nie przysłaniać tego tła i nie stawać się obiektem pierwszoplanowym. Poniższą fotkę zrobiła mi w miarę młoda kobitka i mimo że kilkakrotnie prosiłem, aby ustawiła się we wskazanym przeze mnie miejscu, chyba nie rozumiała i po cyknięciu mi trzech praktycznie identycznych fotek, przerażona zapytała… czy mi się filmu starczy. Myślałem, że walnę na pysk i podziękowałem za zrobienie super zdjęcia :)

Super fota na "tle" wodospadu :)© sargath7
Kolejny agent robiąc zdjęcie mi na platformie z widokiem na wodospad, upierdolił mi głowę, a przy drugim podejściu zasłonił moją sylwetką cały wodospad. Poprosiłem go o zrobienie fotki bo zobaczyłem że ma przewieszony na ramieniu lustrzankę z mega wielkim obiektywem, ale widać że wisiała tam tylko dla ozdoby. Tym wywodem chciałem tylko uprzedzić, że nie zaszczycę swoją postacią zbyt wielu zdjęć :))).
Następnie szybki powrót do domu z zamiarem zaplanowania tras na kolejne dni, bo wszystko co zaplanowałem przed urlopem tyczyło się Kotliny Kłodzkiej, a wylądowałem w Izerach :)

A ten rudzielec siedział na dachu garażu wieczorem i czarował pogodę na następny dzień :)© sargath7
Kategoria Wycieczka, Dolny Śląsk - Urlop Maj 2011, Górskie wypady
Dane wyjazdu:
53.42 km
30.00 km teren
Świdwie
Poniedziałek, 25 kwietnia 2011 · dodano: 27.04.2011 | Komentarze 3
Po świątecznej Niedzieli Wielkanocnej i towarzyszące temu wydarzeniu nadmierne obżarstwo, więc aby wprowadzić równowagę udałem się z Ewą i Pawłem nad Świdwie. Pierwotnie miał być wypad na Niemcy, ale w między czasie, nawet nie wiem kiedy, plan uległ zmianie, a przy tak pięknym Poniedziałku Wielkanocnym Świdwie było bardzo ciekawą opcją. Po drodze jednak pomyślałem ile tam musi być ludzi z tym samym pomysłem, wybierający jednak standardowy środek transportu, czyli śmierdzące puszki z priorytetem podjechania na max’a w głąb rezerwatu - szkoda że jeszcze ogniska w bagażniku nie robią.Jadąc od Głębokiego czerwonym zahaczyliśmy o Bartoszewo.

Bartoszewo się zazieleniło© sargath7

Jaszczurka na pomoście nad Bartoszewem© sargath7
Za Bartoszewem zahaczyliśmy jeszcze o lapidarium von Ramin

Lapidarium von Ramin© sargath7
Zastanowiło nas kto zajmuje się tym miejscem na co dzień, bo jak zwykle jest bardzo zadbane. Nie pocieszającym faktem jest jednak powrót komarów, a po chwili postoju w lesie trochę mnie pociachały :)

Okolice Gunicy© sargath7

Ekipa gryziona przez komary :D© sargath7
Po dotarciu do celu okazało się, że faktycznie jest tam sporo wiary, ale ku mojemu zadowoleniu dużo było rowerzystów, niedzielnych bo niedzielnych, ale zawsze :) Standardowo wieża i pomost. Miesiąc temu jak byłem na Świdwiu to jeziorko było skute lodem, ale także otoczone promieniami słońca.

Świdwie z wieży© sargath7

Na pomoście© sargath7

Łabędź - więcej ptactwa nie było :(© sargath7

Wieża z pomostu© sargath7
Kategoria Wycieczka
Dane wyjazdu:
123.33 km
40.00 km teren
Usedom
Sobota, 23 kwietnia 2011 · dodano: 25.04.2011 | Komentarze 17
Zwiedzanie wyspy Uznam doszło do skutku, a właściwie ewoluowało z pierwotnej trasy jaką zaproponował Paweł. Umówiliśmy się, że skoczymy chwilę po wyspie, a potem zawiniemy się po niemieckiej stronie do Szczecina. Szczerze powiedziawszy bardziej zależało mi na dokładnym spenetrowaniu wyspy i przeliczyłem się, bo wbrew pozorom wielkość wyspy jest przeciwnie proporcjonalna do tego co oferuje i to w pozytywnym tego zdania znaczeniu.O 7:25 pociągiem dotarliśmy do Świnoujścia i na miejscu odwiedziliśmy centrum informacji turystycznej, gdzie nabyłem mapy. Następnie szybki posiłek (hot-dog) i około godziny 11:00 przekroczyliśmy granicę na wyspie Uznam. Okazało się że cała wysepka posiada wokoło coś blisko 200km tras rowerowych. Udało mi się przekonać Pawła, że czasu starczy tylko na wyspę i wracamy do Szczecina pociągiem :D
Klimat wyspy jest nie do opisania, coś wspaniałego. U nas nadmorskie miejscowości kojarzą się głównie z promenadą obstawioną straganami gdzie można kupić wszelakiego rodzaju nikomu nie potrzebne śmieci, plaże zaśmiecone, a pobliskie zarośla pełniące rolę szaletów w(m)iejskich.
Natomiast na wyspie Uznam wszystko zostało pomyślane z głową, z resztą jak większość turystycznych miasteczek w Niemczech. Handel nie rzuca się w oczy, wszędzie są wydzielone miejsca dla jednośladów i pieszych. Sieć dróg jest tak rozplanowana w taki sposób, że praktycznie w ogóle nie odczuwa się obecności samochodów. Czyste toalety można spotkać na każdym kroku, z ciepłą wodą mydłem i pełnym dystrybutorem papieru, co w znacznym stopniu zmniejsza robienie wiochy w pobliskich zaroślach.
Większość trasy rowerowej biegnie wzdłuż brzegu morza, a wydmy zamieniające się w wysokie klify zapewniają niesamowite wrażenia. Ku naszemu zadowoleniu duży procent trasy można było pokonać w wersji terenowej. Ogólnie traska dla rowerów miejskich przebiega utwardzonymi ścieżkami po wyznaczonym szlaku, ale jest wiele miejsc gdzie można odbić na naprawde ciekawe odcinki „korzenne” :)
Pogoda była dość różna o tej w Szczecinie, ze względu na silny wiatr wiejący od morza, a co najgorsze bardzo lodowaty. Ubraliśmy się bardzo cienko więc odczuliśmy aurę bardzo mocno, temperatura na poziomie 13* spowodowana silnym wiatrem dawała o sobie zapomnieć tylko na okrytych odcinkach leśnych.
Cała wyspa tętniła pełnią życia, taką ilości rowerów jak tam można porównać do Berlina. Jest tylko jeden problem ... piesi łażą po ścieżkach nagminnie, przez co zaliczyłem dość poważną glebę (zarejestrowała się na filmiku). Co prawda gdy zauważą rowerzystę to schodzą sami, a nie tak jak u nas jeszcze próbują dyskutować, ale jednak jest to problem, którego nie zauważałem np. w Berlinie.
Trasa jaką zrobiliśmy to Świnoujście – Ahlbeck – Heringsdorf – Bansin – Loddin – Koserow – Zempin – Zinnowitz – Trassenheide – Karlshagen – Pennmunde
i z powrotem.
Jestem pewny że będzie to do powtórki w najbliższym czasie, bo jest jeszcze sporo do zobaczenia mimo małych rozmiarów wyspy, czasu mieliśmy mało, bo ze Świnoujścia pociąg odjeżdżał o 20 z minutami więc byliśmy ograniczeni czasowo dość mocno, osiem godzin na wyspie to bardzo mało. W Szczecinie po 22 zawinęliśmy się z dworca, najgorszy był powrót bo w wyniku upadku straciłem przednią lampę, a tylnej nie miałem :(
Podsumowując wypad oceniam na duży plus, nie powiem że bardzo duży ze względu na upadek, akurat kręciłem jadąc filmik, gdy Niemka będąca na ścieżce postanowiła mi ustąpić, zawahała się i skończyło się to na bardzo mocnym obiciu łokcia i otarciu kolana. Coś ostatnio mam za dużo wypadków :(
Poniżej trochę fotek :)

Domki Ahlbeck© sargath7

Promenada w Ahlbeck© sargath7

Muzeum w Heringsdorf© sargath7

Buydnki koło molo w Heringsdorf© sargath7

Hotel w Bansin© sargath7

Widok z mola w Bansin© sargath7

Widok na Bansin© sargath7

Samolot :)© sargath7

Terenowe traski na klifach© sargath7

Tutaj wiatr nie był tak odczuwalny© sargath7

Klify między Loddin, a Bansin© sargath7

Dorzuciliśmy się do zbiórki w Loddin :)© sargath7

Automaty z detkami w Loddin© sargath7

Leśne trasy między miasteczkami© sargath7

Jezioro Kolpinsee© sargath7

Widok na prawo Kolpinsee© sargath7

Kaczka© sargath7

Jeszcze jedna© sargath7

Punkt widkowy przed Koserow© sargath7

Inne ujęcie© sargath7

Plaża w Loddin© sargath7

Koserow© sargath7

Chwila odpoczynku w spelunce :)© sargath7

Wygiac po dwa palce po bokach i Szwedzi się obrażą :))© sargath7

Zinnowitz© sargath7

Ruiny przed Pennmunde© sargath7

Port w Pennmunde z konwencjonalną łodzią podwodną :)© sargath7

Na wprost Kroslin© sargath7

Piękny odcinek leśny na powrocie z Pannmunde© sargath7

Kościół w lesie koło Bansin© sargath7

Kamieniczka w Bansin© sargath7

Widok z molo w Heringzdorf© sargath7
I na koniec filmik jeśli ktoś dotrwał :D:D:D, sorki ale nie mogłem się powstrzymać przed dodaniem tylu fotek :D
Dane wyjazdu:
57.18 km
20.00 km teren
Wkrzańska po turecku
Środa, 20 kwietnia 2011 · dodano: 22.04.2011 | Komentarze 4
Po robocie standardzik Wkrzański, smignelismy z Axisem do lasku... ale zaraz zaraz, spotkaliśmy się w porze obiadowej więc skoczylismy na kebaba do turasa na Wernyhory, czyli tam gdzie zawsze. Zamówiłem standardowo na talerzu, a turas do mnie czy "extra mięso"? no to mówię dawaj, jak mi dowalili porcję to ledwo ją niosłem, a jak wszamałem to "extra mięso" to odechciało mi się jeżdzić, a Axis jeszcze mnie po górkach ciągać zaczął. No więc podjazd dla odmiany niebieskim :)), a potem na spalanie kalorii Gubałówka, potem czerwony i na Warszewo.
Mostek na Osówce w kierunku źródeł© sargath7

Osówka w stronę Głębokiego - czerwony szlak© sargath7
Kategoria Wycieczka
Dane wyjazdu:
60.08 km
30.00 km teren
Wkrzańska - nowy odcinek niebieskiego
Poniedziałek, 18 kwietnia 2011 · dodano: 21.04.2011 | Komentarze 4
Po niedzielnych wydarzeniach postanowiliśmy z Axisem nie wychylać się jakiś czas z lasu, ale ze względu na konieczność odwiedzenia rowerowergo sklepu, smignelismy do Coolbike'a.Rozglądałem się za bagażnikiem rowerowym i innymi akcesoriami związanymi z zaplanowanym moim solowym wypadem w góry na początku maja.
Po wszystkim skoczyliśmy już w upragniony terenik, aby pośmigać między drzewami, bo one nie wchodzą pod koła na ścieżkach :))
Głównie niebieski i czerwony szlak z Gubałówką - ostatnio to standardowy pojazd z natychmiastowym zjazdem.

Na niebieskim szlaku© sargath7

Osówka wzduż niebieskiego© sargath7

Nieznany dotąd fragment niebieskiego© sargath7

Osówka w stronę doliny Siedmiu Młynów© sargath7

Koło Axisa w Osówce :D:D:D© sargath7
Kategoria Wycieczka