Sargath
Ten dziennik rowerowy prowadzi sargath z miasta Szczecin. Mam nakręcone 27671.67 kilometrów w tym 3202.19 w terenie. Śmigam z prędkością średnią 22.46 km/h i tyle wystarczy. Jeżdżę od dziecka, mój pierwszy rower to "czterokołowiec" Smyk. W pierszym dniu nauki złamało się kółko wspierające i okazało się że drugie nie jest potrzebne. Potem były inne i trafiła się dłuuuga przerwa,aż do momentu, kiedy zrozumiałem że poświęcenie dla własnej pasji i podążanie za ideą jest ważniejsze niż dla kogoś kto nie jest go wart. Pasja ukazuje jakie decyzje podejmujemy i w jakim kierunku zmierzamy ..., a Bikestats'a odkryłem w wakacje '10 :) .Archiwum
Kategorie bloga
Unibike
Statystyka roczna
Zajrzało tu od października 2010
Dane wyjazdu:
71.99 km
0.00 km teren
Harrahov – Świeradów Zdrój - dzień piąty (30.04 – 8.05)
Środa, 4 maja 2011 · dodano: 15.05.2011 | Komentarze 7
Śnieg który wczoraj spadł niezaproszony z nieba, nie wziął do swojego białego, zmarzniętego i ubitego móżdżka, że wrażeń majowo-śniegowych mój rower i ja mamy po śrubki w mostku i nie przyjechaliśmy do Szklarskiej na sanki. Jako że po południu dnia poprzedniego wyszło ładne słonko (fakt, faktem mróz był), a w nocy padał ulewny deszcz to w nocy śniły mi się szlaki bez śniegu. Jak się obudziłem to zastanawiałem się czy to był na pewno deszcz. Śniegu było nadal sporo co motywowało jedynie do lepienia bałwana, a na koniec do założenia mu czerwonej koszulki z napisem „Kaczyści-Cylkiści”, a w ręce wsadzenia po lewej sierpa, a po prawej młota, albo lepiej wbicia młota w łeb.Dobra trzeba coś robić, przyjechałem na urlop odpoczywać, więc trzeba się trochę zmęczyć na rowerku. Uznałem, że dzisiejsza trasa będzie w stylu gdzie koła powiozą, oczywiście po konsultacji z mózgiem. Zapakowałem się asekuracyjnie na dłuższy dzień mimo iż zbierało się tylko na krótki. Wyjechałem na główną ulicę, pokręciłem się i doszedłem do wniosku, że śniegu dużo więc na szlak nie ma co jechać, ale szosą jechać da się jak najbardziej. Pognałem więc do Harrahov główną drogę nr 3, na początek podjazd na rozgrzewkę, a potem zjazd do samego Harrahov. W nocy chyba solniczki ostro soliły drogę, bo w tym momencie z jezdni można było zeskrobywać sól. W sumie nie wiadomo co będzie, przez takie zawirowania pogodowe, wysypią całe zapasy na drogi i sól wskoczy do grona polskiej linii produktów „wszystko po pięć złotych”.
Na wjeździe do miasta stoją radary prędkości, od razu pokazało że przekraczam, ale z Jakuszyc mniej niż 60 jechać się nie dało. Zakręt się zbliżał więc hamować i tak trzeba było, a u Czechów rower traktowany na równiejszych prawach z samochodem niż w Polsce, więc zwolniłem co by pokuty nie dostać :D:D:D. Tak swoją drogą jakaś organizacja mogła by zająć się badaniem czy taki impuls lecący w stronę rowerzysty nie jest szkodliwy :), np. Pisiory, ostatnio cicho siedzą, chyba skończyły się miejsca pod tablice pamiątkowe, albo to z powodu wiosennych transferów klubowych.
No ale jestem już w Harrahov, a tam szok, śniegu nima! To jakiś żart, czyżby padało tylko w Szklarskiej ? Ślady jednak są, ale znikome, hmm wniosek się nasuwa, że w Polsce gówno dłużej się rozkłada... znaczy się topi.
Śnieg w południowej dolnie niezauważalny© sargath7
Okno jednej z chat w Harrahov© sargath7
Mały kościół, a za nim huta szkła i do tego czynna© sargath7
Przy głównej ulicy na Nowym Świecie znajduje się huta szkła i browar. Browar lepszy, ale to dwa w jednym, browar się nazywa Minipivovar Novosad. Pomyślałem luknę ile za piwko wołają i co mają. Wchodzę do środka, a tam takie wielkie okna, a za nimi piece i robotników trochę się kręci i dmuchają :) Szybko wyciągam aparacik i wchodzę na schody gdy zatrzymuje mnie jakiś stary Czech, taki w stylu średniowiecznego karczmarza, tasaka tylko nie miał. Coś tam gwarzy pod nosem, a ja go ni w ząb nie kumam, Czesi mają to do siebie, że jak my do nich po Polsku to oni kumają, ale odwrotnie to już lipa. W końcu go zaczaiłem, że na dół to za kaskę się wchodzi, ale bez fotek, a jak bez fotek to nie wchodzę. Podszedłem do lodówki z browarkiem, a tam piwko patriotycznie tylko to co robi browar dla robotników z huty co by się im raźniej w szkło dmuchało :). Już się chwytam za drzwi lodówki, a „karczmarz” – że on sam – warczy. Myślę sobie chyba koleś ma jakieś zaszłości do Polaków za 1968 rok.
Dorwałem piwko Frantisek, jest to smaczek regionalny, wersja ciemna i jasna rozlewane do butelek PET 1,5l po 75 koron za sztukę – czyli jakieś 12 zł za butlę. Można konsumować na miejscu i brać na wynos, jako że rowerem na trzeźwego śmigam to łyknąłem na wynos dwie butelki, jedno ciemne jedno jasne, ale do foty pełne nie dotrwało :D. Szkoda, że więcej nie wziąłem, ale nie chciałem się za bardzo obciążać, bo nie wiadomo co jeszcze w planach, w końcu to koła dzisiaj mnie niosą, a jak by nie patrzył to 6 piwek :).
No i co chyba istotne, niebo w gębie zwłaszcza jasne, ale o tym wiedziałem już w domu :D
„Kvasnicove nepasterizovane pivo vyrabene tradicnim zpusobem”© sargath7
Następnie ruszyłem ulicą w dół do najważniejszego obiektu z którego słynie ta wioska, a mianowicie skoczni narciarskich, tak swoją droga to ciekawe jak by się skakało z takiej skoczni na rowerku :D
Ciekawa chatka między drzewami© sargath7
Milnica trochę podeschła© sargath7
Pomnik poległych w I w.ś.© sargath7
Skocznie narciarskie w Harrahov© sargath7
K125 i K185© sargath7
Kościół św. Wacława© sargath7
i wieża kościoła© sargath7
Jak już pokręciłem się po mieście i miałem dość skierowałem się do domu, krótko bo krótko, ale zawsze, przez cały dzień myślałem o dzisiejszym wyjeździe do Szczecina, bo czekać, aż stopi się śnieg ze szlaków to mogę do czerwca. Kręcąc pod górę trochę pokombinowałem i wykombinowałem, że jednak zostanę i wymyśliłem fajną alternatywę, ale o tym w następnej relacji, a w związku z tym że reszta dnia jest do zaplanowania wpadłem na pomysł rundki do Świeradowa Zdrój. Podjechałem na kwaterę, zostawiłem piwko w lodówce i od razu ruszyłem w stronę zakrętu śmierci.
Widok na Szrenicę z zakrętu© sargath7
i na schronisko na Szrenicy© sargath7
Droga od zakrętu do Świeradowa jest cały czas z górki, a nawierzchnia w 70% trasy jest beznadziejna, na szczęście odcinek z mega zjazdem na którym udało mi się zarejestrować na liczniku prędkość 72km/h jest wyremontowany.
W połowie drogi zatrzymałem się na chwilę, żeby zadzwonić , stałem z prawej strony nikomu nie wadząc i każdy mnie mijał bez problemu, ale znalazł się taki patafian jeden co z kilometra już łapsko na klaksonie miał, pozdrowiłem go słowami i gestami. Najgorsze jest to że baran ze Szczecina był, pewnie podniecony że przyjechał w góry z drugiego końca Polski.
Gdy dotoczyłem się do miasteczka to do centrum trzeba się było wdrapać pod stromy ale krótki podjazd, na początek serce miasta, czyli park i dom zdrojowy.
Park w Świeradowie Zdrój© sargath7
Dom Zdrojowy© sargath7
W Świeradowie śniegu za wiele też nie ma© sargath7
Jedna z wież kościóła św. Józefa© sargath7
Szyszki :)© sargath7
Świeradów jest miejscowością uzdrowiskową więc pełno tam kuracjuszy z przeważającą ilością niemieckich roczników Made In Adolf. Ciężko było zrobić jakąś „czystą” fotkę fontanny ale się udało, w koło bowiem kręciło się przez dłuższy czas kilka Gertrud podpierając się balkonikami. Myślę sobie ze współczuciem, biedni niemcy tyle represji ich spotkało po wojnie, że muszą się teraz leczyć w Polsce...
Fontanna koło parku© sargath7
Fontanna koło parku© sargath7
Fontanna koło parku© sargath7
Fontanna koło parku© sargath7
Po czasie uznałem że wystarczy na dzisiaj, zwłaszcza że zbierały się stalowe chmury które nie wyglądały zbyt ciekawie, a do domu jeszcze ze 20 km i to cały czas pod górę, jedynym pocieszeniem był fakt, że wiatru nie było prawie w ogóle. Udało się jednak wrócić przed samym deszczem. Tak na dobrą sprawę to chciałem jeszcze odwiedzić Nove Mesto pod Smrkem, ale to się jeszcze nadrobi :)
Kategoria Czechy, Dolny Śląsk - Urlop Maj 2011, Górskie wypady, Wycieczka
Dane wyjazdu:
28.11 km
0.00 km teren
Szklarska Poręba – biegun… śniegu?… w maju? - dzień czwarty (30.04 – 8.05)
Wtorek, 3 maja 2011 · dodano: 13.05.2011 | Komentarze 7
Wyjeżdżając 30 kwietnia do Szklarskiej z zamiarem urlopowania się połączonego z aktywnym rowerowaniem byłem zły na pogodę która miała się pogorszyć, akurat na mój urlop. Wiedziałem, że ma się ochłodzić nawet do 5 stopni. Ok. Myślę sobie trzeba zabrać pełen ekwipunek na chłodne dni. Zabrałem nawet kalesony. I co? Przydały się :D . Tylko zachowałem się samolubnie, bo sam się opancerzyłem, a rower w wersji letniej :/ . Nie wziąłem opon z kolcami. No ale… po kiego grzyba w maju mi opony z kolcami. Zwłaszcza że przez ostatnie dni kwietnia mieliśmy falę upałów. Ok poprzednie dni opisałem we wcześniejszych relacjach i wyglądało to jak wyglądało, trochę słońca trochę deszczu, dobra nawet drobny śnieg, ale, ale na wysokości 1300 m więc to się da przełknąć, zresztą ten kto czytał ten wie :).Wracając do dnia dzisiejszego czyli 3 maja – majóweczka w pełni, słoneczko, piwko i zielona trawka, heh dobre, chyba na Kanarach.
Budzę się o 6:00 i zaczynam przygotowywać się do wyjazdu bo mam dzisiaj w planach grubą traskę, a w górach lepiej po zachodzie nie wracać. No, większość przygotowana, w myślach tekst z dnia poprzedniego „bo jutro może być gorzej”, a to jutro to dzisiaj już… .
Po wczorajszym deszczu już przemyślałem dzisiejszy wypad i deszcz mi nie straszny, błotniki przygotowane, ciuchy nieprzemakalne wszystko gotowe. Jakoś tylko ciemno w pokoju z rana… a no tak nie podniosłem rolet.
Trzeba mi było nie podnosić. Kręcę, kręcę i zastygam, myślę sobie czy ja spałem do grudnia??? Data w komórce jednak wskazuje zgodnie z rozsądkiem Święto Konstytucji więc nie lunatykuję. Chyba.
Naglę dostaję takiego kopa jak bym w serce załadował sobie mega szprycę adrenaliny. Wpadam do garażu, wyciągam rower, na piersiach dynda aparat. Stawiam go pod iglakami koło garażu i ot taka foteczka, trochę zamazana, ale moje bycie pod wrażeniem trochę zatrzęsło mi rękami, a biała sraczka z nieba niczego nie ułatwiała.
Tak to 3 maja w Szklarskiej© sargath7
Następnym razem napęd zmieniam w czerwcu dopiero :D
Wyszedłem jeszcze na ulicę, straszna breja, chyba była dodatnia temperatura, ale w okolicach 6 śniegu było jeszcze mało więc resztki mojego optymistycznego nastroju podpowiadały mi „to się zaraz stopi, przecież to maj, majówka, jeszcze tydzień temu śmigałeś w krótkich gaciach” .
Wróciłem do pokoju obmyślając nowy plan, jako że się nie spieszyłem za bardzo, bo nie ma na co już to trochę mi zeszło, jak zajrzałem za okno ponownie to już się zastanawiałem czy zamiast roweru nie wypożyczyć nart. Teraz tak napierniczał ten śnieg, że po minucie na dworze można być pomylonym z bałwanem (w kwestiach wizualnych oczywiście). Walnąłem jakieś mocniejsze śniadanie i postanowiłem, że pokręcę po mieście, porobię foty. Wyjechałem przed dom, a tam na samochodzie ze 45 cm śniegu !!!. Gdyby się nie topił to chyba by było ze 100cm i złamały by się amory pod ciężarem śniegu :D
No nic jadę, nie będę siedział na dupie, bo nie po to tu przyjechałem, po za tym całą zimę w Szczecinie przejeździłem i było zajebiście, szczególnie z ekipą którą pozdrawiam (o kogo chodzi to każdy wie).
Mam nadzieję, że ptaki te co siedziały na tych drutach wczoraj nie zwiały na południe© sargath7
Pada śnieg, pada śnieg ... w maju !!!© sargath7
Na letnich oponkach fajnie się zjeżdżało z górek, które były w Szklarskiej nie małe, w ogóle Szklarska to jedna wielka górka. Tak sobie jeździłem i fociłem i sobie myślę jak tu udowodnić że to maj, bo przyjadę do Szczecina zdjęcia pokaże, na BS wrzucę i nikt nie uwierzy, powiedzą że daję zdjęcia z zimy, ale nie mam dowodzik.
Takiego połączenia nigdy nie widziałem© sargath7
No dobra, ale jak ktoś powie, że te gałęzie wrzuciłem do zamrażarki, hmm… o wybawcy z TVN 24, jak ztaczałem się z górki patrzę kręcą materiał coś w stylu „ z kamerą wśród śniegu… w maju” to taka anomalia lekka, no bo w końcu mamy efekt cieplarniany, grożą nam temperatury w zimie typowo letnie. Ekoterroryści na pewno mają rację, bo to pewnie przez zniszczenie siedliska Miedziopiersi północnej, czy innego tego podobnego… . No dobra jak kręcą relację to świat się o tym dowie, o efekcie ciep… efekcie zimarnianym .
Wyjeżdżam na główną ulicę, a tam szok, wszyscy spierniczją, samochody stoją jeden za drugim i ciągną w stronę Jeleniej Góry, właściwie nie ciągną tylko stoją. Potem dowiedziałem się, że korek jest, aż do Jeleniej, a prędkość średnia to 3 km/h. Jechałem sobie po mieście, a po drodze ludzie na mnie palcem „o rowerzysta”, no tak w Polsce to w sumie nie spotykane zjawisko, a do tego w maju to już w ogóle masakra jakaś.
Masowy wyjazd z Szklarskiej w maju :)© sargath7
Spoko, będzie więcej miejsca dla mnie, jak już wyjadą wszyscy zaprawieni w bojach traperzy „miejscy”, nie będzie trzeba omijać tych atletów co ćwiczą biegi triatlonowe kwatera-browar-wc, a potem wracający baletowym krokiem z airbagiem zamiast brzucha. W restauracji nie będzie trzeba czekać 40 minut na jedzenie, a obiekty warte uwiecznienia w pliku JPG nie będą przysłonięte niepotrzebnymi statystami.
Po paru rundkach po mieście wpadłem na pomysł, aby odwiedzić Zakręt Śmierci, taki gwóźdź programu. Dawno tam nie byłem, właściwie byłem na nim jak byłem może w podstawówce, wtedy w sumie robił wrażenie, a teraz zakręt jak zakręt, ale w scenerii majowo-zimowej może być, szkoda tylko, że śnieg tak sypał, że nie widać było widoczku.
W drodze do zakrętu© sargath7
Rower na zakręcie w prawo© sargath7
Rower na zakręcie w lewo© sargath7
Rower na Zakręcie Śmierci - w maju!© sargath7
I z powrotem do Szklarskiej© sargath7
Szklarska w Białej Dolinie© sargath7
Ulice którymi dało się jako tako jechać, zamieniały się w rwące potoki, po zakręcie zjechałem w stronę wodospadu Szklarki, ale na szlaku zalegała bardzo gruba warstwa śniegu więc pojechałem z powrotem do miasta, już mocno przemoczony, więc skierowałem się na kwaterę, bo dalsze snucie się po mieście nie miało sensu, a nadal nie byłem w pełni wyleczony.
Ciuchy fajnie szybko na grzejniku doszły do stanu używalności, a śnieg przestał padać późnym popołudniem, do tego słoneczko wyjrzało około godziny 18 więc zebrałem się i uderzyłem na ponowny podbój miasta.
Samochodów już nie było, miasto właściwie wymarłe, cisza spokój, cała Szklarska dla mnie!!!
Majowe krajobrazy© sargath7
Wiosna w pełni© sargath7
Przyroda też jest zaskoczona© sargath7
Strumień© sargath7
Zasypane miasto© sargath7
Wiosną wszystko budzi się do życia© sargath7
Góry w maju pięknie się prezentują© sargath7
Anomalie pogodowe - efekt cieplaniany© sargath7
Krajobrazy po burzy snieżnej© sargath7
Mróz tworzy sztukę© sargath7
Karkonosze w maju© sargath7
Jasne niebo pozytywnie nastraja© sargath7
Idealne zestawienie barw - zielony, niebieski, biały© sargath7
Kategoria Dolny Śląsk - Urlop Maj 2011, Górskie wypady, Wycieczka
Dane wyjazdu:
76.13 km
20.00 km teren
Szrenica 1362 m n.p.m. – dzień trzeci (30.04 – 8.05)
Poniedziałek, 2 maja 2011 · dodano: 12.05.2011 | Komentarze 14
Zupełnie odwrotnie do dnia poprzedniego byłem tego poranka tak naładowany na kolejny dzień, że nie przeszkadzał mi fakt, że nie przygotowałem na dzisiaj żadnej konkretnej traski. Niestety pogoda dała ciała na całej linii, po wczorajszym pięknym słońcu dzisiaj czarne chmury wisiały nad Karkonoszami i zwiastowały niechybne opady deszczu. Zwlekałem do ostatniej chwili, a nawet zasięgnąłem porady u tutejszych gospodarzy. Dowiedziałem się, że - dzisiaj lepiej wykorzystać to co jest, bo jutro może być gorzej – słowa niczym wróżba prorocza spowodowały, że wyzbyłem się resztek wahania i czym prędzej wyjechałem na szlak.Po chwili kręcenia podjazdem wzdłuż krajowej 3 w kierunku Jakuszyc zaczął padać deszcz i na nowo miałem wątpliwości przed jakimkolwiek wypadem. Na początek mimo deszczu podjechałem do Kruczych Skał które znajdują się na terenie miasta. Było tam pełno osobników którzy chyba pierwszy raz na oczy widzieli skałki, a właściwie skałeczki, fakt efektownie wyglądające, ale nie to żeby się tak podniecać, wnioskując po zachowaniu.
Krucze skały© sargath7
Kiedy zacząłem po kamieniach wkręcać się do Wodospadu Kamieńczyka, deszcz dał mi się tak we znaki, więc uznałem że zaliczam wodospad i wracam, nie będę ryzykował całkowitego rozchorowania się i zmarnowania reszty urlopu. Kamienie robiły się coraz bardziej śliskie i nawet na górskich przełożeniach miałem drobne zrywy tylnego koła, a piesi turyści nie ułatwiali zadania idąc całym duktem więc był problem z ich omijaniem, a i zdarzali się tacy co poczuli się dotknięci że jadę tam rowerem, na szczęście byli i tacy co dopingowali.
Wodospad Kamieńczyka© sargath7
Wodospad Kamieńczyka© sargath7
Po dojechaniu do wodospadu deszcz już tylko mżył, a jak się okazało (wcześniej nie zwróciłem uwagi), droga od wodospadu biegnie na szczyt Szrenicy :D. Kolejne kilka chwil wahania i się zawziąłem wskoczyłem na siodełko i zacząłem wjeżdżać w stronę szczytu, na bramce przy kasie do KPN’u wyskoczył gość i drąc japę, że rowerem tu nie można. Mówię mu, że biorę to na siebie, a on że na siebie to 500 zł mandatu jest, no to odpowiedziałem, że zaryzykuję.
Po kilkuset metrach kiedy już skończyły się kocie łby i nachylenie zaczęło się zmniejszać, zauważyłem, że z góry zjeżdża samochód straży leśnej, odbiłem na prawo i wbiłem się między drzewa licząc że ze względu na słabą widoczność mnie nie zauważą, ale miałem pecha :D:D:D Strażnik opuścił szybę i krzyknął żebym podjechał, no to myślę sobie, pozamiatane. Chwilę pogadaliśmy, okazało się, że byli bardzo wyluzowani i nie mają nic do rowerzystów, ale przepisy przepisami i jak teraz grzecznie zejdę na dół to obejdzie się bez mandatu, na to ja że w tych butach nie da się iść, więc dogadaliśmy się że i tak jadą w dół to odprowadzą mnie wzrokiem i mam zjeżdżać powoli :)))
Cieć na kasie był bardzo zadowolony, pytam go czy się da od strony czeskiej dojechać (bo nie miałem zamiaru rezygnować), ale nie wiedział lub nie chciał powiedzieć, za to skierował mnie na zielony szlak od zachodniej strony góry i mówi że tam da radę. No to od wodospadu Kamieńczyka pocisnąłem w dół szlakiem rowerowym, wyłożony asfaltem więc bez pedałowania 50 na liczniku gościła, a klamki w pogotowiu i tak lekko tarły tarcze :)
Na zielonym szlaku© sargath7
Wyjechałem na drogę główną i pojechałem szosą w kierunku wskazanym przez tego patafiana z kasy. Skręciłem na zielony szlak i patrzę w górę spadek średni, ładny szuterek i równy zero kamieni, już zacząłem o gościu zmienić zdanie na lepsze, gdy po jakimś czasie droga się skończyła i zaczął się strumień, myślę sobie pewnie przez chwilę będzie trzeba podprowadzić, ale mijam dwójkę turystów i pytam jaka droga wyżej, a na to gość do mnie, że jeszcze gorzej niż tu i że widział już wiele, ale jak wjadę tędy na siodle to może się ze mną o coś założyć. Nie kombinowałem i zawróciłem, czas wypróbować czeską stronę lub wrócić do domu. Chciałem zakręcić koło Jakuszyc i wrócić do Szklarskiej, ale na horyzoncie nad Czechami niebo robiło się błękitne.
Na czeskim szlaku© sargath7
Dzisiaj chyba już ze sto razy zmieniałem trasę i plany, ale skoro pogoda daje szanse to dlaczego by nie skorzystać. Przekroczyłem granicę w Jakuszycach i dojechałem do szlaku rowerowego. Zaczęło się zaliczanie podjazdu, kolejne zakręty, nachylenie średnie i tak przez kilka kilometrów. Droga równa i asfaltowa więc jak dojechałem do pierwszego zjazdu to sześć dyszek wyszło na luzie, nie cisnąłem więcej, żeby oszczędzać siły na pojazdy, które dość mocno męczyły zwłaszcza że skierowany byłem pod wiatr. Po kilkunastu kilometrach dorwałem wiatę drewnianą gdzie zatrzymałem się na dłuższy postój na którym uzupełniłem kalorie i osłoniłem się od parszywego wiatru.
Zjazd z daleka© sargath7
Zjazd z bliska :)© sargath7
Pogoda zmieniała się jak w kalejdoskopie© sargath7
Widoki z Kamenne Budki© sargath7
Widoki z Kamenne Budky© sargath7
Chmury przewalały się nad głową jak podczas tornada© sargath7
Czeskie Karkonosze© sargath7
Mega zjazdy zawsze mile widziane, szkoda że pod wiatr© sargath7
Czeskie Karkonosze© sargath7
Przez wiatr droga się strasznie dłużyła, po drodze mijałem trzech prawdopodobnie czeskich rowerzystów, a poza tym droga była cała moja. Po kolejnej serii podjazdów dotarłem do skrzyżowania (1135 m n.p.m.) ze szlakiem prowadzącym do Voseckiej Boudy czyli czeskiego schroniska pod szczytem Szrenicy, mój szlak prowadził dużym objazdem do Harrahov. Ze względu na wiatr i ponowne zrypanie pogody poważnie myślałem o opcji jazdy na Harrahov i powrotu bez zdobycia Szrenicy, jednak turyści którzy zmierzali do góry zmobilizowali mnie wewnętrznie i ruszyłem na szczyt.
Vosecka Bouda© sargath7
Widok na schronisko jeszcze z dołu.
Pod Voseckou Boudou© sargath7
Koło schroniska kierowałem się żółtym szlakiem i dość mocnym nachyleniem . Momentalnie wjechałem w strefę totalnej mgły. Dziesięć metrów to był max jaki oferowała widoczność. Gdy wjechałem już na górną grań, na wysokość około 1290 m, skręciłem na czerwony szlak już po polskiej stronie.
Na czerwonym szlaku© sargath7
Jak bym odszedł dalej to rower mógłbym zgubić© sargath7
Mgła była tak gęsta, że na około słyszałem rozmowy grupek turystów, a dopiero po paru sekundach wyłaniali się z mgły. Po drodze zatrzymałem jednego gościa z zapytaniem czy strażnicy nie kręcą się w okolicach szczytu, poinformował mnie, że około godziny temu patrol zjechał na dół więc luzik. Po chwili drogi myślałem że mi się przywidziało, ale nie szok zaczął padać śnieg :D:D:D . Na koniec krótki i stromy podjazd czarnym szlakiem i tak jestem na Szrenicy
Schronisko na szczycie Szrenicy© sargath7
Micha mi się cieszy© sargath7
Oczywiście fotograf upierdzielił mi nogi, ale spoko, zawsze to jakieś zdęcie :D, a schronisko ledwo widać przez mgłę.
W schronisku opędzlowałem obiad i pogadałem z tamtejszym pracownikiem schroniska który był bardzo zainteresowany moim podjazdem, po krótkiej rozmowie uznałem że zjadę czerwonym szlakiem, bo dowiedziałem się od gościa, że patrol o tej porze zjeżdża na bazę i można śmiało cisnąć :D . Na początek zjazd czarnym do schroniska na Hali Szrenickiej.
Schronisko na Hali Szrenickiej na 1200 m n.p.m.© sargath7
Czerwonym zjeżdżałem praktycznie cały czas na hamulcu 50 km/h po trylince i nieźle mną wytrzęsło nie mówiąc już o kocich łbach na końcowym odcinku do tego rozpadał się mocny deszcz który przemoczył mnie do suchej nitki, ale Szrenica zaliczona :D:D:D
Kategoria Czechy, Dolny Śląsk - Urlop Maj 2011, Górskie wypady, Wycieczka
Dane wyjazdu:
81.22 km
70.00 km teren
Izerska Pętla - dzień drugi (30.04 – 8.05)
Niedziela, 1 maja 2011 · dodano: 11.05.2011 | Komentarze 9
Dzień poprzedni był jednak przydługi przez co obudziłem się strasznie nie wyspany i totalnie bez weny na pedałowanie. Dodatkowo choróbsko które przyczepiło się do mnie jak rzep psiego ogona nie odpuszczało i nasilało zrezygnowani e jakie mnie dopadło. Momentami chciałem wrócić do wyra i nic nie robić cały dzień.Jednak to co było za oknem nastrajało pozytywnie, więc mimo znacznego spadku temperatury na dworze, a lekkiego wzrostu na ciele, zacząłem w okolicach 8 przygotowywać się do wyjazdu i niewiele po 9 podjeżdżałem już pod pierwsze wzniesienia.
Na dzisiejszy rajd wybrałem dłuższą traskę co się zwała Izerską Pętlą wg map które dostałem za free w informacji turystycznej, naprawdę fajne i dokładne mapki, które wielokrotnie wskazały mi lepszę droge niż to gówno przybite gwoździami do drzew przez jakieś Stowarzyszenie Cyklistów, ale spoko miała być przygoda więc na żywioł trzeba iść.
No więc jadąc w górę w stronę huty szkła i obok stacji kolejowej w Górnej Szklarskiej wjechałem na asfaltową ścieżkę biegnącą wzdłuż rzeki Kamienna.
Rzeka Kamienna© sargath7
Złota rzeka© sargath7
Czystość rzeki pierwsza klasa© sargath7
Właściwie to był strumień, bo nie wiem czy można to nazwać rzeką, ale woda w niej czysta, że aż miałem chęć napełnić nią bidon. Momentami wzdłuż drogi leżał śnieg jeszcze z poprzedniej zimy i patrząc na pogodę nie myślałem że może go tu być niedługo znacznie więcej o tej porze roku, ale o tym w nastepnych relacjach :)
Na szlaku© sargath7
Gdy skończył się wreszcie asfalt, zaczął się upragniony szuterek, po przecięciu linii kolejowej, zacząłem kierować się do krajowej 3 biegnącej na Jakuszyce. Mogłem oczywiście skrócić sobie drogę jadąc z Szklarskiej do Jakuszyc szosą, ale trasy terenowe wygrywają w każdym calu z mojego punktu widzenia. Im bliżej Jakuszyc tym droga robiła się bardziej kamienista, a widoczki robiły się coraz lepsze. Po dotarciu do stacji benzynowej nakupiłem zapas węglowodanów i ruszyłem drogą nr 13 z Polany Jakuszyckiej. Jak na żywioł to po całości :) Była to pętla więc wybrałem kierunek zgodny ze wskazówkami zegara. Na początek bonusik bo trasa leciała w dół do samych Czech zahaczyłem o zadupia Harrachov, gdzie wyjechałem super mega zjazdem na dworzec kolejowy gdzie stały archaiczne pociągi czeskie. Gdy dojechałem do wiaduktu i zaliczyłem zakrętasa 180 stopni znalazłem się na .... polu golfowym przez który biegnie szlak na skraju lasu. Już wcześniej ubolewałem nad oznaczeniami, ale żeby kolor szlaku znakować blaszany kubeł na śmieci to chyba żart.
W Polsce w górach gdy droga ma spadek to w poprzek pod skosem idą rynny odwadniające zrobione z drewnianych korytek, natomiast w tych rejonach na skarpach Czesi oszczędzają na drewnie i urozmaicili szlak robiąc koryto z następującą po nim muldą co zapewniało na zjeździe niezapomniane przeżycia zakończone oczywiście bez gleby.
Fragment zjazdu na szlaku rowerowym po czeskiej stronie© sargath7
Następnie zgodnie z mapą powinienem przeciąć rzekę Izerę w pobliskiej okolicy, jednak oznaczeń nie było, a nie chciało mi się szukać pod kamieniami więc pojechałem na czuja i potem momentami żałowałem :)
Droga zaprowadziła mnie na nie ten brzeg co chciałem i cisnąłem w górę nie oznaczonym szlakiem wzdłuż Izery która była jedynym zaufanym kierunkowskazem, z mapy wynikało że w pobliżu jest most więc jest dobrze :) Tylko z mapy nie wynikało że różnica poziomów jest deczko inna :)
Hmm chyba nie ten poziom© sargath7
Dobra spoko nie jest źle droga dalej prowadzi pod mostem więc pewnie będzie zaraz parę serpentyn i będzie ok... taa jasne po parunastu metrach droga się skończyła, a ja nie miałem zamiaru się cofać więc rower na plecy i zacząłem się wdrapywać pod chyba 60% nasyp na wysokość chyba ze 30 m zsuwając się raz po raz, ale wreszcie się wdrapałem.... a tam co ? most kolejowy. Mówię sobie spoko to pewnie przez niewyspanie nie zauważyłem tej mega odznaczające się drogi kolejowej na mapie :)
Zejście zpowrotem w dół nie wchodziło znowu w grę więc wszedłem na most. Po lewej spróchniałe dechy, daję sobie spokój chcę żyć , po prawej blachy wchodzę, rozklekotane że hej, chyba daw no nikt ich nie dokręcał . Szybko zapomniałem o moście gdy zobaczyłem widok z niego.
Izera na południe© sargath7
Izera na północ© sargath7
Wszystkie odcienie zieleni© sargath7
Gdy skończyłem sesję zdjęciową, zapakowałem się i chciałem ruszać, spojrzałem na tory i w myślach zachciało mi się pociągu, tak dla atrakcji, ale myślę na takim starym rozklekotanym moście pewnie nic nie jeździ, ruszam więc na drugą stronę, a tu jak nie zaczęło się wszystko trząść za plecami słyszę gwizd lokomotywy, odwracam się i patrzę tylko czy mi starczy miejsca, czy skakać mam do rzeki, przycisnąłem się do barierki razem z rowerem i mało się nie zlałem ze strachu jak mnie mijał za plecami pociąg, a pod nogami klekotały blachy pomostowe. Musiałem chwilę postać zanim się ruszyłem, a potem ugryźć się w język na przyszłość przed wypowiadaniem durnych życzeń :)
Szybko ruszyłem w stronę zejścia z mostu, ale nie było zejścia tylko kamienisty nasyp zakręcający nie w tą stronę. Z lewej skarpa spadająca do rzeki, a z prawej ściana skalna :)
Ściana skalna za mostem© sargath7
Wiem wiem, ale na foty zawsze jest pora :)))
Przebiegłem szybko po podkładach kolejowych i zsunąłem się ze skarpy podpierając rowerem. Dojechałem do rozstaju i skierowałem się już właściwą drogą na Orle.
Wreszcie zaczęły się podjazdy, długie pojazdy, a właściwie duże pagórki.
Kierunek na Orle© sargath7
Po drodze wyczaiłem granitowy postument ku czci Renault...LOL
Co to robi na szlaku nie mam pojęcia, nie znam czeskiego© sargath7
Jadąc koło rezerwatu Bukowiec skierowałem się na boczny szlak, bo w ciągu całej drogi nie trzymałem się ściśle wyznaczonego szlaku zaliczając odcinki specjalne.
Odcinek specjalny do Orle© sargath7
W pobliżu Orle trzeba przekroczyć rzekę, zapewnia to mostek z którego rzeka tworzy ciekawy krajobraz.
Punkt przekroczenia Izery© sargath7
Izera w okolicach Orle© sargath7
Przejście prze rzekę oznacza jednocześnie powrót do Polski
Na granicy PL - CZ© sargath7
W tych miejscach szlaki są dość wymagające dla rowerzystów, których była spora ilość na granicy i większość pchała lub ciągnęła swoje sprzeta :)
Izera przy Kobylej Łące© sargath7
Po przejściu granicy dojechałem to Rezerwatu Torfowisko Doliny Izery gdzie na Kobylej Łące poprosiłem chyba jakiegoś kobylca o zrobienie fotki, ale reszty chyba nie muszę wyjaśniać ...
Panorama 180 Torfowisk Doliny Izery© sargath7
Panorama 360 Doliny© sargath7
Z tamtąd już szybkim tempem dotarłem do Chatki Górzystów , gdzie była kupa zziajanych turystów, a w dolinie wiało bardzo mocno i ten odcinek miałem z mocnym wiatrem w twarz, nie zjaechałem do chaty, bo mijało się to z celem przy takim naporze turystów.
Chatka Górzystów© sargath7
Potem zgodnie z trasą 13 w stronę Bagien Izerskich, aby przeciąć Kozi Potok.
Kozi Potok© sargath7
Następnie powinienem skierować się na południe w stronę Sinej Drogi, ale chyba dałem ciała na jakimś rozjeździe i zrobiłem mega kółko z mega podjazdem, ale udało się wrócić na właściwy tor gdzie wyjechałem przy Jagnięcym Jarze.
Nad Jagnięcy Jarem, na wprost droga :)© sargath7
Do Rozdroża pod Cichą Równiną dojechałem zjazdem na którym zregenerowałem siły. Tam też zaczęły zbierać się chmury. Skierowałem się Górnym Duktem Końskiej Jamy (fajne maja tam nazwy :))) skąd rozciągał się piękny widok na Kopalnię Kwarcu Stanisław i Jakuszyce.
W oddali Kopalnia Kwarcu© sargath7
Na Końskim Dukcie :)© sargath7
W dole Jakuszyce© sargath7
Z Jakuszyc już podobną drogą udałem się do Szklarskiej :)
Dzionek zapisany na duży plus, pogoda dopisała, mimo niskiej temperatury, a niektóre etapy trasy rozgrzewały :)
Kategoria Wycieczka, Czechy, Dolny Śląsk - Urlop Maj 2011, Górskie wypady
Dane wyjazdu:
33.85 km
5.00 km teren
Góry Izerskie – dzień pierwszy (30.04 – 8.05)
Sobota, 30 kwietnia 2011 · dodano: 10.05.2011 | Komentarze 12
Ostatni dzień kwietnia rozpoczynający długi weekend majowy postanowiłem przeznaczyć na aktywny wypoczynek urlopowy gdzieś w górach, padło na Kotlinę Kłodzką, wszystko zacząłem planować już miesiąc wcześniej, a jakiś tydzień przez godziną zero wszystko było dopięte na ostatni guzik. Jednak jak to w życiu bywa plany potrafią nie wypaplać w całości lub częściowo, a mianowicie nocleg który miałem zarezerwowany w okolicach Kłodzka nie wypalił z pewnych przyczyn i na dwa dni przed wyjazdem zostałem bez noclegu. Pewnie w normalnym okresie nie było by problemów ze znalezieniem alternatywy, ale był to moment nawału turystów związany z majówką długo-weekendową. Mimo licznych wysiłków nie udało mi znaleźć czegoś odpowiedniego, bo w większości pensjonatów gdzie były o dziwo wolne miejsca były dostępne tylko opcje dwu osobowe, a tym razem w planach miałem wypad samotny :) . Z pomocą przyszła mi koleżanka i podała namiary na nocleg w Szklarskiej Porębie. Mogę już po powrocie powiedzieć że jestem bardzo zadowolony z tej zamiany nawet mimo pogody która krzyżowała na każdym kroku moje plany.Do Szklarskiej dotarłem samochodem krajową 3, wcześniej w planach był pociąg, ale liczba rzeczy którą miałem zamiar zabrać była stanowczo zbyt duża więc darowałem sobie ten wariant. Zastanawiałem się nad opcją jazdy przez Niemcy, ale darowałem sobie i pocisnąłem przez Polskę i bardzo dobrze bo jechało się wyśmienicie, był mały ruch i można było przycisnąć, teraz pozostaje tylko oczekiwać na płatne fotki od przydrożnych fotografów, jeśli takowe się zdarzyły :))) . Średnia wyszła bardzo piękna, ale nie będę złośliwy i nie wpisze dystansu na bikestatsa :).
Wyjechałem ze Szczecina dość późno zatrzymując się tylko koło klasztoru w Paradyżu.
Wieże klasztoru w Paradyżu© sargath7
W Szklarskiej byłem koło 18. Nie zamierzałem się jednak opierniczać, bo pogoda na następne dni nie wróżyła dobrych wiadomości, z resztą już tego dnia zaczęło się chmurzyć. Złożyłem rowerek i z racji ograniczonej ilości czasu postanowiłem się pokręcić po mieście w celu rozpoznawczym. Pojeździłem trochę po mieście, w sumie nie cykając fotek przy byle czym bo wszędzie było pełno pseudo „turystów” miłośników „aktywnego” wypoczynku pod parasolkami z widokiem na góry i stolikiem zaopatrzonym w kilka kufli piwa, zdyszanych po kilkuset metrach chodzenia po mieście. Z drugiej strony mniej mięsa armatniego na ścieżkach :).
Najciekawszym punktem tej krótkiej wycieczki był wodospad Szklarki do którego prowadziła droga rowerowa, wspólna z marudnymi pieszymi, ale zawsze coś na legalu :)
Szklarka z mostu przy krajowej 3© sargath7
Kolory w rzece zachwycały© sargath7
Skałki w dolinie© sargath7
Twarze w skałach© sargath7
Wodospad Szklarki© sargath7
Górna półka wodospadu Szklarki© sargath7
Tutaj mały bonusik, droga rowerowa z odcinkiem do Street’u :)
Szlak rowerowy© sargath7
W ciągu całego wyjazdu dawałem wielokrotnie ludziom aparat aby zrobili mi fotkę na tle „czegoś” i zwykle robili mi fotki na tle „czegoś”, nie koniecznie tego co chciałem. Jestem totalnym amatorem jeśli chodzi o fotografię, ale jak ktoś by mnie poprosił, abym zrobił mu zdjęcie na tle np. wodospadu to bym starał się tak ustawić, aby był widoczny i wodospad i postać fotografowana. Wg mnie najważniejszym obiektem jest tło na którym się ustawiamy i ono powinno być najlepiej wyeksponowane, a osoba pozująca powinna być wkomponowana tak aby nie przysłaniać tego tła i nie stawać się obiektem pierwszoplanowym. Poniższą fotkę zrobiła mi w miarę młoda kobitka i mimo że kilkakrotnie prosiłem, aby ustawiła się we wskazanym przeze mnie miejscu, chyba nie rozumiała i po cyknięciu mi trzech praktycznie identycznych fotek, przerażona zapytała… czy mi się filmu starczy. Myślałem, że walnę na pysk i podziękowałem za zrobienie super zdjęcia :)
Super fota na "tle" wodospadu :)© sargath7
Kolejny agent robiąc zdjęcie mi na platformie z widokiem na wodospad, upierdolił mi głowę, a przy drugim podejściu zasłonił moją sylwetką cały wodospad. Poprosiłem go o zrobienie fotki bo zobaczyłem że ma przewieszony na ramieniu lustrzankę z mega wielkim obiektywem, ale widać że wisiała tam tylko dla ozdoby. Tym wywodem chciałem tylko uprzedzić, że nie zaszczycę swoją postacią zbyt wielu zdjęć :))).
Następnie szybki powrót do domu z zamiarem zaplanowania tras na kolejne dni, bo wszystko co zaplanowałem przed urlopem tyczyło się Kotliny Kłodzkiej, a wylądowałem w Izerach :)
A ten rudzielec siedział na dachu garażu wieczorem i czarował pogodę na następny dzień :)© sargath7
Kategoria Wycieczka, Dolny Śląsk - Urlop Maj 2011, Górskie wypady
Dane wyjazdu:
51.78 km
0.00 km teren
Masa kwiecień
Piątek, 29 kwietnia 2011 · dodano: 09.05.2011 | Komentarze 4
Jutro wyjazd w góry więc dzisiejszą Masę małem pod wielkim znakiem zapytania, dodatkowo po ostatnim rajdzie po Uznamie coś mnie rozkładało, pogoda była stosunkowo ładna, ale chłodny wiatr dawał się we znaki.Mimo wielu "przeciw" chęć pokręcenia w większym gronie wzięła górę więc jak zwykle o 18 byłem na placu. Pogoda zadbała o dużą frekfencję, więc mogę śmiało powiedzieć, że liczba uczestników była w przedziale 200-300 osób.
Dużo stałych bywalców odpuściła sobie jednak dzisiejszy marsz rowerowy, a ze znajomych z BS obecni byli tylko Misiacz, Piotrek, Robert i Rowerzystka.
Trasa podobnie jak ta marcowa należała do dłuższych i akurat dzisiaj nie było mi to na rękę, więc na Bramie Portowej postanowiłem się odłączyć.
Na pl. Lotników© sargath7
... a właściwie na pl. Colleoniego© sargath7
Misiacz na masie :))© sargath7
ul. Wyzwolenia© sargath7
ul. Owocowa© sargath7
Kategoria Akcje rowerowe, Praca
Dane wyjazdu:
50.11 km
0.00 km teren
Wiosenny upgrade ciąg dalszy
Czwartek, 28 kwietnia 2011 · dodano: 28.04.2011 | Komentarze 11
A więc oprócz dzisiejszego wypadu do pracy udało mi się wreszcie odebrać przednie koło ze sklepu i mam oba :D:D:DWagowo oczywiście bajeczka, wymiane tylnego opisałem wcześniej, a łącznie na ten sprzęcik czekałem prawie dwa miesiące, bo był problem ze sprowadzeniem piast.
Wracając do wagi to stare koło (obręcz, felga, szprychy, nyple, zacisk) ważyło o zgrozo 1260g - nowe... :D:D:D - tylko 750g - czyli rowerek schudł o kolejne 510g :D:D:D Zabawne bo tyle samo zaoszczędziłem na tylnym :)
Teraz komplecik kół bez ogumienia waży - 1650 g (z zaciskami) :))
A rowerek zszedł do 11,6 kg :D Nie przewiduję efektu jo jo :)
Alexrims 100d, Novatec 711, Mach 1© sargath7
Wrszcie maszyny :)© sargath7
Tak przy okazji wyjazdu w góry w następnym tygodniu to kupiłem sobie jeszcze bagażnik i sakwę, ale nie zamontowałem, bo zbyt pancernie to wygląda, dopiero w sobotę skalam tym rower :))
Sakwa firmy tej samej co zakupił ostatnio Marek, ale wziąłem troche wieksze.
Bagażnik i sakwa :)© sargath7
P.S. Misiacz czy to oznacza, że teraz jestem sakwiarzem? :)
Dane wyjazdu:
27.80 km
0.00 km teren
Wrota i ściana pd. Katedry pw. św. Jakuba - Szczecin przed 1945r. i dziś
Wtorek, 26 kwietnia 2011 · dodano: 27.04.2011 | Komentarze 5
Po wojnie, w której katedra bardzo ucierpiała kamuchy nie odbudowały szpiczastej wieży, która wznosząc się na 119m, nadawała budowli monumentalny charakter. Dopiero w 2008 roku ukończono montaż nowego hełmu który znowu wznosi się nad Szczecinem na wysokość już tylko 110 m. Dodatkową atrakcją jest taras widokowy na wysokości 56,5m z którego można podziwiać panoramę tego pięknego miasta.W XIX wieku po poważnym zniszczeniu bazyliki, rodzina Gerberów ze Szczecina fundnęła do wszystkich pięćdziesięciu okien witraże oraz sfinansowała rekonstrukcje wieży. Niestety alianci podczas nalotów wszystko zniszczyli i po udanej (kolejnej) rekonstrukcji wieży, dodatkowo udało się, od lat 80 XX w. do dnia dzisiejszego, wymienić 22 okna na nowe witraże.
W bazylice pierwotnie od XVII wieku były zainstalowane 80 głosowe organy które podczas nalotów w 1943 zostały zdemontowane i przepadły bez wieści. Obecnie zamontowano 66 głosowe które podobno dorównują tym z przed wojny.
Dzwon który niegdyś bił na wieży obecnie jest zamontowany przed katedrą od strony placu Orła Białego.
W nawach bocznych katedry umieszczone są znaki pamięci m.in. kaplice z sarkofagiem Książąt Pomorskich i dynastii Gryfitów., Ludzi Morza, Sybiraków, Św. Maksymiliana Kolbego, AK, Kolejarzy.
Ostatnio zamontowano także sygnaturkę (małą wieżyczkę) na dachu kościoła, która też ucierpiała w II w. ś.
Obecnie pozostała do remontu już tylko ściana południowa, remont już oczywiście trwa, przez co nie mogłem zestawić jeszcze jednych wrót katedry, chyba najbardziej zdobionych, ale to się nadrobi :)
Jakobikirche, Westeingang© sargath7
żródło zdjęcia portal - www.sedina.pl
Wrota zachodnie - pod wieżą© sargath7
Napis nad wrotami:
"Niech będzie z nami nasz Bóg, jak był z naszymi przodkami, niech nas nie opuszcza i nie odrzuca nas, ale nakłoni do siebie nasze serca, abyśmi służyli mu zawsze strzegąc jego wskazań, nakazów i praw do których zobowiązał naszych ojców" II księga królewska
Jakobikirche, Südwand© sargath7
żródło zdjęcia portal - www.sedina.pl
Wrota południowe© sargath7
Jakobikirche, Südwand© sargath7
żródło zdjęcia portal - www.sedina.pl
Ściana południowa - część odrestaurowana© sargath7
Więcej z serii Szczecin przed 1945r. i dziś
Kategoria Praca, Szczecin dawniej i dziś
Dane wyjazdu:
53.42 km
30.00 km teren
Świdwie
Poniedziałek, 25 kwietnia 2011 · dodano: 27.04.2011 | Komentarze 3
Po świątecznej Niedzieli Wielkanocnej i towarzyszące temu wydarzeniu nadmierne obżarstwo, więc aby wprowadzić równowagę udałem się z Ewą i Pawłem nad Świdwie. Pierwotnie miał być wypad na Niemcy, ale w między czasie, nawet nie wiem kiedy, plan uległ zmianie, a przy tak pięknym Poniedziałku Wielkanocnym Świdwie było bardzo ciekawą opcją. Po drodze jednak pomyślałem ile tam musi być ludzi z tym samym pomysłem, wybierający jednak standardowy środek transportu, czyli śmierdzące puszki z priorytetem podjechania na max’a w głąb rezerwatu - szkoda że jeszcze ogniska w bagażniku nie robią.Jadąc od Głębokiego czerwonym zahaczyliśmy o Bartoszewo.
Bartoszewo się zazieleniło© sargath7
Jaszczurka na pomoście nad Bartoszewem© sargath7
Za Bartoszewem zahaczyliśmy jeszcze o lapidarium von Ramin
Lapidarium von Ramin© sargath7
Zastanowiło nas kto zajmuje się tym miejscem na co dzień, bo jak zwykle jest bardzo zadbane. Nie pocieszającym faktem jest jednak powrót komarów, a po chwili postoju w lesie trochę mnie pociachały :)
Okolice Gunicy© sargath7
Ekipa gryziona przez komary :D© sargath7
Po dotarciu do celu okazało się, że faktycznie jest tam sporo wiary, ale ku mojemu zadowoleniu dużo było rowerzystów, niedzielnych bo niedzielnych, ale zawsze :) Standardowo wieża i pomost. Miesiąc temu jak byłem na Świdwiu to jeziorko było skute lodem, ale także otoczone promieniami słońca.
Świdwie z wieży© sargath7
Na pomoście© sargath7
Łabędź - więcej ptactwa nie było :(© sargath7
Wieża z pomostu© sargath7
Kategoria Wycieczka
Dane wyjazdu:
123.33 km
40.00 km teren
Usedom
Sobota, 23 kwietnia 2011 · dodano: 25.04.2011 | Komentarze 17
Zwiedzanie wyspy Uznam doszło do skutku, a właściwie ewoluowało z pierwotnej trasy jaką zaproponował Paweł. Umówiliśmy się, że skoczymy chwilę po wyspie, a potem zawiniemy się po niemieckiej stronie do Szczecina. Szczerze powiedziawszy bardziej zależało mi na dokładnym spenetrowaniu wyspy i przeliczyłem się, bo wbrew pozorom wielkość wyspy jest przeciwnie proporcjonalna do tego co oferuje i to w pozytywnym tego zdania znaczeniu.O 7:25 pociągiem dotarliśmy do Świnoujścia i na miejscu odwiedziliśmy centrum informacji turystycznej, gdzie nabyłem mapy. Następnie szybki posiłek (hot-dog) i około godziny 11:00 przekroczyliśmy granicę na wyspie Uznam. Okazało się że cała wysepka posiada wokoło coś blisko 200km tras rowerowych. Udało mi się przekonać Pawła, że czasu starczy tylko na wyspę i wracamy do Szczecina pociągiem :D
Klimat wyspy jest nie do opisania, coś wspaniałego. U nas nadmorskie miejscowości kojarzą się głównie z promenadą obstawioną straganami gdzie można kupić wszelakiego rodzaju nikomu nie potrzebne śmieci, plaże zaśmiecone, a pobliskie zarośla pełniące rolę szaletów w(m)iejskich.
Natomiast na wyspie Uznam wszystko zostało pomyślane z głową, z resztą jak większość turystycznych miasteczek w Niemczech. Handel nie rzuca się w oczy, wszędzie są wydzielone miejsca dla jednośladów i pieszych. Sieć dróg jest tak rozplanowana w taki sposób, że praktycznie w ogóle nie odczuwa się obecności samochodów. Czyste toalety można spotkać na każdym kroku, z ciepłą wodą mydłem i pełnym dystrybutorem papieru, co w znacznym stopniu zmniejsza robienie wiochy w pobliskich zaroślach.
Większość trasy rowerowej biegnie wzdłuż brzegu morza, a wydmy zamieniające się w wysokie klify zapewniają niesamowite wrażenia. Ku naszemu zadowoleniu duży procent trasy można było pokonać w wersji terenowej. Ogólnie traska dla rowerów miejskich przebiega utwardzonymi ścieżkami po wyznaczonym szlaku, ale jest wiele miejsc gdzie można odbić na naprawde ciekawe odcinki „korzenne” :)
Pogoda była dość różna o tej w Szczecinie, ze względu na silny wiatr wiejący od morza, a co najgorsze bardzo lodowaty. Ubraliśmy się bardzo cienko więc odczuliśmy aurę bardzo mocno, temperatura na poziomie 13* spowodowana silnym wiatrem dawała o sobie zapomnieć tylko na okrytych odcinkach leśnych.
Cała wyspa tętniła pełnią życia, taką ilości rowerów jak tam można porównać do Berlina. Jest tylko jeden problem ... piesi łażą po ścieżkach nagminnie, przez co zaliczyłem dość poważną glebę (zarejestrowała się na filmiku). Co prawda gdy zauważą rowerzystę to schodzą sami, a nie tak jak u nas jeszcze próbują dyskutować, ale jednak jest to problem, którego nie zauważałem np. w Berlinie.
Trasa jaką zrobiliśmy to Świnoujście – Ahlbeck – Heringsdorf – Bansin – Loddin – Koserow – Zempin – Zinnowitz – Trassenheide – Karlshagen – Pennmunde
i z powrotem.
Jestem pewny że będzie to do powtórki w najbliższym czasie, bo jest jeszcze sporo do zobaczenia mimo małych rozmiarów wyspy, czasu mieliśmy mało, bo ze Świnoujścia pociąg odjeżdżał o 20 z minutami więc byliśmy ograniczeni czasowo dość mocno, osiem godzin na wyspie to bardzo mało. W Szczecinie po 22 zawinęliśmy się z dworca, najgorszy był powrót bo w wyniku upadku straciłem przednią lampę, a tylnej nie miałem :(
Podsumowując wypad oceniam na duży plus, nie powiem że bardzo duży ze względu na upadek, akurat kręciłem jadąc filmik, gdy Niemka będąca na ścieżce postanowiła mi ustąpić, zawahała się i skończyło się to na bardzo mocnym obiciu łokcia i otarciu kolana. Coś ostatnio mam za dużo wypadków :(
Poniżej trochę fotek :)
Domki Ahlbeck© sargath7
Promenada w Ahlbeck© sargath7
Muzeum w Heringsdorf© sargath7
Buydnki koło molo w Heringsdorf© sargath7
Hotel w Bansin© sargath7
Widok z mola w Bansin© sargath7
Widok na Bansin© sargath7
Samolot :)© sargath7
Terenowe traski na klifach© sargath7
Tutaj wiatr nie był tak odczuwalny© sargath7
Klify między Loddin, a Bansin© sargath7
Dorzuciliśmy się do zbiórki w Loddin :)© sargath7
Automaty z detkami w Loddin© sargath7
Leśne trasy między miasteczkami© sargath7
Jezioro Kolpinsee© sargath7
Widok na prawo Kolpinsee© sargath7
Kaczka© sargath7
Jeszcze jedna© sargath7
Punkt widkowy przed Koserow© sargath7
Inne ujęcie© sargath7
Plaża w Loddin© sargath7
Koserow© sargath7
Chwila odpoczynku w spelunce :)© sargath7
Wygiac po dwa palce po bokach i Szwedzi się obrażą :))© sargath7
Zinnowitz© sargath7
Ruiny przed Pennmunde© sargath7
Port w Pennmunde z konwencjonalną łodzią podwodną :)© sargath7
Na wprost Kroslin© sargath7
Piękny odcinek leśny na powrocie z Pannmunde© sargath7
Kościół w lesie koło Bansin© sargath7
Kamieniczka w Bansin© sargath7
Widok z molo w Heringzdorf© sargath7
I na koniec filmik jeśli ktoś dotrwał :D:D:D, sorki ale nie mogłem się powstrzymać przed dodaniem tylu fotek :D